Reklama

Niestety, doba trwa tylko 24 godziny

redakcja

Autor:redakcja

06 maja 2018, 11:38 • 16 min czytania 7 komentarzy

Większość z nas zna Dwighta Davida Eisenhowera jako 34. prezydenta Stanów Zjednoczonych, a także naczelnego dowódcę sił alianckich. Osoby z jego otoczenia zawsze powtarzały, że był on człowiekiem o wielu horyzontach, którego cechowała przede wszystkim mądrość. Trudno się z tym wszystkim nie zgodzić, ale należy również wiedzieć, że amerykański prezydent stworzył „Macierz Eisenhowera”.

Niestety, doba trwa tylko 24 godziny

Macierz Eisenhowera jest narzędziem niezwykle prostym, ale doskonale działającym w wielu płaszczyznach biznesowych. W największym uproszczeniu polega na tym, by podzielić swoje zadania na rzeczy pilne i mniej ważne. Ten schemat – oczywiście nieco bardziej rozbudowany – pomógł Eisenhowerowi ogarnąć ogrom spraw, a tym samym wejść na szczyt politycznej drabiny. 

Podobnymi zasadami, choć w nieporównywalnej skali, kieruje się prezes drugoligowej Olimpii Elbląg, proboszcz parafii w Cieplicach, duszpasterz sportowców w Diecezji Elbląskiej, prezes Stowarzyszenia Klubów Drugiej Ligi Piłkarskiej, wiceprezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej, członek komisji ds. piłkarstwa amatorskiego w PZPN, wolontariusz/mentor w ośrodku terapeutycznym KARAN w Elblągu, Paweł Guminiak. Tak, tak… jedna osoba pełni tak wiele funkcji, a co najważniejsze – wykonuje swoje obowiązki naprawdę dobrze.

ORGANIZACJA CZASU

Na spotkanie z panem Pawłem umawiałem się dość długo, bo raz mi coś wypadło, a innym razem prezesowi. Zawsze jednak komunikacja była wzorcowa. Obawiałem się jednak, że minie jeszcze sporo czasu, zanim pojadę do Elbląga. Nie chciałem za bardzo udać się w dniu meczowym, bo logiczne jest, że w takim okresie prezes klubu i proboszcz parafii może mieć spory natłok pracy. Prezes Guminiak zaprosił mnie jednak na spotkanie z ŁKS-em, a więc nie wypadało odmówić. Ba, tydzień albo dwa wcześniej zapraszał na ślub, ale wtedy właśnie nie mogłem pojechać. Trochę żałuję, bo zobaczyłbym w akcji księdza, którego do kościoła zaprowadziło powołanie. Wiecie, takiego duszpasterza, z którym można pogadać o problemach niekoniecznie w konfesjonale.

Reklama

W drodze do Elbląga zastanawiałem się, czy uda mi się zadać wszystkie pytania. W najlepszym wariancie liczyłem na dwie, trzy godziny rozmowy, a było zupełnie inaczej. Prezes już rano rozdzielił wszystkie zadania, a więc mógł poświęcić mi cały dzień.

yyyy

– Moim zdaniem większość osób nie potrafi organizować sobie dnia. Ludzie tracą mnóstwo czasu na rzeczy kompletnie niepotrzebne. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz oglądałem telewizję dłużej niż pół godziny. Co prawda włączam wieczorem telewizor, ale ustawiam usypiacz na 20 minut. Przez ostatnie dwa lata nigdy nie zobaczyłem, jak ten telewizor gaśnie. Zawsze usnę szybciej (śmiech). Nauczyłem się organizować sobie dzień. W parafii mam drugiego księdza, który mi pomaga, jeśli działam w klubie. Mam kalendarz i pracuję według niego. Faktycznie zajęć mam sporo, ale przynajmniej nie mam czasu na głupoty (śmiech). Oczywiście czasami trzeba rezygnować z różnych spraw, bo niestety doba trwa tylko 24 godziny.

Najważniejsza jest dla mnie parafia, a cała reszta jest uzupełnieniem. Priorytetem zawsze są sprawy związane z kościołem. Nie może być tak, że coś, co robię w formie wolontariatu, zajmuje moje życie. Gdybym zarabiał w klubie, to musiałbym być tutaj codziennie. W Olimpii jestem prezesem i rozdysponowuję zadania pracownikom. Staram się dobrze dobierać sobie ludzi, bo to jest kluczowe. Wydaje mi się również, że nasz związek jest teraz znakomicie zorganizowany. Działamy głównie przez Internet, a raz w miesiącu jadę na posiedzenie zarządu. Podpisy składam przy okazji, by nie jeździć specjalnie do Olsztyna. Chciałbym zobaczyć, jak działają inne związki, bo mam wrażenie, że w ostatnich latach dużo się u nas zmieniło, jeśli chodzi o organizację – powiedział prezes Guminiak.

CO BYŁO PIERWSZE – MIŁOŚĆ DO BOGA CZY FUTBOL?

Miłość do Boga była pierwsza, ale proszę nie mylić tego z powołaniem, bo ono w przypadku naszego bohatera przyszło znacznie później.

Reklama

– Ministrantem byłem już w wieku 9-10 lat, a dopiero później była piłka. Choć wtedy było inaczej, bo teraz dzieci zaczynają grać już w wieku przedszkolnym. Wówczas w Polsce rodzice zapisywali syna na pierwszy trening, gdy ten miał 10-11 lat. Czyli znacznie później niż we Włoszech i Hiszpanii. Wszystko się zmieniło, bo obecnie zaczynamy szkolić już od tego samego wieku, co państwa zachodnie. Trzeba jednak pamiętać, że pierwsze szlify i treningi były kiedyś na podwórku. Dziecko przychodziło gotowe na trening, a teraz w klubie dopiero zaczyna mieć cokolwiek wspólnego ze sportem. Dzieci nie potrafią zrobić przewrotu w przód i trzeba zaczynać od zajęć ogólnorozwojowych. W swoim systemie mamy zajęcia na macie, które prowadzą trenerzy judo. Oni uczą dzieciaki upadać, wstawać, koordynacji i innych podstaw ruchowych. Takie zajęcia trwają przez trzy lata. Powiem szczerze, że widać efekty, bo jest mniej kontuzji i złamań, a dzieci są bardziej gibkie oznajmił proboszcz parafii w Cieplicach.

Nastoletni Paweł trenował w Rodle Kwidzyń i grał tam na poziomie III ligi (dzisiaj byłaby to II liga). Futbol kochał, ale nie mógł już zajmować się nim na poważnie, ponieważ dostał powołanie od najważniejszego selekcjonera w swoim życiu, Pana Boga. Trafił do seminarium w Elblągu i co prawda uczęszczał na treningi Olimpii, ale brak czasu nie pozwalał, by zajmować się piłką profesjonalnie.

– Historia z moim powołaniem jest bardzo długa. Żyłem jak każdy młody chłopak, ale miałem różne przemyślenia. Rozważałem taką drogę, ale konkretnych decyzji nie było. Dopiero wydarzenia, do których doszło chwilę po maturze sprawiły, że wybrałem kościół… W szkole średniej mieliśmy kolegę, który brał narkotyki. Wraz z kumplami pomagaliśmy mu w walce za nałogiem. Jak było z nim źle, to spał u mnie albo u innego kolegi. Staraliśmy się bardzo i wydawało się, że już nie bierze. Po maturze jednak każdy poszedł w swoją stronę, a cztery tygodnie po egzaminach spotkaliśmy się, niestety, na jego pogrzebie. To był cios, który zaważył na tym, że poszedłem do seminarium. Wówczas mało mówiło się o tym problemie, a ośrodki dla osób uzależnionych dopiero raczkowały. Chciałem pomagać osobom, które pogubiły się przez narkotyki.

Obecnie współpracuję z ośrodkiem terapeutycznym KARAN w Elblągu. Przyjeżdżają tutaj chłopcy i dziewczyny z całego kraju. Leczą się zwykle pół roku albo rok, dlatego mogę ich dobrze poznać. Wśród nich są osoby, które wcześniej grały w piłkę na naprawdę dobrym poziomie. Jak przejdą podstawową terapię – nie mówiąc nikomu o ich przeszłości – pozwalam im grać. Była nawet sytuacja – w sezonie, gdy awansowaliśmy do II ligi – że parę minut zaliczył chłopak, który przechodził terapię w ośrodku. Nie raz jest jednak tak, że ktoś z tego wyjdzie, a później znowu wraca do nałogu. Oczywiście znam również historie, które zakończyły się szczęśliwie, bo chłopcy rzucili narkotyki i założyli fajne rodziny. Trzeba jednak pamiętać, że uzależnionym jest się całe życie – opowiada nam proboszcz Paweł Guminiak o swoim powołaniu.

Dopiero po święceniach kapłańskich, Guminiak wrócił do futbolu, ale w innej formie, bo jako trener grup młodzieżowych, które sam stworzył. Po czasie zorganizował również Mistrzostwa Polski Ministrantów, które cieszą się dużą popularnością w kraju: – W seminarium założyliśmy jeden z pierwszych AZS-ów i jeździliśmy na różne turnieje. W 2003 roku stworzyłem Klub Parafialny Rafael. Mieliśmy kilka sekcji, bo był tenis stołowy, koszykówka i oczywiście piłka nożna. W większości trenowali ministranci, bo było ich w klubie około stu. Trenowaliśmy sporo i jeździliśmy na różne turnieje. Namówili mnie wreszcie, by zorganizować Mistrzostwa Polski Ministrantów. Pierwsza edycja była w 2005 roku i muszę nieskromnie powiedzieć, że zakończyła się dużym sukcesem. Dzisiaj ten turniej – obok Pucharu Tymbarka – jest jednym z największych w kraju. Grają w nim prawie wszystkie parafie. Mamy trzy kategorie wiekowe, czyli w samych finałach udział bierze około 1200 uczestników. A przecież są jeszcze eliminacje, a więc łącznie w turnieju startuje kilkanaście tysięcy osób.

Największe szanse na zwycięstwo mają parafie, które działają przy jakimś większym klubie. Chłopcy trenują w drużynie, a przy okazji służą w kościele. Oczywiście sprawdzamy też uczestników, żeby nie było tak, że w turnieju grają osoby, które nigdy nie służyły w kościele. Proszę mi wierzyć, że poziom na finałach jest naprawdę wysoki.

JAK PAWEŁ GUMINIAK STAŁ SIĘ NAJWAŻNIEJSZYM CZŁOWIEKIEM W ELBLĄSKIM FUTBOLU?

– Historia Olimpii Elbląg jest zawiła. Była sytuacja, że klub musiał zmienić nazwę na Polonia Elbląg (później wrócił do nazwy Olimpia Elbląg), bo groziło mu bankructwo. Kibice się z tym nie zgadzali i stworzyli klub ZKS Olimpia Elbląg. Zaczęli od B-klasy i doszli szybko do Okręgówki. Wiadomo jednak, że od tego poziomu potrzebne są drużyny młodzieżowe, dlatego zaczęli szukać takowych. Najpierw ktoś im użyczył juniorów, a gdy awansowali do IV ligi, zwrócili się z prośbą do mnie. Miałem wówczas sześć albo siedem drużyn. Przedstawili fajny plan i zgodziłem się na współpracę, ale chciałem mieć nadzór nad szkoleniem młodzieży. Zostałem dyrektorem sportowym i pamiętam śmieszną sytuację z tamtego okresu. Pojechałem do Warmińsko-Mazurskiego ZPN i chciałem zgłosić moich chłopaków, a jeden z działaczy powiedział do mnie, że nie mam sumienia, bo zgłaszam podwórkowe drużyny do poważnych rozgrywek. W następnym roku zdobyliśmy mistrzostwo województwa. Pojechałem tam po mistrzostwie i powiedziałem do tego pana, że słaby ten poziom, jeśli wygrywają podwórkowe drużyny.

Prezes wie przed meczem, jaka będzie oprawa?

Rozmawiamy przed meczem o oprawach, ale do końca nie chcę wiedzieć, co mają przygotowane. Czasami lepiej nie wiedzieć. Generalnie zawsze im mówię, żeby robili tak, by nie było kar. Wydaje mi się jednak, że pirotechnika na stadionach nie powinna być zakazana. Trochę bym jednak zmienił organizację tego ruchu. Po prostu 15-20 kibiców przechodziłoby kurs pirotechniczny i tylko oni byliby uprawnieni do odpalenia rac na stadionie. Wydaje mi się, że byłoby bezpieczniej. Lubię oprawy z pirotechniką, bo to dodaje klimatu. Zamontowaliśmy kibicom nawet beczkę z piachem, by tam wyrzucali niedopałki. Chodzi o to, żeby nie rzucali ich na murawę. Uważam również, że im więcej się zakazuje, tym bardziej ludzi ciągnie do tego. Zakazany owoc lepiej smakuje i to jest prawda. Pozwólmy więc na oprawy z pirotechniką, ale róbmy to z głową.

Dajecie zakazy stadionowe?

Staramy się nie dawać. Ostatnio była sytuacja, gdy rozmawiałem z trzema kibicami. Właściwie wezwałem ich na dywanik, bo po zakończeniu meczu weszli na murawę. Zaczęła się tym interesować policja, dlatego wolałem sam wyjaśnić sprawę. Pokazałem im na monitoringu, że weszli na płytę i nie chcieli jej opuścić. Oczywiście stewardzi zwrócili im uwagę, ale oni w niecenzuralny sposób odezwali się do nich i szli dalej. Przeczytałem im, co im za to grozi. A następnie zapytałem, czy chcą zrobić coś dla klubu, czy mam zostawić sprawę policji. Powiedzieli, że coś zrobią dla Olimpii, a następnie przeprosili. Na drugi dzień i tak przyjechała do nich policja, ale powiedziała im, że mają szczęście, iż dogadali się z klubem. Generalnie staram się rozmawiać, bo uważam, że tak trzeba. Ukarać można zawsze, ale ile to da? Moim zdaniem niewiele.

Czyli można powiedzieć, że nie było problemów ze znalezieniem wspólnego języka z kibicami?

Każdy z nas na swój sposób kocha futbol, dlatego udało się nam dogadać. Poza tym wszystko było uzgodnione na spotkaniu i tego się trzymamy przez te wszystkie lata. Połączyliśmy się w 2008 roku, a już w 2010 roku zostałem prezesem. Wychodzi więc na to, że pomysł, który przedstawiłem i praca, jaką wykonywałem, odpowiadały wszystkim.

29

W 2013 roku doszło do fuzji. Tym razem połączyliście się z Olimpią Elbląg.

Chyba w 2010 roku kibice już głośno zaczęli mówić o fuzji. Zresztą oni zawsze nawiązywali do tradycji Olimpii Elbląg, która powstała w 1945 roku. Wówczas Olimpia grała w I lidze i słabo przędła finansowo. Podpisywała wysokie kontrakty z zawodnikami ze Wschodu, a był jeszcze trener Arteniuk, który wyrządził sporo krzywd. Gdy patrzyło się z boku, to aż serce bolało.

Cały czas były sygnały, by się połączyć. My byliśmy już w III lidze z możliwością awansu, a oni w II lidze z opcją spadku. Zdecydowaliśmy wtedy, że my (ZKS Olimpia Elbląg) im pomożemy, by się utrzymali. Wypożyczaliśmy zawodników, ale już nie udało się tego uratować. Zajęliśmy 9. miejsce i spadliśmy z ligi, ponieważ wtedy była ta słynna reforma. Połączyliśmy się jednak w 2013 roku i awansowaliśmy dwa lata później do II ligi.

Gdy ich ratowaliście przed spadkiem, to w II lidze grała jeszcze Concordia Elbląg. Było więc prawdopodobne, że Elbląg będzie miał trzy drużyny w II lidze. Miasto naciskało z tego powodu na fuzję?

Prawda, bo trochę to jednak dużo, jak na Elbląg. Ratusz chciał, by doszło do fuzji. Trzeba jednak zaznaczyć, że jak łączyliśmy kluby, to Olimpia miała ogromne zadłużenie, bo około 800 000 złotych. Wprowadziłem plan oszczędnościowy, który objął pracowników biurowych i piłkarzy. Obecnie mamy jedne z niższych kontraktów w II lidze, ale premie są już bardzo wysokie. Co najważniejsze – do ponad roku nie jesteśmy już zadłużeni.

Nie raz jestem zdziwiony kwotami kontraktów w II lidze, bo niektórzy płacą astronomiczne sumy. Nie mam pojęcia, skąd biorą na to pieniądze, bo uważam, że potrafię wiele załatwić, ale takie sumy? Cóż, trzeba powiedzieć otwarcie, że prezesi klubów sami niszczą rynek takim działaniem. My jesteśmy klubem biednym, ale stabilnym. Wydajemy tyle pieniędzy, ile mamy. Oczywiście staramy się zdobywać coraz więcej, ale nic na kredyt.

W SERCU ZAWSZE BYŁ FUTBOL MŁODZIEŻOWY I TAK POZOSTAŁO DO DZISIAJ   

Połowa kadry Olimpii Elbląg składa się z wychowanków, a w pierwszym składzie często znajduje się czterech albo pięciu młodzieżowców. Niebawem te liczby mogą jeszcze wzrosnąć, bo od przyszłego roku w Elblągu swoją działalność rozpocznie szkoła sportowa z prawdziwego zdarzenia.

Witold Wróblewski (prezydent miasta): – Wspólnie z klubem wystartowaliśmy w konkursie, by wojewódzki ośrodek piłki nożnej był w Elblągu. Konkurowaliśmy z Olsztynem, Ełkiem oraz Nowym Miastem Lubawskim i wygraliśmy. W obiekcie gimnazjum, które obecnie jest wygaszane, będzie mieściła się szkoła sportowa. Mieliśmy zamiar ruszyć od nowego roku, ale zaczniemy już teraz latem. Jesteśmy już po spotkaniu z rodzicami i wszyscy są zadowoleni.

Paweł Guminiak (prezes Olimpii Elbląg): – Od września rusza szkoła sportowa. Najpierw będzie tylko piłka nożna, a następnie dojdą kolejne dyscypliny. Kontynuacja będzie obok, w liceum, gdzie mamy już jedną klasę sportową z profilem – piłka nożna. Oczywiście przygotowany jest też internat. Miasto naprawdę stanęło na wysokości zadania. Szkoła wygląda jak prywatna, a będzie darmowa. Świetlica od 6:00 do 18:00, wybór języków, wzbogacone wyżywienie dla sportowców sfinansowane przez miasto.

Poza szkołą sportową Elbląg może poszczycić się również kompleksem boisk dla młodzieży, który jest oczkiem w głowie prezesa.

19

24

13

14

Obecnie Olimpia Elbląg ma drużynę w 14 rocznikach, ale od nowego sezonu zrezygnuje z juniora starszego, jeśli ten nie awansuje do Centralnej Ligi Juniorów. – Od nowego sezonu zgodnie z przepisami stworzymy drugi zespół w IV lidze. Zrezygnujemy z juniora starszego, bo to jest strata czasu i pieniędzy. Szkolenie będzie kończyło się na juniorze młodszym. A chłopcy z juniora starszego będą grać w drugiej drużynie – tłumaczy nam prezes Guminiak.

18

Co prawda Olimpia ma tylko jedną drużynę w CLJ, ale w ligach wojewódzkich od dłuższego czasu dominuje. Dało to do myślenia prezesowi Guminiakowi, który postanowił zmienić nieco system w rozgrywkach młodzieżowych: – W naszym województwie zrobiliśmy reformę rozgrywek młodzieżowych, bo są dość słabe pod względem poziomu sportowego. Tak więc stworzyliśmy ekstraklasę, w której jest osiem drużyn. Grają tam najmocniejsze kluby i poziom jest wyrównany. Wcześniej było 16 drużyn i były kosmiczne rezultaty. Zdarzały się wyniki po 16:0 i pomysły, by bramkarz strzelał gole. Totalnie bez sensu, a niedawno też się o tym przekonaliśmy. Nasz rocznik U-17 wygrał ligę wojewódzką w cuglach, a później zderzył się z ŁKS-em w barażu. Przez cały sezon nikt nas nie atakował, a on tak. Ostatecznie odpadliśmy po zaciętym dwumeczu i on wszedł do CLJ. Zaproponowałem wtedy w związku, by zmienić system. Wszyscy się zgodzili i teraz mamy ligę, w której gra osiem najlepszych zespołów. Generalnie z tymi drużynami młodzieżowymi jest tak, że jedni chcą szkolić, a drudzy zakładają drużyny, bo takie są wymogi.

KSIĄDZ PREZES, ALE PRZEDE WSZYSTKIM DOBRY CZŁOWIEK

Na tle zawodowym prezes Guminiak oceniany jest w samych superlatywach, o czym świadczą poniższe wypowiedzi, a także słowa osób, które pracuję w klubie, ale nie chciały być podpisane z imienia i nazwiska.

Łukasz Konończuk (wiceprezes zarządu): – Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia z Pawłem. Pomógł nam poprzedni prezydent, Nowaczyk. Obiecał nam kilka rzeczy, jeśli się połączymy. Niestety obietnice nie zostały zrealizowane, bo odwołali nam prezydenta. Wydaje mi się, że teraz klub jest dużo bardziej profesjonalny. Można powiedzieć, że zrobiliśmy wówczas jeden krok do tyłu, by później zrobić dwa do przodu. Natomiast jeśli chodzi o nasze wspólne działania z nowym prezydentem, to współpracuje się nam coraz lepiej. Można powiedzieć, że na początku jego kadencji nawzajem się sprawdzaliśmy. Wydaje mi się, że teraz już sobie zaufaliśmy. Prezydent wybudował nam budynek klubowy, a także zrobił przetarg na oświetlenie. Idziemy więc do przodu z infrastrukturą, a kiedyś mocno z tym kuleliśmy… Poprzedni prezydenci dużo obiecywali, a niestety mało robili. Ten natomiast powiedział, że nie od razu, ale zbuduje nam infrastrukturę. Co obiecał, to zrobił. Cóż, będę na niego głosował w nadchodzących wyborach.

Witold Wróblewski (prezydent): – Wydaje mi się, że nie jest to współpraca dobra, ale wręcz wzorcowa. Po objęciu przeze mnie stanowiska prezydenta spotkaliśmy się z zarządem i ustaliśmy pewne rzeczy. Obiecałem załatwić parę spraw i konsekwentnie realizuję moje obietnice. Obecnie znajdujemy się w budynku, który zbudowaliśmy jako miasto. W poniedziałek robimy oświetlenie stadionu. Na tę kadencję tyle ustaliliśmy i tyle zrobimy.

Podobnie – a nawet lepiej – prezes odbierany jest jako człowiek. Nie znaleźliśmy w Elblągu żadnej osoby, która powiedziałby choćby jedno złe słowo na Guminiaka. Sam prezes w ten sposób wytłumaczył nam, co jest najważniejszą sprawą w życiu: – Wychodzę z założenia, że najważniejszą sprawą jest dobro. Każdy powinien dążyć do tego, by być dobrym człowiekiem. Wydaje mi się, że osobie wierzącej łatwiej zadbać o zdrowie, rodzinę, a także inne sprawy. Święty Paweł w Piśmie Świętym wiarę porównuje do zawodu. Mówi, że trzeba zdobyć wieniec chwały, aby wygrać swoje życie, a później być zbawionym. Znam wielu sportowców, którzy są mocno religijni i dużo im się udaje. Choć znam też takich, którzy nie wierzą, a radzą sobie w życiu. Uważam jednak, że kierując się wartościami i zasadami chrześcijańskim, łatwiej o sukces.

Proboszcz Guminiak nie ma więc żadnego problemu z tym, jeśli w szatni znalazłaby się osoba innej wiary. Wszyscy piłkarze mogą do niego przyjść i porozmawiać, a nawet skorzystać z usług: – Piłkarze nie przychodzą do spowiedzi, ale przygotowuję ich do sakramentów. Przykładowo teraz miałem trzy pary. Taryfy ulgowej nie mają, bo muszą przychodzić na spotkania. Jednak staram się czasowo do nich dostosować. Małżeństwo to ważna sprawa i warto się do niego przygotować, a podpisanie papierka byłoby w tym przypadku bez sensu.

***

Mecz z ŁKS-em skończył się sromotną porażką (0:5) Olimpii i w pewnym sensie marzenia o awansie prysły. Oczywiście prezes Guminiak nieco posmutniał z tego powodu, ale również nie rozpaczał.

– Nie napinamy się na I ligę, jak Radomiak i ŁKS. Nie musimy awansować, ale możemy. Wydaje mi się, że jeśli teraz nam się nie uda, to za jakiś czas na pewno. Jak człowiek na siłę chce wejść, to później zadłuża się, a to jest zła droga. Nie wyobrażam sobie, by Radomiak nie ucierpiał, jeśli nie awansuje – mówił przed meczem.

oli

Na mecze Olimpii w przyszłym roku na antenie Polsatu chyba się nie zanosi. Jednak warto zaznaczyć, że drużyna z Elbląga była przygotowana na ewentualną promocję do I ligi. Do końca czerwca na stadionie ma być zamontowane oświetlenie, a więc klub będzie spełniał wszystkie wymogi licencyjne zaplecza ekstraklasy. Poza tym, jeśli jakiś fan zapragnie oglądać mecz Olimpii w domu, to może odpalić sobie telewizję internetową.

1

Swoją drogą, dobry patent dla klubów II-ligowych, bo na takich transmisjach można zarobić czasami więcej niż na wejściówkach na stadion. Kto wpadł na pomysł, by transmitować mecze? Oczywiście prezes Guminiak, który cały czas szuka nowych źródełek dochodu. Olimpia nie jest klubem bogatym (budżet wynosi około 3 miliony złotych), ale żyje godnie. Piłkarze i trenerzy mają dostęp do wszystkiego, co jest potrzebne na tym poziomie rozgrywkowym. Życie ponad stan, a tym samym kredyty w drużynie z Ebląga już nie wchodzą w grę. Popieramy i bijemy brawo, bo naprawdę brakuje na poziomie centralnym klubów, które są prowadzone w ten sposób. 

Bartosz Burzyński

fot. własne

Najnowsze

Weszło

Komentarze

7 komentarzy

Loading...