Reklama

Piotrowski przed życiową szansą – co go czeka w Genk?

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2018, 10:15 • 9 min czytania 16 komentarzy

Stało się – Jakub Piotrowski w KRC Genk. Pomocnik Pogoni Szczecin podpisze z belgijskim klubem umowę na trzy lata, z opcją przedłużenia o dodatkowy rok. Będzie kosztował dwa miliony euro. Dokąd się właściwie Piotrowski wybiera? Genk to specyficzny klub – mają mnóstwo kasy, ale w sumie niewielu kibiców. Wypuszczają w świat znakomitych piłkarzy, ale w sumie odnoszą niewiele sukcesów. Wreszcie – najpiękniej w lidze grają w piłkę, ale w tym sezonie nazbierali w sumie niewiele punktów.

Piotrowski przed życiową szansą – co go czeka w Genk?

Belgijska prasa z zainteresowaniem przygląda się transferowi Piotrowskiego, przedstawianego jako pomocnik typu box-to-box, klasyczna ósemka. Nie oddaje to może do końca charakterystyki tego zawodnika, no ale w Belgii nie muszą aż tak wnikliwie śledzić meczów Pogoni Szczecin. Z grubsza trafili. Natomiast każdy, kto zerka od czasu do czasu na grę Genk, może mieć pewność, że te atuty Piotrowskiego, które wyróżniają go w Ekstraklasie – drybling, technika, kontrola piłki w tłoku – w nowym klubie nie uczynią go zawodnikiem absolutnie wyjątkowym. Raczej pasującym do otoczenia, bowiem Smerfylubują się w grze kombinacyjnej. I mają do grania w ten sposób odpowiednich ludzi.

Nie ma w tym przypadku – słynna akademia funkcjonująca przy klubie szkoli młodzików właśnie według takiego modelu. Chcą wypuszczać w świat piłkarzy nienagannych technicznie, kreatywnych, z zamiłowaniem do gry po ziemi. Pierwsza drużyna – niezależenie od trenerów, którzy akurat często się w Genk zmieniają – realizuje tę samą filozofię. Szkoleniowcy się zmieniają, lecz wszyscy kolejni pracują według podobnych założeń – wprowadzamy młodych, dajemy im cieszyć się piłką i pograć pięknie. Skauci dużych klubów pieją z zachwytu, my kasujemy kontrahentów na grube miliony. Miejsce w tabeli? Byle nie zrobić wstydu i wkręcić się do europejskich pucharów.

Genk nie buduje swojego składu po to, żeby zwyciężać za wszelką cenę. Grając przede wszystkim młodzieżą, muszą sobie tam zdawać sprawę, że na dłuższą metę nie sprostają Anderlechtowi czy Brugii. Ostatnie mistrzostwo – 2011 rok. Ostatni puchar – 2013. Za to zyski z transferów – absolutny ligowy top.

Nie licząc wiekowego bramkarza, Danny’ego Vukovica, no i nieśmiertelnego Thomasa Buffela, nie ma w Genk żadnych trzydziestolatków. Żeby na poważnie grać o tytuły, trzeba mieć jednak w zespole trochę więcej doświadczenia, ale na doświadczonych zawodnikach nie uda się już przecież zarobić. A tutaj przecież, tak jak w kultowym filmie „Zakazane piosenki” – żyje tylko ten, kto handluje. I to handluje na wielką skalę.

Reklama

To sposób Genk na przetrwanie – popularność klubu nie jest oszałamiająca. Swoje mecze rozgrywają na stosunkowo niewielkiej Luminus Arenie, której i tak nie zapełniają. Kibice głośno wyrażają żal o klubową politykę, co trochę przypomina sytuację Lecha Poznań z naszego krajowego podwórka. Fajnie wykreować i sprzedać drogo zawodnika, ale karmienie fanów tego rodzaju biznesowymi sukcesami na dłuższą metę jednak się nie sprawdza. W Genk mają forsy jak lodu, lecz uczucia kibiców – również coraz bardziej lodowate.

No dobrze, z kim zatem przyjdzie Piotrowskiemu rywalizować o pierwszy plac w Genk? Tak naprawdę – nie wiadomo. Zdaniem Mariusza Mońskiego – wielkiego miłośnika i eksperta w dziedzinie belgijskiej piłki – wszystko rozbije się o to, czy Blauw-Wit załapią się do europejskich pucharów. Póki co – nie zanosi się na to, bo Genk notuje rozczarowujący sezon i zajmuje ostatnie miejsce w grupie mistrzowskiej. Ta lokata nie gwarantuje udziału nawet w eliminacjach do Ligi Europy. Jeżeli Smerfom nie uda się wskoczyć w tabeli oczko wyżej, to największe gwiazdy z pewnością zaczną pakować walizki. Chętnych nie zabraknie.

– Na pozycji numer dziesięć gra Alejandro Pozuelo. Hiszpan, jedna z największych gwiazd całej ligi. Ale on każdego lata jest łączony z odejściem, więc bardzo możliwe, że w tym roku wreszcie wróci do Hiszpanii, bo kluby z La Liga coraz głośniej się o niego upominają. Natomiast na ósemce gra Rusłan Malinowski – znany pewnie wszystkim fanom polskiej piłki – bo strzelał kiedyś bramki Legii jako piłkarz Zorii Ługańsk. To jest kluczowy piłkarz Genku, ale mało prawdopodobne, żeby byli go w stanie utrzymać. Wszystko zależy od tego, które miejsce klub ostatecznie zajmie w tabeli, ale wydaje się naturalne, że Piotrowski jest pomyślany właśnie jako następca Malinowskiego – twierdzi Moński.

Siła Genk to w dużej mierze skrzydła, środek pomocy – przynajmniej w wymiarze ofensywnym – jest gorzej obsadzony. Klasowych alternatyw dla Pozuelo i Malinowskiego brakuje. Stąd zarząd klubu reaguje zawczasu, łatając ewentualne dziury nowym nabytkiem znad Wisły.

Lepiej, żeby zawodnik Portowców potwierdził swoje ofensywne inklinacje, bo na szóstce raczej nie pogra. Wśród defensywnych pomocników w Genk panuje niezły ścisk. Jest nieco bardziej od reszty doświadczony Ibrahima Seck – potężny, prawie dwumetrowy Senegalczyk, specjalista od destrukcji. To właśnie on, zanim trafił do Blauw-Wit, odpowiadał za czyszczenie środkowej strefy w drużynie Wassland-Beveren, gdy swoje talenty objawiał tam Belgom nasz stary znajomy z Ekstraklasy, Ryota Morioka. Do tego Sander Berge – dwudziestoletni Norweg, aktualnie leczący ciężką kontuzję, ale generalnie – piłkarz, z którym wiąże się w Genk olbrzymie nadzieje.

Polak, Senegalczyk, Norweg, Hiszpan, Ukrainiec – Genk słynie z niezłej akademii, więc gdzie nazwiska jakichś młodych Belgów? Takowych także nie brakuje, lecz Smerfy to nie tylko szkolenie wychowanków. To przede wszystkich łowienie talentów w innych ośrodkach, ściąganie ich pod swoje skrzydła i lepienie, kształtowanie, szlifowanie.

Reklama

– Trzeba wziąć pod uwagę, że w Belgii istnieje ogromna sieć klubów amatorskich, które zajmują się tylko i wyłącznie szkoleniem młodzieży. Do silniejszych klubów przechodzą już zawodnicy dorastający, nastolatkowie. De Bruyne czy Courtois to są piłkarze Genku od podszewki, ale te pozostałe, słynne nazwiska, to zawodnicy ściągani w wieku szesnastu, siedemnastu lat i wtedy ich talent nabierał w Genk ostatecznych szlifów – opowiada Moński.

W sumie – brzmi nieźle, prawda? Piotrowski też nie jedzie przecież do Belgii, żeby szkolić się w młodzieżowej akademii, tylko nabrać piłkarskiej klasy, jakiej w Polsce nie mógłby z bliska poznać i dotknąć. Polak trafia do Genk jako kolejny owoc niestrudzonej pracy gigantycznej siatki skautów, jakich Smerfy rozsiały po każdym zakątku świata. Gargamel się w grobie przewraca. – Oni szukają piłkarzy wszędzie – zachwyca się ekspert. – W Afryce, w Europie Wschodniej, w Skandynawii. Wspomniany defensywny pomocnik, Sander Berge, zastępował Nigeryjczyka Wilfreda Ndidiego, który poszedł do Leicester. Berge potrzebował ledwie pół sezonu i Sevilla już chciała za niego płacić 15 baniek. Z Bałkanów mieli Milinkovicia-Savicia, z Ukrainy mają z Malinowskiego, Bailey był z Jamajki. Główna zaleta tego klubu właśnie na tym polega – kupują młodych chłopaków z całego świata, szlifują i puszczają dalej, za dużo większe pieniądze.

Liczby mówią same za siebie.

Wilfred Ndidi – kupiony za 180 tysięcy euro, sprzedany za 17,6 miliona

Sergej Milinkovic-Savic – kupiony za milion, sprzedany za 18 milionów

Kalidou Koulibaly – kupiony za 1,3 miliona, sprzedany za 7,75 miliona

Leon Bailey – kupiony za 1,4 miliona, sprzedany za 13,5 miliona

News - Oct. 3, 2013
Kalidou Koulibaly jeszcze w barwach Genku

Skoro w Genk jest tak idealnie, to dlaczego przepadli tam choćby nasi starzy znajomi z Ekstraklasy – Grzegorz Sandomierski i Luka Zarandia? O losach bramkarza sporo już wiemy z opowieści samego zainteresowanego – nie wytrzymała psychika, do głowy uderzyła sodówka, Sandomierski poczuł się jak „pan piłkarz”, tymczasem wylądował wśród lepszych – choć niekoniecznie zdolniejszych – od siebie. I przepadł jak kamfora. Trwoniąc talent i marnując potencjał, jaki niósł ze sobą transfer do Belgii, a już zwłaszcza do Genk. A tak poza wszystkim – Sandomierski trafiał jednak do tego Genk, które było także potężne sportowo, bo akurat sięgali po mistrzostwo Belgii, jedno z zaledwie trzech, jakie klub uzbierał w całej swojej historii.

Sandomierski trafił do mistrzów, Piotrowski może nawet nie zagrać w europejskich pucharach. Jest to – nawet biorąc poprawkę na specyfikę klubu – spora różnica.

Luka Zarandia miał przede wszystkim kłopoty z kontuzjami, lecz swój pobyt w Genk zapamiętał jako fantastyczny. – Tam jest zawsze kilku piłkarzy na jedną pozycję, ale jak się dobrze pokażesz, to dadzą szansę. To jest ogromna okazja dla każdego piłkarza, zwłaszcza dwudziestoletniego, żeby wybić się potem jeszcze wyżej. Przede wszystkim – mają tam dużo pieniędzy, mają kontrakt z Mercedesem, więc zapewniają auto, mieszkanie, wszystko na najwyższym poziomie. Gdybym miał teraz szansę spróbować tam jeszcze raz, to od razu robię taki transfer – zapewnia Gruzin.

– Nie miałem problemów z aklimatyzacją – dodaje. – Tam jest dużo, dużo różnych narodowości. Jak znasz angielski, to dogadasz się ze wszystkimi. Kiedy ja tam byłem, to członkowie zespołu pochodzili z siedemnastu różnych krajów. Jeżeli jesteś takim typem, że nie siedzisz gdzieś w kącie, tylko pogadasz, pożartujesz, to szybko się zaaklimatyzujesz. No i jest tam taki super kapitan, Thomas Buffel. Na meczu jest wielkim liderem, bardzo dużo mówi, ale w szatni jest jak dziecko. Cały czas żartuje, chodzi jak dziesięciolatek. Trzeba być otwartym i nie będzie żadnych problemów z komunikacją. A jak Piotrowski już tam pójdzie, to dajcie mi znać, zadzwonię do Buffela, żeby się nim zaopiekował!

Komunikacja w szatni to jedno, ale kluczowa dla pomocnika szczecińskiego zespołu będzie komunikacja boiskowa. W Belgii gra się piłkę dość szybką, ale również bardzo siłową. Zdaniem Zarandii, liga belgijska plasuje się gdzieś w połowie drogi między holenderską, a polską. Jest zarówno element walki, jak i trochę technicznego grania. Podobną opinię ma Moński. – W Belgii trzeba mieć po prostu siłę. Starzyński i Wolski się przekonali, że technika nie wystarczy. Nie da się tam grać na stojąco, tak jak Starzyński. Wolski odbijał się od każdego przeciwnika. Nie dał rady. Tutaj gra wielu potężnych, ciemnoskórych obrońców. Przyjeżdżają osiemnastolatkowie postury Romelu Lukaku i jeżeli ktoś nie domaga fizycznie, to zostanie po prostu zniszczony. Chyba, że trafi się trener, który zbuduje wokół takiego zawodnika zespół, tak jak to uczyniono z Morioką. Ale to się nie zawsze udaje.

Piotrowski chucherkiem nie jest, podmuch wiatru go raczej nie wywraca, więc teoretycznie – spełnia wszelkie kryteria, żeby w w lidze belgijskiej swoich sił spróbować, bo i technicznie odstawać od kolegów nie powinien. Teraz pozostaje mu liczyć na to, żeby Genk jednak do europejskich pucharów nie awansowało, bo w przeciwnym wypadku Malinowski i Pozuelo mogą się skusić na jeszcze jeden sezon w Limburgii. W takim wypadku o grę w wyjściowym składzie byłoby piekielnie trudno.

Liga belgijska to nie jest może szczyt piłkarskich marzeń, ale w Genk nikomu ptasiego mleka nie brakuje. Minut do grania także Piotrowskiemu zabraknąć nie powinno, nawet jeżeli konkurencja w zespole mu się specjalnie nie zmniejszy. Ostatecznie Belgowie także dzielą punkty po sezonie zasadniczym, więc w samej lidze będzie mnóstwo okazji, aby zademonstrować swoje możliwości. Mariusz Moński nie ma wątpliwości: – Jeżeli chodzi o rozwój piłkarski, chłopak nie mógł lepiej trafić.

Jeżeli Polak ma zdrowie i odpowiednio poukładaną psychikę – gdzie jak gdzie, ale w Genk na pewno się na jego talencie poznają i pozwolą mu piłkarsko rozkwitnąć. Jeżeli nie – cóż, odrzutów z Belgii w Ekstraklasie nie brakuje, więc kolejny nie zrobi na nas większego wrażenia.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
10
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

16 komentarzy

Loading...