Reklama

Najpierw wchodzi uśmiech, a za nim Kuba Piotrowski

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2018, 11:42 • 9 min czytania 2 komentarze

Równie dobrze poradziłby sobie z kierowaniem ciągnika, co z prowadzeniem gry Pogoni Szczecin. 20-latek spod Torunia wyrasta wespół z Szymonem Żurkowskim na najlepiej zapowiadających się środkowych pomocników w lidze. Poznajcie tego chłopaka zanim jeszcze wyfrunie nam z Ekstraklasy i zanim zadebiutuje w reprezentacji Polski. A historię ma ciekawą, bo drygu piłkarskiego uczył się na futsalowym boisku, a pokorę do pracy nabrał przy wypasie świń na rodzinnym gospodarstwie. – Największa kara dla Kuby? Zakazać mu się uśmiechać przez minutę – mówi Czesław Michniewicz.

Najpierw wchodzi uśmiech, a za nim Kuba Piotrowski

W 2014 roku 17-letni Piotrowski jedzie na testy do AS Monaco. Zalicza kilka treningów w miejscowym odpowiedniku zespołu juniorów młodszych, później trafia do starszej grupy wiekowej. Sam Kuba jest z siebie zadowolony i wraca do Polski z przeświadczeniem, że Francuzi się odezwą. Trenerzy zapewniają, że klub z księstwa zadzwoni, by Kuba przyjechał jeszcze raz. Ale ostatecznie dzieje się tak, jak w tej scenie z „Poranku kojota”:

Piotrowski wraca do juniorów Chemika Bydgoszcz. Pół roku później odejdzie, ale nie do Monaco, a do III -ligowej Wdy Świecie. W międzyczasie grę na trawiastym boisku dzieli z meczami w lidze futsalowej. W barwach Unisław Team gra z „trójką” na koszulce, jest wyróżniającym się zawodnikiem klubu z wioski spod Chełmna. Strzelił nawet dwa gole w meczu z Red Dragons Pniewy, jednej z najbardziej utytułowanych ekip futsalowych w kraju. Wkrótce z Wdy wyciągnie go Pogoń Szczecin, gdzie trafi wraz z młodszym bratem Bartoszem. Jakub po przeprowadzce do Szczecina musi zawiesić karierę futsalisty, ale gra na hali procentuje.

Widać po nim, że dużo grał na hali. Szczególnie rzuca mi się w oczy sposób, w jaki przyjmuje piłkę i do niej wychodzi. Na hali jest mało miejsca, trzeba grać szybko, pokazywać się do gry. Kuba też świetnie odnajduje się w tłoku pod polem karnym. To też prawdopodobnie efekt tych godzin spędzonych na futsalowym parkiecie – mówi Czesław Michniewicz, u którego Piotrowski zadebiutował w Ekstraklasie.

Reklama

WARSZAWA 07.04.2018 MECZ 30. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - POGON SZCZECIN 3:0 SEBASTIAN SZYMANSKI JAKUB PIOTROWSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

W sumie, to ja go wciągnąłem w to granie na hali. Jeździliśmy na turnieje, zdarzało się wygrywać – opowiada Bartosz Piotrowski, brat Jakuba: – Mi i Kubie bardzo ten futsal pomógł. Hala uczy szybkiej gry, ustawiania się, kontroli piłki. Załamuję ręce, gdy słyszę, że trenerzy zakazują zawodnikom z trawiastego boiska gry na hali. „Bo kontuzję złapiesz”. Z Kubą graliśmy bodaj siedem lat i nic nam się nie stało. W futsalu nikt ci nie wjedzie wślizgiem w kostki. No chyba, że grasz z jakimiś wariatami.

Do Pogoni bracia Piotrowscy trafili razem. Jeden z trenerów „Portowców” przyjechał na mecz Chełminianki Chełmno z Wdą Świecie, w którym bracia – którzy przez lata razem dojeżdżali na treningi Chemika Bydgoszcz – stanęli akurat naprzeciw siebie. – Właściwie ludzie ze Szczecina przyjechali oglądać Kubę. Jego zaprosili na treningi, ale po jakimś czasie w Szczecinie wypadło dwóch czy trzech bramkarzy. Kuba powiedział, że jego brat jest bramkarzem, ludzie z Pogoni mnie kojarzyli. Przyjechałem, potrenowałem, zagrałem. No i zamieszkaliśmy w trójkę, czyli Kuba, ja i Marcin Listkowski – wspomina najstarszy z braci Piotrowskich.

***

Młodszy z braci szybko wpada w oko trenerowi Pawłowi Crettiemu. – Chłopak miał to coś. U mnie grywał albo jako „szóstka”, albo jako „ósemka”. Chociaż wolałem go mieć bliżej bramki przeciwnika, bo nie tylko świetnie dryblował, ale i miał kapitalne uderzenie z dystansu. Do tego bardzo dobra koordynacja, a przecież mówimy o wysokim chłopaku, który mógłby mieć z tym problem – mówi Cretti: – Szybko stał się też ważną postacią w szatni. Miał duży wpływ na zespół grając w środku pola, więc zyskał sobie szacunek chłopaków. Kuba od początku był w tej „grupie trzymającej władze”, chociaż nie był głównym wodzirejem intonującym przyśpiewki jak Sebastian Kowalczyk. Piotrowski to wesoły chłopak, taki z sercem na dłoni. Nie chcę, by zabrzmiało to jak laurka, ale po prostu o nim trudno powiedzieć coś kontrowersyjnego. To taki typ człowieka, któremu nie sposób życzyć źle.

Przed startem głównej części przygotowań do sezonu 2015/16 pierwszy zespół Pogoni gra wewnętrzny sparing z juniorami. Michniewicz w przerwie meczu podchodzi do Macieja Stolarczyka: – „Stolar”, co to jest za chłopak w środku? Piotrowski? Aha… To wpisz go na listę na obóz – mówi. Piotrowski zostaje członkiem pierwszej drużyny. I może nawet wcześniej zadebiutowałby w Ekstraklasie, gdyby nie uraz, którego wtedy lekarze nie zauważyli. Piotrowski grał bowiem z pękniętym śródstopiem i dopiero ból zmusił go do kolejnych badań, które potwierdziły diagnozę. Stracił przez to sporo czasu, a zadebiutował dopiero w listopadowym meczu z Legią. Ale w pierwszym zespole Pogoni gra mało, chce odejść na wypożyczenie. Cały kolejny sezon spędził zatem w I-ligowym Stomilu Olsztyn. Gdy wraca do Szczecina zastaje już nowego trenera Macieja Skorżę.

Reklama

***

Piotrowski sądzi jednak, że u Skorży grać nie będzie i naciska na wypożyczenie. Za pierwszym razem szkoleniowiec cierpliwie mu tłumaczy, że chciałby zobaczyć go w sparingach i wolałby, by 20-latek został w Szczecinie. Piotrowski przychodzi jednak ponownie. – Nie, Kuba. Nigdzie nie idziesz, chcę cię tutaj, wiem co potrafisz i będziesz tu grał – ucina temat trener Pogoni.

PLOCK 16.09.2017 MECZ 9. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - POGON SZCZECIN 3:1 JAKUB PIOTROWSKI FOT. PIOTR KUCZA/FOTOPYK

Kuba bierze się zatem do roboty. A sumienną pracę ma wpojoną od dziecka – za małolata wraz z bratem pomagali rodzicom przy pracy na gospodarstwie. Rodzina Piotrowskich pochodzi z Grzybna, wioski w województwie kujawsko-pomorskim, gdzie prowadzą gospodarstwo. – Przyszło lato, to pomagaliśmy przy żniwach. W pozostałych miesiącach było sporo roboty przy zwierzętach, bo mieliśmy też świnie. Jak przychodził weekend i wracaliśmy to domu, to biegliśmy pomóc przy zbożu czy w chlewie. Lubiliśmy to, nabraliśmy też pokory do pracy – tłumaczy Bartek Piotrowski. Kuba z Bartkiem wychodzili na szynobus do szkoły, później razem szli na trening i popołudniu meldowali się w domu. Jak trzeba było, to szli w pole albo pomóc przy zwierzętach. – Dla nas to nie było problemem. Normalna sytuacja, czyli rodzice proszą o pomoc, to idziesz i pomagasz – mówi.

Głowa rodziny, pan Kazimierz, też był w przeszłości sportowcem. Ale nie biegał za piłką, a jeździli na motorze. Był żużlowcem Apatora Toruń. Jego karierę zatrzymał jednak fatalny w skutkach wypadek na treningu. Piotrowski zderzył się z Wiesławem Jagusiem, wybitnym polskim żużlowcem. Uraz był poważny, sporo czasu upłynęło, zanim Piotrowski wrócił w ogóle na tor. Ale miał blokadę psychiczną, nie czuł też się w pełni sprawny do wyścigów. Koniec końców podjął decyzję, by zrezygnować ze startów. Ale nie chciał, by jego synowie jeździli na żużlu, odradzał im tę ścieżkę kariery. – W domu oglądało się żużel, ale nikt nas nie gonił do jeżdżenia. Nawet odradzał nam ten sport. Po wypadku miał uraz do żużla, nie ciągnęło go na motor. My zresztą woleliśmy piłkę – opowiada Bartek.

*

Największa kara dla Kuby? Zakazać mu się uśmiechać przez minutę. Nie ma szans, nie wytrzymałby – mówi Michniewicz. – Najpierw do szatni wchodzi uśmiech, a dopiero za nim Kuba – dodaje Cretti. Piotrowski przestaje się uśmiechać tylko wtedy, gdy drużynie nie idzie. – On jest strasznie ambitny i skromny. Woli, gdy nie błyszczy on jako jednostka, ale gdy to zespół wygląda dobrze. Jeśli miałby wybierać między porażką po jego świetnym występie, a zwycięstwem po jego kiepskim występie, to na pewno wybrałby to drugie – opowiada Cretti.

SZCZECIN 09.04.2016 MECZ 30. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSZAWA 0:0 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: POGON SZCZECIN - LEGIA WARSAW 0:0 JAKUB PIOTROWSKI KIBICE POGONI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Uśmiech zszedł też twarzy Piotrowskiego, gdy pielęgniarkę jeszcze w szkole podstawowej zaniepokoiły wyniki badań serca. Jakub pojechał do szpitala, spędził pół tygodnia w szpitalnym łóżku. Stresował się niesamowicie, był zaniepokojony faktem, że zaraz jego przygoda z piłką może się zakończyć. W głowie świtały czarne scenariusze. Ale szczegółowe badania wykazały, że z sercem jest wszystko w porządku. 13-letni Piotrowski dostał zgodę, by wrócić na boisko.

Rodzina Piotrowskich wspierała się wtedy i wspiera się nadal. Cały klan z Grzybna przyjeżdżał do Szczecina na mecze pierwszej drużyny Pogoni. W tym także najmłodszy z braci, który chodzi jeszcze do szkoły podstawowej. I który też jeździ już na treningi piłkarskie. – Młody ostro zasuwa. Zaczyna tak jak my – mówi Bartek, który rozstał się z rezerwami Pogoni i wrócił do kujawsko-pomorskiego. Został bramkarzem III-ligowej Wdy Świecie.

Mi też zawsze imponowało to, jak oni się razem wspierają. Kuba zawsze stawał za Bartkiem, a Bartek za Kubą. I jak ten najmłodszy brat do nich przyjeżdżał, to mimo dużej różnicy wieku też świetnie się dogadywali. Ta rodzina coś ma takiego, że roztacza wokół siebie pozytywną aurę – opowiada Cretti. – Jak miałem problemy w klubie, to Kuba pierwszy się za mną wstawił. Wiadomo, brat to brat, ale zawsze był dla mnie najlepszym kumplem – mówi Bartek. Razem dojeżdżali do Bydgoszczy, razem deptali rowerami na treningi futsalu. Razem wychodzili z domu o 6 rano i razem też wracali o 20.

Zresztą w Pogoni śmiali się, że Piotrowscy nawet kontuzje łapią wspólnie. Bo gdy Kubie pękła piąta kość śródstopia, to Bartek doznał kontuzji barku. Jeśli chodzi o anegdoty, to najbardziej znana jest chyba ta, gdy Jakub na trening przyjechał prosto z matur – czyli w garniturze i eleganckich butach. Po treningu wszyscy poszli pod prysznic, ale niektórzy zostali w szatni. I zrobili Piotrowskiemu psikusa – taśmą wykleili mu trzy paski Adidasa na czarnych lakierkach. „Kasztan” oczywiście po swojemu żart kolegów skwitował uśmiechem.

***

Jakub Piotrowski przechodzi właśnie przez najlepszy okres w swojej karierze. U trenera Skorży zaczął grać regularnie w wyjściowym składzie, ale samej Pogoni szło kiepsko. Jeśli jednak ktoś wyróżniał się w tym zespole, to właśnie 20-latek z Grzybna. Krok do przodu wykonał po zmianie trenera. U Kosty Runjaicia zyskał na pewności siebie, zaczął strzelać gole, coraz częściej bierze się za dryblowanie.

– Piłkarsko jest podobny do zawodników szkolonych w Niemczech. Zastanawiam się skąd on w ogóle to ma. Wiele cech ma po prostu od Boga, bo inaczej nie idzie tego wytłumaczyć. Przyjęcie kierunkowe, wzrok przez ramię przed przyjęciem, dobry drybling. Jeśli miałby grać jako „szóstka”, to taka z ciągiem na bramkę. Ale ta pozycja go ogranicza, bo to typowa „ósemka”. Coś, co ma Rafał Murawski, czyli poradzi sobie w obronie i w ataku. Zresztą w tym sezonie grał też jako „dziesiątka” już u trenera Runjaicia. Zawsze powtarzałem mu w juniorach „Kuba, chce cię pod bramką przeciwnika”. Bo on jeszcze tego na dobre w Ekstraklasie nie pokazał, ale ma też znakomite uderzenie z dystansu – mówi Cretti.

– Piotrowski przypomina mi trochę Nemanję Maticia. Nie jest tylko od przerywania, on świetnie gra do przodu, potrafi się włączyć do ataku, gra prawą i lewą nogą. Powoływałem go do kadry, gdy jeszcze nie miał pewnego placu w Pogoni, ale z czasem i w klubie wywalczył sobie miejsce. W reprezentacji U21 to podstawowy zawodnik. Widać też, że z miesiąca na miesiąc nabiera doświadczenia, gra pewniej. To materiał na naprawdę dobrego piłkarza – dodaje Michniewicz.

Nic dziwnego zatem, że zimą do Pogoni spłynęła poważna oferta z Rosji za 1,5 miliona euro. Ale ofertę odrzucił sam piłkarz, który przyznawał, że byłby nie fair wobec siebie i wobec Pogoni. – W głowie mam tylko to, żeby zachować Ekstraklasę dla Pogoni. Byłbym zły na siebie, gdybym przekładał interes własny nad drużyną – mówił nam w marcu. Misja utrzymania Portowców została zrealizowana i Piotrowski z poczuciem dobrze wykonanej pracy może wyjechać do Genk, by tam realizować swoje marzenia o wielkim futbolu.

DAMIAN SMYK

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...