W sobotę naprawdę dużo do czytania w „Przeglądzie Sportowym” – w sporej mierze dzięki Magazynowi Lig Zagranicznych. Warto też zwrócić uwagę na reportaż z Ukrainy, w którym poznamy bliżej rodziców Tarasa Romanczuka. „Rzeczpospolita” i „Gazeta Wyborcza” znów zamulają.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jakub Radomski odwiedził rodzinny dom Tarasa Romanczuka. Pomocnik Jagiellonii mógł zostać naukowcem, ale został piłkarzem, a teraz będzie reprezentantem Polski.
(…) Wystarczy chwilę porozmawiać z rodzicami Tarasa, by zrozumieć, dlaczego ludzie w Kowlu mówią, że są jak ogień i woda. Pani Swietłana ma na sobie bluzkę i dżinsy. Jest kobietą pełną uczuć i gdy mówi o Tarasie, ma łzy w oczach. Ojciec, pan Wiktor, przychodzi na spotkanie ubrany w dres i z gwizdkiem na szyi. Ma 20 minut, niebawem rozpoczyna trening. Pomocnik Jagiellonii kilka lat temu opowiadał nam o wielkim wpływie ojca na swoje życie.
– Sprawił, że w domu panowała dyscyplina, połączona z wielką miłością do piłki – mówił Taras. Pan Wiktor grał w zespole FC Kowel Wołyń, występującym na trzecim szczeblu rozgrywek. Dostał ofertę od działaczy Wołynia Łuck, ale miał już żonę i dwóch synów, więc nie zdecydował się na transfer. Skończył grać w piłkę w wieku 37 lat, a przez ostatnie lata łączył ją z wyjątkowo trudnym zajęciem.
– Zacząłem pracować w kowelskim więzieniu dla młodych osób. Na początku byłem wychowawcą, ale z czasem awansowałem na starszego inspektora, a już po pięciu latach byłem zastępcą naczelnika. Przez wiele lat odpowiadałem za opiekę psychologiczną nad tymi ludźmi. To wyjątkowo trudna praca, szybko zacząłem mieć problemy ze zdrowiem. Mogę powiedzieć, że uratowała mnie piłka nożna, bo każdego dnia, gdy wracałem z pracy, chwilę odpoczywałem i szedłem na trening. Najpierw jako zawodnik, a później jako trener. Moi koledzy z pracy wracali z więzienia i nie mieli co ze sobą zrobić. Pili wódkę, najczęściej przez całą noc. Żyli tak latami, wielu z nich uzależniło się od alkoholu i umarło młodo – opowiada pan Wiktor.
Dominik Piechota komentuje losowanie ćwierćfinałów Ligi Mistrzów.
(…) Doskonale losowanie mogą oceniać również przedstawiciele Barcelony, która zmierzy się z Romą. Dwie edycje temu spotkali się już w fazie grupowej, wtedy rzymianie zremisować 1:1 we Włoszech, ale w rewanżu zespół Luisa Enrique odegrał się wysokim zwycięstwem aż 6:1. Znów może być podobnie, bo o ile Roma może namieszać w jednym spotkaniu, tak wydaje się, że w dwumeczu trudno będzie im nawiązać rywalizacją z niepokonaną przecież jak dotąd Dumą Katalonii.
Zdecydowanie najciekawiej zapowiada się starcie Realu Madryt z Juventusem, czyli rewanż za zeszłoroczny finał Champions League w Cardiff. W stolicy Walii Królewscy wygrali 4:1 po golach Casemiro, Marco Asensio i dwóch trafieniach Cristiano Ronaldo i sięgnęli po dwunasty Puchar Europy. Wtedy po przerwie Włosi zostali całkowicie rozbici. Na pewno w drużynie Juventusu jest duża chęć rewanżu, tym bardziej, że ma to być ostatni sezon Gianluigiego Buffona, który marzy o wygraniu tych rozgrywek. Do tych starć kibice zdążyli już przywyknąć w Lidze Mistrzów, bo to będą dwunasty i trzynasty mecz między Juventusem a Realem w XXI wieku.
Wieczorem w piątek formalności stało się zadość. Polska dostała do organizacji mistrzostwa świata U-20.
(…) Koreańskie mistrzostwa rozegrano na sześciu stadionach. PZPN chce, żeby w Polsce młodych piłkarzy oglądano aż na dwunastu obiektach. Szczegóły zostaną ogłoszone w poniedziałek. Wiadomo, że docelowo mecze mają odbywać się na nieco mniejszych, stadionach, o kilkunastotysięcznej pojemności, a więc nie tych, które goszczą dorosłą reprezentację Polski i budowano je z myślą o EURO 2012. W grę wchodzą obiekty z ME U-21: grano wówczas w Bydgoszczy, Gdyni, Kielcach, Krakowie (stadion Cracovii), Lublinie i Tychach, a także choćby stadion Widzewa, gdzie w trwających eliminacjach ME U-21 2019 raz wystąpiła reprezentacja U-21, prowadzona przez Czesława Michniewicza.
Trzon drużyny będą stanowili zawodnicy urodzeni w 1999 roku, choć na pewno w kadrze znajdą się młodsi, może nawet dwa lata. Selekcjonerem tego zespołu, czyli aktualnej reprezentacji U-19 jest Dariusz Dźwigała. W środę jego drużyna zacznie zmagania w II rundzie eliminacji mistrzostw Europy (rywale w grupie to Czechy, Włochy i Grecja). Turniej finałowy odbędzie się w lipcu i będzie stanowił kwalifikację do „polskich” MŚ U-20.
Romeo Jozak dotychczas żonglował składem Legii, ale w meczu z Wisłą Kraków ofensywa może wygląda tak samo jak przeciwko Lechii Gdańsk.
Na środku ataku warszawskiej drużyny zwykle gra Jarosław Niezgoda, ale w starciu z Lechem (2:1) wylądował na ławce, a zastąpił go Eduardo. Były reprezentant Chorwacji częściej występuje na skrzydle, ale o miejsce w składzie musi konkurować z Sebastianem Szymańskim, Kasperem Hämäläinenem, Michałem Kucharczykiem, Miroslavem Radoviciem, a nawet z Marko Vešoviciem. Jozak w każdym spotkaniu wystawia innych piłkarzy na tych pozycjach.
W ostatnim meczu z Lechią (3:1) na skrzydłach pojawili się Szymański i Kucharczyk. Ten drugi wiosną pierwszy raz znalazł się w podstawowym składzie. Dodatkowo Radović grał nieco cofnięty w pomocy, a Vešović na prawej obronie. I obaj mogą na tych pozycjach wystąpić też w spotkaniu z Wisłą.
Tymczasem Górnik Zabrze swoje 70-lecie będzie świętował meczem z drużyną, która jest nowym przyjacielem.
Górnik świętuje 70-lecie istnienia i z tej okazji od początku roku planowane było spotkanie z Hajdukiem Split. Od ponad dwóch lat pomiędzy kibicami obu drużyn panuje przyjaźń. – Chcieliśmy zorganizować ten mecz w lutym, tuż przed rozpoczęciem rundy wiosennej, ale akurat w dogodnym dla nas terminie Hajduk nie mógł przyjechać na Roosevelta – tłumaczy trener Marcin Brosz.
Bogusław Baniak myślał o kolejnej pracy w Afryce, a wylądował w Górniku Łęczna, broniącym się przed spadkiem z I ligi.
(…) Na odpowiedzi miał czekać do końca kwietnia, ale w tym czasie do trenera odezwał się Velijko Nikitović, prezes Górnika Łęczna. – Spotkaliśmy się w niedzielę i doszliśmy do porozumienia w sprawie współpracy. Miałem pracować a Afryce, ale zmieniłem plany. Teraz w Łęcznej mam zadanie utrzymać Górnika w I lidze. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by tak się stało – mówi 59-latek, który przed laty w Polsce prowadził między innymi Pogoń Szczecin, Miedź Legnica czy Flotę Świnoujście. – Znam kilku piłkarzy Górnika. Trenowałem ich w innych zespołach. W Łęcznej jest bardzo dobra baza treningowa. Jeszcze nie wiem, gdzie leży przyczyna porażek, bo zespół jest dobrze przygotowany motorycznie, nie ma też żadnych problemów w szatni. To będę mógł zdiagnozować za jakiś czas. Życzyłbym sobie przede wszystkim uczciwości zawodników względem pracodawcy. Ja mogę przegrać mecz, ale musimy mocno walczyć – dodał Baniak.
Krzysztof Stanowski o ostatnich niepowodzeniach Jose Mourinho.
(…) Chcąc nie chcąc, miano największego futbolowego przeszkadzacza przejął Jose Mourinho, ewidentnie uznający, iż wrażenia artystyczne w futbolu są zupełnie zbytecznymi ozdobnikami. I wydaje mi się, że totalnie się w tym zatracił. Na szczycie piłkarskiej hierarchii trzymały go suche wyniki, a także fakt, że miał (albo zdawało się ludziom, że miał) zdolność do wsadzania kija w szprychy rywalowi w kluczowym momencie. Tylko że dzisiaj w Manchesterze United widać, że to za mało. Kibice nie chcą kolejnej drużyny, która skupia się na tym, by wywrócić finiszującego w pięknym stylu kolarza. Chcą wreszcie zobaczyć „Czerwonego Diabła”, jadącego do mety na swoich warunkach, efektownie i z olbrzymią przewagą. Zamiast dumy odczuwają zażenowanie – i nie tylko po porażkach, ale co gorsze także po zwycięstwach. Mourinho stał się więc poniekąd własną karykaturą: przedobrzył w byciu tym złym. Futbol musi jednak mieć w sobie element fantazji i radości. Po to go wymyślono.
Mateusz Borek komentuje powołania Adama Nawałki na marcowe mecze towarzyskie. Nie ukrywa, że obecność pewnego piłkarza z Serie A jest dla niego niespodzianką.
(…) Jedynym zaskoczeniem w linii defensywnej jest pojawienie się w kadrze Pawła Jaroszyńskiego. Traktuję to jako próbę wywarcia presji na Arturze Jędrzejczyku i Maćku Rybusie. On może być alternatywą do gry na pozycji lewego wahadłowego w ustawieniu 1-3-5-2. W którymś z marcowych meczów towarzyskich ta formacja ma być sprawdzana. Wśród pomocników nie wiadomo, co będzie z Kubą Błaszczykowskim. Znów złapał drobny uraz. To niepokojące, dlatego trzeba szukać jego następców. Kimś takim może być Przemysław Frankowski z Jagi. Bardzo cenię potencjał tego chłopaka. Brakuje mu jednak trochę bezczelności w dryblingu. Coś takiego ma Kamil Grosicki, który mimo słabszej formy ma najlepsze statystyki z naszych skrzydłowych (6 goli i 6 asyst w Hull City). Z tego co ustaliłem sztab reprezentacji oddeleguje do niego trenera, który będzie z nim pracował indywidualnie w najbliższych miesiącach, aby Kamil był w jak najlepszej dyspozycji fizycznej na mistrzostwa w Rosji.
W Magazynie Lig Zagranicznych kilka ciekawych tekstów.
Andre Gomes ostatnio w głośnym wywiadzie przyznał, że nie potrafi poradzić sobie z presją związaną z grą dla Barcelony. Niektórzy uważają, że Portugalczyk ociera się już o depresję.
(…) – Gra w Barcelonie stała się dla mnie piekłem. Pierwsze tygodnie były dobre, ale po jakichś sześciu miesiącach zacząłem odczuwać wielką presję. Nie potrafię sobie z nią poradzić – tłumaczył pomocnik w rozmowie z magazynem „Panenka”. Portugalczyk mówił także o tym, że czuje się przytłoczony. – Jestem perfekcjonistą. Wymagam od siebie naprawdę dużo, nieustannie rozmyślam, co poszło nie tak, przez co później cierpię. Nie mogę się pozbyć frustracji. Nie rozmawiam z nikim na ten temat, nie mam zamiaru sprawiać kłopotu. Czasem nie chcę wychodzić z domu, pokazywać się ludziom, bo po prostu się wstydzę – wyznawał.
Hiszpańska psycholog sportu Patricia Ramirez, która obejrzała zapis wideo rozmowy z pomocnikiem, analizowała tzw. mowę ciała 24-latka. – Na początku rozmowy ewidentnie był spięty. Przyjmował postawę zamkniętą, zasłaniał się rękoma. Im dłużej trwał wywiad, tym bardziej się otwierał. Widać było, że się rozluźniał, że spadał z niego ciężar – tłumaczyła na antenie radia Cadena SER.
Innego zdania był Luis Figo, rodak zawodnika Barcy. – Twoim zadaniem jako piłkarza jest radzić sobie z krytyką. To część naszego zawodu. Każdy ma problemy w trakcie kariery. Musisz mieć osobowość i charakter, aby radzić sobie z takimi chwilami – ocenił były gwiazdor Barcelony i Realu Madryt.
Girona jest rewelacją tego sezonu Primera Division. Za klubem stoją mocne osobistości.
Tuż przed startem obecnych rozgrywek nowymi właścicielami Girony zostali City Football Group (do której należy m.in. Manchester City) i Pere Guardiola, brat szkoleniowca The Citizens.
– To, że staliśmy się częścią City Football Group może zapewnić nam wystarczającą stabilizację, żeby umocnić naszą pozycję w najwyższej klasie rozgrywkowej – tłumaczył wtedy prezes klubu Delfi Geli. Jednak pewnie nikt w Gironie nawet nie śmiał marzyć o tym, że drużyna nawiąże wyrównaną walkę nie tylko z ligowymi średniakami, lecz także z zespołami ze ścisłej czołówki. Dość przypomnieć, że beniaminek z Katalonii dwukrotnie zremisował z Atletico, pokonał Real Madryt i Villarreal, napsuł trochę krwi Valencii i Sevilli.
Sevilla seryjnie wygrywała Puchar UEFA czy później Ligę Europy, ale w Lidze Mistrzów tak daleko (ćwierćfinał) jeszcze nie była.
(…) Wyeliminowanie Czerwonych Diabłów było symboliczne. To pochwała zdrowego rozsądku i skarcenie rozrzutności. Triumfował klub, który za sprawą majstersztyku byłego dyrektora sportowego Monchiego przez lata dokonywał niesamowitych ruchów na rynku transferowym. Wyszukiwał okazji i kupował tanio, wręcz promocyjnie, po czym sprzedawał kilka razy drożej. Z czasem Sevilla zaczęła płacić więcej za piłkarzy, ale dopiero wtedy, gdy pozwoliły na to zarobki oraz sukcesy. Najdroższym transferem w historii klubu pozostaje sprowadzenie ostatniego lata za 20 mln euro Kolumbijczyka Luisa Muriela. Nijak ma się to do wielkich zakupów Manchesteru United, który na Paula Pogbę wydał 105 mln, a na Romelu Lukaku 85 mln. A jednak gwiazdy kupione za astronomiczne kwoty w 1/8 finału LM przyćmili utalentowani Clement Lenglet (sprowadzony za 5 mln z Nancy) czy Ever Banega (kosztował 7 mln).
Awans Sevilli nie był przypadkowy. W pierwszym meczu na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan Anglicy zostali całkowicie zdominowani, a przed porażką uchronił ich bramkarz David de Gea. Bezbramkowy remis został w Hiszpanii odebrany z dużym niedosytem. Rewanż w Manchesterze był już bardziej wyrównany, ale i tak ostatecznie lepsi byli Andaluzyjczycy. Zbawił ich zmiennik Wissam Ben Yedder, który wszedł na boisko w 72. minucie, a sześć minut później miał już dwie bramki. „Do Londynu jeździ się podziwiać Big Bena, do Sewilli Big Ben Yeddera” – zaczęli żartować Hiszpanie. Rezerwowy napastnik przyzwyczaił, że błyszczy wyłącznie w Lidze Mistrzów. W niej z ośmioma golami jest wicekrólem strzelców rozgrywek za Cristiano Ronaldo – Portugalczyk ma 12 trafień.
Michał Trela podsumowuje dokonania Łukasza Piszczka w Borussii Dortmund. Polak w ubiegłym tygodniu przedłużył kontrakt i prawdopodobnie w BVB zakończy karierę.
Gdyby dziś spojrzeć na skład Borussii Dortmund z pamiętnego, mistrzowskiego sezonu 2010/11, wyłoniłby się dość ponury obraz tamtej wielkiej drużyny Jürgena Kloppa. W karierze niemal każdego z tamtych piłkarzy coś poszło nie tak. Sześciu już zakończyło grę w piłkę, trzech gra w 2. Bundeslidze, wielu wylądowało w słabszych klubach.
Niektórzy, jak Mario Goetze, Nuri Sahin, Roman Weidenfeller, Shinji Kagawa czy Marcel Schmelzer, dalej są w Dortmundzie, ale z fascynującymi zawodnikami sprzed lat łączą ich tylko nazwiska. Na tym samym, bądź lepszym poziomie, utrzymało się tylko trzech członków tamtej drużyny: Mats Hummels, Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Tyle że dwaj pierwsi grają już dla Bayernu Monachium i w Dortmundzie nie są szczególnie lubiani.
Tylko Piszczek przez te wszystkie lata cały czas jest idolem Dortmundu. Miewał kontuzje, ale nie miewał długotrwałych dołków. Jego niesamowita stabilność formy sprawia, że z perspektywy Polaka nie ma większego znaczenia, kto będzie trenerem Borussii Dortmund w przyszłym sezonie. Niemal na pewno ktoś, kto i tak będzie na niego stawiał.
Dominik Mucha wybrał się do SPAL, w którym Bartosz Salamon i Thiago Cionek walczą o utrzymanie w Serie A.
(…) Od kilku miesięcy udanie natomiast o rozsławienie miasteczka walczy miejscowy klub piłkarski – SPAL. Z dwoma reprezentantami Polski: Thiago Cionkiem, który otrzymał powołanie na najbliższe zgrupowanie i Bartoszem Salamonem szaleńczo walczą o utrzymanie w Serie A. Cionek od przyjścia w styczniu z Palermo gra regularnie, Bartosz Salamon miał w ostatnich tygodniach małe problemy z kontuzjami, ale w porównaniu z ostatnim sezonem w Cagliari na boisku pojawia się zdecydowanie częściej. W sobotę miasto pogrąży się w apogeum sportowej rywalizacji. Do Ferrary przyjeżdża bowiem przeciwnik najtrudniejszy z możliwych – Juventus. Wszystkie bilety zostały natychmiast wyprzedane.
W siedzibie SPAL – notabene położonej administracyjnie już poza miastem – nie kryją ekscytacji tym wydarzeniem. – Na taki mecz miasto czekało wiele lat. To nasz pierwszy sezon w Serie A od ponad pięciu dekad. Wszyscy są zjednoczeni, bo wiemy, że cel mamy wspólny. Kibice rozumieli i rozumieją, że możemy przegrywać mecze, bo ani nie mamy wielkich środków finansowych, ani nie jesteśmy aż tak popularni w samych Włoszech. Przecież jeszcze chwilę temu graliśmy w 3 lidze – mówi Andrea, z biura prasowego SPAL. Z dumą podkreśla, że duża w tym zasługa trenera Leonardo Sempliciego.
SUPER EXPRESS
W „SE” rozmowa z Carlitosem przed niedzielnym meczem z Legią Warszawa. W ostatniej kolejce Hiszpan strzelił trzy gole Śląskowi Wrocław.
– To był twój pierwszy hattrick od…
– Od bardzo długiego czasu. Nie był pierwszy w mojej karierze, ale pierwszy na poziomie ekstraklasy. Natomiast uprzedzając następne pytanie: nie, to nie był mój najlepszy mecz w Wiśle. Byłem bardzo skuteczny w piątek, ale zdarzały się spotkania, w których prezentowałem się nie gorzej niż w ostatniej kolejce.
– Przed tamtym meczem pojawiały się głosy, że się zaciąłeś, że to już nie ten Carlitos co jesienią. Nie bałeś się, że forma uciekła bezpowrotnie? Nie trafiłeś w czterech kolejnych ligowych meczach…
– Nie, ani trochę się nie bałem. Gdybym zupełnie siadł, nie stwarzał zagrożenia dla rywali, nie miał sytuacji, nie był przydatny drużynie – tobym się zaniepokoił. Ale tak nie było! Wiedziałem, że znów zacznę strzelać.
Jest też rozmówka z Tarasem Romanczukiem – już po ogłoszeniu powołań.
(…) – Kto ci powiedział o nominacji ?
– Wczoraj zadzwonił do mnie trener, pan Adam Nawałka. Nie zdradzę, o czym rozmawialiśmy, ale to była dla mnie bardzo ważna wymiana zdań.
– Po rozmowie z selekcjonerem nie miałeś problemów z zaśnięciem?
– Spałem dobrze, ale tyle się wokół mnie dzieje, że muszę się pilnować, żeby nie zwariować! (śmiech). Teraz staram się odciąć od tego całego szumu i przygotować do bardzo ważnego dla nas meczu z Arką Gdynia. Reprezentantowi Polski nie wypada zagrać słabo.
RZECZPOSPOLITA
Ani słowa o piłce.
GAZETA WYBORCZA
Kilka słów o losowaniu 1/4 finału LM.
Fot. FotoPyk