– Myślę, że powinno tak to wyglądać, że jak piłkarz się wybije w kraju, zanim wyjedzie za granicę, powinien trochę pograć w czołowej drużynie w lidze, zbudować sobie pozycję – mówił jakiś czas temu Dariusz Mioduski w wywiadzie dla serwisu sportowefakty.pl. Od razu było wiadomo, że odleciał, ale teraz jeszcze bardziej widać, jak absurdalnie ta teza wygląda.
Można mówić, że Legia jest najlepszych klubem w Polsce i nie będzie w tym stwierdzeniu cienia przesady. Stołeczni w ostatnich latach zdominowali rozgrywki ligowe i nie ma na nich mocnych. Nawet jeżeli zaliczają dwucyfrową liczbę porażek, w ostatecznym rozrachunku i tak sięgają po mistrzowski tytuł. W międzyczasie nie stali się jednak klubem, do którego lgną wszyscy wybijający się ligowy. Często są za drodzy. Gdy zgłasza się Legia, rywale podnoszą swoje oczekiwania finansowe. To jedna sprawa. Z drugiej strony konkurencja nie widzi też potrzeby oddawania swoich graczy Legii, by później dostać procent z kolejnego, zagranicznego transferu, co również proponował Mioduski. Po prostu nie ma sensu, co pokazują nie tylko ostatnie przykłady fortuny, jaką na Krzysztofie Piątku i Arkadiuszu Recy zbiły odpowiednio Cracovia i Wisła Płock. Wystarczy spojrzeć na dziesięć najdroższych transferów wychodzących z Ekstraklasy.
W zestawieniu znajdziemy zaledwie trzech piłkarzy Legii.
Ondrej Duda wypromował się w Warszawie i za 4,2 mln euro (dane za transfermarkt.de) odszedł do Herty Berlin. Dawid Janczyk, w odległych czasach, powędrował do Rosji, a Łukasza Fabiańskiego dostrzegł Arsenal. Z wyjątkiem Dudy – futbolowa prehistoria. No i to byłoby na tyle. Sugestia, że Legia mogłaby stanowić punkt tranzytowy między skromniejszymi polskimi klubami a zagranicą jest tak naprawdę do obalenia w kilka sekund. To znaczy mogłaby, jasne, ale byłoby to opłacalne tylko i wyłącznie dla niej samej. A wzmacnianie Legii raczej nie jest na rękę konkurencji.
Konkurencji, która widzi, że stawianie na młodych coraz bardziej się opłaca. Co więcej – to nie muszą być nie wiadomo jakie perełki. Piątek? Jasne, ma talent, liczby i – jak na swój wiek – spore doświadczenie w Ekstraklasie. Kwota i tak jest jednak zaskakująco wysoka, choć poziom zaskoczenia zdecydowanie niższy względem odejścia Arkadiusza Recy, który ma za sobą tak naprawdę pierwszy dobry sezon.
Sezon, który zresztą nie zaczął się dla niego najlepiej, bo po czterech pierwszych spotkaniach, które zaczął w wyjściowym składzie, wylądował na ławce. Do regularnej gry wrócił dopiero pod koniec września i wtedy faktycznie nie oddał już miejsca w podstawowej jedenastce, ale najczęściej jako lewy obrońca. No ale właśnie – nie prezentował się aż tak dobrze, żebyśmy spodziewali się po nim takiego transferu. I to już w tym momencie. Wniosek jest prosty – stawianie na młodych się opłaca i bardzo szybko może przynieść profity. A gdyby poszedł do Legii – pytanie, czy ta w ogóle zwróciła na niego uwagę – Wisła Płock nie otrzymałaby pewnie nawet jednej czwartej tej kwoty.
W pierwszej dziesiątce, oprócz Dudy, Piątka i Recy, znajdziemy jeszcze Jana Bednarka (odejście z Lecha), Adriana Mierzejewskiego (Polonia), Bartosza Kapustkę (Cracovia), Roberta Lewandowskiego (Lech), Dawid Kownacki (Lech). Jeszcze niedawno w dziesiątce znajdowali się Teodorczyk (Lech) czy Marcelo (Wisła).
Wisła Płock i Cracovia bez warszawskiego pośrednictwa sprzedają zawodników za kwoty, których “Wojskowi” prawie nigdy nie zarabiali na transferach. I gdzie ta dominacja Legii, która miałaby sprzedawać za granicę i dawać wielki procent poprzednim klubom?
Fot. FotoPyk