Reklama

Czy rosyjski futbol jest na dopingu?

redakcja

Autor:redakcja

13 lutego 2018, 17:23 • 12 min czytania 12 komentarzy

Brakuje dowodów, świadków, dokumentów. Jest za to chwytliwe hasło, zainteresowanie mediów, a przede wszystkim doskonale sprzedające się pozory i długa lista domniemań. Za ich sprawą tocząca rosyjski sport afera dopingowa raz jeszcze zbliża się do futbolu. Zgodnie z ostatnimi zapowiedziami FIFA, na początku 2018 roku, powtórnej analizie poddanych zostało kilkanaście próbek pobranych od piłkarzy Sbornej. Tych samych próbek, do których piłkarska centrala nie miała wcześniej praktycznie żadnych zastrzeżeń. Dlaczego pojawiły się teraz? Odpowiedź jest prosta. Mundial.

Czy rosyjski futbol jest na dopingu?

Nic w Brazylii, nic w Rosji

Doniesienia o rzekomym stosowaniu niedozwolonych środków przez rosyjskich piłkarzy pojawiły się już w 2016 roku. W pierwszej części raportu Richarda McLarena, który z polecenia WADA badał sprawę systemowego dopingu w Rosji, znalazła się informacja o jedenastu szprycujących się zawodnikach. Rewelacjami z miejsca zainteresowała się FIFA, żądając ujawnienia personaliów podejrzanych sportowców. W międzyczasie przeróżne spekulacje przelały się przez rosyjskie media, gdzie co rusz przedstawiano nowe, również bardzo rozpoznawalne, nazwiska rzekomych oszustów. Ostatecznie z dużej chmury spadł jednak bardzo mały deszcz. Wśród jedenastu zawodników z raportu McLarena nie było żadnego reprezentanta kraju, a tylko trzech z nich ma w CV występy na szczeblu Premier Ligi. Reszta? Piłkarze z niższych lig i dwie piłkarki już wcześniej zawieszone przez RFS.

Kolejne pogłoski o rosyjskich graczach na dopingu opublikowano w lipcu 2017 roku. Nowe doniesienia wyszły na światło dzienne spod pióra dziennikarza Daily Mail, Nicka Harrisa, który trzy lata wcześniej informował świat o nieczystej grze rosyjskich lekkoatletów. Harris, nazywający „zdemaskowanie” Akinfiejewa i spółki największym osiągnięciem w swojej karierze, cofnął się do Mistrzostw Świata w 2014 roku. Jego zdaniem na brazylijskim mundialu pod wpływem substancji wspomagających byli wszyscy piłkarze Sbornej. Temat szybko podchwyciły inne media, oskarżając FIFA o tuszowanie skandalu na wielką skalę. I co najważniejsze – otwarcie podważając prawo Rosji do organizacji piłkarskich mistrzostw świata.

Ile prawdy było w doniesieniach Harrisa? Bazując na notyfikacjach FIFA, tyle co nic. Takie informacje piłkarska centrala przekazała dziennikarzom rosyjskiego portalu championat.com, którzy na własną rękę kontynuowali śledztwo Daily Mail. W swoim komunikacie FIFA podała, że reprezentanci Sbornej byli czyści nie tylko na mistrzostwach w Brazylii, ale także podczas ostatniego Pucharu Konfederacji. W opozycji do tych obwieszczeń ustawił się Richard McLaren. Kanadyjski prawnik już wcześniej donosił zresztą, że w rosyjskiej piłce istniał świetnie funkcjonujący system ukrywania próbek. – Mamy 155 nieprzeanalizowanych próbek, poinformowaliśmy o tym FIFA. To oczywiste, że funkcjonował bank z czystym moczem, a piłkarze z niego korzystali. Według naszych ustaleń podejmowano też próby podmiany próbek – przekonywał w czerwcu 2017 roku.

Reklama

Do największego absurdu doszło jednak w styczniu bieżącego roku, gdy angielscy dziennikarze śledczy wykryli aferę dopingową, do której dopiero miało dojść. Zdaniem niezawodnych asów z Daily Mail, rosyjscy piłkarze planowali wlewać w siebie zakazane mieszanki podczas zbliżających mistrzostw świata. Szpiegowski nos poprowadził ich zresztą jeszcze dalej i pozwolił ustalić, że służby mają już przygotowane czyste próbki moczu na ekspresową podmiankę. Z niedoszłego skandalu Anglicy wyciągnęli dość oczywiste wnioski. Ot, mundial w Rosji to zwykła farsa i powinien zostać przeniesiony do innego kraju, póki jeszcze jest na to czas.

Pacjenci Rodczenkowa?

Sensacyjne ustalenia McLarena i Harrisa nie do końca pokrywają się z tym, co naprawdę działo się wokół seniorskiej reprezentacji Rosji. Z oczywistych powodów podejrzeń o stosowanie dopingu podczas niedawnego Pucharu Konfederacji po prostu być nie może. Kwestia mistrzostw świata w Brazylii również wydaje się jednoznacznie rozstrzygnięta. Po pierwsze, wciąż brakuje dowodów na to, że piłkarze Sbornej podlegali bezpośrednio pod Grigorija Rodczenkowa, byłego szefa laboratorium RUSADA, który został informatorem WADA w sprawie systemowego dopingu w Rosji. Po drugie, przed turniejem wszyscy zawodnicy przeszli kontrolę w laboratorium w Lozannie, a wyniki nie wywołały żadnych zastrzeżeń.

Cień na ustalenia Richarda McLarena kładzie też unikanie podania jakichkolwiek nazwisk. Wszystkie, jakie na przestrzeni ostatnich miesięcy przewinęły się przez zachodnie media, to spekulacje lub ustalenia oparte na szczątkowych informacjach. Tak było chociażby w przypadku Romana Szyrokowa, który w 2014 roku z powodu kontuzji wypadł z kadry na kilka dni przed mundialem. Trzy lata po pechowych dla zawodnika wydarzeniach zaczęto snuć domysły, iż powodem absencji był nie uraz, lecz strach przed szczegółową kontrolą antydopingową. Sęk w tym, że piłkarz i tak został dokładnie przebadany, a wszystkie parametry jego wyników mieściły się w dopuszczalnych normach.

Sprawę Szyrokowa nadzorował Alexis Weber, kierujący dziś komórką FIFA, zajmującą się walką z dopingiem. To właśnie z jego inicjatywy pod koniec ubiegłego roku światowa federacja znów zainteresowała się próbkami rosyjskich piłkarzy. Będąc na tropie wielkiej afery, Weber zwrócił się do RFS i RUSADA z wnioskiem o udostępnienie kopii protokołów badań przeprowadzonych w latach 2012-13 u 19 zawodników. Rosjanie przychylili się do prośby, ale Weberowi wysłali tylko 11 teczek. Pozostałych po prostu nie mieli w swoich archiwach. Najprawdopodobniej brakujące testy zostały wykonane przez zagraniczne laboratoria przy okazji meczów rosyjskich zespołów w europejskich pucharach. Czy dociekliwy działacz kontynuował poszukiwania na innych frontach – tego nie wiadomo.

Spośród 11 protokołów, które na pewno trafiły do Webera, najciekawiej wygląda przypadek Romana Szyszkina. Obrońca w kręgu podejrzanych o stosowanie dopingu znalazł się w 2012 r. Szyszkin był wówczas ważną postacią w kadrze Dicka Advocaata, ale – podobnie jak dwa lata później Szyrokow – wypadł z niej tuż przed startem wielkiej imprezy (Euro 2012). Oficjalna przyczyna niedyspozycji piłkarz brzmiała jednak mocno naiwnie. Lekarz reprezentacji oświadczył bowiem, iż Szyszkin… nabawił się zatrucia, które na pewno uniemożliwi mu występ na mistrzostwach. Nieoficjalnie mówiło się właśnie o dopingu, ale sprawie dość szybko ukręcono łeb. Piłkarza w obronę wzięły media. Z potencjalnego oszusta stał się ofiarą wichrzycieli i nienawistników.

Reklama

Pozostałe protokoły nie wyglądały równie sensacyjnie. Webera zainteresowały wyniki badań jeszcze dwóch reprezentantów Rosji – Władimira Gabułowa i Siergieja Ignaszewicza, które jednak trudno uznać za podejrzane. Reszta dokumentów dotyczyła mniej znanych rosyjskich zawodników, dwóch piłkarek oraz Keisuke Hondy, Mario Fernandesa (CSKA Moskwa) i Błago Gieorgijewa (Terek Grozny).

Wymierzoną w rosyjski futbol kampanię bardzo aktywnie – głównie na łamach mediów – prowadzi też Jim Walden, adwokat Rodczenkowa. Brytyjski prawnik jest przekonany, że piłkarze byli podpięci pod nadzorowany przez FSB program, a działacze FIFA coraz bardziej pogrążają się w perfidnym kłamstwie. – FIFA z premedytacją chowa głowę w piasek. Byłoby im wybitnie nie na rękę, gdyby okazało się, że rosyjscy piłkarze także korzystali z programu dopingowego – grzmiał w rozmowie z Daily Mail.

Walden zwracał uwagę również na zastanawiającą opieszałość FIFA. Angielski prawnik przekonywał, że dokładne wyjaśnienie kwestii dopingu w rosyjskim futbolu jest możliwe, ale wyłącznie przy czynnym udziale Grigorija Rodczenkowa. Jednocześnie zasugerował, że działacze regularnie ignorują jego zeznania i do tej pory nie podjęli próby nawiązania kontaktu. – W FIFA mają moje dane kontaktowe, lecz wciąż nie zdecydowali się z nich skorzystać. Do tej pory nie posunęli swojego śledztwa do przodu i podejrzewam, że już tego nie zrobią. Minął miesiąc odkąd dostali informację o chęci Rodczenkowa do współpracy, a ich przedstawiciele i tak nie zadzwonili – mówił na łamach Associated Press.

Wypowiedź Waldena wywołała natychmiastową reakcję FIFA. Federacja wydała specjalny komunikat, w którym poinformowano, że próbowano skontaktować się z Rodczenkowem, ale… nie udało się do niego dodzwonić. Sytuacja zmieniła się dopiero w połowie stycznia, gdy FIFA, za pośrednictwem McLarena, otrzymała wreszcie materiały zebrane przez Rosjanina.

„Lista 34”

O rewelacjach Rodczenkowa dotyczących serii oszustw w rosyjskiej piłce głośno zrobiło się listopadzie 2017 roku wraz z opublikowaniem tak zwanej „listy 34”. Co ujawniała? Jak łatwo się domyślić, nazwiska piłkarzy i piłkarek będących – zdaniem byłego szefa RUSADA – na dopingu. Rejestr podejrzanych delikwentów, w całości został upubliczniony wyłącznie w rosyjskich mediach. Rodczenkow, wzorem McLarena, nawet nie zająknął się w temacie nazwisk.

Czy „listę 34” można uznać za sensacyjną? Ogólnie rzecz biorąc nie, ale zaprawieni w boju angielscy dziennikarze i tak długo ogrywali temat. Listę Rodczenkowa przedstawiali jako ostateczny dowód rosyjskiego rozpasania, naciągając fakty tak, aby stały po ich stronie. Większość istotnych informacji po prostu zignorowali, a z długiego spisu podejrzanych podali tylko pięć najbardziej rozpoznawalnych nazwisk (między innymi Dzagojewa, Akinfiejewa i Głuszakowa). Ewidentnie rozminęli się więc z uczciwością, ale najważniejsze, że wszystko pasowało do od dawna lansowanej tezy o pladze dopingu w rosyjskim futbolu.

Żeby w pełni zrozumieć skalę angielskiego matactwa, wystarczy gruntownie przeanalizować, kto dokładnie znalazł się na „liście 34”:

Po pierwsze: cały skład Sbornej z brazylijskiego mundialu, czyli 23 piłkarzy dokładnie przebadanych przed turniejem. Niemal wszyscy mają za sobą występy w europejskich pucharach, gdzie byli poddawani szczegółowym kontrolom.

Po drugie: Kamila Alieksiejewa i Jekaterina Maslak, które w 2015 roku zostały ukarane przez rosyjską federację dwuletnią dyskwalifikacją za stosowanie dopingu.

Po trzecie: dziewięciu mniej znanych piłkarzy występujących głównie w niższych ligach. Dwóch z nich – Paweł Sołomatin i Jegor Generałow – wpadali na zażywaniu marihuany. Siergiej Pietrow, obecnie grający w Krasnodarze, znalazł się na celowniku z powodu próbki pobranej, kiedy występował jeszcze w rezerwach Zenitu St. Petersburg, choć sam przekonywał, że nie był wtedy ani razu badany. Z kolei u Iwana Kniaziewa odnaleziono ślady alkoholu. Wiarygodnie wyglądała wyłącznie obecność na liście Rusłana Kambołowa z Rubinu Kazań, który przyznał wprost, że zaliczył epizod z deksametazonem.

Wreszcie po czwarte i najważniejsze: jedenastu nazwisk z „listy 34” to dokładnie te same nazwiska, jakie znalazły się w raporcie McLarena. W tej kwestii w angielskich mediach zapanowała jednak całkowita zmowa milczenia, chociaż portal life.ru jako pierwszy ujawnił wszystkie personalia już w 2016 roku.

W co grają Anglicy?

Co ciekawe, Anglicy, którzy pod adresem rosyjskich piłkarzy ślą najwięcej niesprawdzonych oskarżeń, od dwóch lat odpowiadają za kontrolowanie procesów antydopingowych w tamtejszej piłce. Nie można jednak powiedzieć, że efektywnie wykorzystali wszystkie możliwości i prawidłowo przykładali się do swoich obowiązków. Mimo to w styczniu RUSADA przedłużyła umowę o współpracy z brytyjską agencją UKAD, bo tylko w ten sposób rosyjskie laboratorium mogło otrzymać niezbędną licencję.

Zastrzeżenia do pracy inspektorów UKAD pojawiają się w odniesieniu do niemal każdej dyscypliny sportu. W przypadku piłki nożnej sytuacja jest jednak najbardziej niedorzeczna. W sezonie 2016/17 Brytyjczycy nie przeprowadzili w Premier Lidze ani jednej kontroli antydopingowej. Podobnie rzecz wyglądała z meczami Pucharu Rosji oraz spotkaniem o Superpuchar. Wysłannicy UKAD pojawili się za to na meczu jednej z niższych lig młodzieżowych w Petersburgu. Jeśli dodamy do tego, że młodych piłkarzy badał inspektor z nieważną legitymacją, to logika postępowania Brytyjczyków staje się jeszcze bardziej zawiła.

Wykaz dziwnych zachowań inspektorów UKAD jest zresztą dłuższy. Dla przykładu, w kwietniu ubiegłego roku kluby Premier Ligi otrzymały nakaz przedstawienia dokładnego kalendarza treningów. Przefaksowano im też informację o planowanych na drugi kwartał 2017 roku szczegółowych badaniach antydopingowych, które mogą być przeprowadzone niezapowiedzianie. Wysłane zawiadomienie nigdy nie doczekało się jednak realizacji. I chociaż w ośrodkach treningowych przygotowano się na serię nalotów, to koniec końców piłkarze nie byli przez nikogo niepokojeni.

Sytuacja zmieniła się dopiero wraz z początkiem obecnego sezonu, gdy za pobieranie próbek, znów zaczęli odpowiadać laboranci z RUSADA. Kontrole antydopingowe przeprowadzane są w każdej kolejce, a dotychczas najczęściej badano piłkarzy CSKA Moskwa. Zapewne nie bez przyczyny, bo zawodnicy moskiewskiego klubu w ostatnich latach byli zamieszani w kilka głośnych afer z zażywaniem niedozwolonych substancji w tle.

Z raportów udostępnionych przez laboratorium wynika też, że w bieżącym sezonie testy antydopingowe przeszła większość reprezentantów kraju z „listy 34”. Do wyników nie było żadnych zastrzeżeń. Jednocześnie niesprawdzonych cały czas pozostaje aż dwudziestu graczy, z usług których korzystał Stanisław Czerczesow. Trener Sbornej jest jednak przekonany, iż wszyscy jego zawodnicy są czyści jak łza. – Na każdym zgrupowaniu odwiedzali nas inspektorzy. W Krasnodarze przebadali wszystkich. Proponowałem nawet, żeby mnie również sprawdzili. Dotychczas nie mieliśmy żadnych problemów i mam nadzieję, że tak już pozostanie – komentował w swoim stylu na antenie Match TV.

Na prośbę laboratorium sztab reprezentacji przygotował też listę zawodników, którzy mogą znaleźć się w kadrze na mundial. Spis potencjalnych reprezentantów liczy aż 56 nazwisk. Dlaczego tak dużo? Na wszelki wypadek, by uniknąć niedomówień i podejrzeń. – Jesteśmy otwarci na współpracę. Skandal dopingowy nie ma żadnego związku z reprezentacją Rosji – przekonywał niedawno Czerczesow.

Kraj bez wstydu

Opiekun rosyjskich piłkarzy ma spokojną głową głównie dzięki procedurom antydopingowym, które w ostatnim czasie pojawiły się w rosyjskim futbolu. W większości mają wymiar informacyjno-edukacyjny, ale tego typu profilaktyki wcześniej ewidentnie brakowało.

W podjętych działaniach Rosjanie postawili przede wszystkim na wzmocnienie świadomości piłkarzy. Podczas każdego zgrupowania Eduard Bezugłow, lekarz reprezentacji, występuje przed zawodnikami z prezentacją na temat dopingu. Z podobną inicjatywą Bezugłow po raz pierwszy wyszedł już cztery lata temu, gdy trenerem Sbornej był Fabio Capello, ale wówczas odbił się od ściany. – Mister powiedział, że bez sensu poświęcać na to więcej niż 15 minut, bo piłkarze i tak będą się nudzić. Teraz nasze pierwsze spotkanie trwało ponad godzinę, a wszyscy słuchali z otwartymi ustami – mówił lekarz.

Bezugłow osobiście kontroluje też, aby wszyscy reprezentanci regularnie otrzymywali informacje na temat zmian w przepisach antydopingowych. Dla upłynnienia całego procesu postawiono na proste, acz praktyczne rozwiązanie – czat w aplikacji WhatsApp. Piłkarze mogą tam znaleźć nie tylko aktualne wytyczne, ale też na bieżąco dowiadywać się bezpośrednio od lekarza, czy dany preparat jest zakazany. Reprezentanci zostali również wpisani do systemu ADAMS, czyli obsługiwanej przez WADA platformy zawierającej informacje o miejscach pobytu sportowców. W ten sposób znaleźli się pod stałą obserwacją oficerów agencji, którzy mogą odwiedzić ich dosłownie w każdej chwili.

Swoją cegiełkę do procesu dokłada również RUSADA. Przed startem bieżącego sezonu z inicjatywy laboratorium przeprowadzono specjalny kurs dla piłkarzy i sztabów medycznych klubów Premier Ligii. RUSADA przygotowała także program komputerowy „Antidoping PRO”, w którym zawodnicy mogą sami sprawdzić legalność zażywanych środków.

Największy niepokój wzbudzają jednak nie reprezentanci, a zwykli ligowcy. O ile zawodnicy grający w kadrze muszą cały czas mieć się na baczności, o tyle na rosyjskiej prowincji może zdarzyć się niemal wszystko. Najlepiej ilustrują to zresztą pojedyncze przypadki z „listy 34”. Dla zwolenników teorii głoszącej, że rosyjski futbol jest skażony nieuleczalnym wirusem, taka sytuacja to woda na młyn.

Rozwiązana przyjęte przez piłkarską centralę i RUSADA nie zamykają więc kwestii dopingu w rosyjskim futbolu. Wokół tematu cały czas jest sporo kontrowersji i zapewne nie zmieni się to aż do mistrzostw świata. Wpływ na taki stan rzeczy ma przede wszystkim skandal dopingowy z Grigorijem Rodczenkowem w roli głównej, który co rusz przedstawia światu nowe szokujące teorie. Chociaż były koordynator przestępczego syndykatu mówi ogólnikami i przeważnie unika podania nazwisk, to jego oskarżenia i tak padają na podatny grunt. Spora ich część wzbudza poważne zastrzeżenia, co potwierdza niedawna decyzja CAS uniewinniająca dużą grupę rosyjskich olimpijczyków z Soczi. Mimo to Rodczenkow cały czas ma za sobą wierną grupę zwolenników. I to bez względu na to, że jego intencje wywołują mnóstwo wątpliwości.

Rodczenkow ma jednak rację, mówiąc, iż Rosja przybierająca twarz polityków, to kraj pozbawiony moralności oraz wstydu. Władimir Putin cyniczne przepraszający sportowców czy Witalij Mutko twierdzący, że rosyjscy piłkarze nie mogą być na wspomagaczach, bo przecież grają słabo, są tego najlepszym potwierdzeniem. Doping w rosyjskim sporcie był. Państwowa machina działała sprawnie, na wielką skalę i za powszechnym przyzwoleniem. To, czy w jej tryby wkręcony został także futbol, jest jednak opatrzone dużym znakiem zapytania.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...