Reklama

“Magath mnie nie zniszczył, więc i rak nie zabije”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

07 kwietnia 2018, 10:23 • 14 min czytania 1 komentarz

Przed 30. kolejką Ekstraklasy sporo ciekawego w sobotniej prasie, ale na pierwszy plan wybija się temat mało ligowy: wywiad z walczącym z rakiem Pawłem Kryszałowiczem. – Po karierze przestałem się ruszać, przybrałem na wadze i to też pewnie miało wpływ na chorobę. Gdybym żył zdrowo, jak teraz, może rak dopadłby mnie później? A może w ogóle? – zastanawia się były reprezentant Polski w “Przeglądzie Sportowym”. 

“Magath mnie nie zniszczył, więc i rak nie zabije”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Piłka dominuje w sobotnim wydaniu, ale trudno się dziwić. Zaczyna się tekstem Marcina Dobosza o młodzieżowej pustyni w polskim futbolu. Od sześciu lat nie było nas na żadnych mistrzostwach Europy.

(…) Od czasu wywalczenia brązowych medali przez kadrę Marcina Dorny rozegrano już 22 turnieje ME/MŚ/IO, a eliminacje dwóch kolejnych niedawno się skończyły. Dysproporcja sił między seniorską reprezentacją Polski, notowaną w rankingu FIFA na czwartym miejscu wśród drużyn z Europy (lepsze są tylko Niemcy, Portugalia i Belgia), a naszymi juniorskimi reprezentacjami, jest zatrważająca. Na Starym Kontynencie mamy aż 28 (!) federacji, które grają o medale juniorskich i młodzieżowych imprez częściej od nas. Z tym jednym – w dodatku fatalnym – występem jako gospodarz, jesteśmy na poziomie Azerbejdżanu, Estonii, Finlandii, Litwy czy Malty, którym też raz przypadło prawo organizacji turnieju. Nawet Macedonia (w kategorii U-21) czy Wyspy Owcze (U-17) umiały w omawianym okresie przebrnąć eliminacje. Gdzie upatrywać przyczyn tego stanu rzeczy? Najłatwiej byłoby oczywiście zrzucić wszystko na słabe szkolenie młodzieży i na tym zamknąć dyskusję, ale to byłoby za proste. W każdym z roczników, które na tarczy wracają z eliminacji ME U-17 czy ME U-19, zdarzają się wychowane w Polsce talenty pokroju Jana Bednarka, Dawida Kownackiego, Krystiana Bielika czy Kamila Grabary. I co roku jest to samo. Osoby śledzące występy juniorskich reprezentacji zwracają uwagę na zaskakującą prawidłowość: jesienią Polska U-17 czy U-19 bez problemu przechodzi I rundę eliminacji, grając dobrze. Wiosną te same zespoły i ci sami zawodnicy w II rundzie zmieniają się nie do poznania.

Oprócz tego Robert Lewandowski zmierza po szósty w swojej karierze tytuł mistrza Niemiec. Wystarczy do tego przynajmniej remis z Augsburgiem.

Reklama

(…) W historii Bundesligi najwięcej mistrzostw mają Philipp Lahm i Bastian Schweinsteiger, Mehmet Scholl i Oliver Kahn – wszyscy po osiem i wszystkie oczywiście z Bayernem. W sobotę dołączy do nich Franck Ribery. A jeśli zdarzy się cud i Bayern jednak przegra, to tytuł po prostu wywalczy tydzień później.

ps1

Wypożyczony z Jagiellonii do Wigier Suwałki napastnik Patryk Klimala zaczyna podbijać pierwszoligowe boiska. Przyznaje, że swego czasu nie przykładał się w pełni do swoich obowiązków.

(…) Pojawiły się też problemy pozaboiskowe…

Sprawiałem problemy wychowawcze. Przenosiny z Lechii Dzierżoniów do Legii to był dla mnie szok. Nie zwracałem na nic uwagi. Ani na odżywianie, ani na szkołę, ani na granie. Ciągnęło mnie do miasta, a piłka zeszła na dalszy plan.

Odbiła sodówka?

Reklama

Nie, nie miała mi od czego odbić. Ani tam nie grałem, ani nie czułem się dobry w porównaniu do innych chłopaków. Z czasem zobaczyłem, że przez sposób w jaki się odżywiałem nie miałem prawa grać dobrze. Nie myślałem sobie „teraz jestem w Legii, jest już panem piłkarzem”. Po prostu nie skupiałem się na treningach, a bardziej myślałem o wolnym czasie po nich.

Na następnej stronie miejsce dla felietonów. Krzysztof Stanowski uważa, że poza Wisłą Płock i Koroną Kielce przed 30. kolejką Ekstraklasy nikt nie może czuć zadowolenia ze swojego aktualnego położenia.

Jagiellonia Białystok jest pierwsza, więc powinna mrozić szampany, ale jednak chyba wszyscy tam mają świadomość, że zbliża się kluczowy etap, a drużyna trochę gaśnie i zamiast się rozpędzać, hamuje. Była możliwość, by znacznie uciec Legii i Lechowi w tabeli ekstraklasy i rozgrywać fazę finałową na swoich warunkach i bez oglądania się wstecz. Ta możliwość już zniknęła. I oczywiście „Jaga” jest w znacznie lepszym położeniu niż chciała być przed sezonem, ale jednak pojawił się niepokój, czy po raz drugi z rzędu ogromna szansa na mistrzostwo nie wymknie się z rąk. Niby do trzech razy sztuka, ale któż to wie, czy trzecia możliwość w ogóle nastąpi…

Kibicom Lecha spadł kamień z serca, bo ich drużyna wygrała na wyjeździe po raz pierwszy od sierpnia i w dodatku przeskoczyła w tabeli Legię, ale gdybyśmy zrobili sondę na stadionie przy Bułgarskiej i sprawdzili poziom satysfakcji z sezonu 2017/2018 to pewnie nie byłby on maksymalny. Nadzieje odżyły, to na pewno, ale jednocześnie wszyscy mają świadomość, że trwa wyścig ślepego z dwoma kulawymi, a nie rywalizacja bolidów F1.

Mateusz Borek jest w stanie zaakceptować, iż nie będzie VAR-u w ostatniej kolejce fazy zasadniczej Ekstraklasy, ale nie podoba mu się, jak organizacyjnie podchodzono do sprawy.

(…) Patrząc na to wszystko z punktu widzenia idei sportu, podjęto decyzję słuszną, bo wszystkie mecze odbędą się w identycznych warunkach oceny boiskowych sytuacji. Dziwi mnie tylko co innego. Fajne są w ekstraklasie te wszystkie akcje z czapkami Mikołajów czy inne przedsięwzięcia charytatywne, tymczasem mamy narzędzie, którego używamy jako liga i które pomaga nam naprawiać błędy sędziów, a w kluczowej kolejce pojawia się problem z obsługą wszystkich spotkań. Nie można było usiąść nad tym wszystkim kilka miesięcy temu i zastanowić się, kto będzie rozgrywał mecz którego dnia? Rozumiem, że mamy problem sprzętowy, bo nie dysponujemy ośmioma wozami VAR. Ale nie można było pożyczyć kilku z zagranicy? Najpierw na 30. kolejkę, a później na tę ostatnią, kiedy też wszystkie spotkania będą rozgrywane jednocześnie? Jeśli jakaś spółka ma być poważna, powinna dużo wcześniej znaleźć rozwiązanie tej sytuacji, nawet coś dopłacając.

ps2

Potem zaczyna się “Ligowy Weekend”, a tam jest co czytać. Antoni Bugajski pochyla się nad sobotnią Multiligą.

(…) Karty rozdaje Jagiellonia, bo ona nie musi się na nikogo oglądać – pokona u siebie Wisłę Płock i jest pierwsza. Miesiąc temu byłaby wyraźnym faworytem, lecz teraz nie jest to takie oczywiste. Trzy ostatnie mecze dla lidera były trudne: lanie w Poznaniu (1:5), cudem wyszarpane zwycięstwo nad Arką (3:2) i porażka w Lubinie (0:1). – Nie ma mowy o żadnym dołku. Mecz z Lechem ułożył się dla nas wybitnie niekorzystnie, mimo że początkowo byliśmy lepsi. Z Arką była wielka dramaturgia i gole w doliczonym czasie gry, lecz zapracowaliśmy na taki efekt grą w całym meczu. W Lubinie przespaliśmy pierwszą połowę, jednak po przerwie dominowaliśmy i aż dziwne, że nie udało się nam strzelić żadnego gola. Pokazaliśmy jednak, że ciągle jesteśmy mocni. Nie ma powodu do niepokoju – mówi trener Jagi Ireneusz Mamrot. Wisła Płock może być dla niej surowym egzaminatorem: zagra bez żadnych obciążeń i jednak ze świadomością, że w tym sezonie może jeszcze dużo wygrać i niewiele przegrać. Pięć oczek do podium to dystans do zniwelowania nawet bez redukcji punktów.

ps3

Pozycja lidera Jagiellonii to także zasługa trenera przygotowania fizycznego Piotra Jankowicza. Kiedyś miał pod górkę, dziś jest autorytetem nawet poza klubem.

(…) 42-latek musiał na to zapracować, chociaż włożył w to mniej wysiłku niż przed laty. Choćby w ŁKS, swoim pierwszym klubie. Że nie będzie łatwo przekonać graczy do swoich pomysłów, wiedział już podczas pierwszej rozmowy z Grzegorzem Wesołowskim w Barcicach, kiedy do pomieszczenia wszedł Tomasz Hajto. Wybitny reprezentant Polski nie uwierzy stawiającemu pierwsze kroki w zawodzie na słowo. To oczywiste. Później Jankowicz zrozumiał, że musi przeciągnąć na swoją stronę także sztab szkoleniowy, bo nie miał wątpliwości, w jaki sposób patrzyli na niego wszyscy, gdy prezentował ćwiczenia na taśmach TRX. Jak na idiotę. A że sprowadził je za własne pieniądze ze Stanów Zjednoczonych, do tego jako jeden z pierwszych w Polsce, tym bardziej znalazłoby się wielu zwolenników takiego określenia. Za to mało kto myślał tak przy alei Unii (jeśli ktokolwiek) po ostatniej kolejce sezonu 2008/09. Rycerzom Wiosny nie brakowało pary w płucach i zajęli siódme miejsce.

Szyderstw musiał nasłuchać również później – w Pogoni. Stara gwardia widziała już niejednego magika od przygotowania fizycznego, którego zaklęcia nie działały, a najchętniej przypominał o tym Bartosz Ława. Najchętniej, ale nie najgłośniej, bo pomocnik przez dobrych kilka tygodni po prostu ignorował Jankowicza. Poza tym trudno mówić z przyspieszonym oddechem, a rozgrywający najczęściej odzywał się podczas wyczerpujących ćwiczeń w salkach treningowych, np. z kettle’ami, czyli odważnikami z uchwytem. „Jestem piłkarzem, nie lekkoatletą, mi to niepotrzebne” – mniej więcej takie słowa, wypowiadane półgębkiem, niby do siebie, słyszał Jankowicz.

Obok kilka akapitów o Damianie Szymańskim, który przyjedzie do Białegostoku jako kapitan Wisły Płock, a jeszcze niedawno był zawodnikiem Jagiellonii.

Pomocnik opuścił Jagiellonię osiem miesięcy temu. Wokół jego odejścia narosło wiele plotek. Podobno pokłócił się z trenerem Ireneuszem Mamrotem, co miało być bezpośrednią przyczyną zmiany klubu. Prawda jest jednak dużo prostsza. – Słyszałem że Damian miał mi coś powiedzieć w czasie treningów w lesie. Problem w tym, że w żadnym lesie nie ćwiczyliśmy. To, co przeczytałem i usłyszałem na ten temat, przechodzi ludzkie pojęcie. Nie miało to nic wspólnego z prawdą – podkreśla trener Jagiellonii.

ps4

Idziemy dalej. Maciej Henszel rozwija poruszany już niedawno wątek serbskiej znachorki, która regularnie stawia na nogi piłkarzy Lecha Poznań.

(…) To określenie jest niesprawiedliwe i niepotrzebnie nadużywane. Faktycznie, nie ma dyplomu lekarskiego, ale jest magistrem farmacji, planowała napisać doktorat – mówi profesor Krzysztof Pawlaczyk, szef sztabu medycznego Kolejorza, który bez obaw wysyła do Serbki kolejnych piłkarzy. – Powód jest prosty. Przyspiesza czas powrotu do normalnego treningu nawet o 70 procent. Często zawodnik, który ma pauzować trzy tygodnie, jest gotowy już po tygodniu – dodaje lekarz, który zrobił dokładny wywiad, zanim zdecydował się rozpocząć współpracę.

Przypomnijmy: o Kovačević głośno zrobiło się w 2014 roku, kiedy kontuzjowany Diego Costa poleciał do niej na zabiegi, żeby wystąpić w finale Ligi Mistrzów. Zabrakło jednak trochę czasu, bo – co prawda – ówczesny napastnik Atletico Madryt wyszedł w podstawowym składzie przeciwko Realowi (1:4), ale został zmieniony po zaledwie kilku minutach.

Legia Warszawa do meczu z Pogonią Szczecin przystępuje ze świadomością, że pola dla kolejnych wpadek już nie ma.

(…) – Kilkanaście dni temu wpadliśmy w najpoważniejszy kryzys, z jakim miałem do czynienia odkąd pracuję w Legii. Mecz Pucharu Polski w Zabrzu był dowodem, że drużyna odzyskuje stabilizację. W tym momencie znaleźliśmy się na skrzyżowaniu i tylko od nas zależy, czy bezpiecznie pojedziemy do przodu, na czym bardzo mi zależy, czy zboczymy z drogi, albo – czego sobie nie wyobrażam, wrócimy do miejsca, w którym byliśmy całkiem niedawno – mówił podczas spotkania z dziennikarzami chorwacki trener Legii. Pytany o mecz z Pogonią, nim wypowiedział słowo „important”, czyli „ważny”, kilka razy powtórzył „very”. Tak istotnego spotkania pod jego dowództwem stołeczny zespół jeszcze nie rozegrał. A przecież to dopiero początek „meczów o wszystko” – za tydzień pierwsza z siedmiu kolejek decydujących o mistrzostwie Polski, a zapowiada się, że każdy rywal będzie bardziej wymagający od Portowców. Dziś Legia nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek wpadkę.

ps5

Kolana ważniejsze od piłki – pisze w swoim felietonie Antoni Bugajski.

Damian Dąbrowski z Cracovii i Łukasz Wolsztyński z Górnika w tym sezonie już nie zagrają, stracą też co najmniej kawałek następnego. Tydzień temu zerwali więzadła w kolanach. Czeka ich leczenie, żmuda rehabilitacja i walka o powrót na boisko. Tylko w tym roku podobnych urazów kolana rujnujących piłkarskie plany doznali też Jarosław Fojut z Pogoni, Rafał Wolski z Lechii i Łukasz Madej ze Śląska, a furę szczęścia miał Mihai Radut z Lecha, bo on „zaledwie” uszkodził więzadła. No a ilu piłkarzy zmaga się ze skutkami ciężkich kontuzji kolan z poprzedniego roku? Adam Kokoszka, Kamil Sylwestrzak, Maksymilian Rogalski, Daniel Dziwniel, Maciej Makuszewski, dopiero teraz po lipcowej operacji gotowy do normalnego grania jest Kamil Dankowski…

ps6

Stawka większa niż punkty – to oczywiście o derbach Trójmiasta. Arka jeszcze nigdy nie wygrała z Lechią na najwyższym szczeblu.

Terminarz ekstraklasy i wyniki osiągane przez Arkę i Lechię w tym sezonie tak się ułożyły, że derby Trójmiasta przypadły w momencie, kiedy obie drużyny o coś walczą. To dodaje dodatkowego smaczku potyczce lokalnych rywali. – To walka o prymat w regionie, uznanie w firmie. Wielu fanów Arki pracuje razem z kibicami Lechii i w przypadku wygranej można sobie dogryzać przez najbliższe pół roku – mówi o gorącej atmosferze derbów Zbozień.

Poprzednie starcie z Lechią czegoś arkowców nauczyło. – Podeszliśmy do tego spotkania aż za bardzo emocjonalnie. Czy teraz tego unikniemy? Nie będziemy podgrzewać atmosfery w szatni. Jesteśmy zespołem walczącym w każdym meczu, zostawiamy serducho na boisku i kwestia zwycięstwa zależy od naszej dyspozycji danego dnia. Z Legią każdy dawał z wątroby i zaprezentowaliśmy się korzystnie – przyznaje obrońca Arki.

W Krakowie spotkają się dobrzy kumple z Zagłębia Lubin. Jeden jednak będzie chciał pokonać drugiego jako zawodnik Cracovii.

(…) W Krakowie lubinianom do szczęścia wystarczy remis. Statystycznie jest nie tylko realny, ale nawet prawdopodobny. Na siedem występów w ekstraklasie Hładun aż pięć razy zachował czyste konto. Smaczku jego próbie przy Kałuży dodaje fakt, że tym razem będzie starał się go pokonać dawny gracz Zagłębia i kolega – Krzysztof Piątek.

– Chłopcy z tego rocznika razem przechodzili przez kolejne szczeble wtajemniczenia i generalnie do dziś utrzymują kontakty. My w Lubinie też obserwujemy, czy „Bania” (pseudonim Piątka – przyp. red.) jeszcze bardziej się rozwinie i wyjedzie za granicę – zdradza trener Karmelita, który był szkoleniowcem rezerw w okresie, gdy Hładun i Piątek byli w nich wiodącymi postaciami. – Krzysiek to nie jest tylko lis pola karnego, potrafiący wyłącznie strzelać głową. Przez ostatnie lata zrobił też duże postępy w grze poza szesnastką. Szuka współpracy z pomocnikami – wylicza Karmelita.

 – Jestem ostatni do wyjebania – śmieje się Miroslav Covilo. W Cracovii jest od czterech lat, a wydaje się, że to cała epoka.

(…) Takich planów jednak nikt w Cracovii nie ma. 32-latek jest kapitanem zespołu, a w rundzie wiosennej należy do najlepszych zawodników drużyny. – Jestem najstarszym zawodnikiem z pola, noszę opaskę. Mam większą odpowiedzialność, ale daję sobie z tym radę. Wiosna jest dla mnie dobra. Przepracowałem cały okres przygotowawczy i jestem zadowolony – podkreśla.

ps7

Rozmowa z Kazimierzem Moskalem, który wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo w roli trenera Sandecji Nowy Sącz.

(…) Zawodnicy jeszcze sami w ogóle w to wierzą, wchodząc na boisko?

Kazimierz Moskal: Jeśli od tyli miesięcy się nie wygrywa, trudno się podnieść, gdy co tydzień okazuje się, że to jeszcze nie ten przełomowy mecz. Początek tygodnia zawsze jest ciężki. Ale w końcu się uda. Mamy zbyt dużo indywidualnych, prostych błędów, które kosztują nas bramki. Pomyłki, które nam się zdarzają, nie powinny się przytrafiać na tym poziomie. Wynikają z bojaźni. Blokady, która jest w głowach. Niby nie mamy nic do stracenia, ale to nie jest tak, że znajdziemy jedno słowo-klucz, którym odblokujemy psychikę. Ciężko przełamać barierę, nabrać pewności siebie i zaufania do siebie oraz partnerów. Potrzebujemy zwycięstwa, choćby po najbrzydszym meczu.

Czy jednak Sandecja ma w ogóle piłkarzy na utrzymanie w lidze?

Kazimierz Moskal: W tej rundzie, w moim odczuciu, tylko w Szczecinie przegraliśmy zdecydowanie i nie mieliśmy nic do powiedzenia. Pozostałe mecze mogły się różnie skończyć. Większość była na styku. Do końca sezonu o wynikach będą decydowały detale. Możemy się żalić, że nie ma jakości, ale musimy pamiętać, że ten zespół awansował z I ligi dość zdecydowanie i miał dobre mecze w ekstraklasie. Przyszedł trudny moment, ale to nie znaczy, że nie potrafimy grać w piłkę.

Oprócz tego krótkie zapowiedzi meczów Piast – Termalica i Śląsk – Korona.

ps8

Na koniec zostało najciekawsze. Iza Koprowiak rozmawia z Pawłem Kryszałowiczem. Były reprezentant Polski walczy z rakiem, mimo to nie traci ducha.

(…) Bardzo dobrze pan wygląda, na pewno nie na chorego.

Paweł Kryszałowicz: Od operacji minęły dwa miesiące. Było trudno, schudłem 20 kg, ważyłem tyle, co w czasach, gdy grałem w piłkę. Po karierze przestałem się ruszać, przybrałem na wadze i to też pewnie miało wpływ na chorobę. Gdybym żył zdrowo, jak teraz, może rak dopadłby mnie później? A może w ogóle?

Operacja była dopiero początkiem walki.

Paweł Kryszałowicz: Najbardziej bałem się chemii. Tego, że zniszczy zdrowe organy: nerki, wątrobę. Przecież mam tylko kawałek zakażonego ciała, reszta jest w porządku. Przerażało mnie, że zostaną uszkodzone, ale na razie dobrze się czuję, włosy mi nie wypadły, choć akurat tego się nie boję. Jeśli je stracę, założę czapkę, po miesiącu odrosną.

Leczy się pan dwutorowo.

Paweł Kryszałowicz: Mam teraz bardzo intensywne życie, bo jeżdżę z jednej kliniki do drugiej. W szpitalu w Bydgoszczy jestem co trzy tygodnie, melduję się na trzy dni, przez ten czas dostaję chemię. Po tym jadę do prywatnej kliniki w Hanowerze, tam leczą mnie podgrzewając ciało, wlewając w nie naturalne składniki. Lekarze w Polsce nie chcą się z tym zgodzić, ale przyjeżdżają tam ludzie z całego świata. Uznałem, że warto spróbować, to moje życie, nie lekarzy. To metoda wspomagająca, by chemia nie wyniszczyła organizmu. Gdy wróciłem z Niemiec, czułem się jak nowo narodzony. Za kilka dni znów tam jadę. Kiedy wrócę, mamy mecz charytatywny, potem kolejna chemia. Docelowo czeka mnie 12 dawek.

ps9

SUPER EXPRESS

Aloes z Madagaskaru ma być tajną bronią Lecha w walce o mistrzostwo Polski.

(…) Teraz przebojem kucharza Lecha jest galaretka z aloesu, sprowadzanego z Madagaskaru. – Świeże liście pozwalają używać aloesu bez żadnych chemicznych dodatków, to najbardziej wartościowa forma energetyczna. Zwiększamy w ten sposób piłkarzom możliwości transportu tlenu we krwi, dostarczamy wiele minerałów, witamin, działamy antybakteryjnie – wylicza zalety sałatki jednym tchem Dzierzbicki.

Przed meczem z Legią rozmówka z Jakubem Piotrowskim z Pogoni Szczecin.

(…) – W przerwie zimowej pojawiła się oferta z Achmata Grozny. Było realne, że odejdziesz z Pogoni?

– Oferta była konkretna. Dostałem dzień do namysłu, ale odmówiłem. Nie chciałem przenosin, skoro w tym momencie miałem tylko 20 spotkań w ekstraklasie i nie pokazałem jeszcze tego, co potrafię. Na mocny klub mam jeszcze czas.

– A propozycję z Legii przyjąłbyś?

– Bardzo trudne pytanie. Zależy od okoliczności i od czasu. Legia i Lech to na pewno kluby w Polsce, w których można wznieść się na wyższy poziom.

se1

RZECZPOSPOLITA

Nic ciekawego.

GAZETA WYBORCZA

Jak wyżej.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...