Niemcy przez pięć miesięcy nie mogli dociec, co tak naprawdę dolega Jakubowi Błaszczykowskiemu. Wiadomo było, że ma problemy z plecami, ale lekarze Wolfsburga nie byli w stanie postawić dokładnej diagnozy i zastosować odpowiedniego leczenia. Piłkarz męczył się i tracił czas. Na szczęście zdecydował się w końcu na rehabilitację w Polsce i kto wie, czy to nie uratowało mu wyjazdu na mundial. Wystarczyły dwa tygodnie spędzone w Płocku, by postawić Kubę na nogi. Takich mamy kozaków medycyny!
13 listopada 2017 roku. Wtedy doświadczony skrzydłowy po raz ostatni pojawił się na boisku, wchodząc na 15 minut towarzyskiego meczu z Meksykiem. Do klubu wrócił już z bólem pleców. W Wolfsburgu chyba długo uważano, że to coś drobnego i problem lekceważono. Polak przez dwa miesiące był leczony zachowawczo. Zimą pojechał nawet na obóz do Hiszpanii, ale głównie pracował na siłowni. Ból nie ustępował. Żeby było weselej, w marcu przyplątała się jeszcze kontuzja mięśnia dwugłowego.
Mijały kolejne tygodnie, “Wilki” zdążyły zmienić trenera (za Martina Schmidta przyszedł Bruno Labbadia), a Kuba ciągle nie mógł grać. Siłą rzeczy zaczęto się zastanawiać, czy będzie w stanie wrócić do zdrowia przed końcem sezonu i już nawet nie tyle wrócić do formy przed mistrzostwami świata, co przynajmniej dojść do normalnej dyspozycji fizycznej. W końcu były kapitan biało-czerwonych zdecydował, że będzie się leczył w kraju. Na szczęście klub nie robił przeszkód. Pod koniec marca “Przegląd Sportowy” poinformował, że piłkarz stawił się w Płocku. Trenerem tamtejszej Wisły jest jego wujek Jerzy Brzęczek, ale przede wszystkim chodziło o to, iż za przygotowanie fizyczne odpowiada tam Leszek Dyja. To uczeń wybitnego specjalisty w tej dziedzinie, nieżyjącego już doktora Jerzego Wielkoszyńskiego. Ślepo ufał mu Orest Lenczyk, a Błaszczykowski też wiele zawdzięcza doktorowi. Z Dyją natomiast miał styczność w reprezentacji za czasów Waldemara Fornalika.
Efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Minęły dwa tygodnie i Kuba, mający już pięć miesięcy w plecy, wrócił do klubu i jest gotowy do gry! Tak mówi on sam, potwierdził to też na konferencji Labbadia. Polak deklaruje, że może wystąpić już w najbliższej kolejce. Trener jest bardziej powściągliwy i wspomina o następnym tygodniu. Tak czy siak – rewelacja.
W Bundeslidze do końca sezonu pozostało pięć meczów. Zdrowy Błaszczykowski może się bardzo przydać Wolfsburgowi, który zajmuje ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli i ma tylko dwa punkty przewagi nad szesnastym Mainz (strefa barażowa). “Wilki” są w fatalnej formie. Na 15 ostatnich spotkań wygrały zaledwie dwa, z czego jedno w minionej kolejce z Freiburgiem. Klub zimą – w sporej mierze przez problemy Kuby – sprowadził dwóch nowych skrzydłowych: Renato Steffena z FC Basel i Admira Mehmediego z Bayeru Leverkusen, a z wypożyczenia do Stuttgartu wrócił Josip Brekalo. Cała trójka zawodzi. Steffen nie dał jeszcze konkretu w ofensywie, Brekalo w dziesięciu meczach strzelił jednego gola, a Mehmedi po pięciu występach i jednej bramce doznał kontuzji.
Już Euro 2016 pokazało, że w przypadku Błaszczykowskiego nie jest aż tak istotne, jaki miał sezon w klubie. Grunt, by w ogóle nadawał się do gry. Wszystko wskazuje na to, że tak będzie. A jeśli zdąży jeszcze błysnąć w Wolfsburgu – tym lepiej. Najważniejsze, że nie zrealizuje się najgorszy scenariusz, który jeszcze przed chwilą wydawał się naprawdę prawdopodobny. To dobre dni dla naszych reprezentacyjnych skrzydeł, bo dopiero co na właściwe tory w Hull City wrócił Kamil Grosicki. Ufff!
Fot. FotoPyk