Co prawda od Dnia Kobiet minęło już trochę czasu, ale dzisiaj w naszym studio gościliśmy Agnieszkę Syczewską. Czyli dyrektor zarządzającą Jagielloni Białystok, wiceprezesa zarządu Jagiellonii Białystok, rzecznika prasowego oraz radcę prawnego Jagiellonii Białystok. Na jakim portalu znalazła Romana Bezjaka? Jakie są plany inwestycyjne ekipy z Podlasia? Co przyniósł jej Michał Probierz w dniu pożegnania? Tego wszystkiego dowiecie się z z naszej rozmowy.
Jesteśmy świeżo po spotkaniu Jagielloni z Lechem, a więc muszę wspomnieć o sytuacji, kiedy sędzia Musiał nie zaliczył gola Mario Situma. Czy tego nie dało się zrobić sprawniej? Czy sędzia musiał czekać, aż Mariusz Pawełek opuści plac gry? Nie mógł tego zrobić w tzw. międzyczasie?
Sędzia użył VAR-u, gdy na boisko wszedł Kelemen. Ten uraz Mariusza Pawełka wyglądał naprawdę groźnie. On sam nie wiedział, co się z nim właściwie dzieje, stracił czucie w rękach, masażyści i lekarze również mieli twardy orzech do zgryzienia, gdy próbowali zweryfikować faktyczny skutek zderzenia Mariusza z jednym z Lechitów. Przede wszystkim jednak sędzia Musiał na początku w ogóle nie chciał używać VAR-u. Dopiero, gdy dostał sygnał od wozu, zdecydował się na taki ruch. Podczas tej całej akcji dostałam kilka telefonów, które wskazywały na to, że był spalony. W protokole arbitra można przeczytać, że tu jednak chodziło o zagranie ręką. Siedziałam obok Huberta Małowiejskiego, który też w pierwszej kolejności dostrzegł ofsajd.
A co się dokładnie stało z Pawełkiem?
Tak, jak wspominałam – stracił kompletnie czucie w rękach. Nikt z naszego sztabu, włącznie z Mariuszem, nie potrafił jednoznacznie określić, co się wydarzyło. Na tym zdarzeniu ucierpiała również jego szyja. Dzisiaj poddał się rezonansowi magnetycznemu i jeżeli wyniki nie pokażą niczego niepokojącego, to Pawełek wróci do treningów w tym tygodniu. Powinno skończyć się dobrze, ale nic na to nie wskazywało.
Dla mnie jest to dość kuriozalna sytuacja, że drużyna z Mariusz Pawełkiem w bramce zmierza po mistrzostwo Polski. Czy twoim zdaniem nie powinno być tak, że takie tytuły liczą się podwójnie?
Uczciwie mówiąc, Mariusz naprawdę daje radę. To jest facet, który ma 250 meczów rozegranych w Ekstraklasie. Pamiętam, jak po powrocie z Turcji, gdy było jasne, że to właśnie Pawełek stanie w bramce na pierwsze wiosenne kolejki, większość patrzyła na niego z przymrużeniem oka. Nasz trener bramkarzy powiedział wtedy do mnie, że praktycznie każdy klub z naszej ligi chciałby mieć takiego fachowca na ławce, jakim jest Mariusz. Świetnie się czuje w Białymstoku.
Marian Kelemen wszedł w mało komfortowym momencie w Poznaniu. Puścił pięć bramek, choć ciężko go obwiniać za którąś z nich.
Marian żartował z tego po meczu. Powiedział mi: „wróciłem i teraz sama widzisz, jak to wygląda”.
Jakie były nastroje w szatni po porażce z Lechem?
Na pewno był to zimny prysznic dla naszej drużyny. Lech miał swój dzień. Nie ma co ukrywać – zdominowali nas i udowodnili to na boisku. W pewnym momencie chłopaki siedli psychicznie. Szczególnie, gdy sędzia Musiał podyktował jedenastkę dla poznaniaków. Zabrakło nam Mitrovicia, który w tygodniu zmagał się z wirusówką, a przecież doskonale wiemy, w jakiej ostatnio znajdował się Słoweniec. Za tydzień mecz z Arką, więc nie ma czasu na lamenty. Trzeba się szybko podnieść i pracować dalej.
Z Mitroviciem ta historia jest o tyle fajna, że Jaga otworzyła mu drzwi do kadry narodowej.
Faktycznie, jest to świetna historia. Nemanja mocno pracował na te powołanie. Ogólnie byłam niesamowicie zaskoczona, gdy dostałam maila od słoweńskiej federacji o wyjeździe na kadrę trzech naszych zawodników. Zarówno Roman Bezjak, jak i Dejan Lazarević również będą mieli pracowitą końcówkę marca. Dla nich ten powrót do reprezentacji był głównym powodem, dla którego szli do Białegostoku. Wiedzieli, że tu będą regularnie grali. Bardzo się cieszę, że ta sztuka udała im się. Co prawda kibice nie zdążyli jeszcze poznać na tyle Dejana, by oceniać jego umiejętności, ale wierzymy w niego.
Dziennikarze ze Słowenii już napierają na Białystok?
Z tego, co słyszałam, dziennikarze ze Słowenii są bardzo leniwi. Nie chcę oczywiście nikogo obrazić, natomiast taką opinię wygłosili nasi zawodnicy. Ogólnie nie ma tam za dużego zainteresowania futbolem.
Czy można wyciągać jakieś pozytywy po wczorajszej klęsce w Poznaniu? Moim zdaniem takowym jest Przemysław Frankowski, który, mam wrażenie, że jest coraz bliżej powołania do reprezentacji Polski.
Decyzja naturalnie należy do Adama Nawałki. Szanse są duże. Przemek wygląda świetnie, dobrze się u nas rozwinął. Ciężko kogokolwiek wyróżnić po niedzieli, bo każdy z chłopaków miał słabszy dzień. Taras Romańczuk nie wyglądał tak, jak w ostatnich spotkaniach. Obrona nam się popisała. Arvydas Novikovas wykazywał chęć do gry, ale na tym się niestety skończyło.
Novikovas podobno mocno przeżył odejście Fiodora Cernycha do Dynama Moskwa.
Tak, obaj Litwini byli nierozłączni, tak jak kiedyś Kamil Grosicki i Wahan Geworgian.
Ale chyba nie na aż takim poziomie?
Wydaje mi się, że właśnie na jeszcze większym poziomie. Arvydas i Fiodor wszędzie chodzili razem. Nie można było ich spotkać osobno. Oni wychowywali się razem, przyjaźnili na długo przed spotkaniem w Jadze. Na jesień była taka prawidłowość – Novikovas grał lepiej, to Cernych grał gorzej i vice versa. Nigdy nie było tak, by obaj grali na dobrym, równym poziomie. Nie wiem, z czego to wynikało. Być może Arvydas teraz ma większe pole do popisu.
Jednak o tamtym duecie Grosicki-Geworgian to legendy krążą po Białymstoku.
Byli rozbrajający. Jak wchodzili do klubu i mieli jakiś problem, to wszyscy starali się ich z niego wyciągać.
Myślę, że ten wczorajszy mecz świadczy o nieprzewidywalności Ekstraklasy.
Jak mawia klasyk – liga będzie ciekawsza. Ktoś wczoraj na twitterze napisał, że w ciągu dziesięciu dni, w takim trójmeczu między Jagą, Lechem, a Legią, każda ekipa zgarnęła trzy punkty. Różnice na tym etapie są niewielkie.
Po spotkaniu z Legią, Jagiellonia w końcu przestała być takim cichym „Kopciuszkiem”. Wtedy Jaga zdecydowanie zgłosiła swoją kandydaturę do zgarnięcia mistrzostwa Polski.
Myślę, że całej drużynie o wiele bardziej służyła opinia tego cichego „Kopciuszka”. W spokoju robiliśmy swoje. Szaleństwo mediów po starciu z Legią przeszło jakiekolwiek granice. To, co się działo wówczas z Romańczukiem również wywołało ogromne zdziwienie. Taras ledwo znajdował czas na trening, bo jeździł z wywiadu na wywiad. Jeszcze w międzyczasie załatwialiśmy wszelkie formalności związane z jego polskim obywatelstwem. Zdecydowanie łatwiej nam było w tym spokoju robić swoje. Dla mnie najważniejsze jest to, że my znowu walczymy o najwyższe cele. W ostatnich latach była to sinusoida. W tym sezonie jesteśmy w grze o mistrzostwo, w ubiegłym zgarnęliśmy srebrne medale. To tylko pokazuje, że się rozwijamy.
Fakt, że nie ma tego zjazdu po minionym sezonie jest bezcenny, szczególnie na tle finansowym. Zapewne pracuje wam się obecnie o wiele łatwiej.
Zawsze do przedsezonowych rokowań podchodzimy z dużą rezerwą i typujemy lokaty w okolicach piątego czy szóstego miejsca. Ewentualnie, jak potem jest na plus, to my na tym zyskujemy. Zachowujemy chłodne głowy w tabelkach, budżetach i w szatni również.
My już możemy nazwać Jagiellonię Białystok stabilnym klubem?
Zależy, jak rozumiesz słowo „stabilność”. To, że piłkarze dostają od trzech lat regularnie pensje, to jest fakt. Zdarza nam się wyprzedzić o kilka miesięcy wypłatę premii. My w tym sezonie w lato wydaliśmy milion euro na wzmocnienia. W zimowym – pół miliona. To nie są jakieś kosmiczne kwoty, praktycznie nic w porównaniu do Legii czy Lecha, ale przynajmniej potrafimy wyłożyć takie pieniądze na stół, gdy okoliczności tego wymagają. Rozwijamy się. Ja nazwałabym to stabilnością. Finansowo, organizacyjnie, czy sportowo – stoimy na tym samym, dobrym poziomie i to nas cieszy. Jeszcze kilka lat temu nie spodziewałam się, że dożyję takich czasów w klubie, kiedy planujemy budowę boisk. W maju zmieniamy siedzibę, przenosimy się do nowych biur. To są inwestycje, o których kiedyś nawet nie marzyłam. Kiedyś praca głównie polegała na odbieraniu telefonów o treści: gdzie są pieniądze? Kombinowanie komu zapłacić, komu nie. Zżerało to mnóstwo czasu.
Odwieczne pytanie – komu zapłacić, a komu nie.
To był duży dylemat. Poza kwestiami zawodników do gry włączały się urzędy skarbowe, podatki, ZUS-y etc.
Jakie było główne kryterium w tym rozdzielaniu pieniędzy?
Normalne funkcjonowanie drużyny. Zapewnić zawodnikom wyjazd na mecz, złożyć wniosek licencyjny czy uprawnić piłkarzy do gry. Teraz są to jakieś drobne, ale kiedyś liczył się każdy grosz. Te ciężkie czasy nas wzmocniły. Teraz możemy patrzeć w górę.
Wydaje mi się, że ta dwójka Grosicki-Geworgian była pierwsza w kolejce do niedostania pieniędzy.
Wszyscy dostawali sprawiedliwie. Jak było mniej, to wszyscy dostawali mniej. Nikt nie był wyróżniany.
Te wszystkie inwestycje, która zamierza poczynić Jaga wskazuje właśnie na trochę inną erę w dziejach klubu z Podlasia.
W maju wracamy po dziesięciu latach na Jurowiecką. Gdy zaczynałam pracę w Jagielloni, to jednym z moich pierwszych zadań było zorganizowanie przeprowadzki na Legionową. Teraz wracam na Jurowiecką do nowego apartamentowca. Rozwiną się nasze działy, przyjmiemy większą liczbę pracowników. Kolejną inwestycję jest budowa trzech, pełnowymiarowych boisk, głównie przeznaczonych dla młodzieży. Z powodów klimatycznych będą one pokryte sztuczną nawierzchnią. Mamy dwanaście grup młodzieżowych, więc musimy im zapewnić odpowiednie warunki. Stawiamy na najlepsze granulaty, najlepszą trawę, by zmniejszyć te szkodliwe działanie do minimum. Mam nadzieję, że taka zima jak tegoroczna już się więcej nie pojawi, bo bardzo na tym ucierpieliśmy. Nadal poszukujemy opcji na rozwój bazy dla pierwszej drużyny. Może to wydawać się z lekka absurdalne, ale zwyczajnie mamy pecha. Gdy już znajdujemy dla siebie jakieś lokum, to pojawiają się problemy: jak nie las, to lotnisko, jak nie lotnisko, to bagno. Kolejny, ciekawy teren – nie ustalona własność. Nie poddajemy się. Problem jest taki, że Białystok jest bardzo zabudowany, więc ciężko znaleźć dobry grunt. Od czegoś trzeba zacząć. W tym tygodniu odbieramy pozwolenie na budowę wspomnianych boisk. Jestem świeżo po spotkaniu w Ministerstwie Sportu, które nas prawdopodobnie dofinansuje. Sporo się dzieje. Projekt jest naprawdę spory, więc mam nadzieję, że się powiedzie.
Teraz do Białegostoku musi wkroczyć „Bob Budowniczy”.
Tak, dokładnie takich ludzi teraz potrzebujemy najbardziej.
Trochę nie po polsku zatrudniliście trenera Ireneusza Mamrota.
A mi się wydaję, że właśnie bardzo po polsku.
Ja powiem, jak to wygląda po polsku. Po pierwsze, to trenera się zwalnia, a nie czeka na koniec kontraktu.
Z Michałem Probierzem kontrakt rozwiązaliśmy, więc nie doczekał się wygaśnięcia umowy. Przyszedł do nas do biura rano. Wręczył mi wino i pojechał do Krakowa. Kilka godzin później zapukał Kostia Wassiljew. Dał mi czekoladki i też poprosił o zerwanie umowy.
Trzeba było drzwi zamknąć, żeby nikt więcej nie przyszedł!
Całe szczęście, że potem już nikt się do nas nie dobijał.
Mimo wszystko odbyło się to – jak na ligowe warunki – w sposób cywilizowany. Potem rzucacie wzrok na karuzelę trenerską i dowiadujecie się, że do wzięcia jest Waldemer Fornalik, Maciej Bartoszek. To już dwa takie mocne nazwiska, dość pożądane. A Jagiellonia stwierdziła: a co tam, zejdziemy jeden stopień niżej. Nie pamiętam, by podobną ścieżkę obrał którykolwiek z polskich zespołów.
Poniekąd podobny zabieg przeprowadziła Legia z Jackiem Magierą.
Tu sytuacja jest zgoła odmienna – Legia wychowywała Magierę przez wiele lat.
Rzeczywiście, tutaj zadziałał Cezary Kulesza. On nie do końca był przekonany, kogo wybrać. Wtedy na horyzoncie pojawiło się nazwisko Irka Mamrota. Zebraliśmy informacje o nim i, powiem szczerze, że nikt nie dostał tak pozytywnych opinii jak on. Jak rozmawiałam z piłkarzami, którzy pracowali z Mamrotem, to nie mogłam uwierzyć, że taki człowiek istnieje. Nie chcieliśmy znowu wskakiwać na karuzelę. Bardzo szybko porozumieliśmy się z Irkiem i już od 12 czerwca zaczął pracę u nas. To był dla nas bardzo trudny okres. Musieliśmy dopiąć zmianę szkoleniowca w dwa tygodnie, zorganizować wyjazd do Gruzji. Czasu było niewiele, a szanse na błąd – duże. Nawet nie robiliśmy badań zawodnikom, bo nie było kiedy. Ale – odpukać – wszyscy swoją robotę wykonali dobrze. Kiedy Michał Probierz mówił o „pocałunku śmierci”, to wtedy byliśmy na świeczniku. Gdy teraz mamy lidera, pomimo udziału w europejskich pucharach, to nagle jest cicho. Może to nam właśnie pomogło?
Jakie argumenty miał trener Mamrot po swojej stronie?
Niestety, nie mogę tego zdradzić. Widocznie wystarczyło na kredyt zaufania dla szkoleniowca. Wiedzieliśmy, że Irek jest tytanem pracy, ma dobre relacje z zawodnikami, a to już dobry materiał na start. Pracował na gorszym materiale, zawsze tracił najlepszych grajków.
Wszyscy uważali, że wejście Mamrota w buty Probierza będzie istną masakrą. A teraz się okazuje, że to była papierowa dyskusja.
Na pewno nie ułatwiło to wejścia trenerowi Mamrotowi do nowego zespołu, ale fakt, że z tej niezbyt komfortowej sytuacji wybrnął pokazuje, jak bardzo jest pokornym człowiekiem.
A jeżeli Jagiellonia dostanie medal w tym sezonie, to czy pamiątkowy egzemplarz pojedzie do Krakowa? W końcu Michał Probierz miał jakiś udział w budowie waszej kadry.
Mariusz Pawełek podpisał we wrześniu. Guilherme podpisał w czerwcu. Nemanja Mitrović podpisał w sierpniu. Piotr Wlazło podpisał w sierpniu. Bartosz Kwiecień podpisany w sierpniu. Dejan Lazarević podpisał w styczniu. Roman Bezjak również.
Ale kadra ma ponad dwadzieścia nazwisk.
Niczego nie odbieramy trenerowi Probierzowi. Dużo mu zawdzięczamy, przeżyliśmy za jego rządów wiele cudownych chwil.
Czyli rozumiem, że pamiątkowy medal pojedzie do Krakowa?
Póki co nie ma żadnych medali.
Jak trener Mamrot reaguje na ciągłe porównania do Michała Probierza?
Pracuje. Stara się odciąć od tego i całą swoją energię przełożyć na zespół.
Myślę, że królem zimowego polowania na rynku została Legia.
Być może, ale jak mówię – dla nas praca w spokoju jest najlepsza. Robimy swoje.
Wydaje mi się, że w Jagielloni jest spora liczba zawodników, którzy mają potencjał na odejście za granicę. Robicie to na tyle dobrze, że potraficie te straty dozować. Dwóch kluczowych na okienko i starczy.
Liczę na to, że nie będzie już wielkiej wyprzedaży w Białymstoku. Kilku zawodników zimą przebierało nogami, ale prezes Kulesza poradził sobie z tym i w efekcie jedynie Piotr Tomasik i Fiodor Cernych opuścili nasze szeregi. Wydaje mi się jednak, że więcej jest jakichś wymysłów, doniesień czy plotek, niż realnych zainteresowań. Ja tu zawsze podaję przykład Bartka Drągowskiego. Bartek widziany był w każdym europejskim klubie, a ofert na stole – zero.
* * *
Agnieszka Syczewska wypowiedziała się również na temat rzekomego zainteresowania ze strony Jagi Gennaro Gattuso:
Faktycznie, robiliśmy rozpoznanie na rynku włoskim. Była brana pod uwagę opcja zagraniczna. Do Białegostoku zajechała delegacja z Bułgarii, ale nie doczekała się białego dymu z komina. Stwierdziliśmy w czerwcu, że nie mieliśmy czasu na trenera spoza Polski. Nie mogliby się odpowiednio zaadaptować. Potrzebowaliśmy Polaka, który zna realia naszej ligi, oglądał mecze Jagi i wie coś więcej na temat danego zawodnika, oprócz jego pozycji na boisku.
* * *
Nie mogliśmy też przejść obojętnie obok ciekawostki związanej z zakontraktowaniem słoweńskiego snajpera Jagielloni.
Romana Bezjaka znalazłam na… Allegro. Jest taki portal, nazywa się TransferRoom. Wymyślili go Anglicy, którzy chcą w ten sposób ominąć menadżerów, pośredników i wszystkich tych, którzy chcą się przytulić do pieniędzy z transferów. Każdy zespół ma swoją kadrę i możesz sobie kliknąć. Chcę wypożyczyć Burligę, to wstawiasz sumę.
Fot. newspix.pl