Reklama

Weszło w Moskwie. Otkrytije Ariena, czyli złoty ząb

redakcja

Autor:redakcja

02 kwietnia 2018, 14:40 • 9 min czytania 18 komentarzy

Moskwa to miasto pełne kontrastów. Rzut kamieniem dzieli parking, na którym co trzeci samochód to Porsche od tego, na którym stoją auta, których nie podejrzewamy nawet o przejście przeglądu. Czasami w zasadzie wystarczy kilkadziesiąt kroków, by przenieść się z europejskiej metropolii do zapyziałych rejonów, w których raczej nie spotka nas nic dobrego. Albo inaczej – Moskwa jest trochę jak charakterystyczne… uzębienie jednego ze starszych gości, których można spotkać tu na każdym kroku. Uśmiechają się do nas szczerze, ale widok jest specyficzny – tu brak trzonowca, tam siekacz, na widok którego przeżegnałby się każdy dentysta, ale całość zdobią złote zęby, tu chyba ciągle będące oznaką prestiżu. 

Weszło w Moskwie. Otkrytije Ariena, czyli złoty ząb

Jeśli tak podejdziemy do sprawy, to Otkrytije Ariena, na której Polacy rozpoczną w czerwcu mundialowe zmagania, z pewnością jest taką przyciągającą wzrok błyskotką. Piękny, funkcjonalny obiekt, nad którym góruje monumentalny pomnik Spartakusa, a okolica co najwyżej taka sobie. Choć też powoli się rozwija. Przy okazji meczu grającego tu Spartaka z FK Tosno nawet pomyliliśmy rytmiczne uderzenia w bęben z odgłosami maszyny z pobliskiej budowy.

IMG_6993

Z dźwiękami w ogóle dość długo mieliśmy tu problem. Mamy świadomość, że mecz z przedostatnią drużyną ligi nie był wydarzeniem, przez które kibice Spartaka dawno wyczyścili kalendarze, ale to nie tłumaczy tej ciszy. O fanach czerwono-białych słyszeliśmy wiele, ale nikt nawet nie zająknął się, że to raczej teatralna publiczność. Zagwozdka ma jednak bardzo krótki termin ważności – chodzi o Kemerowo. Tydzień wcześniej na wschodzie kraju doszło do okropnej tragedii, w pożarze w centrum handlowym zginęło 79 osób, w dużej mierze dzieci. Stąd spokój przed stadionem, stąd hołd na murawie, stąd cisza na trybunach przez całą pierwszą, stąd odpalone latarki w telefonach. Nawet gdy do piłki dochodził znienawidzony Pawieł Pogriebniak (wychowanek Spartaka, a później zawodnik Dynama Moskwa) gwizdy nie były szczególnie przeraźliwe.

***

Reklama
davNieco ponad dwie godziny przed meczem pod stadionem było więcej policji niż kibiców. Do tego konie, psy. Rosjanie mają lekkiego bzika na punkcie bezpieczeństwa. 

– Skąd jesteś?
– Z Polski. 
– Idi na chuj! 

Tego dnia nie mamy szczęścia do przypadkowo spotkanych Rosjan. Jak wczoraj wszyscy byli tak mili, że lada moment mogłaby się polać wódka, tak dziś patrzą na nas spode łba. Gość w kawiarence internetowej (pamiętacie jeszcze takie miejsca?), w której drukowaliśmy bilety, najpierw siedem razy przejrzał kolejne kartki, zanim wylądowały w naszych rękach, kasjerkę prawie musieliśmy przepraszać za to, że zawracamy jej głowę, no a teraz jeszcze ci kibice Spartaka, których chcieliśmy zapytać o Wojciecha Kowalewskiego. Różnica taka, że oni raczej potrafią spuścić wpierdol i artykułują powody swojej niechęci.

– Skoro już przyszedłeś do nas po koleżeńsku, to my cię tak przyjmiemy. Napij się ciepłej herbaty, zimno jest. Ale pamiętaj, że my Polaków nie lubmy za Euro 2012. Zawsze byliście do nas źle nastawieni! To też wina waszego rządu, macie strasznie chujowy rząd. Chyba się nie polubimy. Trzymaj się.

Z innymi o historii nie pogadamy z innego powodu – na mecze Spartaka zaczęli chodzić dopiero wtedy, gdy powstał nowy stadion. Jeśli rozejrzymy się dookoła, to w sumie nic dziwnego. Otkrytije Ariena zachęca i frekwencja nawet dopisała. Bilety – przynajmniej te nasze, na sektor pikników za bramką – kosztowały 1250 rubli (około 75 złotych), minusowa temperatura i chłodny wiatr sugerowały raczej wskoczenie pod koc i odpalenie Netfliksa, rywal zdecydowanie – jak mawiał klasyk – nieekskluzywny, ale na trybunach zameldowało się ponad 25 tysięcy ludzi. Wejść może blisko 45, ale kto pamięta frekwencję na pierwszych wiosennych kolejkach ekstraklasy, ten z pewnością doceni.

Reklama

sdr

dav

I tu ciekawostka – czasami słyszy się głosy, że bardzo wysoko jakość transmisji telewizyjnych, błyskawiczne powtórki z kilku kamer, sprawiają, że przychylniejszym okiem niż na wycieczkę na stadion, patrzymy na kanapę. Na Spartaku mamy w zasadzie dwa w jednym – pod dachem podwieszone są dwa wielkie telebimy, na których mecz transmitowany jest bez żadnej obsuwy. To jeszcze nic wielkiego, ale do tego dochodzi tyle powtórek, że czasem nie wiesz, czy zerkać na murawę, czy skierować oczy ku górze. W zasadzie gdyby w Rosji chcieli wprowadzić VAR, to nie byłoby potrzeby montowania stanowiska dla sędziego i plandeki.

***

A VAR – już skupiając się na samym meczu – chyba by się przydał. Ukarany wcześniej żółtą kartką Brazylijczyk Fernando wykonał taki wślizg, że nawet nas zabolały piszczele. Z dość wysoko uniesioną, wyprostowaną nogą zaczął go jakieś pięć metrów przed linią boczną, a skończył za nią. Już za sam zamiar można by wlepić – tak na oko – rok w zawiasach. A sędzia nawet nie odgwizdał faulu.

Zdarzenie okazało się o tyle istotne, że ten sam piłkarz w końcówce pierwszej połowy świetnie przyfandzolił z wolnego. To zresztą jego czwarty gol strzelony w ten sposób w tym sezonie, trzy tygodnie temu uratował kolegom tyłki w meczu z Chabarowskiem. W spotkaniu z Tosnem rzucił  drużynie koło ratunkowe, bo dość długo nie było widać różnicy klas pomiędzy uczestnikiem Ligi Mistrzów i wiceliderem tabeli a ligowym dżemikiem.

dig

Z jednej strony spotkanie potraktowaliśmy jako ukłon w naszą stronę, bo dostaliśmy tak dobry substytut, że momentalnie spadła nam tęsknota za ekstraklasą, a z drugiej – dopadła nas w sumie gorzka myśl, że to troszeczkę wyśmiewane Tosno, w którym grał między innymi nasz stary znajomy Ricardinho, mogłoby u nas powalczyć o mistrzostwo. Organizacja gry, plan na spotkanie, konsekwencja – wszystko to drużyna z obwodu leningradzkiego miała. By sprawić niespodziankę, zabrakło trochę szczęścia – i w tej sytuacji z Fernando, i przy drugiej bramce Luiza Adriano, gdy nie najlepiej zachował się bramkarz. Kontaktowego gola z karnego strzelił jeszcze Pogriebniak, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o próby zagrożenia rywalowi.

Jeszcze tylko kilka dryblingów Promesa, koszmarne pudło Melgarejo, wysłuchanie trybun, które pięknie ożyły w drugiej połowie i w zasadzie można było się rozejść. Albo w sumie postać na mrozie, bo nasz sektor postanowiono przetrzymać jeszcze ze 20 minut razem z tymi kilkunastoma osobami z Tosna, które mogły rozsiąść się wygodnie na sporym sektorze gości.

***

Jeśli mamy szczerzy, to trochę lepiej niż na samym spotkaniu bawiliśmy się na zwiedzaniu stadionu. Ten klub ma w sobie coś, o czym żywo opowiadają nam Rosjanie już w kontekście całej swojej ojczyzny. Na Spartaku wszystko jest ogromne, monumentalne i wręcz ociekające dumy. Gdyby przybysz z obcej planety wylądował w okolicach Otkrytije Arieny, mógłby uwierzyć, że futbol wymyślono i spopularyzowano właśnie tam. Współgra to z opowieściami lokalsów o wielkim rosyjskim imperium. Wątpliwości i pytania?

– Wy, ludzie z Zachodu, tego nie zrozumiecie – to nie jest nawet gong kończący rundę, to sygnał, że światła są już pogaszone.

IMG_7028

W podróży po stadionie towarzyszyła nam grupka kibiców Spartaka. Jeden był jakby żywcem wyjęty z tych głupich filmików na Youtube, które wrzuciliśmy do wora podpisanego: „Rosja to stan umysłu”. Im humory zdecydowanie dopisują. Po pierwsze, Spartak wygrał. Po drugie, właśnie tak działa cieszący się mimo wszystko różną sławą rosyjski samogon. Inna kwestia jest taka, że pochodzą nie z Moskwy a z Sarańska. Rosyjska prowincja zupełnie inaczej rozumie świat niż stolica czy Petersburg, o czym zresztą zapewnia nas drugi z nowych towarzyszy, ulizany na typowego Rosjanina:

– Tutaj nie poznacie Rosji. Moskwa to osobny kraj. Tu wszystko jest inne. To wyjątek na naszej mapie. Tu ludzie mają pieniądze, samochody, żyją lepiej. Nasza polityka i gospodarka koncentrują się wokół Moskwy i Petersburga. To nie jest prawdziwa Rosja. Prawdziwa Rosja jest w regionach. Tam, gdzie jest bieda i nic poza tym. 

– Słyszałem, że w Mordowii jest najwyższy odsetek samobójstw w całym kraju.

– Gówno prawda. Tam nic nie ma, rozumiesz? Wielki pomnik Lenina i teatr. Ludzie nie chcą się tam nawet zabijać.

Ale lekko wstawieni goście z Sarańska generalnie są sympatyczni i rozgadani. Rozmowa o Kowalewskim wygląda zupełnie inaczej niż dzień wcześniej. – To był wariat! Świr!  Łysy jak ja (nasz kompan na dowód ściąga czapkę z głowy), tylko ja się tak golę, a on normalnie był łysy. Dobrze bronił. Był taki mecz z Torpedo, w którym krzyczał i chodził o tak… 

W tym momencie rozłożył szeroko ręce i zaczął przeskakiwać z nogi na nogę, jakby udawał goryla. Ciężko stwierdzić, co dokładnie miała przedstawiać ta poza, ale jedno wiemy na pewno. Kowalewskiego zapamiętał bardzo dobrze.

IMG_6889

IMG_6952

Jeśli chodzi o piłkę, to zapewniają nas, że w ich żyłach – identycznie, jak w piosence Feduka z filmu „Okolofutbola” – płynie spartakowska czerwono-biała krew. Z ciekawości pytamy więc co dzieje się z Mordowią Sarańsk, która jeszcze niedawno grała w Premier Lidze.

– Czort wie, nikt się nimi nie interesuje. 

Nie ma w tym ani słowa przesady, bo w Rosji kibicuje się przede wszystkim największym. Lokalne drużyny, nawet jeśli występują w elicie, wzbudzają dużo mniejsze zainteresowanie. Spartak Moskwa jest najpopularniejszym klubem w aż 42 z 86 regionów kraju. W Republice Mordowii najwięcej kibiców ma co prawda CSKA, ale aktualny mistrz zajmuje drugie miejsce. Mordowia Sarańsk jest poza pierwszą piątką.

***

Stadion Spartak od środka robi bardzo dobre wrażenie. Julia pokazuje nam szatnię gospodarzy i  mieszące się obok pomieszczenie ze sztuczną trawą, gdzie rozgrzewają się piłkarze. Prowadzi nas też na płytę recytując kolejne frazy o budowie, pojemności i kibicach. Dość dużą odległość między trybunami a murawą tłumaczy właśnie „kulturą kibicowania, która w Rosji jest troszkę inna niż w Anglii.  Do tego dochodzi imponujące muzeum.

IMG_6726

IMG_6724

IMG_6730

IMG_6869

Na murawie w oczy szczególnie rzuca się pomnik ustawiony przed sektorem najbardziej zagorzałych fanów. Zwracamy uwagę, że to raczej niestandardowe rozwiązanie. Przewodniczka Julia kiwa głową na potwierdzenie i zapewnia, że to jedyny taki przypadek na świecie. Efektowny monument przedstawia czterech braci Starostniów – Nikołaja, Andrieja, Aleksandra i Piotra. To właśnie z ich inicjatywy powstał Spartak i to oni prowadzili klub do pierwszych sukcesów. Starostinowie grali w piłkę, trenowali, odpowiadali za kwestię administracyjne, budowali stadion, a nawet przeprowadzali transfery z innych rosyjskich stowarzyszeń sportowych. Ta ostatnia kwestia w 1939 roku posłużyła Ławrientijowi Berii za podwód, by całą czwórkę zesłać do łagru. Ze Spartakiem nie mógł wówczas wygrać nikt,  więc Beria – zwierzchnik Dynama Moskwa i Dynama Tbilisi – ukoił w ten sposób swoje podrażnione ambicje.

IMG_6784

Schodząc z płyty zahaczamy jeszcze o loże VIP, jedyną wolną na stadionie. Łącznie jest ich 46, a cena rocznego abonamentu waha się od 400 do 700 tysięcy złotych. W rublach są to milionowe stawki, które robią wrażenie na naszych rosyjskich towarzyszach. Z błyskawicznych obliczeń wynika, że w trójkę nie zarobią tyle do końca życia. Kolej, na której pracują, ostatnio cienko przędzie, więc niewykluczone, że mają rację. Ale to daje im jeszcze jeden doskonały powód do żartów.

***

– Julia, a ile trwa ta wycieczka.
– Około 45 minut plus muzeum.
– Aha, to fajnie, ale możemy trochę przyśpieszyć. 
– A dlaczego?
– Bo jak się skończy, to idziemy pić z Polakami. 

MATEUSZ ROKUSZEWSKI, KAROL BOCHENEK

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

18 komentarzy

Loading...