Reklama

Futbol – wielka porażka Hitlera

redakcja

Autor:redakcja

13 maja 2018, 16:15 • 9 min czytania 13 komentarzy

Mundial w 1934 i 1938 wygrywa Benito Mussolini. Igrzyska w 1936 organizuje z rozmachem sam Hitler. Kto jeszcze nie rozumiał, że sport jest miejscem uprawiania wielkiej polityki, w latach trzydziestych XX wieku musiał pozbyć się złudzeń.

Futbol – wielka porażka Hitlera

Ale mimo potężnych nakładów, reprezentacja III Rzeszy na finałach wielkich imprez przegrywała, ustępując choćby dużo skromniej zorganizowanym Polakom.

***

Pierre de Coubertin przywracał Igrzyska Olimpijskie wierząc, że będą krzewić pokój na świecie. Baron dożył jeszcze igrzysk w Berlinie, absolutnej farsy z jego idei, które gdyby mogły, strzeliłyby sobie wtedy w łeb.

Berlin otrzymał prawo do organizacji igrzysk w 1931, czyli jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy. Adolf jednak doskonale wiedział, że otrzymał w spadku prawdziwy skarb, który można wykorzystać propagandowo w wielu dziedzinach.

Reklama

Po pierwsze: sukcesy sportowe ukorzeniały w rodakach filozofię aryjskiej rasy panującej, najsilniejszej i najlepszej we wszystkim, za co się zabiorą. Po drugie: mobilizowały młodzież do uprawiania sportu, a Hitler chciał przez wysiłek fizyczny wyrabiać dyscyplinę, hart ducha, tężyznę fizyczną przyszłych wojaków. Przez widok odbierających medale sportowców realizował te cele skuteczniej niż przez setkę charyzmatycznych przemów.

Po trzecie: międzynarodowa polityka. Hitler cały czas grał z Europą w kotka i myszkę, chcąc by jego roszczenia i doktryna były zaakceptowane na forum światowym. Odnosił w tym sukcesy, by przypomnieć choćby słynny faszystowski salut, jaki wykonali Anglicy przed meczem z Niemcami na polecenie brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, Neville’a Chamberlaina. Europejczycy bali się wojny, więc grali wedle hitlerowskich nut.

Igrzyska były kolejnym elementem rozgrywki. Zapraszał cały świat do siebie, pokazując im nowiutkie, zbudowane specjalnie na Igrzyska areny, w tym Stadion Olimpijski, basen z trybunami na dwadzieścia tysięcy widzów, dwie czysto piłkarskie areny – Poststadion (na 45 tysięcy widzów), Mommensenstadion (na 15 tysięcy widzów), a także szereg innych, równie imponujących jak na tamte czasy. Były to też pierwsze igrzyska, z których prowadzono transmisję telewizyjną. Relacje radiowe docierały do czterdziestu jeden krajów. Leni Riefenstahl dostała siedem milionów dolarów na nakręcenie filmu dokumentalnego, dzięki czemu powstała „Olympia”, która wyznaczyła na lata standardy robienia sportowych dokumentów.

Oczywiście, że nie obyło się bez incydentów, a cztery złote medale Jesse Owensa były solą w oku Hitlera. Ale to wielki mit, że Igrzyska z 1936 przez wyniki Owensa stały się porażką Niemiec. Było dokładnie odwrotnie: zrealizowały zdecydowaną większość celów. Hitler, wcześniej kreowany na potwora, zaprezentował się przed opinią publiczną krajów zachodnich jako człowiek – delikatnie mówiąc – może i kontrowersyjnych poglądów, ale także człowiek racjonalny, z którym można się dogadać i który jest gotowy na ustępstwa. Występ czarnoskórego Owensa był tego dowodem. Hitler przestał być postrzegany jako niezrównoważony szaleniec.

Propagandowo wygrał jeszcze więcej, bo Niemcy zdecydowanie wygrały Igrzyska.

Reklama

Screen Shot 05-13-18 at 10.28 AM

Hitler nie był kibicem piłkarskim, wolał choćby krykiet. Wiedział jednak, że futbol to sport masowy, w przeciwieństwie do – powiedzmy – gimnastyki. Zależało mu, by Niemcy miały najpotężniejszą drużynę w dyscyplinie, która stanowi opium dla tłumów. Dość powiedzieć, że cztery lata wcześniej w Los Angeles w ogóle nie grano w piłkę, dopiero w Berlinie przywracając kopaną w poczet olimpijskich dyscyplin.

Niemcy zaczęli od 9:0 z Luksemburgiem. Zaprezentowali się tak dobrze, że włodarze DFB zaprosili na mecz ćwierćfinałowy z Norwegią najważniejszych notabli w kraju, z Hitlerem na czele, który pierwszy raz miał obejrzeć piłkarskie starcie.

Niemcy zaczęli z animuszem. Przeważali, narzucali tempo, ale August Lenz w pierwszych minutach zmarnował dwie okazje. W siódmej minucie przyszła sensacja: Isaksen strzelił gola po kontrze. 0:1. Niemcy wciąż naciskali, ale bramka Johansena była jak zaczarowana. W 83 minucie Isaksen dobił Niemców. Sekretem norweskiej dyspozycji była taktyka trenera Asbjorna Halvorsena, który grał w Hamburgu i dobrze wiedział co przygotują Niemcy. Halvorsen wyprzedzał swoje czasy: był dla podopiecznych psychologiem, który umiał zmotywować, śledził wszystkie nowinki taktyczne, a także dbał o przygotowanie fizyczne piłkarzy jak mało kto wówczas.

Hitler wyszedł zniesmaczony przed ostatnim gwizdkiem. Niemcy poniosły klęskę.

Honor mieli ratować Austriacy, którzy grali dzień później z Peru. Ich mecz zakończył się jednak jednym z największych skandali w historii piłki nożnej.

Peruwiańczycy do przerwy przegrywali 0:2, ale w drugiej połowie odrobili straty. 2:2, dogrywka, a w tej strzelili pięć bramek. Norweski sędzia Thoralf Kristiansen do spółki z węgierskim asystentem Palem Von Hertzką (węgierskim w teorii – Von Hertzka urodził się w Cesarstwie Austro-Węgierskim), nie uznali trzech goli Peru, ale tabela wyników była nieugięta: 4:2.

W 119 minucie peruwiańscy kibice rzekomo wtargnęli na boisko i zaatakowali austriackiego piłkarza. Komitet Olimpijski w ogóle nie brał pod uwagę apelacji Peru – ci sugerowali prowokację – i kazał powtórzyć mecz. Peruwiańczycy w proteście wycofali się z Igrzysk. Solidarność z nimi ogłosiły wszystkie kraje Ameryki Południowej, Kolumbijczycy nawet zawrócili do ojczyzny całą olimpijską reprezentację. W Peru wściekły tłum palił olimpijskie flagi, a niemiecki konsulat obrzucono kamieniami. Miguel Dasso, członek peruwiańskiego komitetu olimpijskiego, powiedział wówczas:

– Europejczycy nie mają sportowców. Przypłynęliśmy tu i spotkaliśmy tylko handlarzy.

Austriacy w półfinale pokonali Polskę, a w finale czekali na nich Włosi. Włosi, czyli Mussolini, którego Squadra Azzurra stanowiła dla Hitlera modelowy przykład tego, jak piłka nożna może stanowić skuteczną propagandę faszyzmu. Prestiżowy mecz zakończył się zwycięstwem Włochów, kolejnym triumfem Duce, którego akcje rosły dzięki kolejnym wygranym w prestiżowych turniejach piłkarskich.

Ta zniewaga Hitlera miała zostać pomszczona dwa lata później. Cel tylko jeden – wygrać mistrzostwo świata.

Screen Shot 05-13-18 at 02.28 PM

Igrzyska Olimpijskie w paszczy lwa to też świetna postawa Polaków

***

Hitler do tego stopnia wierzył w propagandową siłę sportu, że po wojnie planował przenieść Igrzyska na stałe do Berlina. Zdążył zgłosił też Niemcy do organizacji igrzysk w 1942.

Miał wielką ochotę na mundial. Organizatora mistrzostw 1938 wybierano podczas kongresu FIFA – jakże wymowne – zorganizowanego w Berlinie we wrześniu 1936, a więc tuż po sukcesie niemieckich Igrzysk. Ostatecznie wybrano Francję nad Argentyną i – a jakże – Niemcami.

Impreza rwała się w szwach. Hiszpanię trawiła wojna domowa. Latynosi zrezygnowali, obrażeni, że znowu turniej będzie rozegrany w Europie. Brazylia jako  jedyna wyraziła chęć udziału, dostając się tym samym na finały bez eliminacji. Takie same widmowe kwalifikacje „przeszli” Kubańczycy, a także Holenderskie Indie Wschodnie, czyli dzisiejsza Indonezja.

affichecm1938

Faworytem był austriacki Wunderteam, uważany wówczas za najpiękniej grającą drużynę na świecie. Cztery lata wcześniej Austriacy polegli z Włochami w niejasnych okolicznościach. Po pierwsze: gospodarzom pomagają ściany, a mundial rozgrywano we Włoszech. Sędzia półfinału Austria ze Squadra Azzurra, Szwed Ivan Eklind, był dzień przed meczem osobistym gościem Mussoliniego. Dodatkowo tego dnia spadł rzęsisty deszcz, co nie ułatwiały gry zespołowi Hugo Meisla, bazującego na technice i wielkiej liczbie wymienianych podań. Taktykę Meisla uważa się za jeden z archetypów holenderskiego totaal voetbal. 

Austriacy jednak nigdy nie pomścili deszczowej porażki z San Siro. Niemcy trzy miesiące przed mistrzostwami świata we Francji dokonali Anschlussu Austrii, który oznaczał też koniec Wunderteamu. 3 kwietnia 1938, kilka tygodni po Anschlussie, zorganizowano Austriakom pożegnanie z Wunderteamem. Na Praterze, przy sześćdziesięciu tysiącach widzów, Niemcy były przeciwnikiem ostatniego meczu reprezentacji Austrii. Starcie miało silne konotacje dyplomatyczne, a na trybunie honorowej zasiadała cała hitlerowska śmietanka. Dla bezpieczeństwa odgórnie ustalono, że padnie remis 0:0. Idealny wynik pod Anschlussspiel, awizowany jako święto zjednoczenia.

Austriacy, zespół światowej czołówki, zawodowcy, grali lepiej od Niemców, ale w kluczowych momentach pamiętali by strzelić niecelnie. Tak było do 69 minuty. Wtedy Matthias Sindelar, Austriak czeskiego pochodzenia, zmęczony celowym pudłowaniem, zapakował gola. Wkrótce jego przyjaciel Schasti Sesta trafił na 2:0 z rzutu wolnego i Wunderteam wygrał po raz ostatni, ucierając nosa Niemcom.

Drugi gol miał już jednak znaczenie trzeciorzędne – liczył się ten, który złamał rozkaz. Sindelar wkrótce odmówił gry dla kadry Wielkich Niemiec. Symbolizował tę część narodu austriackiego, które mniej lub bardziej skrycie nie popierały przyłączenia do Niemiec. Ojciec Sindelara zginął podczas I Wojny Światowej na włoskim froncie. Piłkarz był idolem tłumów, nazywano go Mozartem piłki, a jego sława tak urosła, że wystąpił w filmie „Roxi i jej Wunderteam„. Grał w FK Austrii Wiedeń, klubie, w którym Żydzi odgrywali istotne role, widział więc jak jego kumple z szatni są bezceremonialnie wyrzucani z zespołu za narodowość. Wkrótce Austria zyskała nowych, aryjskich mocodawców, a Sindelar nie mógł nawet porozmawiać ze starymi kolegami. W gestapo miał swoje akta, w których zapisano go jako socjaldemokratę i przyjaciela Żydów.

Nieco ponad rok po Anschulsspielu, Sindelara i jego partnerkę znaleziono martwych w ich mieszkaniu. Oficjalna przyczyna śmierci – zaczadzenie. Ale wśród piętnastu tysięcy, które zjawiły się na pogrzebie Mozarta wiedeńskich boisk, mało kto wierzył w ten scenariusz.

Miesiąc przed mistrzostwami Niemcy zebrali łomot 3:6 od Anglików. W tym meczu zagrał tylko jeden Austriak, ale niemiecką dumę trzeba było schować do kieszeni. Zespół w takim składzie nie rokował. Trzeba było kolejnych wzmocnień z Wunderteamu. Według osobistego rozkazu Hitlera, nowa, wspólna reprezentacja miała grać według proporcji: sześciu Niemców w pierwszym składzie, pięciu Austriaków.

Taką też drużyną Wielkie Niemcy wyszły – przy gwizdach kibiców – na Parc de Princes 4 czerwca 1938 roku. FIFA miała dość złej prasy i pogłosek o ustawkach Mussoliniego cztery lata wcześniej, więc mecz zespołu Hitlera sędziował legendarny arbiter John Langenus, rozjemca finału mistrzostw świata 1930. Spodziewano się, że Niemcy wzmocnieni gwiazdami Wunderteamu rozniosą Szwajcarów. Ale Sepp Herberger nie zdołał zbudować jednorodnej szatni. Niedawni zawodowcy, czołowi piłkarze świata, patrzyli z lekceważeniem na Niemców, którzy z kolei patrzyli z ukosa Austriaków, przybyszów w niemieckiej kadrze. Dla piłkarzy z Wiednia najlepszym rozwiązaniem byłoby granie Wunderteamem, zgranym, doskonałym zespołem, a tak, ze względów politycznych, dokooptowano ich do przeciętniaków,  a jeszcze musiano im ustąpić pola w wyjściowej jedenastce. Problemem były też odmienne style gry: Wunderteam grał nowatorską, porywającą piłkę, bazującą na fantazji, podczas gdy Niemcy byli siermiężnymi rzemieślnikami.

Szwajcarzy mieli natomiast za sterami Karla Rappana, byłego kadrowicza… Austrii. Rappan to jeden z wielkich teoretyków futbolu. Podczas gdy niektóre drużyny wciąż grały 2-3-5, Rappan wprowadzał przekazywanie sobie ról w defensywie, wymianę pozycji i inne standardy nowoczesnej piłki. W jego taktyce, zwanej „szwajcarskim pasem”, eksperci widzą początki catenaccio.

Tym pasem Rappan zlał zespół Hitlera. W pierwszym meczu było 1:1. W rewanżu Wielkie Niemcy prowadziły już 2:0, korzystając po drodze z pierwszego samobója w historii mundiali (autorem Ernst Lortscher). Kontaktowy gol urodzonego w Moskwie Eugena Walaschka rozsypał jednak domek z kart Herbergera. Skończyło się na 4:2 dla Szwajcarii.

Screen Shot 05-13-18 at 02.55 PM

Na rok przed wojną, choć mobilizacja była ogromna z wielu pozasportowych względów, choć Niemcy dokonali hurtowych wzmocnień z kadry faworyta mundialu, nasi zachodni sąsiedzi polegli na całej linii. Hitler futbolu nigdy nie pokochał – ponosił tu wyłącznie prestiżowe porażki. 1938 to po dziś dzień jedyne mistrzostwa świata, podczas których Niemcy odpadli już na pierwszej rundzie.

Złoto znowu zdobył Mussolini. Dzień przed finałem kadra Squadra Azzurra otrzymała od Duce telegram:

„Vincere o Morire”.

Zwycięstwo albo śmierć.

Przeżyli. Wygrali z Węgrami 4:2. Po meczu bramkarz Antal Szabo miał powiedzieć:

– Może wpuściłem cztery gole. Ale uratowałem dziś wiele istnień.

Leszek Milewski

Fot. Newspix/Wikipedia

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Komentarze

13 komentarzy

Loading...