Wiele było znaków zapytania przed pierwszą walką „Polskiego Księcia” po zmianie kategorii wagowej. Czy okaże się, że to dobra decyzja? Czy Fonfara ma potencjał na to, by poradzić sobie w wśród cięższych rywali? Jak wypadnie jego – widowiskowy, ale problematyczny – styl, po dłuższej przerwie? Odpowiadamy krótko: jest dobrze.
Debiut Polaka w nowej kategorii miał być wyjątkowym wydarzeniem i faktycznie takim się stał. Boksował na Torwarze, choć pierwotnie walka miała się odbyć w Nowym Yorku. To właśnie w USA Fonfara spędził większość swej kariery. Tak się jednak złożyło, że trafił do Warszawy i to na halę, która jest dla niego specjalnym miejscem. Dlaczego? Bo leży tuż obok stadionu Legii. A 30-letni Polak jest wielkim fanem „Wojskowych”. Zresztą, wyraźnie było słychać, że jego bracia po szalu nie zawiedli – doping przy okazji walki wieczoru robił wielkie wrażenie, a na trybunach mogliśmy dostrzec m.in. Arkadiusza Malarza.
Wszyscy oczekiwali, że Fonfara znokautuje swojego rywala. Tym był Ismail Siłłach, któremu w przeszłości zdarzyło się zostać pretendetem do tytułu mistrza świata. Rywal nie z najwyższej możliwej półki, ale solidny, potrafiący naprawdę mocno przyłożyć. Zwłaszcza z perspektywy kogoś, kto do tej pory walczył z facetami lżejszymi o kilkanaście kilogramów. O wynik walki można więc było być niespokojnym, a sam Fonfara mówił, że „to dla niego wielki test”.
Cruiserweights: Andrzej Fonfara defeats Ismail Sillakh, 6rd. TKO, in Warsaw, Poland. #boxing pic.twitter.com/0OVS1AvLyB
— przemek garczarczyk (@garnekmedia) June 16, 2018
I faktycznie, w pierwszych rundach Ukrainiec dawał się Polakowi we znaki. Jego sierpowe dochodziły celu, skutecznie przełamywał gardę Fonfary, ale sam też obrywał, zresztą ciosy Polaka częściej sięgały celu. Nie dziwiło nas to specjalnie, przyzwyczailiśmy się, że walki „Polskiego Księcia” są otwarte, nierzadko kończą się też bijatykami. Martwiliśmy się tylko, by to nie on skończył na deskach, co przecież zdarzało mu się w karierze już kilka razy. I stało się głównym powodem jego niepowodzeń na drodze do mistrzowskich laurów.
Na szczęście Fonfara nie trzymał nas długo w niepewności. Dokładniej rzecz ujmując: do szóstej z dwunastu zaplanowych rund. To wtedy posłał serię ciosów, którą zmusił sędziego do zakończenia pojedynku. Nie przeszkodziły mu w tym otrzymane sierpy, nie przeszkodziło rozcięcie nad okiem, którego nabawił się podczas przypadkowego zderzenia głowami, nie przeszkodziła presja, z jaką się zmagał. Wygrał w swoim stylu, jak zwykł to robić.
"Zdaję sobie sprawę, że rywale w cruiserweight są mocni. Mam 30 lat, przede mną jeszcze parę lat boksowania. Na pewno dam kibicom jeszcze dużo emocji."
Andrzej Fonfara po wygranej walce na WBN. #WarsawBoxingNight pic.twitter.com/ZYFf4vmRno— Konrad Kryk (@Konrad_lbn) June 16, 2018
Fonfara zdał pierwszy test w nowej kategorii wagowej. Teraz pora na kolejne, z rywalami z nieco wyższej półki. Takiej, która pozwoliłaby Polakowi zagościć w dziesiątce najlepszych zawodników wśród „cruiserów”. „Polski Książę” jest na razie ostrożny, nie mówi wprost, że chciałby sięgnąć po pas, nie próbuje też oceniać swoich możliwości. Nie mamy jednak wątpliwości, że zmiana kategorii wagowej miała na celu ponowną próbę walki o najwyższe cele. Taki był (i jest) plan.
Jeśli wszystko pójdzie tak, jak chcieliby tego kibice, to Fonfarze uda się go zrealizować. Ale to scenariusz, w którym musiałby stawiać każdy krok perfekcyjnie, a każdy cios posyłać idealnie wymierzony. Na ten moment trudno marzyć o mistrzostwie, można o kolejnych wygranych walkach. I tego byśmy Fonfarze życzyli. Dajesz, Andrzej!
Fot. NewsPix