Dość często można spotkać się z opinią, że pod względem sportowym nie ma znaczącej różnicy między Ekstraklasą a I ligą. A jeśli już jest, to głównie w liczbie indywidualności i nieco większym zaawansowaniu taktycznym. Ba, niektórzy twierdzą, że w Ekstraklasie bywa łatwiej, bo jest większa kultura gry i więcej miejsca na boisku. Niewykluczone nawet, że znajdziemy w tych tezach sporo prawdy, ale przykłady poniższej piętnastki pokazują, że przejście z jednego poziomu na drugi to nie kaszka z mleczkiem. Każdy z tej listy przynajmniej przez jakiś czas mocno wyróżniał się na pierwszoligowych boiskach, za to nigdy nie spełnił oczekiwań na najwyższym szczeblu. Braliśmy pod uwagę zawodników, którzy na ten moment występują w I lidze lub ewentualnie występowali w niej w poprzednim sezonie.
15. Adrian Paluchowski. W skali pierwszoligowej to też nie jest jakiś wielki napastnik, ale przez ostatnie półtora roku 16 goli strzelić potrafił. W jego przypadku każde przenosiny poza okolice Warszawy oznaczało pewne niepowodzenie. Aktualnie sobie radzi, bo najpierw grał w ulubionym Zniczu Pruszków, a teraz zakłada koszulkę Pogoni Siedlce.
Losy Paluchowskiego być może potoczyłyby się inaczej, gdyby dostał większy kredyt zaufania w Legii. Trener Jan Urban jakoś nie miał do niego przekonania, mimo że rozgrywając na koniec sezonu 2008/09 trzy mecze w pierwszym składzie, uzbierał on dwa gole i dwie asysty. Nowy sezon zaczął od dwóch bramek z Zagłębiem Lubin (niektórzy uważali nawet, że miał hat-tricka), za co w nagrodę… trafił na ławkę. Urban najwyraźniej szedł tokiem myślenia Oresta Lenczyka, uznającego nieraz, że facet drugiego tak dobrego meczu nie zagra.
– Byłem najlepszym strzelcem Legii w przedsezonowych sparingach, w meczu eliminacji do Pucharu UEFA zacząłem od gola, a inauguracji ligi nie mogłem mieć lepszej, bo niewiele jest rzeczy bardziej wartościowych dla napastnika niż hat-trick przy wyniku 4:1 dla twojego zespołu. Trochę mnie to załamało, bo skoro strzelam, to dlaczego siedzę. Może nie powianiem strzelać i wtedy bym grał? – ironicznie pytał w rozmowie z Weszło z 2016 roku.
– Teraz widzę, że trener mógł sądzić, że nie jestem jeszcze wystarczająco silny psychicznie, by podołać wyzwaniu strzelania goli dla Legii. Nie miał jednak pewności. Ja mam świadomość tego, że szansę, którą mi dał wykorzystałem maksymalnie. Liczby mówią same za siebie. Inna sprawa, jak widział to Urban – dodawał.
Później Paluchowski już nigdy nie błysnął w Ekstraklasie. Piast Gliwice, do którego był wypożyczony, wolał dopłacać Legii (7,5 tys. zł za każde spotkanie poniżej 45 minut tego zawodnika) niż mocniej na niego postawić. Kilka lat później wychowanek Agrykoli Warszawa awansował do elity z Termaliką i… odszedł po zaledwie trzech występach.
Czy Termalica, były klub Paluchowskiego, powstrzyma Górnika Zabrze? LV Bet płaci 4,35
***
14. Mikołaj Lebedyński. Za młodu przeszedł z Pogoni Szczecin do Rody i nawet miał swoje momenty w Eredivisie. W Ekstraklasie zadebiutował dopiero wiosną 2014 roku w Podbeskidziu, ale tamten epizod okazał się nieporozumieniem (164 minuty w pięciu spotkaniach). Odbudował się w Wiśle Płock, strzelił 13 goli w sezonie dającym awans, by na najwyższym szczeblu znów się rozczarować. Przegrał rywalizację, lecz czuł się niesprawiedliwie traktowany i wręcz wymusił wypożyczenie do GKS-u Katowice. Tam liczbami aż tak bardzo nie imponował. Trenerzy byli jednak z niego zadowoleni, więc gdy Jerzy Brzęczek zamienił Katowice na Płock, ponownie dał szansę Lebedyńskiemu. Nic z tego. Trzecie podejście do ESA i trzecie nieudane. Zaczął sezon jako zawodnik bardziej cofnięty, kompletnie to nie wypaliło (regularnie gościł u nas w antyjedenastce kolejki) i poszedł w odstawkę. Obecnie znajduje się na liście transferowej Wisły. Jeżeli nie chce spędzić wiosny na trybunach, musi zmienić klub.
***
13. Jakub Łukowski. On być może jeszcze zaprzeczy tezie wyjściowej, na razie jednak w pełni ją potwierdza. 21-letni skrzydłowy w Ekstraklasie nie pokazał niczego ciekawego w Zawiszy Bydgoszcz i Wiśle Płock, za to w dwóch sezonach na pierwszoligowych frontach (Zawisza po spadku i wypożyczenie z Wisły do Olimpii Grudziądz) wykręcał przyzwoite liczby. W tym sezonie dostał trochę szans od Brzęczka, ale ich nie wykorzystał. W ostatnich miesiącach od czasu do czasu wejdzie na kilka minut.
***
12. Dariusz Formella. Podobny przykład jak wyżej, tylko jeszcze bardziej jaskrawy. Formella niewątpliwie ma niezłe umiejętności, ale jak na Ekstraklasę zbyt często jest chaotyczny, podejmuje zbyt wiele nieracjonalnych decyzji. W elicie miał tylko przyzwoite pół roku w macierzystej Arce Gdynia, w Lechu Poznań i Pogoni Szczecin zawodził. W I lidze potrafił błyszczeć, dla Arki wiosną 2016 roku w trzynastu meczach zdobył sześć bramek i zaliczył cztery asysty. Nikt nie powinien być zaskoczony, jeśli teraz odrodzi się w Rakowie Częstochowie. A gdyby jednak było inaczej, świadczyłoby to o tym, że prawdopodobnie Formella poza Gdynią nie potrafi dobrze grać.
***
11. Rafał Leszczyński. To jakiś ewenement. 25-letni bramkarz ma w CV mecz w reprezentacji Polski za kadencji Adama Nawałka (z Norwegią w styczniu 2014), za to w Ekstraklasie do dziś nie zagrał, mimo że nigdy nie występował za granicą. Przez lata zbierał dobre recenzje w Dolcanie Ząbki, dziś broni w Podbeskidziu, ale w Piaście Gliwice miał rok wycięty z życiorysu, nie rozegrał żadnego meczu. O kulisach opowiadał nam jakiś czas temu, nie ukrywając, że nie zaiskrzyło między nim a Radoslavem Latalem.
– Od początku nie było nam ze sobą po drodze. Od razu wiedziałem, że jestem dla niego piątym kołem u wozu i będę na bocznym torze. Już zimą starałem się odejść. Na moje nieszczęście, trener nie chciał mnie puścić. Powiedział, że jest zadowolony z tego, jak wyglądam w treningach. I że jest nowy okres przygotowawczy. Niestety, nie jestem już juniorem i na takie gadki się uodporniłem – mówił wprost.
Leszczyński przyznawał również, że dla niego powrót Latala po kilku tygodniach był czymś niezrozumiałym. – Chłopakom teraz ciężko się do tego przyznać w rozmowach z dziennikarzami czy z kimkolwiek, bo są u trenera i nie chcą się narazić, ale myślę, że zbyt szczęśliwi nie byli, gdy dowiedzieli się o powrocie Latala. Osobiście uważam, że to bardzo dziwne – człowiek odchodzi i mówi, że ma za słabą drużynę, że nic z tego nie zrobi, a nagle wraca po miesiącu, wchodzi do szatni jak gdyby nigdy nic i oczekuje, że zespół będzie za niego zapierdalać. Niektórych zachowań nie potrafię zrozumieć. (…) Ujmę to tak – dla mnie to przejaw braku honoru. Nie chcę na nikogo napierdzielać i broń Boże tego nie robię, ale gdybym ja coś takiego powiedział, to już bym do takiej drużyny nie wrócił. Przyszedłbym i się pożegnał, pomimo propozycji.
***
10. Maciej Górski. Jako młokos rozegrał dla Legii kilkadziesiąt minut w Ekstraklasie. Później nie szło mu również w I lidze i po nieudanym pobycie w Sandecji przez moment myślał nawet o rzuceniu profesjonalnej piłki. Odbudował się w Zniczu Pruszków, zaczął mieć bardziej profesjonalne podejście i w sezonie 2015/16 zdobył 16 bramek dla Chrobrego Głogów. Dało to transfer do Jagiellonii, ale tam skończyło się na jednym golu i szybkim wypożyczeniu do Korony. W Kielcach nie spełnił oczekiwań ani wiosną, ani minionej jesieni. Klub chciał zakończyć jego pobyt już latem, ale ostatecznie Górski został przez przedłużające się problemy Niki Kaczarawy. Siłą rzeczy musiał jednak czuć, że dla Gino Lettieriego nie jest pierwszym wyborem. Teraz nie było dla niego miejsca w “Jadze”, mimo że trenerem był już tam Ireneusz Mamrot, z którym tak owocnie współpracował w Chrobrym. Odszedł na wypożyczenie do Chojniczanki i istnieje spore prawdopodobieństwo, że na drugim froncie znów się sprawdzi.
***
9. Paweł Abbott. Sympatyczny napastnik ma niezły zmysł do strzelania goli, ale w wielu piłkarskich aspektach był zbyt mocno ograniczony, żeby dłużej sprawdzać się w Ekstraklasie. Wszyscy chyba pamiętamy, co pokazał w Turbokozaku.
W I lidze Abbott zdobywał po kilkanaście bramek dla Zawiszy Bydgoszcz i Arki Gdynia, pomagając im awansować. W elicie przepadał, choć trzeba przyznać, że nie oszczędzały go kontuzje (zwłaszcza w Zawiszy). Dziś już powoli schodzi ze sceny, nawet w Stomilu Olsztyn jest rezerwowym.
***
8. Dariusz Zjawiński. Liznął najwyższej klasy rozgrywkowej w Legii i Odrze Wodzisław, nie sprawdził się. Po długim czyśćcu w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, błysnął w I lidze w barwach Dolcanu Ząbki (21 bramek i korona króla strzelców w sezonie 2013/14). Ekstraklasową weryfikację ponownie jednak oblał. Pretensje może mieć wyłącznie do siebie. Przez dwa i pół roku dla Cracovii i Arki rozegrał łącznie 63 mecze, w których tylko sześć razy trafił do siatki. Dziś ma już 31 lat, w Pogoni Siedlce spisuje się przeciętnie i trudno zakładać, żebyśmy jeszcze go zobaczyli na boiskach ESA.
***
7. Łukasz Grzeszczyk. Trzy razy podchodził do Ekstraklasy, zawsze oblewał egzamin. Dla Wisły Płock rozegrał jeden mecz (2006/07), dla Widzewa Łódź dwa (2010/11), a dla GKS-u Bełchatów cztery (2012/13). Od lat jest za to wyróżniającą się postacią w I lidze – najpierw w koszulce Sandecji, teraz GKS-u Tychy, gdzie pełni funkcję kapitana. Grzeszczyk w lipcu stanie się zawodnikiem po trzydziestce, więc jeśli chciałby się ponownie sprawdzić na najwyższym polskim poziomie, to chyba musi wywalczyć awans. Z Tychami w tym sezonie to nierealne.
***
6. Adrian Błąd. Będąc wypożyczonym z Zagłębia Lubin do Zawiszy Bydgoszcz został pierwszoligowcem 2011 roku. Tamten sezon zakończył z dorobkiem piętnastu goli. W Ekstraklasie miewał małe chwile chwały, ale w dłuższej perspektywie nigdy nie stał się kluczowym zawodnikiem “Miedziowych”. Najwięcej grał i najlepsze liczby miał, gdy Zagłębie spadło. Nie przebił się też na wypożyczeniu w Arce Gdynia, choć bramki w prestiżowym starciu z Lechią Gdańsk kibice mu nie zapomną. Teraz Błąd wrócił do I ligi i jeśli gra w Katowicach, to daje jakość. W kwietniu stuknie mu 27 lat, więc może mieć nadzieję, że jeszcze szansę w ESA dostanie – być może po awansie z obecnym klubem.
W piątek Zagłębie gra z Arką, a dla tej dwójki Błąd grał w ESA. Wygrana gości warta 3,40 w LV BET
***
5. Andrzej Rybski. Doświadczony ofensywny pomocnik jesienią stracił miejsce w składzie Chojniczanki, ale wcześniej przez lata miał solidną markę na pierwszoligowym poziomie. Łącznie strzelił na nim prawie 50 goli i zanotował wiele asyst. Nigdy za to nie wyszło mu w Ekstraklasie. W Widzewie szybko przepadł, w Lechii sporo dołożył do awansu latem 2008 roku, ale potem się nie sprawdził. Ostatni występ przypadł na wrzesień 2009. Od tej pory już nie wyszedł poza I ligę. Z Termaliki odszedł w połowie sezonu, w którym “Słoniki” wprowadziły się na salony…
***
4. Janusz Surdykowski (na zdjęciu). Jako początkujący napastnik sezon po sezonie nie zaistniał w trzech klubach Ekstraklasy (Polonia Warszawa, Amica Wronki, Górnik Łęczna). Na następne szanse już raczej za późno (rocznik ’86), ale jak na I ligę to dziś kawał napastnika. Dla Bytovii przez ostatnie trzy i pół roku trafił 42 razy (nie licząc Pucharu Polski), a grał też pierwsze skrzypce, gdy klub ten wchodził na drugi front (14 bramek). Surdykowski snajperskim nosem imponował także w drugiej lidze cypryjskiej. Czego zabrakło wyżej? Może kiedyś zapytamy samego zainteresowanego.
***
3. Grzegorz Goncerz. Kolejny przypadek, w którym piłkarz w młodym wieku kilka razy spala się w Ekstraklasie (tutaj Górnik Zabrze i dwa razy Ruch Chorzów) i więcej na najwyższy szczebel nie wraca. Dopiero w GKS-ie Katowice pokazał swoją klasę. W sezonie 2014/15 strzelił 21 goli i sięgnął po snajperskie berło. Przez następne dwa lata zdobył kolejnych 21 bramek. Ostatnio przechodził gorsze chwile, bo Piotr Mandrysz nie za bardzo widział go w składzie, ale może u Jacka Paszulewicza będzie lepiej. W razie czego chętnych na niego nie zabraknie. Swego czasu Goncerza dość intensywnie łączono z klubami ekstraklasowymi (Jagiellonia, Pogoń Szczecin), skończyło się jednak na nowej umowie z GieKSą.
***
2. Szymon Lewicki. To jedna z nowszych historii. Lewicki jest kolejnym królem strzelców I ligi z ostatnich lat, któremu nic lub prawie nic to nie dało w kontekście Ekstraklasy. Dla Zawiszy w sezonie 2015/16 trafił 16 razy i wzięła go Arka. Tam nawet nie zadebiutował. Przez siedem kolejek ani razu nie załapał się do meczowej kadry, mimo że leczył się Paweł Abbott i do gry byli tylko Rafał Siemaszko z Dariuszem Zjawińskim. Lewicki jeszcze przed końcem letniego okienka odszedł na wypożyczenie do Podbeskidzia, a teraz jest zawodnikiem Zagłębia Sosnowiec. W pierwszoligowych realiach cały czas daje radę. W Bielsku w 24 spotkaniach zdobył dziewięć bramek, a jesienią strzelił 10 goli dla Zagłębia i prowadzi w snajperskiej klasyfikacji.
***
1. Emil Drozdowicz. Chyba najbardziej jednoznaczny i najbardziej rozłożony w czasie przykład zawodnika, który regularnie potrafił wyróżniać się w I lidze, a na Ekstraklasę zawsze okazywał się za słaby. Drozdowicz może pochwalić się w CV czterema “dwucyfrowymi” sezonami pierwszoligowymi. Premierowe podejście do ESA miał dopiero po dwóch takich sezonach i mimo to nie dał rady w Polonii Bytom. Druga próba miała miejsce, gdy jego 16 goli pomogło Termalice uzyskać upragniony awans. Przeskok na wyższy poziom znów dał o sobie znać – drogę do siatki znalazł zaledwie raz w szesnastu meczach. “Do trzech razy sztuka” się nie sprawdziło. Drozdowicz w ubiegłym sezonie był w Wiśle Płock. Osiem razy wchodził na same końcówki (razem 53 minuty), a wyróżnił się jedynie tym, że w Poznaniu zdążył wylecieć za dwie żółte kartki. Obecnie 31-letni napastnik nieźle radzi sobie w Chojniczance, więc jeśli tym razem udźwigną tam presję, być może dostanie czwartą szansę…
Fot.FotoPyK