Sensacji jednak nie będzie. Ruch Chorzów – przyznajmy – całkiem ambitnie walczył o uratowanie miejsca w pierwszej lidze, ale porażka z Zagłębiem Sosnowiec przesądziła o losie Niebieskich. Zwycięstwo z Odrą Opole w poprzedniej kolejce co prawda pozwoliło piłkarzom i kibicom zachować resztki złudzeń, lecz na więcej nie starczyło… właściwie to nie starczyło wszystkiego. Tym samym Ruch dołączył do szerokiego grona zespołów, które po spadku z Ekstraklasy ekspresowo lecą jeszcze jedno piętro niżej, zaliczając równie głośną wywrotkę.
Przyczyny upadku chorzowskiego klubu są doskonale znane. Wszystko, co najgorsze, zaczęło się od polityki życia na kredyt praktykowanej na wielką skalę przez byłego prezesa Ruchu, Dariusza Smagorowicza. Nieudolne zarządzanie Samagorowicza swoje żniwo zebrało zresztą także w pierwszej lidze. To właśnie za ekstraklasowe grzechy Niebiescy jeszcze przed startem sezonu dostali pięć ujemnych punktów. Kolejne oczko stracili już wiosną i był to minimalny wymiar kary, bo pierwotnie Komisja Licencyjna odebrała im aż sześć punktów za niespłacone zobowiązania finansowe. Łączny bilans jest więc dla Ruchu tragiczny. Gdyby nie dotkliwe, acz w pełni zasłużone kary, Niebiescy przed ostatnią kolejką wciąż mieliby matematyczne szanse na utrzymanie.
Nawet jeśli Ruch sportowo prezentował się najwyżej jako tako, to głównej przyczyny spadku do drugiej ligi należy szukać w organizacyjnym burdelu, który zaprowadził klub na skraj przepaści. Kolejni trenerzy oraz zawodnicy i tak bardzo długo próbowali łapać równowagę. Bezskutecznie, bo Ruch po prostu musiał spaść. Dosłownie i w przenośni. Najgorsze jest jednak to, że kiedy patrzymy na przypadek chorzowian, to przed oczami z miejsca stają nam przykłady klubów, które na przestrzeni kilku ostatnich sezonów, były w bliźniaczej sytuacji. I tak samo, jak Ruch poleciały na łeb na szyję właśnie przez problemy organizacyjne. Jak widać, na Śląsku nie wzięli tego pod uwagę i zamiast nanieść niezbędne poprawki, tylko pogrążyli się w chaosie, który wcześniej strawił większość drużyn z TEGO tekstu.
To jednak nie konie, bo wskazuje na to, że już za tydzień los Ruchu podzieli drugi ubiegłoroczny spadkowicz z Ekstraklasy, czyli Górnik Łęczna. Przed ostatnią kolejką klub z Lubelszczyzny traci punkt do zajmującego barażowe miejsce Stomilu i ma w perspektywie wyjazd do Katowic. Sytuacja w Łęcznej jest w zasadzie analogiczna do chorzowskiej. Wpływ na słabą postawę drużyny na boisku ma przede wszystkim bajzel panujący w gabinetach ludzi rządzących klubem. Jeśli więc Górnik w przyszłym sezonie będzie grał szczebel niżej, to przede wszystkim za sprawą działaczy, którzy nie znają się na zarządzaniu i krok po kroku prowadzą klub w stronę upadku.
Mamy też uzasadnione obawy, że wielka wędrówka niedawnych ekstraklasowiczów po niższych ligach, wcale nie musi się skończyć na Ruchu, Łęcznej i innych klubach z naszego archiwalnego tekstu. Nie tak dawno pisaliśmy przecież o problemach Sandecji Nowy Sącz (tekst znajdziecie TUTAJ), które, co tu dużo mówić, nie wróżą jej najlepiej przed następnym sezonem. W Nowym Sączu wciąż mają jednak szansę, aby uporać się ze starymi przewinieniami. W Chorzowie okazji ku temu zwyczajnie nie wykorzystano (nie umiano wykorzystać?). Tym samym Niebiescy stali się kolejnym klubem, dla którego spadek z Ekstraklasy okazał się początkiem długiej tułaczki. Na wsłaściwy szlak udaje się wrócić tylko nielicznym i z reguły – jak pokazuje przykład ŁKS-u – odbywa się to bardzo mozolnie. Zdecydowanie łatwiej jest osiąść na samym dnie i wcale nie zdziwimy się, jeśli Ruch już wkrótce tam wyląduje.
Fot. 400mm.pl