Nie tylko my szukaliśmy przeciwników, którzy profilem przypominają rywali grupowych na mundialu. Japonia w piątek mierzyła się z Mali, a we wtorek zagra z Ukrainą… W dzisiejszym spotkaniu Nagatomo i spółka wiele dobrego nie pokazali, ale na pewno sztab Adama Nawałki będzie miał trochę materiału do analizy.
Pierwsze spostrzeżenie odnośnie Japonii po meczu z Mali? Ciekawie rozgrywa rzuty rożne, bo raz Usami wrzucał bezpośrednio na bliższy słupek i strzelał Kubo (178 centymetrów). Innym razem znowu skierował piłkę w to samo miejsce, ale tylko po to, by jeden z pomocników przedłużył ją do Kubo. Kolejna wrzutka – znowu inny wariant – mocne wstrzelenie futbolówki, na którą nabiegał Shoji. W każdej z tych sytuacji dużo nie brakowało, by wpadł gol. Tak więc stwierdzenie – niscy Japończycy nie są groźni przy stałych fragmentach gry – można włożyć między bajki.
Puste trybuny na stadionie Standardu Liege doskonale oddają obraz tego meczu. Było swojsko, bo słyszeliśmy podpowiedzi trenerów i kibiców, a piłkarze dostosowali się do tego widowiska. Japonia specjalnie nie forsowała tempa, a mimo to inicjatywa przez niemal całe spotkanie należała do niej. Azjaci pod bramkę rywala próbowali dojść na kilka sposób. Przede wszystkim szukali w polu karnym Kubo. Niezłą piłkę zagrał mu Usami, ale napastnik naszych grupowych rywali bramki nie zdobył – choć trzeba mu oddać, że dużo nie brakowało, a trafiłby pięknie lobem. Piłkarz Gent oddał też niezły strzał z dystansu, ale ponownie zabrakło precyzji.
Spory popłoch na lewym skrzydle robił Nagatomo, który kilkukrotnie mijał przeciwników, a później dośrodkowywał w pole karne. Nie trzeba być ekspertem, by wiedzieć, że szczególnie na niego będziemy musieli uważać w Rosji. Nieco gorzej, ale przyzwoicie zagrał Morioka. Były zawodnik Śląska Wrocław był aktywny i brał udział w wielu akcjach, lecz zabrakło konkretów. Przede wszystkim 26-latek nie zagrał do napastników ani jednej piłki, po której wstalibyśmy z krzesła i zaklaskali. Strzał z rzutu wolnego również odbił się od muru. Cóż, Ryota ani nie przybliżył się dzisiaj do wyjazdu na mundial, ani nie oddalił.
Czego zabrakło dzisiaj Japończykom? Szczególnie precyzji przy uderzeniach, bo było kilka strzałów z dystansu, ale większość z nich mijało bramkę. No dobra, jeden zatrzymał się dopiero na słupku. Gola udało się strzelić dopiero w doliczonym czasie gry – piłkę do pustej bramki skierował Nakajima, który wcześniej wykreował akcję. Trzeba jednak zaznaczyć, że sporo przypadku było przy tym trafieniu, bo bramkarza zmylił wcześniejszy strzał… Po drugiej stronie rzeki była ofensywa Mali, która – delikatnie mówiąc – szału dzisiaj nie zrobiła. W pierwszych minutach miała doskonałą sytuację, bo Coulibaly stanął z golkiperem Japonii oko w oko, ale pojedynek ostatecznie przegrał. Dużo więcej groźnych sytuacji gracze Mali już nie stworzyli, ale pomógł im Ugajin, który sprokurował rzut karny. Ogólnie gość powinien zobaczyć dwie czerwone kartki, bo dwukrotnie brutalnie faulował przeciwników. Aż cud, że nie skończyło się złamaniem nogi. Miejmy nadzieję, że w Rosji nie będzie polował na nogi Roberta Lewandowskiego.
Oczywiście mecz z Mali był tylko przetarciem, które wiele nie znaczy. Bez wątpienia w Rosji zagramy z dużo lepszą Japonią, w której od początku na plac gry wybiegnie Honda. Dzisiaj dostał jedynie dwadzieścia minut i nie dostosował się nawet do poziomu kolegów, bo ci grali przyzwoicie, a on przeszedł obok meczu.
Mali – Japonia 1:1 (1:0)
1:0 Diaby 44′ k
1:1 Nakajima 90+4′
Fot. NewsPix.pl