– Mimo że na Euro nie strzelił bramki, to wykonuje fantastyczną pracę, ściąga na siebie obrońców i dzięki temu inni zawodnicy mają sytuacje – jeszcze przed ćwierćfinałem z Portugalią tak o Robercie Lewandowskim mówił Adam Nawałka. Pomimo że nasz eksportowy napastnik zasilił po tamtym turnieju wiele jedenastek rozczarowań, u nas niejako z urzędu był usprawiedliwiany. Być może z dzisiejszej perspektywy nie ma już sensu oceniać, w jakiej formie Lewy faktycznie był przed dwoma laty. Można za to powiedzieć, że tym razem poprzeczka będzie zawieszona znacznie wyżej i gole Lewandowskiego na mundialu w Rosji zwyczajnie będą nam potrzebne.
Inna sprawa, że Lewandowski sam najbrutalniej rozprawił się z tym całym chwaleniem go za ściąganie uwagi obrońców na Euro. W eliminacjach do mistrzostw świata pokazał bowiem, na czym polega jego prawdziwa rola w naszej reprezentacji – strzelał gole w 9 z 10 meczów i łącznie 16 razy pokonał bramkarza rywali. I to właśnie jest jego naturalna rola i tego od niego wszyscy oczekują, niezależnie od tego, czy akurat absorbuje uwagę obrońców rywala, czy też nie.
Jeżeli chcemy marzyć o czymkolwiek na mundialu, czyli na przykład o wyjściu z grupy, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że będzie nam do tego potrzebny Lewandowski z eliminacji do mundialu, a nie ten z Euro. A tym bardziej, że Lewy jedzie na mundial po sezonie klubowym, w którym zapracował na tytuł drugiej strzelby świata. Spośród wszystkich zawodników, którzy na przełomie czerwca i lipca będą rywalizować na rosyjskiej ziemi, tylko jeden z nich przez ostatni rok trafiał do siatki z większą częstotliwością. I był nim Cristiano Ronaldo.
Zróbmy mały przegląd liczb z właśnie zakończonego sezonu klubowego. Dla najlepszych strzelców z wszystkich 32 mundialowych reprezentacji wygląda to następująco:
Pod względem liczby goli zwyciężył Leo Messi z 45 trafieniami, za nim uplasowali się Cristiano Ronaldo i Mohamed Salah z 44 golami, a po nich witamy już Roberta Lewandowskiego ex aequo z Harrym Kanem, którzy mają na koncie 41 bramek. Jeżeli jednak uwzględnimy czas spędzony na boisku, Lewandowski podjedzie jeszcze wyżej. Nie uwzględniając Marcusa Berga ze Szwecji, który robi co chce w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, czyli niezbyt poważnych rozgrywkach, od Polaka lepszy okazał się tylko wspomniany Ronaldo. Portugalczyk trafiał w tym sezonie dla Realu średnio co 83,6 minuty, natomiast Lewy trafiał raz na 91,6 minut. Reszta była już pod tym względem słabsza.
Spójrzmy więc na posegregowaną czołówkę najskuteczniejszych piłkarzy występujących w TOP5 najsilniejszych lig Europy. Oczywiście założenie pozostaje to samo – z każdej reprezentacji bierzemy jednego, najlepszego strzelca:
U Lewandowskiego wygląda to więc tak, że średnio niemal w każdym pełnym spotkaniu Bayernu potrafił umieścić piłkę w siatce i – z wyłączeniem Cristiano Ronaldo – był pod tym względem lepszy od całej światowej konkurencji. Co więcej, liczby Roberta jeszcze lepiej wyglądają w reprezentacji, i to nawet przy uwzględnieniu słabego strzelecko Euro 2016. W ostatnich 25 meczach kadry o stawkę średnio trafiał do siatki raz na 76,2 minuty. Na każdym polu swoimi liczbami cholernie wysoko zawiesił sobie poprzeczkę i – jeśli od kogoś mamy prawo czegokolwiek oczekiwać – to właśnie od niego.
Kolejnym aspektem, który pozwala wierzyć, że tym razem Robert będzie w lepszej dyspozycji niż przed dwoma laty, jest liczba rozegranych przez niego minut w minionym sezonie. W ostatnich rozgrywkach grał bowiem mniej niż Messi, Salah, Kane, Cavani, Griezmann i wielu, wielu innych. W porównaniu do sezonu 2015/16, po którym graliśmy na Euro we Francji, Lewy ma w nogach 479 boiskowych minut mniej, czyli ponad pięć pełnych spotkań. Jako że najmocniej oszczędzany był wiosną, już po sprowadzeniu przez Bayern Sandro Wagnera, może to mieć niebagatelne znaczenie w kontekście jego turniejowej dyspozycji.
Za chwilę, bo już w sierpniu, Lewandowskiemu stuknie 30 lat. Być może jest to dla niego ostatni tej rangi turniej, do którego podejdzie jako czołowy piłkarz świata. I musi zrobić wszystko, by tym razem trenerzy, koledzy z drużyny czy kibice nie musieli stawać na rzęsach, by wyszukać argumenty potwierdzające dobrą grę Roberta. Przeciwnie, w obliczu kłopotów na innych pozycjach oraz siły poszczególnych rywali, Lewy tym razem musi udźwignąć ciężar prowadzenia tej drużyny do zwycięstw na wielkim turnieju. W przeciwnym przypadku przełom czerwca i lipca może być dla nas średnio udany.
MICHAŁ SADOMSKI