– Rozmawiałem z moimi przyjaciółmi z Romy. Żaden z nich nie chciał trafić na Liverpool – mówi Mohamed Salah. Egipcjanin przeżywa właśnie swoje najlepsze chwile w karierze. I przeżywa je w Liverpoolu. Ale to właśnie w Rzymie wskoczył na trampolinę, która wybiła go na szczyt wielkiego futbolu. We wtorek czeka go sentymentalne spotkanie z klubem, któremu – jak sam przyznaje – wiele zawdzięcza. – To będzie dziwne. Ja wciąż kocham kibiców Romy, a oni kochają mnie – przyznaje.
Władze AS Romy były gotowe płacić całą jego pensję, uiścić kwotę za możliwość wypożyczenia go z Chelsea, a na koniec zabulić jeszcze za jego wykupienie. Rzymianie widzieli to “coś” w Mo Salahu. Dla niego samego przetarcie z wielkim, europejskim futbolem było dość bolesne. Po wyfrunięciu z ciepłego gniazdka Bazylei trafił do Londynu, gdzie nie spełnił oczekiwań. Ludzie Romana Abramowicza wykombinowali więc podrzucanie go do cudzych legowisk. Podczas wypożyczenia do Fiorentiny zyskał na pewności siebie, grał dość regularnie, był wyróżniającym się zawodnikiem ligi. Ale dopiero w kolejnym sezonie zrobił krok, który śmiało możemy nazwać przełomem.
W Romie tworzyła się właściwie nowa drużyna. W jednym okienku transferowym rzymianie wypożyczyli Edina Dżeko, Antonio Rudigera, Iago Falque. I każdy z nich rok później został przez Giallorossi wykupiony. Salah nie był tutaj wyjątkiem. Do klubu ściągał go jeszcze Rudi Garcia, ale w trakcie sezonu na stanowisku trenera został zastąpiony Luciano Spallettiego. – On jest wyjątkowy. Niepowtarzalny. To najlepszy piłkarz, którego trenowałem w mojej karierze – przyzna po czasie.
Egipcjanin w swoim pierwszym sezonie w Romie tylko w Serie A strzelił czternaście goli i zaliczył osiem asyst. Spalletti zachwycał się jednak nie tylko jego skutecznością i drygiem do posyłania kluczowych podań. Włoski trener na jednej z konferencji postanowił przedstawić dziennikarzom rolę Salaha w jego zespole. – Często się ze mnie śmiejecie, gdy mówię o odpowiednich nawykach. Mohamed zdobył w ostatnim meczu dwie bramki, ale zaraz pokażę wam film, jak biegł za straconą piłką. I to w 75. minucie. Przy stanie 4:0. Jeśli każdy z naszych piłkarzy będzie na takim poziomie zaangażowania, to będziemy wielką drużyną – mówił. Oto wspomniany klip:
Roma już w trakcie trwania rozgrywek wykupiła go za niewielką – w skali jego talentu – kwotę 15 milionów euro. W jego drugim sezonie w stolicy kraju Serie A zaczęła się robić dla niego zbyt ciasna. Egipski skrzydłowy poprawił swój wynik w klasyfikacji kanadyjskiej i transfer wisiał w powietrzu. Gdy Liverpool wyłożył na stół ponad 40 milionów euro w Rzymie powiedzieli “tak”. Choć Monchi, dyrektor sportowy klubu, przyznał po czasie: – Potrzebowaliśmy wtedy tych pieniędzy i musieliśmy spieszyć się ze sprzedażą. Gdybyśmy mieli nieco większy komfort finansowy (nad klubem wisiały kary z tytułu złamania zasad finansowego fair-play – red.), to cena za Salaha mogłaby być znacznie wyższa. Sam transfer doszedł do skutku przed erą wielkich zakupów z Neymarem, Coutinho i Mbappe na czele. Dlatego z perspektywy czasu ktoś może powiedzieć “Monchi jest ślepy, oddał go zbyt tanio”. Ale uważam, że nawet biorąc pod uwagę te dwa czynniki, to i tak uzyskaliśmy dość sporo pieniędzy.
Salah wrócił zatem do Anglii, którą tak poważnie się rozczarował przy podejściu do niej w barwach Chelsea. W Liverpoolu chciał go jednak Juergen Klopp. Niemiec obdarzył go ogromnym zaufaniem i widział w nim ważnego gracza pierwszego zespołu. Ale pozwalamy sobie na powątpiewanie, czy Klopp, Salah i ktokolwiek na świecie spodziewał się, że Egipcjanin wejdzie na tak kosmiczny poziom. Liczby mówią wszystko – w tym sezonie skrzydłowy Liverpoolu rozegrał 46 meczów, w których zdobył 41 bramek i zaliczył 13 asyst. Nic dziwnego, że w głosowaniu piłkarzy został wybrany graczem roku w Premier League. – Jeśli udało mu się sięgnąć po tę nagrodę w sezonie, w którym Kevin de Bruyne robi coś niesamowitego, to tym większe gratulacje dla Mohameda. Ale Salah na to zasłużył – uważa Klopp.
We wtorek asowi Liverpoolu przyjdzie rozegrać swój być może najbardziej sentymentalny mecz w swojej dotychczasowej karierze. Ledwie osiem miesięcy po odejściu z Romy zagra z nią na Anfield Road. – To dziwne… Byłem tam dwa lata, a kilka miesięcy po transferze gramy razem w półfinale Ligi Mistrzów. Czy mam w szatni Giallorossich przyjaciół? Oczywiście. Wciąż mam bardzo dobry kontakt z kilkoma chłopakami, rozmawiamy dość często. Przed losowaniem Ligi Mistrzów też wymienialiśmy się wiadomościami. Nikt nie chciał trafić na Liverpool. A jednak tak się stało – mówi.
– Ale niech nie myśli, że Włosi będą mieć wobec niego jakieś sentymenty. Już po kilku minutach odczuje, że oni już nie są jego kolegami z drużyny – przypomina trener LFC.
Jeśli chodzi o sentymenty – w tym sezonie Salah zagrał już przeciwko Chelsea. Zemścił się londyńczykom za brak wiary w niego i strzelił gola w meczu zremisowanym 1:1. W starciu z Romą będą nim targać zupełnie inny emocje. Aż sami jesteśmy ciekawi jak ta egipska maszyna będzie wyglądać na tle gości. Włosi już w tym sezonie Ligi Mistrzów pokazali, że potrafią powstrzymywać wielkich piłkarzy.
fot. Newspix.pl