Na pewno pamiętacie te smutne czasy, kiedy pół świata przygotowywało się do mundialu, a polscy piłkarze mogli co najwyżej przygotować kanapę pod dobrym kątem do telewizora. I te pytania: kto teraz będzie prowadził kadrę, kto posprząta bałagan po Beenhakkerze i Fornaliku? Brr, dobrze, że te momenty przynajmniej na jakiś czas za nami i choć nie życzymy nikomu źle, zawsze wygodniej z boku obserwować, gdy ktoś ma świetnie nam znane problemy. Mają je oczywiście Włosi i wspominamy o tym teraz, ponieważ zdaje się, że podjęli pierwsze kroki w próbie wyjścia na prostą. Zatrudnili nowego selekcjonera, choć na razie tymczasowego – Luigiego Di Biagio.
Trzeba Italii oddać, że w tym ruchu można dostrzec sens i logikę. Otóż Di Biagio przez ostatnia lata nie pasł australijskich kangurów, nie bujał się na bujanym fotelu przy kominku, tylko pracował przy reprezentacyjnym futbolu. Tym włoskim, po którego szczeblach cierpliwie się wspinał – najpierw była reprezentacja U-20, potem U-21, a teraz jest kadra seniorska. Jak było z wynikami? U-20 grało tylko mecze towarzyskie, więc trudno go oceniać, jednak skoro koszula bliższa ciału to weźmy za przykład to, że Włosi mierzyli się z młodymi Polakami czterokrotnie. Bilans: 14:4, cztery zwycięstwa. Z kolei z kadrą U-21 Di Biagio pojechał na Euro i wstydu Italia tam też nie przyniosła, ulegając w półfinale Hiszpanom 1:3.
Wiadomo, że futbol młodzieżowy to nie ta sama para kaloszy co ten seniorski, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Di Biagio na choćby taką szansę zapracował. Niełatwo mu będzie w trakcie jednego zgrupowania i dwóch meczów towarzyskich – z Argentyną i Anglią – zaprezentować cały swój warsztat, ale nie jest wykluczone, że Italia wypadnie na tyle dobrze, by Di Biagio na stanowisku pozostał. Podobnie było przecież choćby z Garethem Southgatem, który też miał być na chwilę, a niedługo jedzie do Rosji, bynajmniej nie w roli biernego obserwatora.
Można tylko się domyślać, dlaczego Di Biagio jest na razie trenerem jedynie tymczasowym. Znaczenie pewnie ma wspomniany brak doświadczenia na poziomie seniorskim, ale chyba nie zaryzykujemy mocno, jeśli stwierdzimy, że włoska federacja chce wyczekać sytuację i sprawdzić, jak skończy się wojenka Conte z Chelsea. Relacja szkoleniowca z londyńczykami to już od jakiegoś czasu nie jest piękne love story, Conte ma spore pretensje do władz o politykę transferową, która jego zdaniem jest zbyt skromna jak na ambicje tak dużego zespołu. Z kolei włodarze widzą, że forma zespołu ciągle się waha – 24. kolejka: 4:0 z Brighton, 25. kolejka: 0:3 z Bournemouth – i nie kupują tłumaczeń, że choćby Wisienek obecnym składem nie dało się ograć. Umowę Conte ma do końca przyszłego sezonu, ale jak mówił Michael Keaton w McImperium (i co widzimy przez dziesiątki lat w futbolu): Umowy są jak serca. Ludzie je łamią. To byłby najmniejszy problem, gdyby jedna ze stron chciała się rozstać.
Conte reprezentację prowadził przecież niedawno i to nawet z powodzeniem, słaby kadrowo zespół doprowadził do ćwierćfinału Euro, odpadając tam dość pechowo po karnych. Po tym, co odstawił z kadrą Gian Piero Ventura federacja musi choć trochę tęsknić za charyzmatycznym Conte. Zresztą, podobno tęskni sam Conte. Roberto Fabbricini, prezes calcio, powiedział ostatnio o szkoleniowcu Chelsea, że ten wydaje się żądny powrotu na stanowisko.
To jednak dopiero może się stać, a co stało się na pewno, to fakt, że Di Bagio dostał stery w swoje ręce. Nawet jeśli ostatecznie okaże się to rozwiązaniem chwilowym, dziś to on zbiera rozbitych Włochów do kupy i ze zwykłego szacunku należy poczekać, jak ta sztuka mu wyjdzie.