Reklama

Mundial, który czyni bogatym (1)

redakcja

Autor:redakcja

14 czerwca 2018, 14:16 • 6 min czytania 26 komentarzy

Strażacy mają obchody świętego Floriana. Dzień trzeźwości przypada piątego kwietnia, pierwszego stycznia obchodzimy dzień kaca. Swoje uroczyste chwile mają pieczarki (22.04), pracoholicy (12.08), postacie z bajek (05.09), buraki (24.10), a skoro obchodzimy nawet Dzień Niezdecydowanych Co to Za Dzień (24.09) i Międzynarodowy Dzień Kopania Rowów (04.02), to znaczy, że swoje święta w kalendarzu mają wszyscy.

Mundial, który czyni bogatym (1)

Nikt nie jest bardziej uprzywilejowany niż kibic piłkarski, bowiem dla niego świętem może być każdy mecz ulubionej drużyny, każda potyczka biało-czerwonych, każdy ekstraklasowy szlagier za dychę, każde Podbeskidzie – Łęczna. Odpowiednio uważny fanatyk kopanej święta ma przez cały rok, gdzie każdy nowy transfer Bytovii Bytów jest jak choinka, zmiana trenera w Villarreal to żur z jajkiem, a wizyta na Iskrze Stolec jest jak siódmy pączek w Tłusty Czwartek.

Nie zmienia to jednak faktu, że świętem ostatecznym, dla kibica najdonioślejszym, wigilią wszystkich wigilii, jest dzień, w którym zaczyna się mundial.

Mój teść wczoraj miał wypadek w robocie. Naprawia maszyny i tym razem maszyna była na tyle uparta, że wypisała mu rachunek z koniuszka środkowego palca. Przypadek bolesny. Los nielekki. Uciążliwość? Mało powiedziane.

Ale z drugiej strony, mógł się zdarzyć znacznie gorszy czas, by znaleźć się przez miesiąc na zdrowotnym.

Reklama

Nie wiem, ilu z was czytywało lub wciąż czyta CD-Action. Był tam kiedyś redaktor El General Magnifico. Ten niestety świętej pamięci już omnibus był wiele lat oficerem Wojska Polskiego, później pisał scenariusze, tłumaczył książki z rosyjskiego i angielskiego, a w CD-Action zawyżał elokwencję przy okazji recenzowania najrozmaitszych przygodówek.

Kiedyś, przy okazji redakcyjnej ankiety otrzymał pytanie:

Jaki jest najlepszy zawód świata?

El General opowiedział historię malarza, który tworzył swoje obrazy oblewając nagie panny farbą, a potem przetaczając je po płótnie.

On, w całej swej skromności, chętnie podjąłby się mycia pędzli.

Jest to obiektywnie najlepsza odpowiedź, jakiej da się udzielić na to pytanie, ale myślę, że bycie dziennikarzem sportowym podczas mundialu miałoby szansę na miejsce w czołówce, a mówię to z całym szacunkiem dla niezmierzonej różnorodności zawodów, ich większej szlachetności, nie mówiąc o pożyteczności.

Reklama

Mimo to upieram się: w tabeli powalczylibyśmy o Intertoto.

Futbolowi bogowie to najlepsi scenarzyści świata. Nikt nie może im się równać, wszyscy inni stoją na straconej pozycji. Jeśli młody adept sztuki scenopisarstwa w swoim autorskim “Kapitanie Radom” umieściłby fabularny odpowiednik 1:7 Brazylii z Niemcami, zostałby z miejsca wykopany ze szkoły za morderstwo na suspensie. Gdybyśmy na ekranie kinowym zobaczyli dramatyczne odpowiedniki piłkarskiego sukcesu Islandii, będącej o jedenastki od strefy medalowej mistrzostw świata Kostaryki, czy wreszcie Grecji wygrywającej Euro tuż po oklepie od Pawła Kaczorowskiego, uznalibyśmy to za ckliwą, naiwną historyjkę, dobrą dla dzieciaków w wieku przedszkolnym.

Tymczasem futbolowym bogom wszystko uchodzi płazem, z korzyścią dla tych, którzy śledzą pisane przez nich historie. Za chwilę zaczną swój festiwal i jak zwykle znów wydarzy się wszystko.

Dosłownie. Będą gwiezdne wojny, batalie potęg ze składami wartymi PKB średniej wielkości afrykańskiego państwa. Pewne futbolowe imperia upadną, a huk implozji będzie większy i ciekawszy, niż niejedno zwycięstwo. Będą niespodzianki tam, gdzie nikt ich się nie spodziewa, powiedzmy: gdzie czołowy piłkarz przez cały sezon zagrał piętnaście minut (pozdrowienia dla Ashkana Dejagaha), gdzie za ofensywne bajlando odpowiada 37-latek o pseudonimie “Grubcio” (pozdrowienia dla  Luisa “el gordito” Tejady), albo gdzie – oby! – najlepszy obrońca jeszcze parę dni temu miał mieć bark, nadający się tylko do zastawienia go w lombardzie.

Mistrzostwa świata tworzą też własny kalejdoskop gwiazd, ignorując zastany, zapewniając tym świeżość. Lubują się w efektownych kometach – zawodnikach, których ktoś za chwilę niezdrowo przepłaci, którzy nigdy nie potwierdzą potencjału, ale którzy za te kilka tygodni na rosyjskiej ziemi zyskają w swoich krajach nieśmiertelność. Nawet znając więc piłkę na wylot, wszystkie układy, wszelkie siły, skład Barcelony do 85/86 i jedenastkę Celtiku zdobywającego Puchar Europy, masz pewność, że zostaniesz zaskoczony.

Bohaterowie i antybohaterowie, walka o przejście na karty historii. Losy rozstrzygane w ostatnich sekundach, szala przeważona przez jeden błąd, jedną osobistą traumę i jeden strzał życia. Wszystko z wielką intensywnością, dzień po dniu, bez chwili wytchnienia. A jeszcze w tym całym kotle opowieści Polacy, podczas meczów których na polskich ulicach nie uświadczy się psa z kulawą nogą, nawet on będzie śledził mecz chociaż na Telegazecie.

Jerzy Pilch pisał o swojej babce, że była opowiadaczem totalnym. Jeśli chciała – dajmy na to – opowiedzieć, że spotkała na ulicy kuzyna, musiała najpierw opowiedzieć całą historię jego rodu i całą historię jego życia, wszelkie istotne zagadnienia dotyczące jego żony, a także jej poprzednich adoratów i konkubentów; wartkim potokiem płynęła opowieść o przebytych chorobach, radosnych uniesieniach, zakrętach losu, niewdzięcznej dzieciarni, a dopiero na koniec o dziurawym palcie, które na siebie założył mimo słonecznej pogody.

Takim totalnym opowiadaczem jest też mundial, jeśli można mu się oddać w pełni. Najlepsze moim zdaniem mundiale to ten z 1998 i 2014 – dlaczego? Być może faktycznie były najlepsze z tych, które oglądałem. A może decydujące jest to, że w 1998 miałem nogę w gipsie i mogłem obejrzeć wszystko, a w 2014 pracowałem na Weszło i znowu mogłem obejrzeć wszystko. Tak można wycisnąć mistrzostwa do ostatniej kropli.

Jednym z najbardziej pamiętnych dla mnie doświadczeń z 2010 był nieprzebrany żal, gdy ze względów tak nieistotnych jak praca przegapiłem 2:1 Brazylii z Koreą Północną. Przed meczem wydawało się, że za tym akurat starciem płakać się nie będzie – ot, wystarczy skrót bramek ze spodziewanego 5:0 i szlus. A potem Koreańczycy, uważani za największą egzotykę na całych mistrzostwach, zagrali swój mecz życia, strzelili bramkę, bohatersko walczyli. Uwielbiam takie mecze, a ten straciłem – cóż, może patos, ale prawda – na zawsze.

Na mundialu nie ma nieważnych meczów. Dzisiaj podobno najgorsze otwarcie w dziejach, Rosja – Arabia Saudyjska. Przyznam, że nie są to zespoły, które miałbym ochotę oglądać w jakichkolwiek innych okolicznościach. Ale dzisiaj okoliczności są takie, że nie mogę się doczekać pierwszego kopnięcia. Arabia Saudyjska zimą przegrała nawet Gulf Cup, mało – nie wyszła tam z grupy, oglądając plecy choćby Omanu.  Ich kadra to chłopaki z rodzimej ligi, którym nie chce się nigdzie wyjeżdżać, bo nikt im tak nie zapłaci. Osama Hawsawi, kapitan, jak trafił do Anderlechtu, zagrał bodaj kilkanaście minut i wrócił pod klosz. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że są nieprzyzwoicie słabi i sprawdzenie, czy naprawdę na turniej dostała się ekipa, którą obiłby bez trudu Stomil Olsztyn (sekcja kobieca), grzeje mnie.

Z drugiej strony Rosjanie, z marniutką kadrą, z defensywą łataną Mario Fernandesem i pamiętającym carskie czasy Siergiejem Ignaszewiczem. Zespół, co do którego zarazem w kraju są gigantyczne oczekiwania, co musi pętać im nogi. Wszystko w obozie Rosjan aż prosi się pod spektakularną, zajmującą katastrofę.

Taką, jak męczarnie z Arabią Saudyjską.

Może nie będzie to mecz najpiękniejszy, może nie będzie rajdów od bramki do bramki, może nikt nie strzeli przewrotką w stylu Tsubasy. Ale kontekstów jest dość, bym od rana siedział na krawędzi krzesła.

A przecież jakby musieć skreślić dziesięć meczów ze stawki, kto wie czy ten nie otwierałby listy.

Tak mundial każdego kibica czyni bogaczem, każdego nakarmi, każdego nasyci.

Leszek Milewski

PS: Blog będzie trwał cały mundial, z zastrzeżeniem jednej czy dwóch wymuszonych przerw. Ktoś nierozsądny ustalił datę wesela, na które muszę się wybrać, na 23-24 czerwca.

Napisz autorowi, że dzisiejszy felieton był jak 0:2 z Ekwadorem

Fot. FIFA/Youtube

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
0
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Felietony i blogi

Komentarze

26 komentarzy

Loading...