Reklama

Daehne nie jest kotem w worku. Oglądałem go na żywo w Finlandii

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

24 lutego 2018, 11:47 • 11 min czytania 11 komentarzy

Wisła Płock to jedna z rewelacji tego sezonu Ekstraklasy, a obecnie chyba najładniej grający zespół w lidze. W ostatnich sześciu meczach piłkarze Jerzego Brzęczka zdobyli 16 punktów i są już na piątym miejscu w tabeli. Spory udział w tym wszystkim ma na pewno dyrektor sportowy Łukasz Masłowski. Rozmawiamy z nim o pozytywach, ale pytamy też o kilka niewypałów transferowych czy słabą frekwencję. Masłowski zapewnia, że fatalnie zaczynający grę w Polsce bramkarz Thomas Daehne nie jest nabytkiem przypadkowym i zawczasu został dokładnie sprawdzony. Nie ukrywa jednak, że może to być piłkarz trudniej się aklimatyzujący, a właśnie przez to Wiśle nie wyszło już kilka transferów…

Daehne nie jest kotem w worku. Oglądałem go na żywo w Finlandii

Naprawdę fajnie ogląda się teraz Wisłę Płock. Gracie skutecznie i miło dla oka, a to rzadkość w Ekstraklasie. Połączenie tego od początku było waszym celem?

Zawsze najlepiej ładnie grać i do tego punktować, w ostatnim czasie faktycznie nam się to udaje. Sądzę, że to nie jest przypadek, tylko efekt ciężkiej i regularnej pracy na treningach.

Ale już na starcie zakładaliście, że ważne są również względy artystyczne? Czy również pod tym kątem dobieraliście piłkarzy?

Od samego początku naszym celem było wygrywanie w każdym meczu. Ostatnio coraz częściej tak się dzieje, dzięki czemu jesteśmy wysoko w tabeli. Nie stawialiśmy sobie limitów, że powyżej pewnego minimum nie wypada nam być. Oczywiście podstawowy cel to nadal utrzymanie, a najszybszą drogą do jego osiągnięcia jest pierwsza ósemka, ale chcemy zająć jak najwyższe miejsce.

Reklama

Nadal nie dostałem odpowiedzi co do głównego wątku.

Zależy nam też na jakości piłkarskiej. Jerzy Brzęczek rozpoczynając pracę w Płocku wiedział, jaka jest filozofia klubu. Mieszamy rutynę z młodością i dziś tę jakość mamy. Jego podejście do piłki zbiega się z naszym podejściem. Dziś można stwierdzić, że wybór trenera okazał się trafny. Brzęczek pasuje do tego zespołu i ma to przełożenie na boisko.

Obroniliście się z tym wyborem, ale na starcie trudno było nie patrzeć krzywo, bo Jerzy Brzęczek nie odchodził z Katowic jako zwycięzca – delikatnie mówiąc.

Uważnie śledziłem I ligę i dobrze wiedziałem, jak grał wtedy GKS Katowice – ładnie, ale nieskutecznie. Nie udało się połączyć tego, o czym mówiliśmy na początku. Mimo wszystko uważałem i uważam, że nadal mówimy o trenerze na dorobku, który w pewnym momencie za szybko został skreślony i zaszufladkowany. Wisła jest dla niego dobrym miejscem, żeby odbudować swoją trenerską renomę i to mu się udaje. Jest bardzo pracowity i zaangażowany.

Jesteście na piątym miejscu, a terminarz zdaje się wam sprzyjać. W fazie zasadniczej, poza Jagiellonią, nie gracie już ze ścisłą czołówką.

W ciągu tygodnia zagramy teraz trzy mecze: z Pogonią, Cracovią i Termaliką. One dadzą sporo odpowiedzi co do naszych możliwości. Na papierze terminarz faktycznie wygląda dość korzystnie, ale w praktyce różnie może być. W sobotę gramy w Szczecinie i to będzie najtrudniejszy sprawdzian. Ostatnie miejsce Pogoni dziś jest już mocno mylące. Po zmianie trenera gra ona znacznie lepiej. Do każdego meczu musimy podchodzić, jakbyśmy grali z czołówką. Jeśli tak będzie, jesteśmy w stanie sprawić niespodziankę w tym sezonie.

Reklama

Po który meczu poczuł pan najbardziej, że to jest właśnie to, że o to chodzi?

Widzieliśmy, że ten zespół potrzebuje trochę czasu, żeby się scementować i wypracować pewne schematy. Myślę, że pod koniec rundy jesiennej było widać, że to się stało, że poczyniono postępy. W dobrym stylu wygraliśmy z Arką u siebie, w Krakowie pokonaliśmy Wisłę, w Warszawie Legię. To był pozytywny wiatr w żagle, wtedy poczułem, że możemy grać naprawdę fajną piłkę. Widać, że po przerwie zimowej to nie uleciało i sami piłkarze mają przekonanie, że mogą ugrać coś więcej niż tylko utrzymanie.

Wyniki się zgadzają, za to frekwencja się nie zgadza. Trybuny w Płocku świecą pustkami, ostatnio 4 tys. widzów to wasze maksimum. Co się dzieje?

Chcielibyśmy, żeby stadion wypełniał się po brzegi, ale warunki są dziś jakie są. Zimowa aura nie sprzyja oglądaniu meczów na naszym obiekcie. Gdybyśmy mieli nowy stadion, a jakość gry została zachowana, na pewno frekwencja byłaby znacznie wyższa. Tutaj widzę główną przyczynę. Zakładam, że im bliżej wiosny, tym więcej widzów będzie się pojawiać, choć zgadzam się z panem, że tak czy siak powinno być lepiej. Nie na wszystko mamy jednak wpływ. Wysyłamy regularne sygnały, że warto chodzić na nasze mecze. Tyle możemy zrobić.

Jest pan dyrektorem w Płocku od lipca 2016 roku. Gdyby od tego momentu podsumować udane transfery w Ekstraklasie, Wisła byłaby w czołówce, ale Thomas Daehne zaczyna fatalnie. Jego występ z Górnikiem Zabrze był kompromitacją. Pojawiły się u pana wątpliwości?

Nie zamierzam zaklinać rzeczywistości. Z Górnikiem Thomas rozegrał naprawdę fatalny mecz, oba gole obciążają jego konto. Wciąż jednak jestem przekonany, że to dobry bramkarz. Jest za wcześnie, żeby go skreślać. Widzimy, jak na co dzień prezentuje się na treningach, oglądaliśmy go przed transferem i jesteśmy przekonani do jego umiejętności. Liczymy, że jeszcze wiele razy nam pomoże w tym sezonie. W praktyce może być różnie, nie mogę przewidzieć, jak to się potoczy.

Z Zagłębiem Daehne popełnił błąd przy rzucie rożnym, wybiciem piłki z linii bramkowej uratował go Adam Dźwigała.

Tak, trudno twierdzić inaczej. Pamiętajmy, że to dla niego nowy kraj, nowy język, nowa szatnia. Niektórzy potrzebują więcej czasu, żeby się zaaklimatyzować. Thomas najwyraźniej jest w tej grupie, ale bronić na pewno potrafi, nie braliśmy kota w worku. Znamy jego przeszłość i wiemy, na co go stać. Pytanie, kiedy nam to sprzeda. Oby już niebawem.

Sami go wypatrzyliście, czy został zaoferowany, wzięliście go pod lupę i uznaliście, że jest wart pozyskania?

Orientowaliśmy się w lidze fińskiej. Byliśmy poważnie zainteresowani Aleksandrem Wasjutinem z FC Lahti. Nie udało nam się go pozyskać, ale przy tej okazji zobaczyliśmy też w akcji Thomasa, który grał w HJK. Z FC Lahti wypadł bardzo dobrze. Został poddany dalszej obserwacji przez sztab szkoleniowy, trener bramkarzy także wydał pozytywną opinię i koniec końców przeprowadziliśmy ten transfer.

Czyli jeździł pan nawet do Finlandii, żeby oglądać Daehne?

Na żywo widziałem go w tym jednym meczu. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić, mamy ograniczone możliwości finansowe i skautingowe, wszędzie jeździć nie mogę. Dziś jednak jest dostępnych wystarczająco dużo narzędzi, żeby kogoś dobrze ocenić.

To tym bardziej możecie się chwalić transferową skutecznością przy takich możliwościach.

Na ten moment transferów na „tak” na pewno zrobiliśmy więcej i można się z tego cieszyć. Dziś trafiliśmy, za chwilę możemy nie trafić, różnie bywa. A wtedy będziecie pierwsi do krytyki.

Po prostu napiszemy o faktach.

W każdym razie – nie jestem z siebie dumny czy coś takiego, nie wypinam piersi po medale. Staram się pracować jak najlepiej, a jeśli przynosi to owoce, trzeba się cieszyć i dalej robić swoje. Zawsze celem jest zminimalizowanie błędów transferowych. Długo analizujemy zawodników, których chcemy pozyskać.

Kto jest w komitecie transferowym?

Nic się tu nie zmieniło: prezes Jacek Kruszewski, ja i trener. W tym gronie zapadają decyzje. Mamy świadomość, że nigdy nie będziemy mieli stuprocentowej skuteczności. Nikt na świecie nie ma. Chcemy sprowadzać dobrych piłkarzy, ale ktoś czasami się nie zaaklimatyzuje, dojdą inne okoliczności i z jednym czy drugim nie wyjdzie.

Rozczarowań w Płocku mimo wszystko też trochę było. Siergiej Kriwiec był największym?

Całościowo spodziewaliśmy się po nim więcej, nie ukrywam. Absolutnie jednak nie określałbym go mianem największego niewypału transferowego. Były mecze, w których naprawdę nam pomógł. Strzelił dwa gole, zaliczył kilka asyst. Potem niestety nabawił się kontuzji, co pokrzyżowało dalsze plany. To był pierwszy sezon Wisły po awansie, a Siergiej swoim doświadczeniem pomagał nie tylko na boisku, młodzi skorzystali. Oczywiście do tamtego momentu i tak nasze oczekiwania były wyższe, ale nigdy nie powiem, że w stu procentach zawiódł.

To kto zawiódł najbardziej?

Pamiętajmy, że nie przeprowadzamy transferów gotówkowych, nie oferujemy wielkich kontraktów. Finansowo nasze możliwości są dużo mniejsze niż najbogatszych klubów Ekstraklasy. Nawet jeśli się pomylimy, nie rujnuje to budżetu, nie są to spektakularne wtopy. Ale odpowiadając na pytanie – najbardziej oczekiwań nie spełnił Paul Parvulescu. Znacznie więcej sobie po nim obiecywaliśmy. On na dziś w żadnym stopniu nam nie pomógł i prawdopodobnie już nie pomoże.

Jest jeszcze kontuzjowany, czy przegrywa walkę o skład?

Teraz jest zdrowy i po prostu przegrywa rywalizację. Jest bardzo daleko od wyjściowego składu. Trudno będzie mu się przebić. Jedyna jego nadzieja, to napięty terminarz w niektórych momentach. Może wtedy trener da mu szansę i będzie musiał ją wykorzystać.

O co chodziło z transferem Harmeeta Singha? Przyszedł pod koniec marca, zagrał jeden mecz i odszedł w maju, a potem opowiadał, że źle czuł się w Polsce.

To jeden z przypadków, o których mówiłem. Singh nie zaadaptował się w naszym kraju, jego dziewczyna chciała wyjeżdżać już po dwóch tygodniach. On stwierdził, że bez niej nie zostanie i w końcu sam przyszedł z prośbą o rozwiązanie umowy. Z niewolnika nie ma pracownika. W założeniu miał być postacią wiodącą, ale nie sposób nawet stwierdzić, czy on się sprawdził, czy nie. Piłkarsko był dobry, fajnie prezentował się na treningach, ale jeśli ktoś szybko myśli głównie o tym, żeby wrócić do siebie, to nie ma sensu tego ciągnąć. Tutaj zawiodły kwestie mentalne.

Ciekawym przypadkiem był Vitalij Hemeha. Podobno na koniec niemal ze łzami w oczach przepraszał was, że nie wyszło.

To był ten typ zawodnika, który źle się aklimatyzuje. Piłkarsko dawał radę, spokojnie mógłby grać w Ekstraklasie, jednak zatrybić muszą wszystkie czynniki. Zabrakło trochę czasu, ale to nie koncert życzeń, musieliśmy podjąć męską decyzję.

I faktycznie tak żarliwie przepraszał?

Może nie płakał na pożegnanie, ale sam zdawał sobie sprawę, że zawiódł i czegoś w Polsce mu brakowało. To bardzo sympatyczny chłopak. Charakter miał, umiejętności niezłe, nie potrafił jednak tego przełożyć na mecze.

Ligę grecką monitorujecie wyjątkowo uważnie? Stamtąd przyszli Giorgi Merebaszwili i Nico Varela. Obaj się sprawdzają, co pewnie zachęca do kontynuowania działań.

To ważne kierunki naszych poszukiwań. W Grecji i na Cyprze kontrakty przeważnie podpisywane są na rok, więc zawsze jest tam wielu ciekawych kandydatów do wolnych transferów, na których się opieramy.

Ci zawodnicy na dodatek często są nierozliczeni z tamtejszymi klubami…

Tak. Penetrujemy te ligi, ale zawsze będę podkreślał, że dla nas priorytetem są polscy piłkarze. Dopiero jeśli nie mamy wystarczających środków albo brakuje odpowiednich kandydatów, zaczynamy rozważać warianty zagraniczne.

Nie boicie się, że ktoś zarzuci sieci na Merebaszwilego, mimo że jest już po trzydziestce?

Liczymy się z tym, że mogą pojawić się oferty dla naszych najlepszych piłkarzy. Jeśli ktoś może zaliczyć sportowy awans, a my też na tym zyskamy, nikt ich nie będzie blokował. Po to jestem, żeby w razie czego mieć następców.

Zimą Merebaszwili mógł odejść? Pisano o ofertach z Azji i ligi MLS.

Było jakieś zainteresowanie, ale na stole żadnej oferty nie mieliśmy. Od zainteresowania do transferu zawsze daleka droga.

Szukacie już intensywnie następcy dla Konrada Michalaka? To, że latem odejdzie z Wisły jest pewne.

Nie przypuszczam, żeby było inaczej. Legia na pewno będzie chciała go mieć z powrotem, przynajmniej na początku, podczas letnich przygotowań. Mamy tę satysfakcję, że bardzo się u nas rozwinął. Staramy się przygotować na jego odejście i latem sprowadzić skrzydłowego o podobnej charakterystyce i jakości.

Macie skrzydłowych i szybkich, i potrafiących grać w piłkę. To dość rzadkie połączenie w polskiej lidze.

To już pana zdanie (śmiech).

Jak wygląda sprawa z wykupieniem Igora Łasickiego z Napoli? Nie jest tajemnicą, że chcecie to zrobić, ale szło to opornie.

Jesteśmy w trakcie rozmów. Teraz powinno być więcej czasu, w styczniu Napoli miało inne priorytety niż temat Igora. Byliśmy umówieni, że po zamknięciu okienka wracamy do negocjacji. Jeśli nie uda nam się go wykupić, będziemy chcieli przedłużyć wypożyczenie o rok.

To prawda, że tej zimy sondowaliście pozyskanie Przemysława Tytonia, który nie ma szans na grę w Deportivo i był gotowy wrócić nawet do Polski?

Nazwisk bramkarzy przewijało się naprawdę sporo i Przemek gdzieś tam w tym gronie był. Od początku zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że to mało realny temat.

Po rundzie jesiennej na listę transferową trafili Mateusz Piątkowski, Kamil Sylwestrzak i Mikołaj Lebedyński. Piątkowski odszedł, a co z pozostałą dwójką?

Kamil nadal jest kontuzjowany, przechodzi rehabilitację. Nie jest gotowy do pełnego treningu, ale to normalny członek pierwszego zespołu. Co do Mikołaja – został przesunięty do rezerw, dużo wcześniej dostał sygnał, że może szukać nowego klubu. Trwają rozmowy w jego sprawie, jest sporo chętnych z I ligi. Mamy jeszcze kilka dni.

Wisła wypracowuje opinię klubu, który jest bardzo dobrym miejscem do odbudowy i promocji dla jeszcze dość młodych zawodników. Łasicki, Michalak, Szymański, w tle Rasak czy nawet Dźwigała – trochę tego jest.

Od początku jednym z naszych głównych założeń było promowanie zdolnych Polaków. Nie zawsze się da, to niemożliwe, żebyśmy tylko na tym jechali, ale możemy dziś rozmawiać o faktach. Mówiliśmy, że tak chcemy robić i tak robimy, kilka pozytywnych historii już powstało, co ułatwi zachęcenie następnych. Uważam, że Wisła Płock i ogólnie Ekstraklasa jest idealnym „marketem” dla młodych polskich zawodników. To świetne przetarcie przed wyjazdem do lepszych lig.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...