Reklama

Zlekceważyliśmy Koreańczyków. Nie byliśmy przygotowani, by podjąć walkę

redakcja

Autor:redakcja

26 marca 2018, 08:48 • 7 min czytania 67 komentarzy

Już jutro po raz trzeci w historii zmierzymy się z reprezentacją Korei Południowej. To dobra okazja, żeby powspominać pierwsze, najważniejsze spotkanie. Mecz otwarcia mistrzostw świata 2002, który zakończył się dla nas bolesną porażką. Na ten temat porozmawialiśmy z Piotrem Świerczewskim, Marcinem Żewłakowem i Tomaszem Kłosem. Świerczewski wspomina o jednostronnym sędziowaniu i zlekceważeniu przeciwników. Żewłakow uważa, że zabrakło nam doświadczenia, ale pretensje możemy mieć tylko do siebie. Kłos z kolei mówi o problemach z aklimatyzacją, które jednak nie były na tyle duże, żeby tłumaczyć nimi naszą porażkę. Zapraszamy.

Zlekceważyliśmy Koreańczyków. Nie byliśmy przygotowani, by podjąć walkę

*

Piotr Świerczewski.

Mówiąc o meczu z Koreą, od razu na myśl przychodzi mi to, że nie byliśmy do końca przygotowani, by podjąć walkę. I zlekceważyliśmy przeciwników. Wydawało nam się, że Korea, która nie grała w eliminacjach i nigdy nawet nie wygrała meczu na mistrzostwach świata, będzie dużo słabsza. Tymczasem okazało się, że zajęła czwarte miejsce. Ta drużyna była do tych mistrzostw przygotowana bardzo dobrze fizycznie i mentalnie. Zaskoczyła nas. Chcieliśmy grać krótkimi podaniami, a także górą. Myśleliśmy, że nasi rośli zawodnicy będą wygrywać pojedynki powietrzne, a okazało się, że rywale byli od nas bardziej skoczni, przez co wydawali się wyżsi. Niby mieli być słabi, niżsi, wolniejsi, mniej skoczni, a wspominam to odwrotnie. Osiągnęli sukces. Kilku piłkarzy po turnieju wyjechało do Europy.

Wydawało nam się, że wygramy na luzie. Nie spodziewaliśmy się, że mogą być aż tak dobrze przygotowani. Przekonali się o tym później Hiszpanie i Włosi. Korea wyszła z naszej grupy z pierwszego miejsca. Dwa mecze wygrała, jeden zremisowała. Kibice stworzyli niesamowitą atmosferę i na pewno nieśli ją do kolejnych zwycięstw. Jednak pomagały jej też ściany. Miała wsparcie sędziów i trzeba o tym mówić wyraźnie. Odnieśliśmy wrażenie, że sędziowie gwizdali każdą stykową sytuację na jej korzyść. Czuliśmy to.

Reklama

Dziennikarze zarzucali wam, że szukaliście wymówek.

Dziennikarzom i kibicom mogła się tak wydawać, ale proszę spojrzeć, co działo się później. Włosi strzelili Koreańczykom prawidłowego gola, który nie został uznany. Sędzia podyktował przeciwko nim karnego z kapelusza, wyrzucił z boiska Tottiego. Pomoc arbitrów była widoczna gołym okiem, nie tylko w meczu z nami. Szkoda, bo nie od dziś wiadomo, że pierwszy mecz dla układu tabeli i czysto psychologicznego podejścia jest bardzo ważny. Szukamy wymówek, bo byliśmy słabsi? To nie do końca tak, choć fakt – nie byliśmy też do końca przygotowani. Pojawiły się problemy z aklimatyzacją. Najpierw byliśmy w hotelu, gdzie był klimat kontynentalny. Normalny, taki jak u nas. Mecz rozgrywaliśmy jednak w miejscu, gdzie było bardzo wilgotno. Nie dostosowaliśmy się do warunków. Po dwudziestu minutach zeszło z nas powietrze. Nawet na treningu, który odbył się dzień wcześniej na głównym boisku, widać było, że bardzo się pocimy, nie dajemy rady, coś jest nie tak z naszym oddychaniem i wydolnością. Uwidoczniło się to podczas meczu. Na początku biegaliśmy za dwóch, byliśmy chętni do gry. Mogliśmy zrobić dużo. Szybko jednak się to zmieniło. Cóż, popełniliśmy błąd.

Nie pamiętam już tego dokładnie, ale na pewno było też coś takiego, że w nocy koreańscy kibice podeszli pod nasz hotel i zaczęli śpiewać, przeszkadzać. Nie mogliśmy się dobrze wyspać. Ale to już było, minęło. Nie grzebmy w trupach. Przegraliśmy i tyle. Dzisiaj kadra tworzy nową historię.

Kiedy po długiej przerwie jedzie się na mistrzostwa świata, trudno perfekcyjnie przygotować się do takiego turnieju, skoro nie ma się doświadczenia. Organizacyjnie nie wszystko było przemyślane. Dzisiaj wszystko jest lepiej zorganizowane. Trener Nawałka dmucha na zimne, wysyła swoich wysłanników do Rosji, ostatnio był tam chyba Tomek Iwan. Dojazd na stadion, cisza podczas odpoczynku – każdy detal jest bardzo ważny. Dziś mamy ten komfort, że wiemy, iż nic nie zostanie pozostawione przypadkowi.

*

Reklama

Marcin Żewłakow.

Moje pierwsze wspomnienie wiąże się z kwaśnym nastrojem po meczu. Nastawialiśmy się na to pierwsze spotkanie. Wydawało się, że Korea Południowa jest przystępną drużyną, by zacząć akurat od niej. Tymczasem pokonali nas dość łatwo i zyskali przewagę. To było pierwsze zderzenie z urokami mundialu, szkoda, że niekorzystnymi.

Trochę ich zlekceważyliście?

Nie, nie. Nie było u nas lekceważenia. Wydaje mi się, że porażka wynikała z braku doświadczenia. W głowie mieliśmy pierwszy mecz, fajnie byłoby ułatwić sobie drogę do wyjścia z grupy, ale było w tym za mało determinacji. Pierwsza sytuacja, którą mieliśmy, powinna zakończyć się golem… Wydaje mi się, że bogatsi o doświadczenie, drugi raz w tej sytuacji zachowalibyśmy się inaczej. To miałoby przełożenie na dalszy ciąg meczu. Straciliśmy jednak bramkę i wszystko zaczęło układać się pod naszych przeciwników.

Dużo mówiło się o sędziach.

Jeżeli chodzi o nasz mecz, nie przekonuje mnie to. Wpływ sędziów najbardziej zapamiętałem przy okazji meczu Korea – Włochy. Nie zwalałbym naszej porażki na decyzje arbitra. Przegraliśmy przez własne błędy. Zawiódł element, w którym mieliśmy przewodzić – chodzi mi o walkę w powietrzu. To miał być nasz atut, a to Koreańczycy byli skoczniejsi. Byli od nas niżsi, a wygrywali większość pojedynków powietrznych. Wydawali się dużo bardziej ruchliwi. Jeżeli już można powiedzieć, że ich nie doceniliśmy, to na pewno pod względem determinacji. Biegali po całym boisku, nie zatrzymywali się przez cały mecz. Nie spodziewaliśmy się tego.

Mieliście problem z aklimatyzacją? Piotr Świerczewski wspominał o trudach związanych ze zmianą klimatu.

Nie pamiętam, żebym miał z tym problem. Na pewno czułem dyskomfort przed pierwszym meczem sparingowym, który rozgrywaliśmy z mistrzem Korei. Zmiana czasu była odczuwalna. Mecz rozgrywaliśmy około 12, a ja wybiegając na rozgrzewkę, miałem poczucie, jakby obudzili mnie w środku nocy i kazali grać w piłkę. Z biegiem czasu problemy były jednak wygładzane. Powiem szczerze, że nie odczuwałem trudów tego klimatu. Mówię oczywiście tylko o sobie, nie wiem jak koledzy.

Faktem jest, że nie mieszkaliśmy w hotelu. Tak naprawdę to była bursa, coś w stylu akademiku. Natomiast byliśmy bardzo wyizolowani. Wychodziliśmy z ośrodka, przechodziliśmy na boisko treningowe i każdy z nas musiał być sprawdzony, jak i posiadać przy sobie identyfikator. Nie wiem, czy to nam sprzyjało. Wydaje mi się, że czasem trzeba odpocząć od piłki, a to wyizolowanie, przebywanie cały czas ze sobą, nie pozwalało głowie odpocząć.

Czyli pretensje możecie mieć tylko do siebie?

Zdecydowanie. Jeśli robisz coś pierwszy raz, nie jesteś gwarantem zdania testu – tak było w naszym przypadku. Pojechaliśmy na mundial także trochę po naukę. Wydaje mi się, że to był problem – nie mieliśmy żadnego piłkarza, który wcześniej grałby na wielkiej imprezie. Nie było tradycji i tego wszystkiego, o czym się obecnie mówi. Przecieraliśmy szlak.

Dzisiejsza reprezentacja ma już znacznie większe doświadczenie. Ważne będzie podejście do pierwszego meczu. Po pozytywnym rozstrzygnięciu trzeba będzie skorzystać z dobrego nastroju, który się stworzy, i pociągnąć to dalej. Dobrze jednak, że obecna kadra jest znacznie bogatsza o wszystkie przeżycia, chociażby z Euro 2016.

*

Tomasz Kłos.

Zaskoczyła nas przede wszystkim atmosfera. Wcześniej żaden z nas nie był na dużej imprezie. Mecz otwarcia dla gospodarzy, patrzy na nas cały świat. Sama ranga tego wydarzenia była dla nas czymś niespotykanym. Kilka dni wcześniej wygraliśmy 1:0 mecz towarzyski z mistrzem Korei. Już wtedy mogliśmy się przekonać, jak będą grali koreańscy zawodnicy. Że będą szybcy i skoczni. Niby ich rozpracowaliśmy, ale trzeba powiedzieć sobie szczerze – nie byliśmy w stanie im zagrozić. Było parę sytuacji, bramkę mógł zdobyć Jacek Krzynówek, ale to tyle. Szkoda… Założenia, które mieliśmy przed meczem, spaliły na panewce. Nie wykonaliśmy założonego planu, Koreańczycy nas zdominowali, rzeczywistość okazała się dla nas bardzo bolesna.

Można powiedzieć, że trochę ich zlekceważyliście?

Nie, nie. Uważam, że byli od nas lepsi. Sami byliśmy zdziwieni tym, co się stało, że tak zagraliśmy. Pamiętamy przecież ostatni mecz z USA – wygraliśmy bez problemu.

Co do sędziów – wiadomo, że ściany pomagają gospodarzom. Mimo wszystko sędziowie nie popełniali błędów, które umożliwiły nam wygranie tego meczu. Nie, my go przegraliśmy, bo byliśmy słabsi. Tylko tyle i aż tyle.

Pojawiały się głosy, że mieliście duże problemy z aklimatyzacją.

Tak. Inna wilgotność, inna pogoda, duchota. Ale to już było widać na meczu sparingowym. Bieganie sprawiało nam problemy. Przyjechaliśmy bodajże tydzień czy dziesięć dni przed meczem z Koreańczykami i trzeba powiedzieć sobie szczerze, że pobyt tam dał nam się we znaki. W noc poprzedzającą mecz, koreańscy kibice podeszli pod hotel, zaczęli „kibicować”. Chcieli nas zdenerwować, rozbudzić, nie dać się nam wyspać. Takie głupie, niepotrzebne zachowanie. Świadczące też o tym, że organizatorzy turnieju nie dopilnowali wszystkich kwestii. Były też jakieś problemy z klimatyzacją… Tutaj drobina, tutaj drobina i tym sposobem wszystko się nawarstwiło. Niezbyt ciekawie to wyglądało. Ale nie przesadzajmy, nie miało to aż takiego wpływu na naszą porażkę. Koreańczycy byli świetnie przygotowani i wygrali. Spięli się na to pierwsze spotkanie i osiągnęli sukces. Potwierdziło się, że pierwsze mecze mogą dać drużynie pozytywnego kopa, bo przecież doszli aż do półfinału.

Rozmawiał Norbert Skórzewski

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

67 komentarzy

Loading...