Kilka tygodni temu wspominaliśmy, że w II lidze trwa identyczny wyścig ślimaków, jak w każdej innej polskiej lidze centralnej. Niestety – sezon zbliża się do końca i z tego tłumu ślepców trzeba będzie wybrać trzech jednookich. Szczęście dla fanów I ligi – wydaje się, że przynajmniej na finiszu zespoły walczące o bezpośredni awans zaczynają grać na miarę swoich możliwości i istnieje szansa, że w szeregi zaplecza Ekstraklasy wstąpi trójka, która wstydu nikomu nie przyniesie.
Od dłuższego czasu było wiadomo, iż wśród ekip, jakie zmienią ligę na wyższą znajdzie się GKS Jastrzębie. Jeszcze na początku tygodnia drużyna z miasta Kamila Glika była jedynym polskim zespołem, który zdobył ponad 60% dostępnych do zdobycia punktów. Liderzy Ekstraklasy, I ligi oraz Warta Poznań i ŁKS Łódź mieli po 58-59,5% zdobytych oczek, GKS aż 70%. Dziś wyniki też ułożyły się pod niego, bo choć Warta wygrała w Bełchatowie, to ŁKS Łódź pokonał 3:0 zespół Radomiaka Radom. To zaś oznacza, że tylko kataklizm mógłby odebrać liderowi awans – obecnie ma 58 punktów, aż 8 przewagi nad miejscem barażowym, przy czym rozegrane dwa spotkania mniej od Warty i Radomiaka. To wszystko, wraz z perspektywą meczu Warta – Radomiak oznacza, że GKS-owi wystarczy 5 oczek w 6 meczach, zakładając, że rywale pozostaną praktycznie bezbłędni. Warto dodać, iż rywalami Jastrzębia będą m.in. przedostatnia Legionovia oraz ostatnia w tabeli Gwardia Koszalin.
Okej, czyli GKS już jest ligę wyżej, co dalej?
Wbrew pozorom odrobinę większe szanse od drugiej Warty ma trzeci w tabeli ŁKS Łódź. ŁKS jest ekipą w typie Liverpoolu, czyli skojarzeń szukamy w legendach o Robin Hoodzie. Łodzianie w ostatnich tygodniach ograli 2:0 Wartę, 3:0 Radomiaka, by przegrać u siebie z walczącymi o utrzymanie Zniczem Pruszków i Stalą Stalowa Wola. W teorii takie granie frustruje kibiców, w praktyce – daje komfort przy równej liczbie punktów z bezpośrednimi rywalami. Po środowych meczach Radomiak traci zaś do ŁKS-u już trzy punkty, a jednocześnie ma do rozegrania jeden mecz mniej (i perspektywę grę z Wartą w Poznaniu przed sobą). Ile ełkaesiakom brakuje do awansu? Wersja maksimum to 9 oczek w 5 pozostałych meczach – wtedy ŁKS nie musi się oglądać na nikogo, po prostu pakuje manatki i ucieka z II ligi.
Przy takiej grze jak wczoraj – to scenariusz możliwy. ŁKS miał polot i wizję – Radomiak nie miał recepty ani na dryblingi skrzydłowych, ani na dobrze dysponowanego Łuczaka. Wprawdzie gole padły w sposób dość kuriozalny – pierwsza bramka w kompletnie przypadkowy sposób, druga po błędzie Gostomskiego, trzecia po karnym podyktowanym za faul z boku szesnastki – ale pomiędzy bramkami ŁKS kontrolował grę, wielokrotnie zmuszając przyjezdnych do faulowania. Dobrą robotę wykonywali młodzi i szybcy Pyrdoł oraz Wolski, jak zwykle w roli odgrywającego doskonale odnajdywał się Radionow.
“Skoro jest tak dobrze, to czemu w tabeli jest tak sobie?” – mógłby ktoś zapytać i… chyba dalibyśmy radę odnaleźć odpowiedź. ŁKS punkty pogubił, gdy zaczynał kombinować. Na część spotkań wyszedł bez klasycznego napastnika – tak stało się choćby w prestiżowym starciu z GKS-em Jastrzębie. W części wykonał dość “oryginalne” zmiany. Przeciw Stali Stalowa Wola dobrze grającego Kocota zmienił… wyższy Margol. Trenerzy tłumaczyli, że chcieli “podwyższyć blok” na wypadek, gdyby rywale zaczęli lagowanie. Niestety dla łodzian, zamiast lagowania po prostu trzasnęli dwa gole po klepkach i pokonali faworyta na jego terenie.
Sam Margol w ogóle wydaje się nieco pechowy.
ŁKS, gdy Margol gra ponad 15 minut: 0-2-3
ŁKS, gdy Margol nie gra / gra mniej niż 15 minut: 4-1-0
W tym kontekście nie może dziwić, że chorobę, która wykluczyła piłkarza z meczu z Radomiakiem, kibice ŁKS-u potraktowali z wyrozumiałością oraz szczerym życzeniem, by spokojnie wypoczął pod kołdrą, zanim wróci do gry.
Jakie prognozy dla Łodzi? Wydaje się, iż kluczowe będą dwa najbliższe spotkania wyjazdowe – z Garbarnią w Krakowie oraz zaległe z Błękitnymi w Stargardzie. Nawet cztery punkty ustawią Rycerzy Wiosny w komfortowej sytuacji, ponieważ na finiszu mają jeszcze mecz z właściwie zdegradowaną Legionovią oraz grającą o nic Siarką – oba u siebie.
Wicelider z Poznania ma odrobinę trudniejsze zadanie, choć w tabeli nadal punkt przewagi nad ŁKS-em. Warta może się obawiać starcia z Radomiakiem oraz sytuacji, w której zrównuje się punktami z ŁKS-em i/lub Radomiakiem, w przypadku swojej porażki. Wprawdzie ma wszystko w swoich nogach – na dobrą sprawę wystarczy wygrać z Radomiakiem i zdobyć dwa punkty w pozostałych trzech potyczkach. Jeśli jednak Radomiak wywiezie z Poznania trzy punkty – Warcie może nie wystarczyć nawet 7 oczek w pozostałych trzech kolejkach. Ten czarny scenariusz przy chimeryczności drużyn z topu wydaje się jednak dość abstrakcyjny – zwłaszcza, że Zieloni wreszcie uspokoili nieco swoje mecze. Po takich meczach jak z Gwardią (3:3, dwa gole, po jednym dla każdego klubu, w doliczonym czasie gry, Gwardia w dziesiątkę od stanu 0:0) czy Kluczborkiem (3:3) przyszły wreszcie dwie nudnawe wiktorie jedną bramką. Co ważne – wreszcie na zero z tyłu.
W tej perspektywie najgorzej wygląda Radomiak, który od końcowego gwizdka we wczorajszym meczu nie zależy już wyłącznie od siebie. Co gorsza – po piętach depcze mu Garbarnia z 4 punktami straty i jednym meczem mniej. W teorii więc radomscy piłkarze mogą nawet wypaść z barażowego miejsca, co wcześniej wydawało się niemal niemożliwe.
Pocieszające, że cokolwiek się stanie, do I ligi trafią kluby z przyzwoitą frekwencją (ŁKS czy Radomiak), niezłą bazą (właściwie cała czwórka), ze sporych miast (właściwie cała czwórka), z fajną historią (ŁKS i Warta) oraz zapleczem kibicowskim (może poza Wartą). Pocieszamy się wobec mizerii piłkarskiej? To z przyzwyczajenia, robimy to i w I lidze, i w Ekstraklasie.