Jak trudno jest być 12. zawodnikiem w hierarchii drużyny piłkarskiej mogłoby opowiadać wielu zawodników. To jednak bardzo budujące, gdy możemy obserwować takie przypadki, kiedy pomimo ciągłych niepowodzeń ci piłkarze cały czas się nie zrażają, tylko walczą o swoje i w końcu osiągają cel. Dla trenerów także są bardzo cenni. Zadaniowcy, niemal zawsze można na nich liczyć. Za jednego z takich graczy bez wątpienia można uznać Heung-Min Sona, który dopiero w obecnej kampanii zdołał uzyskać wyraźne zaufanie Mauricio Pochettino i dziś również bez niego trudno sobie wyobrazić ofensywę Tottenhamu.
Oczywiście nie jest to ten sam poziom co na przykład Harry Kane, jeśli chodzi o umiejętności snajperskie. Również pod względem techniki i wizji gry Koreańczyk ustępuje Christianowi Eriksenowi. Z drugiej strony jednak w dużej mierze bazuje na swojej dynamice oraz umiejętności gry bez piłki, dlatego pozostaje tak cenny. Próżno szukać w kadrze Spurs kogoś podobnego stylem do Sona. Może ku Lucasowi dałoby się teraz puścić oko, choć on na Wembley zawitał dopiero w styczniu 2018 i jeszcze nie miał nawet okazji zaprezentować pełni swych umiejętności.
Heung-Min gra w barwach londyńskiego zespołu od 2015 roku i przez długi czas nie mógł odnaleźć się na White Hart Lane. Pierwszy sezon miał bardzo kiepski, gdy przy 42 występach zaliczył tylko 8 goli i 5 asyst. Jasne, można było doceniać czarną robotę jaką wykonywał choćby w pressingu, ale każdy kto występuje z przodu musi robić liczby. Cała reszta może stanowić wartościowy dodatek, ale proporcji nie należy odwracać. W poprzednich rozgrywkach było już lepiej, zwłaszcza na wiosnę, gdy były gracz Bayeru Leverkusen (wreszcie) złapał regularność wraz z miejscem w pierwszym składzie. W tym historia ułożyła się podobnie – znów został cofnięty do roli pierwszego wchodzącego rezerwowego i dopiero z czasem jeszcze raz przekonywał Pochettino.
Co nie znaczy jednak, iż Argentyńczyk nie ceni skrzydłowego. Gdyby tak było, zdążyłby go skreślić po pierwszym niezbyt udanym sezonie, ale nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie, szkoleniowiec często pochlebnie wypowiada się o Sonie. Twierdzi nawet, że ten jest wyjątkowo niedoceniany. – To prawda, jemu nie poświęca się nagłówków tak jak Harry’emu Kane’owi. Son jest zawodnikiem, który pozostaje w cieniu gwiazd, ale pomimo tego zasługuje na zaufanie i szacunek. Kiedy występujesz u boku Kane’a, a ten ciągle strzela, to naturalne, iż media bardziej skupiają się na nim – opowiadał trener.
– Cieszę się, że mam w drużynie kogoś takiego jak on. Nominalnie nie jest napastnikiem, ale może zagrać jako napastnik. Nie jest też typowym skrzydłowym, ale może występować na skrzydle. Obca jest dla niego rola dziesiątki, ale i tak daje sobie radę. Wszechstronność to jego wielki atut w walce o pierwszy skład – chwalił go Pochettino. Jakby na dowód tego w pewnym momencie Argentyńczyk zaczął tak rotować ustawieniem drużyny, by za wszelką cenę znaleźć Sonowi miejsce w wyjściowej jedenastce obok Eriksena, Allego oraz Kane’a.
Jeśli już można mu stawiać jakiś zarzut, to to, że dość rzadko wpisuje się na listę strzelców lub asystentów w spotkaniach z rywalami z topowej szóstki Premier League. W tym sezonie uprzykrzył życie tylko Liverpoolowi golem na 2:0 (Spurs wygrali wówczas 4:1), poza tym jego ofiarami były między innymi Stoke, Crystal Palace, West Ham czy też Bournemouth. Niby bez szału, a z drugiej strony nie sposób go nie doceniać właśnie dzięki temu regularnemu nękaniu słabszych zespołów. No bo wiecie jak to jest – ci lepsi czasami lubią sobie odpuścić, gdy naprzeciwko nich staje rywal z dolnej części tabeli i gra się na pół gwizdka. Ale to zdecydowanie nie dotyczy Sona, dla którego nieważne jest z kim się mierzy – czy to ktoś z czołówki, czy ze strefy spadkowej, on i tak zasuwa na pełnych obrotach.
I o ile nomenklatura wojenna w kontekście piłki nożnej nie zawsze brzmi poważnie lub taktownie, o tyle nazwanie Heung-Mina „żołnierzem” nie będzie nadużyciem pod żadnym względem. Bo takim właśnie jest piłkarzem – walczącym ze wszystkich sił, potrafiącym poświęcić się dla dobra drużyny. Medal dla niego ma jednak także drugą, tę gorszą stronę, gdzie to określenie należy traktować dosłownie, wszak upomina się o niego służba wojskowa.
Zamienić profesjonalną szatnię piłkarską na koszary – no nie może to być szczytem marzeń żadnego człowieka pozostającego przy zdrowych zmysłach. Zresztą, Son nie jest pierwszym Koreańczykiem, który ma z tego tytułu problemy. Innym przykładem mógłby być Park Chu-Young, były zawodnik największego rywala Spurs, czyli Arsenalu. Jemu udało się znacznie odłożyć służbę w czasie, jednak za to wylała się na niego fala krytyki. – Moją intencją nie była ucieczka z Korei ani całkowite uniknięcie wojska. Przepraszam wszystkich, których uraziłem moim postępowaniem. Obiecywałem, że wypełnię moje obywatelskie obowiązki i dotrzymam słowa – tłumaczył się gęsto.
Dla piłkarza Tottenhamu konieczność opuszczenia kraju i pójścia w kamasze na 21 miesięcy byłaby prawdziwą tragedią. Kto wie czy w ten sposób Koreańczycy nie zaprzepaściliby wciąż rozwijającej się kariery piłkarza, którego obecnie wycenia się na 35 milionów euro, a dla Pochettino w ogóle bezcennego. Lokalne prawo mówi jednak, iż każdy sprawny mężczyzna do 28. roku życia musi odbyć służbę. Heung-Min ma 25 wiosen na karku, a kwestiami zdrowotnymi nie ma szans się wymigać z oczywistych powodów. Rozwiązaniem mogłaby zostać równoległa w czasie służby gra w piłkę w ojczyźnie. Nie oszukujmy się jednak, w lidze koreańskiej jest znacznie niższy poziom i wcale nie byłoby pewne, że po spędzeniu w ten sposób prawie dwóch lat dla Sona istniałaby jeszcze droga powrotna na poziom tak wysoki jak w Premier League.
Londyńczycy z kolei mają wobec niego inne plany. Angielskie media piszą bowiem, iż ci chętnie zaoferowaliby naszemu bohaterowi nowy kontrakt w ramach wdzięczności oraz okazania większego zaufania. To skarb posiadać tak zaangażowanego gracza w drużynie, o czym świadczy zresztą jego zachowanie po rewanżowym meczu z Juventusem. Son wówczas dwoił się i troił, był jednym z najlepszych na boisku, kręcił obrońcami włoskiej ekipy aż miło, a nawet strzelił jej gola. Kiedy jednak okazało się, iż ostatecznie to Stara Dama zagra w kolejnej fazie Ligi Mistrzów, Heung-Min padł na murawę i przez długi czas płakał, bo nie mógł pogodzić się z porażką.
– Oczywiście, że jesteśmy załamani tą przegraną, lecz dzięki niej możemy się też wiele nauczyć. Doświadczenie zawsze procentuje. Wierzę, że w następnym sezonie spiszemy się lepiej – mówił po meczu. Nauka dla niego oraz jego kolegów z drużyny można przydać się znacznie wcześniej. Tottenham oczywiście marzy, by w rozgrywkach 2018/19 znów rywalizować w Champions League, ale by tak się stało, musi jeszcze utrzymać się w top4. Co prawda Spurs od Chelsea dzieli pięć punktów, aczkolwiek nie takie historie w angielskiej piłce już widzieliśmy. – Jesteśmy młodą ekipą, a więc także i głodną. Widzę do na każdym treningu – ręczył Koreańczyk za siebie oraz swoich klubowych kolegów jeszcze przed rozpocząciem bieżącego sezonu.
Rodacy też bardzo liczą na niego, wszak gra zdecydowanie na najwyższym poziomie z całej drużyny. Oprócz niego w Swansea występuje także Ki Sung-Yong, zaś w Augsburgu Koo Ja-Cheol i na tym kończy się lista doświadczonych zawodników z tego kraju. Większość z nich pochodzi z klubów z ojczyzny, co niezbyt dobrze wróży tej ekipie na najbliższym mundialu. Koreańczycy chcieliby jednak uniknąć powtórki z mistrzostw w Brazylii, gdzie zajęli ostatnie miejsce w grupie z Rosją, Algierą oraz Belgią. Rosyjski turniej zapowiada się dla nich jeszcze trudniej, ponieważ tym razem wylosowali Szwecję, Meksyk oraz Niemcy.
Dla nas mecz z Koreą Południową będzie ważny, ponieważ ma ona w pewnym sensie imitować drużynę japońską, z którą zmierzymy się w grupie. Nasi wtorkowi adwersarze mają podobne cele – sprawdzenie się na tle w miarę silnego zespołu, co ma dać im wymierną odpowiedź na temat tego ile będą w stanie osiągnąć podczas mistrzostw w Rosji. A właściwie jak daleko Son będzie mógł ich pociągnąć…
Fot. NewsPix.pl