Sporo do czytania w sobotę. Ciekawy wywiad z Arvydasem Novikovasem, Ottmar Hitzfeld o przyszłości Roberta Lewandowskiego, kilka ligowych tematów i interesujące teksty w Magazynie Lig Zagranicznych – to oferuje „PS”. W „SE” Kamil Grosicki opowiada o budowaniu formy na mundial. Zapraszamy na sobotnią prasówkę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zaczynamy od relacji z piątkowych meczów Ekstraklasy. Najmłodsi w składzie Sebastian Szymański i Jarosław Niezgoda okazali się najmocniejszymi ogniwami Legii z Koroną.
(…) W piątek młodzi legioniści potwierdzali to, o czym sami mówią: że znakomicie rozumieją się nie tylko poza boiskiem, ale i na murawie. I stają się dla Legii bezcenni, po przerwie to właśnie oni zapewnili jej zwycięstwo. Najpierw w roli głównej był niespełna 19-latek, który znakomitym uderzeniem zza pola karnego pokonał Zlatana Alomerovicia. Po ośmiu minutach również on rozpoczął akcję, po której piłkę w siatce z najbliższej odległości umieścił Niezgoda.
Okazuje się, że siłą mistrza Polski w decydującym momencie sezonu są jej najmłodsi zawodnicy, choć wynik ustalił Miroslav Radović. Pomocnik Legii wrócił po kontuzji, którą leczył od meczu w Gdyni. Nikt nie miał wątpliwości, że to on powinien wykonać rzut karny po faulu na Cafu. Legioniści tym meczem tylko potwierdzili, że zwolnienie Jozaka było bardzo dobrą decyzją, nie zmienia tego nawet bramka pod koniec spotkania Gorana Cvijanovicia.
W fatalnej formie są finaliści Pucharu Polski. Arka przegrała czwarty mecz z rzędu, a Piast wygrał pierwszy raz od pięciu spotkań.
(…) Nie wiadomo czy w miarę pewne utrzymanie, czy perspektywa finału Pucharu Polski tak wpłynęła na postawę Arki. Gdynianie nie mogli rozwinąć skrzydeł, próbowali, ale niewiele z tego wynikało. Piast takich problemów nie miał. – Jakbyśmy mogli to byśmy przełożyli ten mecz z Piastem, ale takiej możliwości nie ma więc musimy się skoncentrować – powiedział trener żółto-niebieskich. Jakby przewidywał, że myślami jego piłkarze byli gdzie indziej, czyli na PGE Narodowym w Warszawie. Zapewne brak koncentracji sprawił, że rzutu karnego nie wykorzystał Mateusz Szwoch. Etatowy strzelec karnych w Arce pierwszy raz w swojej karierze pomylił się z jedenastego metra w spotkaniu o punkty. Jakub Szmatuła wyczuł jego strzał.
Liczy się tylko mistrzostwo, ze srebrnego medalu nie będę się cieszył – deklaruje Arvydas Novikovas z Jagiellonii Białystok. Wydaje się, że jedynie tytuł może go zatrzymać w klubie.
(…) Zimą, w trakcie obozu w Turcji miał pan oferty z ligi rosyjskiej. O pańskim odejściu nie chciał słyszeć trener Ireneusz Mamrot i kategorycznie temu sprzeciwił się prezes Cezary Kulesza.
Arvydas Novikovas: Wtedy, miałem poważną rozmowę z prezesem. Nie chciał słyszeć o transferze. Zaznaczył zdecydowanie: zimą zgody na twój transfer nie wydam. Lecz dał słowo, iż latem nie zrobi mi problemu z odejściem. Mam nadzieję przekonać się, że prezes należy do słownych ludzi! Skończyłem 27 lat, chciałbym spróbować sił na innym poziomie i – nie ma co ukrywać – lepiej zarobić. Bliżej mi końca grania, więc muszę myśleć o zabezpieczeniu przyszłości mojej rodziny. Nie grałem w poprzednim klubie, w Niemczech, w 2.Bundeslidze. W Jagiellonii odżyłem, jako piłkarz, uważam, że ten czas nieźle spożytkowałem, pokazałem się z dobrej strony, więc latem, chętni na Novikovas, a powinni się znaleźć. Potrzebne są dwie, odpowiednie oferty – dla klubu i dla mnie. Pan, gdyby dostał podobną pracę, za lepsze pieniądze, też pewnie by skorzystał.
Załóżmy jednak, że Jagiellonia zdobędzie mistrzostwo.
Arvydas Novikovas: Wtedy trudno byłoby opuszczać Jagę. Po pierwsze, spróbować walki o Ligę Mistrzów, niezależnie od jakiego etapu, pragnie każdy piłkarz. Po drugie, nie sądzę, by w sytuacji, gdy Jaga zdobyłaby tytuł, doszłoby do wyprzedaży. Wtedy raczej nie miałbym pretensji do prezesa, gdyby nie dotrzymał danego słowa. Dziś nie ma sensu tego roztrząsać. Kilka tygodni i wszystkiego się dowiemy.
Gdy nie dostał pan zgody na transfer, w trakcie obozu w Turcji miał pan ponoć chwile buntu?
Arvydas Novikovas: Eeee, nie… Byłem trochę rozczarowany. Tyle. Nie uważam, bym chwilowy brak humoru, przenosił na treningi i sparingi.
Latem z Wisły Kraków odejdą Arkadiusz Głowacki i Paweł Brożek. Kończy się pewna epoka przy Reymonta.
(…) Brożek i Głowacki w tym sezonie byli niejednokrotnie pytani, czy zamierzają kończyć w czerwcu kończyć kariery. Ani razu nie padła z ich strony jasna deklaracja, że to ich ostatnie rozgrywki. Głowacki nie zrobił tego nawet wtedy, gdy stało się jasne, że jego umowa wygaśnie. – Obecny sezon jest moim ostatnim w barwach Wisły Kraków. Po jego zakończeniu moja umowa wygasa i nie będzie przedłużona. Skończy się tym samym pewien ważny etap mojej kariery. Co będzie dalej zobaczymy, ale teraz czeka nas jeszcze kilka meczów w tym sezonie! Mam nadzieję, że spotkamy się na stadionie – napisał na swoim profilu na Facebooku.
W jego przypadku jednak trudno się spodziewać, by grał dalej. Już dwa lata temu nosił się z zamiarem zakończenia kariery. Wtedy udało się go jeszcze przekonać do dalszej gry, jednak dziś ma już 39 lat. Od ponad roku w Małopolsce funkcjonuje założona przez niego akademia. Jej założeniem było już przygotowaniem do zakończenia zawodowej kariery. Inaczej ma się sytuacja w przypadku Brożka. 35-latek wprawdzie deklarował kiedyś, że nie będzie grał w piłkę tak długo, jak Głowacki, ale to nie oznacza, że ma zamiar kończyć już teraz. Jak udało nam się dowiedzieć, napastnik jest zdecydowany, by kontynuować karierę, bo uważa, że jest jeszcze na siłach, by grać i strzelać gole w ekstraklasie. Jeśli rzeczywiście znajdzie klub, który go zatrudni, okaże się więc, że skończy karierę poza Wisłą, co do niedawna wydawało się nie do pomyślenia.
W ciągu pół roku Adam Deja został odstawiony dwa razy. Najpierw przez prezydenta Bielska-Białej, później przez trenera Cracovii.
Letnie przenosiny Adama Dei z Podbeskidzia Bielsko-Biała do Cracovii nie były typowym transferem z I ligi do ekstraklasy. Zwykle, by wybić się do lepszej ligi, trzeba być gwiazdą zespołu. Z Deją było inaczej. Przez cztery i pół roku w Bielsku-Białej rozegrał ponad sto spotkań i wyrobił sobie dobrą pozycję u różnych trenerów, ale nie zdołał przekonać do siebie prezydenta miasta. Gmina jest właścicielem I-ligowego klubu, a prezydent Jacek Krywult niejednokrotnie lubił włączać się w bieżące funkcjonowanie Górali. W lipcu 2017 roku Deja nie miał już więc przyszłości w średniaku zapelcza ekstraklasy.
– Pod koniec faktycznie było tak, że prezydent nie czuł do mnie sympatii, więc wiedziałem, że nadszedł czas, żeby się rozstać. Gdy pojawiła się oferta z Cracovii, nie zastanawiałem się ani chwili – mówi. Z dnia na dzień został wielkim wygranym. Z bocznego toru w I lidze, wskoczył do podstawowego składu w ekstraklasie.
Śląsk Wrocław jest o krok od utrzymania, ciśnienie z piłkarzy już powoli schodzi.
(…) – Drużyna wiedziała, że jeśli mecz w Niecieczy zakończy się naszym zwycięstwem, będzie krótki wypad integracyjny (było 2:1 – przyp. red.) – komentuje trener Tadeusz Pawłowski, który w przeszłości wielokrotnie sięgał po tego typu środki.
Poprzednią kadencję w Śląsku zaczął od drużynowego wypadu na kręgle, a poza wyjazdami na ryby (sam od kilkudziesięciu lat jest zapalonym wędkarzem) zdarzało mu się również integrować zespół m.in. podczas paintballowych strzelanin.
Lechia Gdańsk zaczyna stawiać na młodych zawodników. To początek budowy drużyny już na następny sezon.
(…) Gdyby nie konieczność walki o zabezpieczenie ligowego bytu, zmiany zapoczątkowane przez Stokowca byłyby zapewne jeszcze bardziej widoczne. Trener bowiem nie ukrywa, że już teraz zaczyna budować kadrę na następny sezon – kiedy ma powstać jego autorski projekt o nazwie Lechia. Dlatego już teraz zabrał się do odświeżania kadry. W osiemnastce meczowej pojawia się coraz więcej zawodników młodej generacji – Adam Chrzanowski, Przemysław Macierzyński, bramkarz Maciej Woźniak, Florian Schikowski.
Największe nadzieje wiąże się jednak z 16-letnim napastnikiem Mateuszem Żukowskim, który regularnie zasiada na ławce rezerwowych. A jesienią (z Sandecją Nowy Sącz) rozegrał pierwsze spotkanie w ekstraklasie.
Bramkarz Pogoni Szczecin, Łukasz Załuska o przyjściu zimą swojego rywala do gry Łukasza Budziłka dowiedział się… z internetu.
(…) – Na urlopie przeczytałem o tym na stronie internetowej 90minut.pl. Ale spodziewałem się, że ktoś zostanie sprowadzony. Trener Runjaic chciał zwiększyć rywalizację na poszczególnych pozycjach i nawet napomknął, że być może będą szukać bramkarza. Od początku Łukasz mocno na mnie naciska. Wiem, że muszę być w dobrej formie, jeśli chcę zostać w między słupkami. A oczywiście chcę – tłumaczy w rozmowie z nami Załuska.
Oprócz tego:
– Giorgi Merebaszwili z Wisły Płock przeszedł operację w Finlandii i za dwa miesiące ma znów grać
Stomil Olsztyn w ostatnich dwóch miejscach zdobył cztery punkty i cały czas walczy o utrzymanie. Pierwsze zwycięstwo nad Puszczą Niepołomice (2:0) przyszło w pierwszą rocznicę śmierci legendy klubu Andrzeja Biedrzyckiego. – Tata czuwał nad nami w tym meczu – wspomina syn Wiktor.
(…) Teraz jedziecie do Częstochowy. Raków, przeciwnie do was, ma bardzo dobrą końcówkę, ponieważ zagra z całym dołem tabeli. Będzie rozdawać karty.
Raków wzmocnił się zimą i przy takiej końcówce zapewne włączy się w walkę o awans. Jeśli ktoś urwie punkty drużynie trenera Marka Papszuna być może przesądzi o swoim utrzymaniu.
Dla mnie fenomenem są jednak Wigry Suwałki.
To jest niesamowite. Przez kontuzje i inne absencje nie mają pełnej kadry meczowej. W składzie 16 zawodników, na ławce rezerwowych sami młodzieżowcy, a wygrywają. Przeciwnie do Olimpii Grudziądz, która ostatnio kończyła mecz w dziesiątkę właśnie przez brak młodzieżowca. Na takim poziomie to niedopuszczalne, ale my też czasami igramy z ogniem i na ławce mamy tylko jednego zawodnika poniżej 21. roku życia.
Wracając do początku. Całkiem nieźle zaczęliście sezon.
Po dwóch słabszych meczach się odbiliśmy i lepiej nam szło. Potem przyszła zadyszka, zmiana trenera, kolejna zmiana aż w końcu przyszedł trener Kiereś.
Komisja Ligi zajmuje się różnymi głupotami i nikt do końca nie wie czym, oprócz regularnego wlepiania bezsensownych kar. Oczywiście wlepia też mnóstwo słusznych, ale skutecznie przysłaniają je te kompletnie nietrafione – pisze Tomasz Włodarczyk.
(…) Bynajmniej nie chodzi, aby czepiać się obecnego składu Komisji Ligi. On jedynie skutecznie podtrzymuje długą tradycję degenerowania powagi tej komórki. Jak często nie zgadzam się z różnymi orzeczeniami KL, tak w tym tygodniu zaskoczyła mnie nie karą, a jej brakiem. Trudno bowiem zrozumieć, dlaczego zajmując się szerokim wachlarzem ligowych przewinień, od bicia dmuchanej lali po bicie sędziego, puściła bez najmniejszej reakcji sygnał, że do Polski wrócił „piłkarski poker”. Znaczy, że w lidze znów kręcą lody. Po murawie biegają oszuści przebrani za piłkarzy i sędziów ustawiający wyniki spotkań. Tak trzeba przecież odebrać jasny komentarz prezes Bruk-Betu Termaliki Nieciecza Danuty Witkowskiej. Oficjalny, bo zamieszczony na stronie internetowej klubu. Szef jednego z szesnastu ligowych akcjonariuszy oskarża o przekręty w meczu swojej drużyny ze Śląskiem Wrocław, podpierając się dwiema (słusznymi) decyzjami sędziego Zbigniewa Dobrynina. Nie chcę wyjść na histeryka, ale traktuję ten komentarz jako niedopuszczalny, uderzający w całą ligę, co najmniej zasługujący na wyjaśnienia.
Michał Gutka w Magazynie Lig Zagranicznych o prawdopodobnie ostatnim meczu między Jose Mourinho a odchodzącym z Arsenalu Arsenem Wengerem.
Zdaniem Ottmara Hitzfelda, byłego trenera Bayernu, jeśli monachijski klub nie będzie chciał sprzedać Roberta Lewandowskiego Realowi Madryt, to piłkarz nic nie wskóra.
(…) Jest pan tego aż tak pewien?
Jestem pewien tego, że jeśli szefowie Bayernu mówią, że Lewandowski nie odejdzie, to nie odejdzie. Doskonale znam Uliego Hoenessa i Karla-Heinza Rummeniggego. Gdyby nie byli przekonani, że do transferu Polaka nie dojdzie, to by się powstrzymywali od komentarzy. Bayern ma tyle pieniędzy i takie cele, że na pewno nie sprzeda Lewandowskiego. Dlatego moim zdaniem Robert nie trafi do Realu. Tym bardziej że Hoeness i Rummenigge sporo by stracili, gdyby rzeczywiście Polak odszedł, jeśli do tej pory jego transfer wykluczali.
Czy piłkarz, niezadowolony z powodu braku zgody na transfer nie będzie problemem dla nowego trenera Bayernu Niko Kovača? Pan z pewnością miał do czynienia z zawodnikami, którzy chcieli odejść, a musieli zostać w klubie. Jak sobie poradzić z taką sytuacją?
To żaden problem. Miałem kilka takich przypadków. Gdy widziałem, że ktoś rzeczywiście okazuje niezadowolenie, nie przykłada się do treningów, to szybko wyrzucałem go na trybuny, żeby przemyślał swoje zachowanie. Po dwóch lub trzech tygodniach piłkarzowi bardzo zaczyna brakować meczów i zaczyna zapominać, że był niezadowolony. Gdy ma się w perspektywie spędzić sezonu w głębokiej rezerwie lub regularnie grać i odnosić sukcesy, to chyba wybór jest oczywisty. Ale nie sądzę, żeby takie rozwiązanie było konieczne w przypadku Roberta Lewandowskiego.
Jest pan w stanie zrozumieć naszego piłkarza, że może chcieć odejść do Realu, żeby spróbować wygrać Ligę Mistrzów z Królewskimi?
Jestem w stanie zrozumieć, że każdy piłkarz chce grać w najlepszych i najsłynniejszych klubach. I Lewandowski w takim gra. Rok w rok walczy o triumf w Lidze Mistrzów. Bayern miał w ostatnich sezonach sporo pecha, ale i w każdym sezonie zaliczany jest do faworytów tych rozgrywek. Poza tym jestem w stanie zrozumieć, że skoro piłkarz podpisuje z jakimś klubem kontrakt, to też zdaje sobie sprawę, że musi go wypełnić. A skoro wasz napastnik przedłużył niedawno umowę z Bayernem, to chyba zrobił to dobrowolnie i po to, żeby w Bayernie grać.
Po raz pierwszy od pięciu lat Betis może skończyć ligę wyżej w tabeli niż Sevilla. I po takim samym czasie wraca do europejskich pucharów.
W Hiszpanii mówi się, że jeśli mógłbyś wybrać jednego piłkarza, z którym usiadłbyś przy winie, byłby nim Andres Iniesta. A gdybyś mógł wskazać z kim pójdziesz na piwo albo drinka, wybrałbyś Joaquina Sancheza. Żywą legendę Betisu, kończącą w lipcu 37 lat, która uchodzi za drugiego najbardziej sympatycznego i lubianego piłkarza w lidze. Kiedy trzy lata temu wracał na Estadio Benito Villamarin, gdzie się wychowywał, wydawało się, że prędko czeka go emerytura. Ale on nic nie robi sobie z wieku. Właśnie wprowadza Betis do Ligi Europy, a w szatni nie jest tylko dobrym duchem i człowiekiem od atmosfery. To grający kapitan (4 gole i 7 asyst w tym sezonie), który nadal zachwyca magią, jaką olśnił Hiszpanię już na początku XXI wieku.
17 lat temu w domu byłego zawodnika Betisu Benjamina Zarandony odbyła się impreza określana mianem „największej w historii hiszpańskiego futbolu”. Betis wrócił do Primera Division z przytupem, awansował do Pucharu UEFA, a po dziesięciu kolejkach w sezonie 2001/02 zajmował szóste miejsce. Świeżo po pokonaniu galaktycznego Realu nastroje były szampańskie, a piłkarze zorganizowali przyjęcie z okazji Halloween. Zasada była jedna: „Bez partnerek ani ludzi z klubu”.
– Przyszło 200 osób. Bawiliśmy się doskonale, nie zwracając uwagi na nic, aż otrzeźwiałem, kiedy zobaczyłem wbiegającego po schodach Zarandonę – wspomina Joaquin.
Klasykiem wśród kibiców Betisu stało się też zdanie wypowiedziane wtedy przez obrońcę Juanito: „Nie wiem, co dolaliście mi do drinka, ale widziałem w drzwiach Don Manuela”, czyli ówczesnego szefa klubu Manuela Ruiza de Loperę. Joaquin roześmiany krzyczał, żeby kolega odłożył już alkohol. Ale to była rzeczywistość.
Kibice Realu Sociedad nie mogę wybaczyć Inigo Martinezowi odejścia do Athletic Bilbao. Teraz na Anoeta czeka go niemiłe przyjęcie.
(…) Jednym z powodów, dla których Inigo odszedł z RSSS, były kwestie finansowe. Athletic dał mu dwukrotną podwyżkę – z 2,5 mln euro do 5 mln euro rocznie. W San Sebastian piłkarz jest uważany za zdrajcę i już teraz kibice drukują tysiące banknotów o wartości 10 euro z twarzą obrońcy. Podobnie działo się przy okazji transferu Joseby Etxeberrii. Skrzydłowy w wieku 17 lat został podkupiony przez klub z Bilbao, a po tej transakcji do umów najbardziej utalentowanych wychowanków Realu wpisywana jest klauzula „anty-Athletic”, która uniemożliwia wykupienie go przez lokalnego rywala.
Przy okazji pierwszych derbów Etxeberrii na Anoeta w koszulce Lwów, kibice gospodarzy obrzucali go banknotami, butelkami z wodą i wszystkim innym, co mieli pod ręką. Wówczas relacje między baskijskimi drużynami zostały zerwane na dwa lata, a sprawa transakcji ciągnęła się m.in. w sądach. Teraz do niczego takiego nie doszło, ale polepszające się stosunki na linii Bilbao – San Sebastian zostały zdecydowanie pogorszone. – Nie czytałem żadnych wypowiedzi Inigo. Nawet gdyby nie trafił do Athletic, derby i tak byłyby ciekawe. Zresztą, dajmy już spokój temu tematowi… – powiedział niedawno wyraźnie zirytowany prezes Realu, Jokin Aperribay.
Na kolejnej stronie przestrogi z historii Serie A dla broniącego mistrzostwa Juventusu, o interesującej walce za plecami PSG we Francji (Monaco, Marsylię i Lyon dzieli punkt) oraz o zmierzającym ku przepaści Lille.
(…) Wiele wskazuje na to, że mimo wydania 64 mln euro Lille może spaść. Co więcej, oko na klub ma Komisja Nadzoru Finansowego i grozi drużynie z Flandrii degradacją do trzeciej ligi.
Na ostatnie stronie Tomasz Ćwiąkała pisze, jak Sewilla znów stała się miastem Betisu.
(…) Estadio Benito Villamarin to miejsce, w którym narodziła się jedna z najładniej grających drużyn w Europie. Klucz do sukcesu? Banał. – Piłkarz da z siebie wszystko, gdy dostanie to, co lubi najbardziej: piłkę – definiuje swoją filozofię Setien. Sam jako zawodnik nie znosił biegania za przeciwnikami i właśnie podczas konfrontacji z Barceloną, gdzie przez 80 minut zadawał sobie pytanie, co tu w ogóle robi, doszedł do wniosku, że bronienie dla samego bronienia nie ma sensu. Każdy ma po prostu grać w piłkę. Toca, toca, toca. A jeśli nie umie, to niech się nauczy. Jak wspomniany bramkarz Adan, który w pewnym momencie sezonu zaliczał nawet więcej kontaktów z piłką niż Marc-Andre ter Stegen. Żadnego wybijania na chaos. Nawet jeśli popełnisz błąd przy wyprowadzeniu futbolówki, bilans zysków i strat zawsze okaże się korzystny. A przy okazji po drodze urośniesz jako piłkarz.
SUPER EXPRESS
Kamil Grosicki opowiada o swojej dodatkowej pracy nad formą przed mundialem.
„Super Express”: – Zajęcia z fizjoterapeutą to był twój pomysł czy zalecenie od sztabu kadry?
Kamil Grosicki: – Mój. Na zgrupowaniach kadry bardzo często pracuję z fizjoterapeutą i zauważyłem, że dobrze mi to robi. Pomyślałem, że czemu nie skorzystać z tego jeszcze częściej, szczególnie przed mundialem. Gdy kończę treningi w klubie przed 13.00, mam bardzo dużo czasu. Dwa razy w tygodniu po 1,5 godz. Paweł Choduń wykonuje ze mną ćwiczenia i masaże. Poprawiamy też moc i dynamikę, często kończymy przed 22.00.
– Kto pokrywa koszty?
– Ja pokrywam. Fizjoterapeuta mieszka u mnie i płacę mu wynagrodzenie. Pracuję też indywidualnie z innym specjalistą. Od czterech lat pomaga mi trener mentalny Paweł Frelik.
Co nieco o piątkowej Ekstraklasie.
GAZETA WYBORCZA
Tekst Rafała Steca o… marvelowskiej Wakandzie w kontekście sportu.
Superbohaterskie widowisko z uniwersum Marvela to symboliczne popkulturowe dowartościowanie – chciałem napisać: Afroamerykanów, ale to przecież dowartościowanie czarnych w ogóle. Bajka wyrosła z komiksowej legendy o królestwie Wakanda, czyli potężnym imperium zawdzięczającym niedostępny dla reszty ludzkości poziom technologicznego rozwoju bogatym złożom vibranium. Tego samego metalu o niesamowitych właściwościach, z którego powstała tarcza innego komiksowego herosa – Kapitana Ameryki. I który trafił na Ziemię po jej zderzeniu z asteroidą.
Fot. FotoPyk