Reklama

Ciężkie nogi Senegalu

redakcja

Autor:redakcja

31 maja 2018, 22:15 • 3 min czytania 36 komentarzy

Senegal wraca na mistrzostwa świata po szesnastu latach przerwy. W 2002 roku dotarł do ćwierćfinału i dziś marzy, żeby ten wynik powtórzyć. Przygotowania do upragnionego celu rozpoczął od meczu towarzyskiego z Luksemburgiem, rywalem teoretycznie niewymagającym. Jasne, Luksemburg nie tak dawno urwał punkty Francji, pewnie poradziłby sobie z przykładową Sandecją, ale umówmy się – dla naszego grupowego przeciwnika miał to być spacerek. Przetarcie przed znacznie poważniejszymi wyzwaniami. Wyglądało to jednak zgoła inaczej.

Ciężkie nogi Senegalu

Senegalczycy nie posłali do boju najsilniejszej jedenastki. Nie zagrał przede wszystkim Mane, który odpoczywa po finale Ligi Mistrzów. Generalnie jednak wydaje się, że Aliou Cisse ma już przygotowaną jedenastkę, ewentualnie waha się nad przy obsadzie jednej czy dwóch pozycji. W końcu już dwa tygodnie temu podał 23-osobową kadrę, która wybierze się do Rosji. Zupełnie inaczej niż Adam Nawałka, ktseóry najpierw powołał trzydziestu pięciu graczy, a później zrezygnował z trzech zawodników.

Po takim spotkaniu trudno wyciągać wiążące wnioski. No bo spójrzmy – Senegalczycy mieli problemy z płynnością gry. Nie pokazali niczego wielkiego, jednak pamiętajmy – to ich końcowy etap przygotowań. Nie wiadomo, jak ciężkie treningi mają w nogach. Spotkali się pod Dakarem, później wyjechali do Europy. To bardziej rozpoznanie, czym mogą dysponować, niż faktyczna ocena ich dyspozycji. Na pewno nie możemy powiedzieć, że dominowali od samego początku. Luksemburczycy nie dali zamknąć się na własnej połowie, podwajali, wykreowali sobie nawet jedną dobrą sytuację. Z kolei Senegal – dwa razy groźnie uderzał Niang, aktywny był również Balde, ale to tyle. Akcje wyglądały na rwane, momentami mocno wymuszone. Nawet w sytuacji trzech na trzech nie potrafili stworzyć większego zagrożenia. Nie popadajmy jednak w przesadny optymizm – w meczu z Polską zapewne będzie to wyglądało inaczej. W końcu formę szykuje się na mecz otwarcia, a nie sparing z europejskim kopciuszkiem.

Na pewno potwierdziło się, że Senegal potrafi momentalnie przyśpieszyć. Nawet bez Mane. Z tego względu kilka razy robiło się groźnie pod bramką Luksemburgu, ale brakowało albo ostatniego podania, albo wykończenia. Tak jak w końcówce pierwszej połowy, kiedy Niang dośrodkował, luksemburski obrońca prawie wbił piłkę do własnej bramki (słupek), a dobitka Sarra okazała się nieskuteczna. W drugiej połowie Senegal prezentował się lepiej, ale oglądaliśmy przede wszystkim akcje indywidualne. Szwankowała współpraca, nie wychodziły akcje zespołowe. I tym sposobem Luksemburg utrzymał bezbramkowy remis.

Remis, który oczywiście o niczym nie świadczy, ale na ten moment trudno bać się tak dysponowanej drużyny. Tylko – jak wspominaliśmy – za kilkanaście dni nasz grupowy rywal zapewne będzie prezentował się inaczej.

Reklama

Tym bardziej że plany ma wielkie. – Napiszemy własną historię, uczynimy nasz naród dumnym. Damy radość ludziom z Senegalu – mówił kilka dni temu kapitan Cheikhou Kouyate.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

36 komentarzy

Loading...