Marcin Gortat to od lat jedyny Polak w NBA. Więcej, to jedyny biało-czerwony, który zrobił karierę w najlepszej koszykarskiej lidze na świecie. Jednak – jak wszystko co dobre – jego przygoda na parkietach amerykańskiej ligi dobiega końca. Jego Washington Wizards dziś w nocy po raz czwarty przegrali z Toronto Raptors i odpadli z walki o mistrzostwo. To właściwy czas, by zadać pytanie: czy to był ostatni mecz Gortata w ekipie „Czarodziejów”?
Do szóstego meczu rywalizacji Wizards – Raptors scenariusz był prosty: kto grał u siebie, ten wygrywał. Ekipa z Kanady prowadziła po pięciu meczach 3:2. Gortat i jego koledzy dziś w nocy mieli na swoim parkiecie przedłużyć szansę na awans do półfinałów Konferencji Zachodniej. Niestety, goście zagrali bardzo dobrze, wygrali 102:92 i zakończyli serię.
Nie brakuje głosów, że zakończyli także karierę Marcina Gortata w drużynie z amerykańskiej stolicy.
Marcin Gortat w Waszyngtonie zakotwiczył w sezonie 2013/14. Wcześniej spędził cztery sezony w Orlando Magic i trzy w Phoenix Suns. To jednak w Wizards grał najwięcej. W czasie pięciu lat opuścił tylko osiem spotkań sezonów zasadniczych. W ostatnich dwóch latach – ani jednego. W fazie play-off także grał regularnie. Bywały wśród tych spotkań naprawdę znakomite, ale zdarzały się też zdecydowanie słabsze. Jak choćby dzisiejsze. Polski środkowy grał nieco ponad pół godziny i zdobył zaledwie dwa punkty (z rzutów osobistych). Trzy próby rzutów z gry były nieudane. Do tego dołożył siedem zbiórek, jeden blok i dwie asysty. Zdecydowanie za mało, żeby pomóc drużynie w starciu z faworyzowanymi Raptors. W kanadyjskiej ekipie na tej samej pozycji szalał Jonas Valanciunas. Litwin też grał 31 minut, ale zaliczył 14 punktów i 12 zbiórek.
– Rozmawiałem z Marcinem Gortatem tuż przed startem play-offów i mówił mi: Gortat się jeszcze nie skończył. Ale dodawał też, że przyzwyczaił się już do roli, jaką ma w drużynie, że to nie on zdobywa punkty – mówi Krzysztof Sendecki, dziennikarz Radia Zet i komentator koszykówki. – No i niestety właśnie tak do wygląda. Gortat ma jeszcze przebłyski w ataku, gdy dostaje podania od Johna Walla, ale jego rola ogranicza się już w zasadzie do obrony i stawiania zasłon. W tym wciąż jest świetny. Niestety, to już trochę za mało na dzisiejszą NBA.
Krzysztof Sendecki ocenia, że przygoda Marcina Gortata z najlepszą koszykarską ligą świata jest na ostatniej prostej. – Przed nami prawdopodobnie jego ostatni sezon w NBA. Nie wiem, czy w barwach Wizards. Myślę, że Czarodzieje mogą latem próbować go wymienić. Ale czy do tego dojdzie i Marcin zmieni klub na ten ostatni sezon – to już wróżenie z fusów – dodaje.
O zmianach w klubie mówi też jego lider, John Wall, za którym trudny sezon – prawie połowę spotkań opuścił z powodu kontuzji. Kiedy wrócił, robił co mógł, ale Wizards ledwie awansowali do fazy play-off i od razu mierzyli się z najmocniejszymi rywalami.
– W lecie powinniśmy wzmocnić nasz zespół. Bardzo ważne jest to, że ja i Bradley Beal stajemy się coraz lepsi, rozwijamy swoją grę i wzmacniamy kondycję. Teraz pozostaje tylko praca zarządu nad wzmocnieniami, żebyśmy mogli stać się kompletną drużyną.
Niestety, brzmi to trochę jak wprowadzenie do pożegnania z Gortatem. Z drugiej strony: Polak wciąż zarabia rocznie ponad 7 milionów dolarów, a w całej karierze w NBA dobija do zarobionych 100 baniek. Jego kontrakt jest ważny jeszcze rok. Ostatecznie – Wizards to nie jest jedyny klub w lidze. Co więcej, są miejsca, w których żyje się znacznie przyjemniej niż w głośnym i tłocznym Waszyngtonie.
Fot. FotoPyk