Pięćdziesiąte urodziny są wyjątkowym dniem w życiu solenizanta. Można powiedzieć, że zaczyna się nowy etap… bardziej dojrzały etap. Zwykle z takiej okazji urządza się dużą imprezę, na której goście nie wręczają standardowej flaszki i kwiatów, lecz celują w bardziej wyszukane prezenty. Tak się złożyło, że w tym roku 50. urodziny obchodzi Elana Toruń, która ucieszy się tylko z jednego prezentu – awansu do II ligi. Choć trzeba zaznaczyć, że nie będzie to podarunek, który zaspokoi jej potrzeby. Celem i spełnieniem jest I liga, a ta w Toruniu ma być już za 2-3 lata – mówią właściciele, prezes, kibice i piłkarze.
Tym razem w ramach cyklu „Reportaż Tygodnia” udaliśmy do trzecioligowej Elany Toruń, która po rundzie jesiennej zajmuje pierwsze miejsce w tabeli.
– Patrząc na przygotowania, które rozpoczęliśmy po zakończeniu poprzedniego sezonu, a także biorąc pod uwagę zimowe wzmocnienia, jesteśmy nastawieni na awans w tym sezonie do ligi centralnej. A II liga również nie będzie dla nas celem ostatecznym. Wydaje mi się, że w kolejnych dwóch sezonach powinniśmy powalczyć o awans do zaplecza ekstraklasy. Czyli cel jest taki, że dajemy sobie 2,5 sezonu, by zameldować się w I lidze. Ważną sprawą jest również zbudowanie podstaw, czyli akademii, w którą cały czas inwestujemy. Chcemy wychowywać chłopców z Torunia od najmłodszych lat, ale wyszukujemy również ciekawych, młodych chłopaków, którzy trafiają do nas na ostatnie lata piłkarskiej edukacji. Na podstawie tych chłopców chcielibyśmy budować siłę zespołu. Oczywiście ambicje będziemy mieli, by być jak najwyżej, ale projekt jest długofalowy. Będziemy starali się, by piłka w Toruniu była popularna – powiedział nam współwłaściciel klubu, Adam Krużyński.
W mieście Kopernika porozmawialiśmy z wieloma osobami, ale nikt was lepiej nie wprowadzi w klimat toruńskiej piłki niż Daniel Traczykowski, który przeszedł drogę od ultrasa do człowieka w zarządzie.
Bartosz Burzyński: Jest pan kibicem Elany niemal od urodzenia.
Daniel Traczykowski: Generalnie na Elanę chodzę od dziecka. Pamiętam, jak mecze odbywały się na ul. Armii Ludowej i grano o 11:00. Wówczas na stadion zaprowadził mnie tata, a później zacząłem już chodzić sam. Od 1985 roku uczęszczam na Elanę regularnie. A od 1993 jeżdżę na wyjazdy. Łącznie zrobiłem ich ponad 400, ale nie mówię tylko o Elanie, bo jeździłem również na Ruch Chorzów, Bałtyk Gdynia, KS Myszków i reprezentację Polski.
Pierwszy mój wyjazd jest datowany na 1993 roku z Arką Gdynia. Pojechaliśmy tam w 57 osób i to był drugi oficjalny wyjazd organizowany przez kibiców Elany Toruń. Wcześniej odbył się wyjazd do Inowrocławia. To był początek grup zorganizowanych Elany. Oczywiście później przełożyło się to na stworzenie Młyna w Toruniu. Nie ukrywam, że było łatwo, bo Toruń zawsze słynął z żużla. Trudno było się przebić, ponieważ mieliśmy też piłkę ręczną, hokej na trawie i koszykówkę.
Na początku były wyjazdy regionalne, a później jeździliśmy dalej, bo przecież Elana walczyła o ekstraklasę. Początkowo mieliśmy trzy samochody, bo ja miałem dużego fiata, a koledzy dwa maluchy. Wynajmowaliśmy autokary i jeździliśmy za Elaną wszędzie, gdzie się tylko dało. Do dzisiaj potrafi nas pojechać 300 osób.
Kiedy zaczął pan pomagać Elanie od strony biznesowej?
W 1994 powstała firma „Eko Rodan”, której założycielem jest mój tata. Później były różne przekształcenia i tak się stało, że teraz jestem współwłaścicielem dwóch spółek. Można więc powiedzieć, że od 2000 roku byłem już w tym biznesie na stałe. Właśnie w roku milenijnym zacząłem nawiązywać współpracę biznesową z klubem. Byliśmy, jako firma „Eko Rodan”, zaangażowali w wiele projektów sportowych, bo był też żużel, hokej na trawie, hokej na lodzie, koszykówka, futsal i oczywiście piłka nożna, która była dla mnie i firmy bardzo ważna.
Firma nie odciągała od klubu?
Nigdy nie doszło do takiej sytuacji. Nie ma znaczenia, co będę robił w życiu, bo to nie wpłynie na moją relację z klubem. Zawsze się utożsamiałem z Elaną i nadal tak będzie. Muszę powiedzieć, że bardzo szanuję ludzi, którzy chodzą na Elanę, bo przecież ten klub nie ma żadnych sukcesów. Trudno kibicować drużynie, która nic nie wygrywa. Przykładowo jeździmy do Kleczewa już po raz piąty. Chociaż tam też jest fajnie, bo zawsze nas miło przywitają. Jest regionalny catering i fajna atmosfera. Nie ukrywam jednak, że marzymy o tym, by wreszcie w Toruniu była poważna piłka. Gdy coraz bardziej wspierałem klub, zostałem wcielony do zarządu. Zaczęliśmy budować profesjonalny klub. Chcieliśmy zbudować akademię, dlatego trafił do nas Patryk Kniat, który wprowadził standardy z Lecha Poznań. Trzeba powiedzieć, że ta akademia faktycznie odżyła, bo ze stu osób mamy ponad trzysta, plus pięćset w przedszkolach. Infrastruktura nie pozwala na wiele więcej grup, a także słabo u nas w regionie z fachowcami.
W trakcie meczów garniturek i kawka czy może Młyn?
Powiem uczciwie, że na wszystkich spotkaniach nie jestem w Młynie, ale na większości już tak. Czasami nie pozwalają mi na to obowiązki, bo mamy też telewizję klubową i trzeba tam pomóc. Jednak nie ukrywam, że zawsze bardzo mnie tam ciągnie. Tam jest inna energia i tego nie można porównać do spokojnego oglądania meczu.
Pana zadaniem jest budowanie relacji na linii klub–kibice. Jak ta współpraca wygląda?
Jestem osobą odpowiedzialną za sponsoring i kontakt z kibicami. W tej chwili będziemy tworzyć biznesowy klub Elany Toruń. Oparty będzie on na standardach, które są w Śląsku Wrocław i Zagłębiu Lubin. Będą to prowadzić koordynatorzy wewnętrzni na licencji zewnętrznej. Jest to bardzo fajny projekt, w którym jestem od początku. Nowo powstały klub biznesu będzie dbał m.in. o PR Elany.
Jeżeli chodzi o kibiców, to cały czas jestem w kontakcie. Ustalamy takie rzeczy jak wyjazdy, doping i oprawy. Chociaż z oprawami jest tak, że nie możemy o nich rozmawiać, bo race są niedozwolone. Tego nie można ustalić, bo ultrasi rządzą się swoim życiem. Oczywiście mogą mi powiedzieć o racach, ale co to zmieni? Bez tego jednak nie ma piłki, bo za to też kochamy ten sport. Myślę, że na Elanie od wielu lat jest bardzo spokojnie. Rzecz jasna są wyjątki, ale nie przesadzałbym tutaj, ponieważ wszędzie znajdą się takie jednostki.
Jaką macie frekwencję, a na jaką liczyłby pan, gdyby przyszedł ten upragniony awans do I ligi, o którym mówicie?
Około tysiąca osób. Czasami zdarza się, że przyjdzie 700 osób, a czasami 1500. Odnośnie tego ile osób chodziłoby na Elanę, gdyby był sukces, to myślę, że sporo. Na meczu z Ruchem Chorzów było tutaj 3500 widzów. Na ostatnim meczu derbowym z Zawiszą na samym Młynie było 1500 osób. Myślę, że ten stadion można zapełnić, bo teraz jest bum na piłkę. Wydaje mi się, że torunianie są trochę zmęczeni żużlem, ale proszę tego źle nie zrozumieć. Chodzi mi o to, że ludzi denerwuje, iż tam ciągle są pompowane pieniądze. Oczywiście to jest moje zdanie, które wyrobiłem sobie na podstawie rozmów z wieloma osobami.
W Elanie również, łagodnie mówiąc, były problemy finansowe.
Oczywiście ma pan rację. Udało się jednak z tego wyjść. W zeszłym sezonie znaleźliśmy kilkudziesięciu sponsorów, a teraz następnych. Dołączył również Adam Krużyński z firmy Nice, który bardzo pomógł. Obecnie mogę powiedzieć, że jest to dobrze prosperująca firma, która zasługuje, by zaufać jej biznesowo i kibicowsko.
Zadłużenie było spore, bo sięgało ponad dwóch milionów.
Oj tak. Oficjalnych danych nie znałem wtedy, ale wydaje mi się, że licząc wszystkie trupy z szafy, mogło być nawet do trzech milionów złotych tego zadłużenia. Musieliśmy nawet – jako grupa kibicowska – organizować marsz, by utrzymać Elanę przy życiu. Złożyłem wówczas na ręce Jarosława Więckowskiego, który był wtedy prokurentem z ramienia miasta, petycję. Prosiliśmy w niej, aby miasto nadal wspierało piłkę, ale żeby były jasne cele i polityka. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, bo Jarek jest teraz prezesem klubu.
Teraz jest najlepszy moment w całej historii klubu?
Myślę, że tak, bo dzięki zaangażowaniu pana Adama Krużyńskiego z firmy Nice, który nie tylko sponsoruje, ale daje również swoje nieocenione doświadczenie, jesteśmy poważnym klubem. Pan Adam doskonale zna rynek, ale też piłkarzy. W końcu on był współtwórcą awansu Znicza Pruszków do I ligi. Wydaje mi się, że mając takich ludzi w grupie zarządzającej, doskonałe zaplecze sportowe, a także świetnie dobrany sztab sportowy od trenera po masażystę, to wreszcie musi się udać. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy teraz nie awansowali. Zespół jest budowany w sposób mądry. Po ewentualnym awansie nie wymienimy 30 piłkarzy. Będą wzmocnienia, ale wszystko w granicach rozsądku.
***
Prawdą jest, że Toruń zawsze chciał poważnej piłki, ale nigdy nie potrafił tego osiągnąć. Przeszłość jest brutalna, bo klub, który nigdy nie potrafił zaistnieć w poważnej piłce, narobił sobie długów na 2-3 miliony złotych. Pewnie wielu z was zastanawia się teraz, jakim cudem? Cóż, w Elanie podejmowano naprawdę irracjonalne decyzje, bo potrafiono tam zatrudnić trenera żółtodzioba, który inkasował co miesiąc ponad 10 000 złotych. Jeśli chodzi o zatrudnianie zawodników, było podobnie, bo ściągano gości z przeszłością w ekstraklasie i oferowano im równie wysokie kontrakty. Karuzela niegospodarności kręciła się w najlepsze, bo za wszystko płaciło miasto… Na szczęście nadszedł jednak moment, w którym powiedziano stop. Trzeba przyznać, że otrzeźwienie umysłu i naprostowanie sytuacji przyszło w ostatniej chwili. Gdyby miasto wraz z dwoma udziałowcami nie utworzyło nowej spółki w 2010 roku, to najprawdopodobniej skończyłoby się rozpadem Elany. Ba, nawet po przejęciu klubu od stowarzyszenia historia Elany mogła się zakończyć, o czym wspomniał wcześniej Daniel Traczykowski.
Cały czas mówimy o ciemnej przeszłości Elany, a ta już jest za nimi, o czym zapewnił nas prezes klubu, Jarosław Więckowski.
W ostatnich latach mieliście bałagan finansowy i organizacyjny. Klub był pod kroplówką finansową miasta. Jak sytuacja wygląda obecnie?
Mocno pan zaczął. W żaden sposób nie mogę się zgodzić, że był bałagan! Oczywiście były zaległości, ale my musieliśmy je przejąć od stowarzyszenia TKP Elana. Chodziło o ponad dwa miliony złotych zadłużenia, które było sukcesywnie spłacane. Na ten moment wszystkie stare zobowiązania są uregulowane. Co prawda musimy jeszcze zapłacić ZUS, ale mamy podpisany układ ratalny i nie stanowi to dla nas znaczącego obciążenia.
Największe problemy finansowe były, gdy właścicielem klubu było miasto, a pan wówczas był prokurentem spółki.
Miasto utworzyło nową spółkę w 2010 roku z dwoma udziałowcami, czyli z Marwitem i Karo-BHZ, a tym samym nowa Spółka musiała przejąć zobowiązania stowarzyszenia. Tak musiało być, aby zachować miejsce w II lidze. Dlatego nie można mówić, że zadłużenie było, gdy właścicielem było miasto, bo właśnie ratusz spłacał znaczną część długów. Obciążenie było na tyle duże, że trzeba było pewne rzeczy prostować, ale teraz jest już wszystko w porządku. Problemy finansowe mamy już za sobą.
Nie lepiej było zacząć od zera?
Wszyscy chcieliśmy utrzymać II ligę, dlatego zdecydowaliśmy się na taki ruch. Wydaje mi się, że takie były oczekiwania społeczeństwa, by miasto, udziałowcy i sponsorzy utrzymali miejsce w II lidze. Spadlibyśmy o pięć klas rozgrywkowych, dlatego i tak musielibyśmy wydać te pieniądze, aby wrócić na ten poziom.
Pan teraz odpowiada za stronę finansową?
Moim głównym zadaniem są sprawy finansowe i organizacyjne, ale także sportowe. Choć tym aspektem bardziej zajmuje się sztab szkoleniowy oraz koordynatorzy Akademii.
Waszym celem na 2-3 najbliższe lata jest awans do I ligi?
Jest taki cel postawiony przed seniorami, ale nadrzędnym celem jest również to, by rozwijała się nasza Akademia. Przez naszą Akademię ma docelowo przechodzić ok. 50% zawodników, którzy później zagrają w pierwszym zespole. Dlaczego mówię przechodzić? Bo oni nie muszą być wychowankami, ale trafiają do nas na jakimś etapie szkolenia.
Ile procent budżetu idzie na akademię?
Akademia i klub to są dwie odrębne spółki. Jednak gdybym wszystko zsumował, to na młodzież idzie 30-35% całego budżetu.
Jak wygląda cały budżet?
Miasto daje stypendia dla seniorów i to jest 480 000 złotych, a na młodzież jest dotacja – w poprzednim roku taka była – która wynosiła około 200 000 złotych. Reszta to są wpłaty rodziców i sponsorów. Budżet obu klubów wynosi ponad 3 mln złotych.
Przy realizacji celu i awansu potrzeba będzie więcej pieniędzy.
Poradzimy sobie z tym.
Myślicie o nowym stadionie?
Wiem, że pan prezydent o tym myśli, ale najpierw musimy awansować do II ligi.
***
Awans do II ligi dla Elany wcale nie musi być taki pewny. Wystarczy spojrzeć na poprzedni sezon, w którym też miał być awans, a skończyło się kompromitacją. Bo jak inaczej nazwać 5. miejsce w tabeli III ligi, gdy miało się budżet wynoszący ponad 3 miliony złotych. Czyli taki, którym nie pogardziliby w II lidze. Ba, nie tylko o budżet tutaj chodzi, bo Elana jest naprawdę dobrze zorganizowana i pewnie niejeden klub z I ligi mógłby im pozazdrościć.
Maciej Felsh: – Jestem z Bielska-Białej i praktycznie całe moje dotychczasowe kopanie w piłkę odbywało się w Podbeskidziu. Jeśli miałbym porównywać te kluby pod względem marketingowym i organizacyjnym, to dużej różnicy nie widzę. Mam również świadomość, że plany są tutaj naprawdę ambitne, bo nikt tego nie ukrywa.
Rafał Więckowski (wychowanek): – Mamy wszystko, czego potrzebujemy i widać to na boisku. Rozegraliśmy dobrą pierwszą rundę i mam nadzieję, że wreszcie wrócimy do II ligi.
Artur Lenartowski: – Oczywiście od klubów ekstraklasowych odstajemy, ale jeśli porównać do klubów z II ligi, to tutaj jest dużo lepiej.
Maciej Mysiak: – Mamy tutaj bardzo dobrą bazę treningową. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Widać, że miasto i właściciele robią wszystko, by ten szczebel centralny był już za pół roku. Wszystkie kluby z II ligi i część z I ligi na pewno nie powstydziłaby się organizacji i zaplecza, jakie tutaj mamy.
obiekty sportowestadionObecnie budżet wynosi ponad trzy miliony złotych, a przewaga punktowa nad drugim Świtem Skolwin jest niewielka, bo Elana ma tylko jedno oczko więcej. Choć trzeba oddać trenerowi Górakowi, że szybko poukładał zespół, który skompletował latem niemal od zera. W trakcie letniego okienka transferowego Elana testowała 40 zawodników i wybrała z nich do zespołu 16: – Cieszę się, że zostałem zatrudniony już w kwietniu 2017 roku. Miałem czas, by przyjrzeć się wszystkim zawodnikom i podjąłem decyzję, by przeprowadzić rewolucję w składzie. Nie mówię, że oni w większości byli słabi, bo pewnie tak nie było. Jednak miałem inną wizję tej drużyny i mogłem ją przeprowadzić. Nie ukrywam również, że budowałem ten skład, myśląc także o ewentualnym awansie. Jeśli uda nam się wejść do II ligi, to postaramy się zachować odpowiednią stabilizację, bez której w piłce trudno zbudować cokolwiek – powiedział Rafał Górak.
Właśnie! Bez odpowiedniej stabilizacji trudno o sukces w piłce. Bez wątpienia taki spokój – w najbliższych pięciu latach – ma zapewnić akademia, która jest oczkiem w głowie właścicieli, prezesa i całego zarządu… Nie będziemy ukrywać, że plany odnośnie do akademii są naprawdę imponujące. Kasa, jaka idzie w ten sektor, również podpowiada, że w Elanie myślą o tym na poważnie. Oczywiście kierunek słuszny, bo lepiej inwestować w młodzież, niż wydawać ogromne kwoty na absurdalne pensje dla zawodników, którzy nigdy nie zrobili wielkich karier. Pytanie jednak, czy cel, jaki sobie założono, jest realny? W końcu mowa o zasileniu pierwszej drużyny – w najbliższych latach – sześcioma piłkarzami z akademii. Czyli wychodzi na to, że pierwszoligowa Elana, w meczowej osiemnastce, będzie miała sześciu zawodników ze swojej szkółki. Na ten temat, a także wiele innych związanych z akademią, porozmawialiśmy z Andrzejem Góreckim i Łukaszem Wróblewskim, którzy dbają o to, by cele włodarzy odnośnie do wychowanków zostały zrealizowane.
Ilu macie zawodników w akademii?
Andrzej Górecki: – W akademii mamy ponad trzystu dzieciaków. W większości mowa o chłopcach, ale trafiają się również dziewczynki, które chcą grać w piłkę. Mamy jeszcze 530 dzieciaków z projektu „Przedszkola Elany”, który trwa już drugi rok dzięki wsparciu z Urzędu Miasta… Nasi trenerzy jeżdżą na terenie miasta do różnych punktów przedszkolnych, a nawet poza miasto. I prowadzą tam różne zabawy z piłką.
Łukasz Wróblewski: – Zajęcia odbywają się na terenie przedszkola i są darmowe. Mamy jedną jednostkę w tygodniu. Projekt jest finansowany przez Urząd Miasta. Natomiast po naszej stronie leży kwestia tego, by dostarczyć sprzęt i trenera, który zna się na pracy z takimi dziećmi. Bardziej chodzi o zabawę z piłką niż trening piłkarski.
Jaki jest cel projektu „Przedszkola Elany”?
ŁW: – Ogólnie chodzi o to, by zaszczepić w tych dzieciakach bakcyla do piłki. Właściwie działamy dla całej społeczności Torunia, bo później te dzieciaki trafią również do innych akademii na terenie miasta.
AG: – Tak naprawdę zobaczymy dopiero, czy przyjdą w większości do nas, czy może innych szkółek w Toruniu. Mamy nadzieję, że w większości do nas, ale to się dopiero okaże, bo mówimy o pięciolatkach, a działamy obecnie niespełna dwa lata.
W Toruniu akademia Elany jest największa?
AG: – Trudno powiedzieć, bo ostatnio powstało tutaj sporo szkółek piłkarskich.
ŁW: – Andrzej ma rację, ale wydaje mi się, że obecnie mamy największą grupę dzieciaków, więc można powiedzieć, iż mamy największą akademię.
Skąd wziął się pomył na ten projekt?
ŁW: – Pomysł jest Pawła Boryczki i Patryka Kniata, to oni rok temu wdrożyli ten projekt w życie. Oczywiście ważne było wsparcie miasta, by to fajnie funkcjonowało.
AG: – Tak więc można powiedzieć, że wszystko zaczęło się w Lechu Poznań, bo oni tak działali, a my chcieliśmy wdrożyć ten projekt u nas.
Odzew jest duży?
AG: – Praktycznie każde przedszkole, któremu proponujemy ten projekt jest chętne do współpracy.
ŁW: – Powiem więcej, jest na tyle duże zainteresowanie, że nie jesteśmy w stanie wszystkich obsłużyć. Zajęcia muszą odbywać się w godzinach przedszkolnych poza opieką, czyli od 13:00 do 15:00. W ten projekt mamy zaangażowanych pięciu trenerów i oni jeżdżą z miejsca na miejsce.
AG: – Tacy mobilni trenerzy. Dziennie trener musi obskoczyć 2-3 przedszkola. Mamy 40 grup treningowych. Łącznie wychodzi około 530 dzieciaków.
Będziecie później selekcjonować tych dzieciaków?
ŁW: – Po półroczu wybieramy najbardziej sprawne, bo powiedźmy sobie uczciwie, że trudno tutaj doszukiwać się już konkretnych umiejętności stricte piłkarskich. Chcielibyśmy, żeby dzieci, które wyskakują ponad poziom swojej grupy, zaczęły trenować normalnie w kategorii skrzata. Na wiosnę będziemy chcieli zaprosić najzdolniejszych do akademii.
AG: – Chcemy wyjść również w stronę miasta. Stworzyć cztery lokalizacje, by ułatwić dojazd tym najmłodszym. Nasz klub mieści się na Podgórzu i trzeba uczciwie powiedzieć, że nie jest to najlepsza lokalizacja, jeśli chodzi o dojazd.
Rodzice dobrze współpracują z trenerami?
ŁW: – Wielu rodziców myśli, co dalej, bo dzieciaki złapały bakcyla. Rozmawiają z trenerem i pytają o rady w kwestii tego, jaką ścieżkę obrać. Choć są również tacy, którzy traktują te zajęcia jako jedne z wielu.
Ile macie drużyn młodzieżowych?
ŁW: – Mamy w każdym roczniku po dwa albo trzy zespoły. Przy najlepszej grupie pracuje trener i asystent, w drugiej grupie trener, który ma przygotowywać dzieciaki do grupy A. Weryfikacja następuje mniej więcej co trzy miesiące. Mamy również cykliczne spotkania, na których trenerzy wymieniają się uwagami odnośnie do chłopców. Jesteśmy w trakcie budowania modelu, który pozwoli nam jeszcze lepiej pracować. Chcielibyśmy, aby selekcja pomiędzy tymi grupami odbywała się bardzo profesjonalnie.
Macie szansę na CLJ?
ŁW: – W juniorze starszym powinniśmy powalczyć z Olimpią Grudziądz i MUKS-em. Choć pamiętajmy, że po reformie trudno się tam dostać. Jednak na pewno szansę mamy, by zagrać w barażu.
Macie chłopaków spoza Torunia?
AG: – Mamy sporo, ale dowożą ich rodzice. Nie mamy jeszcze możliwości, by ulokować tutaj chłopców, ale pracujemy nad tym. Chcielibyśmy, by najzdolniejsi mieli zapewnioną szkołę, internat i wyżywienie.
Poza Olimpią Grudziądza, która niedawno poważnie ruszyła z budowaniem akademii, mało jest w regionie poważnych akademii.
AG: – W Bydgoszczy jest spuścizna po Zawiszy – MUKS i Chemik Bydgoszcz, ale tam nie mają drużyny seniorskiej. Właściwie tylko Olimpia ma drużynę na szczeblu centralnym i dobrą akademię, dlatego większość chłopców ucieka stąd do innych klubów… Mamy tutaj naprawdę słaby region, jeśli chodzi o akademie, dlatego wykorzystuje to Pogoń Szczecin.
ŁW: – Wisła Płock działa podobnie.
AG: – Powiem szczerze, że krążą tutaj skauci z różnych klubów. I najzdolniejsi 15-, 16-latkowie uciekają od nas.
fot. własne Andrzej Górecki i Łukasz WróblewskiJak u was wyglądają kwalifikacje trenerów?
AG: – Jest pięciu trenerów z UEFA A, większość ma UEFA B. Naszym celem jest, by wiodące roczniki prowadzili trenerzy z większym doświadczeniem.
Panie Andrzeju, czy w akademii jest nowy Damian Rasak albo Bartek Wolski, bo w końcu pan ich odkrył i wychował?
AG: – Myślę, że jest kilku chłopaków, którzy mają szanse na zrobienie kariery. W juniorze młodszym jest Hubert Maciąg i Szymon Pawłowski, czyli chłopacy z rocznika 2001/2002. Wydaje mi się, że jeśli głowa podąży za nogami, to mogą coś osiągnąć w piłce. W juniorze starszym jest Paweł Karbowiński i Mateusz Szafran. Paweł już teraz dostaje szanse w pierwszym zespole. Umiejętnościami piłkarskimi nie odstają od pierwszego zespołu, ale pytanie, czy fizycznie i motorycznie są już gotowi. Mam nadzieję, że trener Górak będzie stawiał na naszych juniorów. Obecnie pięciu chłopaków trenuje z pierwszą drużyną i oni pojadą też na obóz do Rybnika.
Wracając jeszcze na chwilę do Damiana i Bartka, to ich talent dostrzegłem na lekcjach WF-u, ponieważ jestem także nauczycielem. Robiliśmy dużo ogólnorozwojówki i Damian był dobry w każdym sporcie. Zaprosiłem go na treningi i wyszło całkiem fajnie. Chcę przez to powiedzieć, że ważny jest ten etap w szkole, by nauczyciel potrafił dostrzec talent i powiedział chłopakowi, co ma robić dalej. Na przykład skierować do klubu piłkarskiego, siatkarskiego itd.
Gdzie widzicie akademię za trzy lata?
AG: – Prezes klubu i właściciele mówią, że chcieliby, aby 30% naszej drużyny stanowili wychowankowie. Byłoby miło, gdyby tak się stało. Trudno jednak powiedzieć, czy uda się to w trzy lata, czy może potrzeba na to więcej czasu. Uważam, że jeśli tak będzie za cztery albo pięć lat, to też nie będzie najgorzej.
ŁW: – Chciałbym, by poza sukcesem sportowym udało nam się również zarazić sportem jak najwięcej dzieciaków. Niekoniecznie muszą później grać zawodowo, ale fajnie, żeby się ruszały.
***
Przypadek Elany wydaje się szczególny, bo naprawdę trudno znaleźć drugi klub piłkarski, który wywodzi się z dużego miasta (16. miejsce pod względem liczby ludności w Polsce), a tak naprawdę nigdy nie zaistniał w poważnej piłce. Ogólnie historia toruńskiej piłki nie wygląda najlepiej, bo tylko raz klub z tego miasta grał w najwyższej klasie rozgrywkowej. Otóż był to Toruński Klub Sportowy, który w elicie spędził dwa sezony w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Nie przyniósł jednak chluby mieszkańcom Torunia, ponieważ najbardziej dał się zapamiętać z powodu porażki 0:15 z Wisłą Kraków. Do dzisiaj w ekstraklasie nikt nie poniósł tak wysokiej porażki. Rzecz jasna, tamten epizod nie ma nic wspólnego z historią Elany, ale zawsze się tak składało, iż wielkiej piłce nie było po drodze z Toruniem. Trochę szkoda, bo zaplecze jest naprawdę fajne i poważna piłka w mieście Kopernika mogłaby wypalić… Być może niedługo przekonamy się, czy faktycznie tak będzie. W Elanie wreszcie wyszli na prostą, a właścicielami klubu zostali poważni ludzie. Mowa tutaj o Macieju Jóźwickim, który jest prezesem Marwitu, czyli największego w Polsce producenta świeżych soków. A także drugim współwłaścicielu, którym jest Adam Krużyński, Dyrektor Zarządzający Nice Polska.
Bartosz Burzyński
Obserwuj @Bartosza Burzyńskiego
fot. Elana Toruń/Skrobański