Korona Kielce dokonała czterech transferów w zimowym okienku transferowym, pozyskując zaledwie jednego Polaka. Obecnie jej kadra liczy sobie aż piętnastu obcokrajowców. Jeszcze gorzej wygląda to w Bruk-Bet Termalice, która posiada w składzie siedemnastu zawodników z zagranicznym paszportem. Taką samą liczbę piłkarzy spoza naszego kraju jak „Słoniki” miała swego czasu brazylijska Pogoń Antoniego Ptaka. Wszyscy pamiętamy, jak skończyła.
W kadrze obu zespołów znajdziemy piłkarzy z Niemiec, Słowacji, Czech, Węgier, Łotwy, Estonii, Serbii, Bośni i Hercegowiny, Gruzji, Rumunii, Finlandii, Senegalu i Maroka. Do wyboru do koloru. Wieża Babel w najczystszej postaci. Będziemy się powtarzać, ale innego wyjścia nie widzimy. W teorii najostrzejszy limit obcokrajowców w Europie w praktyce jest wymijany, tak jak PSG wymija zasady Finasowego Fair Play. Po prostu nie spełnia swojego założenia i nie przynosi żadnych – naprawdę, żadnych – wymiernych korzyści. Jedyny jego namacalny skutek to fakt, że zamiast – być może – przyzwoitego Ukraińca nasze kluby pozyskują kolejnego przeciętnego Słowaka lub Rumuna. Lub Fina. Lub Czecha.
Oczywiście, Bruk-Bet ma w swoim składzie kilku wartościowych obcokrajowców. Są Mucha, Putiwcew, Jovanović. Dobrze zapowiadają się zaprawiony w ekstraklasowych bojach Matei i reprezentant Finlandii Toivio. Ciekawe perspektywy roztacza się przed Janjatoviciem, który wręcz domagał się, by oceniać go dopiero po przepracowaniu pełnego okresu przygotowawczego. No ale właśnie – poza nimi do Bruk-Betu zjechała jeszcze tona żwiru. No bo kto jeszcze może się przebić? Może Iancu, może Stefanik? Czysta gdybologia.
Na zupełnie innym biegunie znajduje się kielecka Korona. Jej polityki transferowej również nie przyjmujemy z jakimś przesadnym entuzjazmem, ale przynajmniej broni się wynikami i nie ma problemu z „przyznaniem” do błędu. Jesienią grała zdecydowanie powyżej oczekiwań, prezentując przyjemny dla oka ofensywny futbol, w którym pierwsze skrzypce nie grali wcale gracze nowi, ale stara gwardia z Rymaniakiem czy Możdżeniem na czele. Kilku obcokrajowców, z Kovaceviciem czy Cvijanoviciem w pierwszej linii, prezentowało się solidnie. Ci, którzy tempa nie wytrzymali – jak choćby Shawn Barry – szybko dostali wilczy bilet. Trochę może niepokoić taśmowe ściąganie piłkarzy, których Gino Lettieri prowadził w swoich poprzednich klubach. Latem do Korony przywędrowało trzech zawodników będących wcześniej podopiecznymi włoskiego szkoleniowca. Fabian Burdenski, co było oczywiste, okazał się niewypałem. Shawna Barry’ego już w Kielcach nie ma, jesienią szybko stracił miejsce w składzie. Michael Gardawski sprawiał w miarę solidne wrażenie, lecz po paru meczach doznał kontuzji i przez większość rundy się leczył. Pozyskany niedawno 31-letni Zlatko Janjić ma z nich wszystkich najlepsze CV, ale dobrze radził sobie tak naprawdę tylko w trzeciej Bundeslidze. Jeśli znów okaże się, że od nowych zagranicznych piłkarzy lepsi są starzy i krajowi, uzasadnione będą pytania po co dowozić do Kielc kolejnych stranieri.
Dziś przekonamy się, który zaciąg okaże się lepszy. Faworytem jest oczywiście kielecka Korona, która liczy na historyczny sezon. Trudno będzie przebić osiągnięcia z poprzednich rozgrywek, kiedy zespół pod wodzą Macieja Bartoszka skończył sezon na piątej pozycji w lidze, wyrównując tym samym klubowy rekord. Normalnie pewnie nie myśleliby o europejskich pucharach, tylko że – no właśnie – jest jeszcze Puchar Polski. Od jakiegoś czasu wyraźny cel numer jeden „Złocisto-Krwistych”.
Słówko należy się jeszcze wspomnianemu Maciejowi Bartoszkowi. Świetnie radził sobie zarówno w Koronie, jak i w Termalice. Paradoksalnie w obu tych miejscach podziękowano mu lub chciano to zrobić. Wiadomo, jak było w Koronie – przyszli nowi właściciele, postawili na swojego człowieka i, oceniając z perspektywy czasu, nie zawiedli się. W Niecieczy znów potwierdził swoją klasę, ale – choć brzmi to nieprawdopodobnie – gdyby Bartoszek 12 grudnia nie wygrał ze Śląskiem, to istniałoby duże prawdopodobieństwo rozstania. Ostatecznie udało się wybronić, przynajmniej na chwilę. Liczby mówią wiele. Po przyjściu Bartoszka Termalica w dwunastu meczach wywalczyła 16 punktów (z Mariuszem Rumakiem pięć punktów w dziewięciu kolejkach). Styl gry również się poprawił, za ten okres więcej goli od „Słoników” mają tylko Legia, Jagiellonia i Lech. I mimo tych faktów od początku rundy wiosennej margines błędu dla 40-letniego trenera będzie bardzo mały. To musi dziwić szczególnie, gdy wrócimy do pierwszych akapitów i analizy potencjału wszystkich niecieczańskich najemników.
Z tego względu to spotkanie jest dość ważne. Jeżeli Bartoszek polegnie, jego stołek zacznie się robić coraz bardziej gorący (absurd). Posada Gino Lettieriego oczywiście nie jest zagrożona, ale uwagę zwraca słaba seria, jaką Korona zaliczyła pod koniec 2017 roku. Nie wygrała już od czterech spotkań ligowych i za chwilę może wypaść poza pierwszą ósemkę. Do tego podtekst związany z pożegnaniem Bartoszka, do tego nadany przez nas oficjalnie tytuł derbów Wieży Babel. To i tak byłyby wystarczające powody, by rzucić okiem na ten mecz, ale dodamy jeszcze dwa, bardzo istotne. Niecieczę pod wodzą Bartoszka dało się momentami bardzo przyjemnie oglądać. Koronę pod wodzą Lettieriego dało się momentami bardzo przyjemnie oglądać.
Chcielibyśmy, by dziś również obaj trenerzy potwierdzili, że potrafią poskromić nawet najbardziej wielojęzykową szatnię.