Faworyci meczów w Ekstraklasie, Lech Poznań i Jagiellonia, solidarnie wygrali swoje wyjazdowe mecze, więc tymczasowo musimy odpuścić pisanie o wyścigu żółwi w krajowej elicie. Na zapleczu tabela jest ściśnięta do granic, ale czołowy duet punktuje dość regularnie, trudno się ich akurat w tym momencie czepiać. By zaspokoić swój głód regularnie kompromitujących się faworytów, zeszliśmy więc jeszcze szczebel niżej. Zeszliśmy do II ligi, gdzie postronny widz mógłby z zaskoczeniem stwierdzić, że trwa walka o uniknięcie awansu do wyższej ligi.
Jedynym klubem żywo zainteresowanym wygraniem rozgrywek trzeciego szczebla jest GKS Jastrzębie, który wygrał 18 z 26 spotkań i ma aż 14 punktów przewagi nad czwartym w tabeli Radomiakiem – przy jednoczesnym rozegraniu jednego meczu mniej.
Za plecami drużyny z rodzinnej miejscowości Kamila Glika dzieje się jednak to, co doskonale znamy z wyższych klas rozgrywkowych. Warta Poznań, ŁKS Łódź oraz Radomiak Radom, a także skromna grupa pościgowa złożona z Olimpii Elbląg i – do niedawna – Siarki Tarnobrzeg gra tak, jakby największą tragedią był awans, a tuż za nią na liście traumatycznych zdarzeń znajdował się udział w barażu o promocję do I ligi.
Zacznijmy może od Siarki Tarnobrzeg, która jeszcze 1 kwietnia traciła zaledwie pięć punktów do wicelidera, mając dwa mecze mniej od niego. Od tej pory bilans ekipy z Tarnobrzegu wygląda tak:
Porażka. Porażka. Porażka. Porażka. Porażka.
Na ten moment Siarka jest na ósmym miejscu i szanse na awans ma niewiele większe od Garbarni Kraków.
Lecimy więc dalej. Kolejną poważną ekipą wydawała się Olimpia Elbląg. Elbążanie mieli kapitalny moment na przełomie rundy jesiennej i wiosennej – wygrali wówczas 6 meczów z rzędu m.in. goląc 6:3 ROW i 5:1 Gwardię. W meczu z GKS-em Jastrzębie na swoim terenie mieli potwierdzić, że interesuje ich awans – szczególnie, że czołowa czwórka masowo gubiła punkty. GKS wywiózł jednak z północy komplet, a ogółem Olimpia w ostatnich czterech meczach zebrała szalony jeden punkt. Puenta? 0:5 u siebie z ŁKS-em, który wczoraj po prostu rozstrzelał pretendenta. Powiększając stratę sobotniego rywala do 7 punktów, które obecnie dzielą Elbląg od miejsca premiowanego awansem.
– O, ŁKS w takim razie mocny, wygrał pięcioma golami! – możecie pomyśleć. Niestety – będziecie w błędzie. Łodzianie wygrali dopiero drugi mecz tej wiosny, po drodze zaś przegrali u siebie ze Zniczem Pruszków 0:2, dali sobie wyrwać dwubramkowe prowadzenie w meczu z Bełchatowem a na mecz w Jastrzębiu wyszli… bez napastnika. Tak, to prawda – ŁKS ma bodaj najlepszą pozycję do walki o I ligę, dwa mecze mniej niż Radomiak, jeden mecz mniej niż Warta, spotkania z oboma rywalami do awansu na swoim terenie. Wiosną punktuje jednak na poziomie walczącego o utrzymanie MKS-u Kluczbork.
Największym pośmiewiskiem pozostają jednak w tej sytuacji drużyny z Radomia i Poznania, które miały już tyle okazji, by wykorzystać niepowodzenia łodzian, elblążan i tarnobrzeżan, że właściwie losy awansu powinny być już niemal rozstrzygnięte. Sęk w tym, że Warta Poznań:
– przegrała z walczącym o utrzymanie Gryfem
– przegrała z walczącym o utrzymanie ROW-em
– zremisowała z ostatnią w tabeli Gwardią, po golu w piątej minucie doliczonego czasu gry (wcześniej bramkę na 2:3 straciła w drugiej minucie doliczonego czasu)
Co dziwi tym bardziej, że poznaniacy wywieźli 3 punkty z bardzo trudnego terenu w Jastrzębiu.
Największy kabaret to jednak nadal Radomiak Radom. Pomijając już fakt, że zewsząd słychać o ich problemach finansowych – ta ekipa drugi rok z rzędu wydaje się oddawać awans na własne życzenie. Już rok temu oczekiwania tak spektakularnie rozminęły się z finiszem ligi, że kilku trenerów nieomal połamało sobie na tym klubie kariery (no, konkretnie to dwóch, Werner Licka i Robert Podoliński, którzy nie udźwignęli powierzonej im misji awansu, choćby i poprzez baraż). W tych rozgrywkach? Radomiak z ostatnich 6 meczów wygrał jeden, czterokrotnie schodził z boiska pokonany. Wczoraj posadę po remisie ze Stalą Stalowa Wola stracił Jerzy Cyrak, a sytuacja wygląda tak, że spośród pretendentów do awansu Radomiak zagrał najwięcej spotkań (dwa więcej od ŁKS-u i Olimpii, jeden więcej od Jastrzębia i Warty), a punktów ma więcej tylko od Olimpii.
Czy to już wyścig pająków na wrotkach, czy jeszcze poważna liga? Cóż, honor czołówki regularnie ratuje GKS Jastrzębie, ale i ŁKS zaczyna powoli wrzucać drugi bieg – w tym miesiącu efektownie ograli MKS i Olimpię, z GKS-em wypuścili prowadzenie 2:0, ale przez dużą część meczu grali naprawdę przyzwoicie, nie wyszedł im tak naprawdę tylko mecz ze Zniczem. Dużo wyjaśni się w majówkę. Okazję do straty punktów z drużynami ze strefy spadkowej ma i ŁKS, i Warta. Po 1 maja osądzimy, czy wyścig po I ligę ma znamiona poważnego, czy jest podobną farsa jak walka o prymat w pozostałych polskich ligach centralnych.