Liga holenderska jest stworzona dla Mateusza Klicha i on sam nic na to nie poradzi. Jeśli tylko za granicą wystawiał nos gdzie indziej – przepadał. I nie miało znaczenia, czy to niemiecka ekstraklasa, 2. Bundesliga czy angielska Championship. Koniec końców zawsze odchodził jako zawodnik rezerwowy. Za to w Eredivisie od początku czuł się jak ryba w wodzie i już widać, że nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Kilka tygodni temu Polak zamienił Leeds na Utrecht. Musiał się wdrożyć, pierwsze dwa mecze przesiedział na ławce, ale potem wskoczył do wyjściowego składu. Teraz pojawił się w nim po raz czwarty z rzędu, a po raz pierwszy wytrwał na boisku do końca. Efekt? Dwie asysty z Rodą Kerkrade i wygrana Utrechtu 4:1.
Godna uwagi jest zwłaszcza asysta pierwsza, gdy Klich pięknie przerzucił piłkę nad obrońcami do Sandera van de Streeka, a ten wykorzystał sytuację (bramkarz wybijał już zza linii). W drugiej połowie Klich będąc na skrzydle płasko zagrał w pole karne i znów akcję wykończył Van de Streek.
Wszystko szybko zaczyna się układać po myśli wychowanka Tarnovii Tarnów. Utrecht świetnie się w tym sezonie spisuje, w ostatnich piętnastu kolejkach przegrał tylko raz. Musiałby naprawdę mocno spuścić z tonu, żeby wypaść ze strefy barażowej o Ligę Europy. Na ten moment walczy z Feyenoordem o czwarte miejsce.
Sam zainteresowany zapewne widzi, że Holandia jest mu pisana. W Eredivisie może wyeksponować swoje piłkarskie atuty, a niedostatki w pozostałych aspektach przykryć. Tych niedostatków musi być sporo, skoro praktycznie u wszystkich trenerów z Niemiec i Anglii na dłuższą metę nie przeszedł weryfikacji.
Mateusz, nie kombinuj więcej, a może jeszcze przebijesz się do któregoś z holenderskich potentatów. Tego ci życzymy!
Fot. FotoPyk