Reklama

Komandos Zieliński melduje się w niecieczańskiej dżungli

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

21 lutego 2018, 11:38 • 4 min czytania 41 komentarzy

Niecieczańska gilotyna jeszcze ciepła po ścięciu głowy Macieja Bartoszka, a już głowę położył następny śmiałek. Jest nim Jacek Zieliński, który po siedmiu miesiącach przerwy wraca na ligową karuzelę.

Komandos Zieliński melduje się w niecieczańskiej dżungli

Jacek Zieliński to komandos ligowych ławek trenerskich. Niejeden świeżak wystraszyłby się realiów B-B – szatni komponowanej bez konsultacji ze szkoleniowcem, buntu obcokrajowców, żelaznego asystenta Jana Pochronia pełniącego funkcję dekoracyjno-inwigilacyjną. Ale Zieliński jest zaprawiony w bojach. Pamiętajmy, że dla Józefa Wojciechowskiego dzień bez zwolnionego szkoleniowca był dniem straconym, a mimo to Zieliński podczas drugiej przygody wytrwał rok, choć łatwiej wytrzymać rok bez wody na pustyni Gobi.

To Zieliński fundując Januszowi Filipiakowi efektowny sezon, szlifując Kapustkę i wyrywając przepustkę do pucharów, ochłodził dawniej jeden z najgorętszych stołków trenerskich w Polsce. Większy spokój, jaki ma Probierz, jest też zasługą poprzednika, który jednak sam zapłacił za to sporą cenę. Cracovia, dokładnie dwa tygodnie po „ostatecznych decyzjach” i „finalnych spotkaniach”, na których ustalono, że zespół będzie dalej prowadzić Jacek Zieliński, rozstała się z Jackiem Zielińskim. Przypomnijmy:

– Jeżeli się utrzymamy, to pozycja Jacka Zielińskiego będzie absolutnie niezagrożona – Janusz Filipiak, 9 maja 2017 w Gazecie Krakowskiej.
– Kontrakt z Jackiem Zielińskim został rozwiązany za porozumieniem stron – Cracovia Janusza Filipiaka, 19 czerwca 2017 w oficjalnym oświadczeniu.

Tuż po wylaniu z roboty, Zieliński udzielił mocnego wywiadu “Przeglądowi Sportowemu”:

Reklama

“Przed Cracovią nie pracował pan półtora roku. Jak będzie teraz?

W tym zawodzie trudno powiedzieć. Prawda jest taka, że trener idzie tam, gdzie go chcą. To są opowieści, że siedzi i czeka na konkretny klub. Ja nie zakładam, jak długa będzie przerwa, ale teraz jest mi potrzebna. Końcówka sezonu piętno odcisnęła i jestem mocno zmęczony, zdemolowany psychicznie. Teraz mam na głowie wesele syna, to jest sprawa, której trzeba przypilnować. A potem przyjdzie czas na odpoczynek”.

Zieliński na pewno chciałby odmiany, na pewno chciałby móc objąć klub między rundami, by chociaż w jakimś stopniu poukładać szatnię na swoją modłę, spokojnie poznać możliwości zawodników, rozeznać się w realiach i widzimisię szefostwa. Pewnie my sami byśmy mu tego życzyli, bo na to zasłużył wcześniejszymi przejściami – przypomnijmy, po drodze był jeszcze zawsze ciekawy Ruch Chorzów – ale futbolowi bogowie lubią czarny humor. Prawda jest bowiem taka, że nie mamy pewności, czy Witkowscy włożyli w zatrudnienie Zielińskiego minutę zastanowienia, czy mieli na niego ochotę już dawno temu, ale tak czy siak ma ona – na szczęście lub nieszczęście Zielińskiego – sporo sensu.

Oswojenie pracy w niecodziennych warunkach to jedno. Drugi niebagatelny atut też jest po części ironiczny. Zieliński, jak każdy normalny szkoleniowiec, chciałby móc wdrożyć swój długofalowy plan, a tymczasem ma łatkę trenera, który doskonale sprawdza się jako nowa miotła. Przyjrzyjmy się jego ostatnim wynikom:

Polonia za pierwszym razem: wyjazdowe derby na remis z Legią, porażka z mocną wówczas Wisłą, potem jedenaście meczów bez porażki.
Lech: cztery zwycięstwa na pięć pierwszych meczów.
Polonia za drugim razem: cztery zwycięstwa na początek.
Ruch: remis i cztery zwycięstwa.
Cracovia: dziewięć zwycięstw, trzy remisy.

Z dwóch przyczyn należy szczególnie docenić wynik w Cracovii. Po pierwsze, jest najświeższy. Po drugie, Zieliński przejmował Pasy 24 kwietnia, na finiszu sezonu, wchodząc – de facto – w cudze buty. Cracovia była na trzecim miejscu od końca, a potem do końca sezonu 14/15 nie przegrała już nic.

Reklama

A przecież taki jest właśnie w B-B cel: punktować od zaraz, bo trzeba uratować ligę. Na razie nie spieprzyć się z Ekstraklasy, a potem można się zastanawiać co dalej.

Dla nas fakt, że Zieliński idzie właśnie do Niecieczy, jest jednak nieco smutny, a zarazem wymowny. Oczywiście, że jego przygoda z Pasami nie była pełnym sukcesem, ale przecież jakby wychodziło mu wszystko, to pracowałby nie w Polsce, a w Realu Madryt. Fiasko ze Szkendiją było bolesne, ale przecież nie był on ani pierwszym, ani tym bardziej ostatnim, który dostał łomot na końcu świata. Ogółem jego bilans pobytu w Cracovii trzeba uznać za pozytywny, może nawet – biorąc pod uwagę polskie realia – bardzo pozytywny.

A jednak, po kilku miesiącach bezrobocia, decyduje się na rolę spadochroniarza, w dodatku lądującego po środku pola minowego.

Najnowsze

Komentarze

41 komentarzy

Loading...