Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

07 lutego 2018, 16:02 • 6 min czytania 7 komentarzy

Jeśli mielibyśmy doszukiwać się w śledzeniu rozgrywek Ekstraklasy jakiegokolwiek aspektu dydaktycznego, prawdopodobnie wypadałoby wskazać przede wszystkim naukę pokory. Rozgrywki polskiej elity jak żadne inne są w stanie usadzić na dupie trenerów przekonanych o swojej doskonałości, piłkarzy pewnych, że ich zakres zagrań wystarczy na wysadzenie ligi, wreszcie ekspertów sądzących, że da się tutaj cokolwiek przewidzieć. Niestety, co pół roku trzeba odłożyć pokorę na bok i spróbować zabawy w tatę Marcina, który, jak pamiętamy, wiedział wszystko.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Rusza nowa runda w „Ustaw Ligę”, więc po raz kolejny na chwilę muszę zapomnieć o tym, jak nietrafione jest 90% prognoz dotyczących Ekstraklasy. Rusza UL, więc na chwilę trzeba się pozbyć traumy związanej z rozjechaniem się przewidywanej gry Korony Kielce i tego, jak faktycznie zaprezentowała się jesienią. Rusza UL, więc trzeba puścić w niepamięć, ile oczekiwałem od Cristiana Pasquato i Mario Situma, a ile finalnie od nich otrzymałem w 2017 roku.

Przy okazji nauki pokory, czas na spektakularny coming-out. Jakoś w połowie lipca, na własne potrzeby, przygotowałem sobie spis kilkunastu swoich typów na ten sezon. Leżały grzecznie na pulpicie, dopóki nie odkopałem ich w ubiegłym tygodniu. Trafiłem… No, nie za wiele.

Jestem wprawdzie dumny z trafnej oceny Jarosława Jacha, wiary w Roberta Gumnego oraz prawidłowego odczytania tendencji w Szczecinie. Wydaje mi się, że na upartego dałoby się też uzasadnić, że Gytkjaer odrobinę zawiódł oczekiwania oraz że Wisła jest zaskakująco wysoko jak na drużynę, która przed sezonem utraciła dwóch najmocniejszych piłkarzy i zastąpiła ich dość anonimowymi zawodnikami ze wszystkich stron świata. Los jednak boleśnie zweryfikował przede wszystkim przeczucia dotyczące wzmocnień Lecha i Legii. A przecież to w głównej mierze na ocenie wzmocnień opieramy prognozy ligowe. To da się poczuć przede wszystkim w mediach społecznościowych, na Facebooku i Twitterze. Po serii transferów Legii z początku stycznia niektórzy ogłosili już, że mistrzostwo zostaje w Warszawie, choć przecież ledwo pół roku temu wielu zastanawiało się, jak typ z hiszpańskiej trzeciej ligi ma zastąpić Petara Brleka, oddanego właśnie do Serie A. 15 goli Carlitosa później, przynajmniej część środowiska musiała zweryfikować sądy o potencjale poszczególnych niższych lig europejskich.

Reklama

Ale powoli zmierzając do meritum. Stwierdziłem, że najłatwiej w Ekstraklasie wyłożyć się na typowaniu zawodników w lidze nowych. Gość, który na papierze wygląda więcej niż solidnie, regularnie strzelał w poprzednim klubie, grał w całkiem rozsądnej reprezentacji i w miarę solidnych ligach (Sadiku na przykład) może strzelać osiem razy gorzej, niż chłopak, który kilka razy odbijał się od zagranicznych i ekstraklasowych drużyn, a ostatnio walczył o utrzymanie w I lidze (niech będzie Świerczok). Robert Mazan, który miał wszystko, by traktować go jako kolejny szrot ze Słowacji upchnięty w nieuporządkowanym klubie z południa Polski, dziś gra w Celcie Vigo. Różnej maści Chukwu czy Nielsenów nie ma nawet sensu przywoływać.

Dlatego też pierwsze moje założenie – uniknąć świeżaków. Biorę piłkarzy sprawdzonych w Ekstraklasie w sezonie 2017/18. Nie ci z ubiegłego sezonu – bo bym się naciął na Vassiljevie chociażby. Nie ci, którzy „mają potencjał”. Nie, sprawdzeni tu i teraz. Dawać mi tu Kurzawę, dawać Jevticia, dawać Carlitosa, dawać Angulo i braci Paixao.

No. W tym momencie powoli zaczął wyczerpywać się budżet drużyny. Odpadli Flavio Paixao i Angulo, pozostawiłem sobie trzech muszkieterów za najwyższe kwoty. To w sumie też trochę znak rozpoznawczy aktualnej Ekstraklasy. Dużo, bardzo dużo opiera się na indywidualnościach. Nawet w Lechu Poznań, klubie bogatym, uporządkowanym, w teorii dość mocnym personalnie, duża część gry jesienią zamykała się na podaniach do Jevticia/Makuszewskiego i wspólnym trzymaniu kciuków, by ten duet coś wymyślił. Ile Carlitos wygrał Wiśle praktycznie w pojedynkę, trudno zliczyć – pamiętam, że był moment, gdy bramki i asysty zapewniające punkty (na przykład jedyny gol przy wyniku 1:0, bądź dwie bramki przy remisie 2:2) dawały Carlitosowi dorobek porównywalny z Legią Warszawa, niemiłosiernie zaspaną w pierwszej fazie sezonu. A, nawet wkleję fragment, bo tamtą relację meczową pisałem ja.

No bo przyznajcie sami, jeśli przyjeżdża tu chłopak z hiszpańskich peryferii futbolu i okazuje się, że w pojedynkę ma na koncie tyle samo punktów, co aktualny mistrz Polski?

Hiperbola? Niekoniecznie. Spójrzmy na dorobek „punktowy” Carlitosa:

– gol i asysta z Pogonią Szczecin, wynik 2:1 -> 3 punkty
– gol z Wisłą Płock, wynik 1:0 -> 3 punkty
– 2 gole z Cracovią, wynik 2:1 -> 3 punkty
– gol z Lechią, wynik 1:1 -> 1 punkt
– 2 gole z Piastem Gliwice, wynik 2:0 -> 3 punkty

Reklama

Jak byk stoi – 13 punktów zdobytych w pojedynkę, dokładnie tyle samo ma przed jutrzejszym meczem Legia Warszawa.

Okej, jest Carlitos, jest Kurzawa, jest Jevtić, jest Marco Paixao. Uznałem, że pod nieobecność Makuszewskiego warto dobrać Barkrotha – jest dość tani, gra w drużynie, która powinna regularnie wygrywać, nie ma tak dużej konkurencji w walce o skład jak jesienią. Pewniakiem od początku był też Adam Marciniak, łodzianin i ełkaesiak, który pod nieobecność Łukasza Madeja będzie odpowiadał za atmosferę i zachowanie łódzkiej twarzy ekipy. Dalej zaczęły się schody. Po pierwsze – tak jak przed ligą czułem, że Pogoń będzie grała gorzej, niż wszyscy sądzą, tak teraz uważam, że to może być jedna z ciekawszych drużyn wiosny. Jako jej lidera widzę Spasa „Dzika” Delewa, a w roli jego sekundanta – Rapę. Duet trafił pod moje skrzydła także dlatego, że Pogoń ma dość prosty start – mecz z Sandecją Nowy Sącz na własnym terenie. Nie ukrywam, liczę, że punkty szczecinian w tej kolejce pozwolą na smsowe dokupienie sponsora, a dodatkowa kasa – na wymienienie ich na kogoś z Legii.

Właśnie. Nie mam nikogo z Legii, do czego też musiałem dojrzeć w kilku ostatnich edycjach. Warszawiacy właściwie w każdym oknie transferowym działają bardzo intensywnie, zarówno w kwestii wzmocnień, jak i sprzedawania swoich ludzi. W dodatku zazwyczaj mają jedną z najrówniejszych i najszerszych kadr, gdzie zawodnik z numerem 14-15 w hierarchii może spokojnie rozstrzygnąć mecz na korzyść swojej drużyny. Poza tym nie raz i nie dwa naiwny fan Ekstraklasy inwestował grube miliony w przeróżnych Orlando Sa czy Sadiku, by koniec końców najwięcej punktów nastukiwał poczciwy Kucharczyk.

Moją dziewiątkę uzupełnił Paweł Stolarski z Lechii, w którego jakoś tak po prostu wierzę. Bez szerszych uzasadnień.

A dlaczego dziewiątkę? Cóż, na więcej nie wystarczyło pieniędzy. Bida w ataku znalazł się, ponieważ jest najtańszy i ma nazwisko dobrze charakteryzujące zespół Bałuty, podobnie było z pozostającymi na ławce Kucharczykiem ze Śląska oraz Maślanką z Sandecji. W bramce jest gdynianin, Więckowicz, również ze względów ekonomicznych, ostatnią osobą w kadrze wybrałem Stefaniaka z Pogoni. Kimkolwiek jest.

***

A tutaj nasza oficjalna liga. W nagrodę koszulka klubu, którego jestem prezesem.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

7 komentarzy

Loading...