Reklama

Mówią, że za mało rozpycham się łokciami. Mają trochę racji…

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

01 lutego 2018, 15:28 • 18 min czytania 9 komentarzy

Tomaszowi Kupiszowi niedługo stuknie pięć lat we Włoszech, ale w mediach prawie go nie ma, co jest świadomym wyborem zawodnika. Próby podboju Serie A na razie były nieudane, za to w Serie B zagrał już ponad 100 razy, co też ma swoją wymowę. Weszło udzielił najdłuższego wywiadu w swoim życiu, wiele rzeczy wyjaśnił i podsumował. Dlaczego niesłusznie śmiano się z Tomasza Hajty i Franciszka Smudy? Do kogo choćby i dziś poszedłby na staż trenerski? Dlaczego nie ma go teraz w Benevento? Kiedy myślano, że powiedział „kurwa”, choć nie powiedział? Co go zszokowało u włoskich trenerów? Dlaczego był wkurzony po debiucie w Chievo? Tego i wielu innych rzeczy dowiecie się z tej rozmowy. Zapraszamy.  

Mówią, że za mało rozpycham się łokciami. Mają trochę racji…

Pomogłeś Jagiellonii Białystok sprowadzić Dejana Lazarevicia.

Bez przesady. Najważniejsze, że sam Dejan był pozytywnie nastawiony do tego tematu. Jagiellonia bardzo zabiegała o jego pozyskanie i przez ostatnie pół roku praktycznie co tydzień do niego wydzwaniano. Dopiero potem Dejan rozmawiał ze mną. „Jaga” jako klub funkcjonuje dobrze i stabilnie, ma ładny stadion, chce walczyć o czołowe lokaty. Wiadomo, że nie ma luksusów jeśli chodzi o bazę treningową, bo nadal opiera się to na Pogorzałkach i w porównaniu do Włoch tutaj jest trochę gorzej. Po prostu powiedziałem mu prawdę. Dodałem, że mocno w niego wierzą w Białymstoku i są przekonani, że będzie wzmocnieniem. Nie ukrywałem, że liga polska jest ładnie opakowana, a w swojej specyfice podobna do Serie B, aczkolwiek nie aż tak taktyczna. Dla niego, jako zawodnika ofensywnego, również jest to jakiś plus. I w sumie tyle. Sądzę, że już wcześniej był bardziej na „tak”. Jeżeli ktoś tak konsekwentnie o ciebie zabiega, musi to robić wrażenie.

Z artykułu w „Przeglądzie Sportowym” wynikało, że Lazarević miał na stole oferty z Jagiellonii i Realu Valladolid, a po rozmowie z tobą wybrał polski wariant.

Dejan na pewno miał trochę znaków zapytania, nigdy wcześniej nie był w Polsce. Mógł się opierać na tym, co mówili jego rodacy grający u nas. Byliśmy w Chievo bardzo dobrymi kolegami, więc pewnie moja opinia miała dla niego jakieś znaczenie, ale koniec końców to on musiał mieć przekonanie, że warto.

Reklama

Jakbyś scharakteryzował Słoweńca? Kandydat na gwiazdę Ekstraklasy?

Dejan to pomocnik dobrze czujący się w dryblingu, w akcjach jeden na jeden. Dzięki swojej technice sprawdza się w i grze z kontry, i w grze kombinacyjnej, więc trenerzy nie będą się musieli zastanawiać, czy będzie im dziś pasował do taktyki. Jeśli bez problemów przepracuje najbliższe tygodnie, powinien się wyróżniać w polskiej lidze.

Lazarević nie ukrywał, że nie chciał dużej grać w Serie B, bo praktycznie wszyscy są tam nastawieni na defensywę. Miał rację?

Tak. Jak wspominałem, to liga bardzo taktyczna. Wszyscy tutaj przywiązują dużą wagę do tych spraw. W kwestiach taktycznych zrobiłem niesamowity postęp. Przychodząc z Anglii do Jagiellonii byłem bardzo ograniczony. Tam praktycznie zawsze grało się 4-2-3-1 albo 4-3-3. Nie zdawałem sobie sprawy, że można grać 3-4-2-1 czy 3-4-1-2. Były to dla mnie zupełne nowości. Dawniej nawet 3-5-2 wydawało się ekstrawaganckie. Taki system próbował w Jagiellonii wprowadzać Tomasz Hajto i został za to mocno skrytykowany w „PS”. Ukazał się obszerny artykuł, w którym trenera wręcz zmasakrowano za archaiczne podejście, a wyszło, że wyprzedził nawet Włochów, którzy niedługo potem zaczęli to ustawienie masowo wprowadzać. Dziś granie trójką w obronie nikogo już nie dziwi, stosują to najlepsi na świecie.

Czyli wiedzę taktyczną masz już dziś w małym palcu.

Nie no, gdzie, człowiek cały czas się uczy.

Reklama

Włosi nie przesadzają z tą taktyką? Czy to czasami nie zabija radości z gry, mecz nie staje się partią szachów?

Umówmy się: zawodnicy w Serie B są bardziej ograniczeni jeśli chodzi o umiejętności niż w piłkarze Serie A, która od kilku lata jest jedną z najbardziej widowiskowych lig. Trenerzy starają się te braki zatuszować właśnie poprzez taktykę. W Serie A ona też jest ważna, ale tam więcej zawodników potrafi wyjść ze schematu. Nie ma co ukrywać – takie podejście w jakimś stopniu zabija kreatywność, jednak jeśli ktoś jest naprawdę dobry, będzie w stanie zrobić różnicę w każdych okolicznościach. Włosi nigdy nie grali radosnego futbolu, w ten sposób osiągali wszystkie największe sukcesy: taktyka i ogólna solidność plus 3-4 artystów piłki, którzy dawali coś ekstra.

Jest przepaść w poziomie między Serie A i Serie B?

To dla mnie niekomfortowe pytanie, ale różnica na pewno jest spora, druga liga nie odstaje od pierwszej tylko otoczką i stadionami. Wystarczy zresztą spojrzeć, jak co roku radzą sobie beniaminkowie Serie A. Większość ma olbrzymie problemy z utrzymaniem i często od razu spada.

We Włoszech jesteś już cztery i pół roku. Coraz bardziej zapuszczasz korzenie, czy czasem pojawiają się myśli, że fajnie byłoby już zmienić kraj?

Włochy podobały mi się od początku – piłkarsko i jako miejsce do życia. Opanowałem język, swobodnie rozmawiam po włosku. Mogę stanąć przed kamerami i nie zgłupieję. Latem podpisałem z Ceseną trzyletni kontrakt i to chyba najlepiej pokazuje moje podejście do tematu. Gdybym zaczynał się tu męczyć, nie związałbym się z jakimś klubem na tak długo. Wiadomo, że w piłce niczego nie można być pewnym, ale na ten moment jestem zadowolony z tego, gdzie się znajduję. Mimo to nie ukrywam, że w nieodległej przyszłości chciałbym powalczyć o awans do Serie A.

Cesena ma takie ambicje i możliwości? W tym sezonie bronicie się przed spadkiem.

Latem w klubie doszło do rewolucji kadrowej. Kilkunastu zawodników przyszło i kilkunastu odeszło. Jeżeli dokonujesz tak dużych zmian w tak krótkim czasie, musisz liczyć się z tym, że nie będziesz od razu walczył o najwyższe cele. No, chyba że mówilibyśmy o piętnastu transferach za wiele milionów euro lub piłkarzach otrzaskanych z włoską ekstraklasą, ale oczywiście w tym przypadku tak nie było.

Sezon zaczęliśmy z trenerem Andreą Camplone, chcącym grać 3-5-2. Efekty były kiepskie, w pierwszych siedmiu kolejkach wywalczyliśmy cztery punkty. Camplone zastąpił doświadczony Fabrizio Castori, który niedawno wprowadzał Carpi do Serie A. Z nim wyniki znacznie się poprawiły, przeszedł na system 4-4-1-1, ale na razie wystarcza to do tego, żeby być tuż nad strefą spadkową. Serie B to jednak bardzo specyficzna liga. Wygrasz kilka meczów i zaraz możesz być w play-offach o awans, daje je nawet ósme miejsce w tabeli.

kupisz cesena

Miałeś więcej ofert latem? Cesenie musiało na tobie zależeć, skoro dostałeś długi kontrakt i zapłacono za ciebie 700 tys. euro, co nie jest małą kwotą w realiach drugiej ligi włoskiej.

Cesena była konkretna, już pierwsza propozycja przypadła mi do gustu. Podobało mi się też to, że klub ma ładny stadion na 24 tys. widzów, który praktycznie zawsze wypełnia się w połowie. Wielu kibiców wykupuje karnety na cały sezon. Dzięki temu mamy fajną atmosferę na meczach, a jak wiadomo z otoczką w Serie B często jest problem. Gdy gramy na wyjazdach, nieraz na trybunach jest tylko 2-3 tys. ludzi. Decyzję o przejściu do Ceseny podjąłem w dwa dni.

Czyli odchodząc definitywnie z Chievo bardziej poczułeś ulgę, że na dobre wyjaśniasz swoją przyszłość, niż rozczarowanie, że się tam nie przebiłeś?

Nie miałem prawa mieć nadziei na przebicie, skoro od trzech lat grałem na wypożyczeniach w Serie B, a w międzyczasie ani razu nie jechałem z Chievo na obóz przygotowawczy. To był dość jednoznaczny sygnał. Gdyby wiązano ze mną jakieś nadzieje, to przynajmniej dostałbym szansę, żeby pokazać się na którymś zgrupowaniu. Rozstania z tym klubem zbytnio więc nie przeżywałem.

Dlaczego nie wyszło w Chievo?

Jak zawsze nie chodzi o jeden czynnik. Przychodząc do Włoch z Jagiellonii miałem problemy z mięśniem czworogłowym, który dokuczał mi już w Polsce. Ostatnie mecze w „Jadze” rozegrałem na środkach przeciwbólowych, co było moją głupotą. W Chievo wiedzieli o tych problemach, mimo to po testach medycznych zdecydowali się na transfer. Już na starcie musiałem jednak pauzować przez miesiąc. Drużyna źle zaczęła sezon, głównie przegrywała, nie było chęci, żeby dawać szansę niezweryfikowanemu zawodnikowi. W pewnym momencie czułem, że jestem już w formie, paliłem się do gry. W jednym meczu rozgrzewałem się nawet przez 45 minut, a i tak nie wszedłem.

Później zmieniono trenera, po paru miesiącach przerwy powrócił Eugenio Corini i moja sytuacja jeszcze się pogorszyła. Zmieniono system z 4-4-2 na 3-5-2, do którego miałem nie pasować. Rozmawiałem z Corinim kilka razy, ale nic z tego nie wynikało. W tamtym okresie zniechęciłem się do rozmów z trenerami, rzadko kiedy przynoszą jakieś efekty. Nie chcę się tu na siłę tłumaczyć. Po prostu nie widziano mnie w składzie. Zaciskałem zęby, robiłem swoje, ale niczego to nie dało. Coriniego obroniły wyniki, wywalczył utrzymanie.

Czułeś się traktowany sprawiedliwie w Chievo? Czasem w głębi duszy zawodnik wie, że słusznie siedzi na ławce.

Były chwile, w których miałem przekonanie, że zasługuję na szansę – chociażby tym, że zawsze ciężko trenowałem, nigdy się nie odzywałem i nie próbowałem mącić. Z drugiej strony, nie miałem podstaw, żeby podważać decyzje Coriniego i starałem się go zrozumieć. Utrzymał Chievo również sezon wcześniej, więc stawiał na piłkarzy, którzy wtedy go nie zawiedli. Nie był przecież sabotażystą. Żadnego „trener mnie nie lubił”, „uwziął się na Polaka” i tak dalej. Gdybym był ewidentnie lepszy niż rywale, to ja bym grał. Krótka piłka.

Leo Paredes, który przed tym sezonem odszedł z Romy do Zenitu za 23 mln euro, wiosną 2014 przebywał na wypożyczeniu w Chievo i rozegrał 15 minut. Najwyraźniej nie był wtedy tak dobry jak dziś.

Ale zapewne polemizowałeś z Corinim, gdy mówił ci, że pasujesz tylko do 4-4-2. Pamiętam naszą rozmowę, gdy uważałeś, że świetnie czułbyś się jako prawy wahadłowy w 3-5-2 na wzór Stephana Lichtsteinera w Juventusie.

Może nie byłoby to moje ulubione ustawienie, ale na pewno dobrze bym się w nim czuł. Zdaniem Coriniego nie nadawałem się do takiego systemu. Szanowałem jego zdanie i tyle. A w 3-5-2 pograłem trochę w Novarze i teraz na początku sezonu w Cesenie. Rola wahadłowego jest wtedy bardzo wymagająca, nie ma lekko. Generalnie najbardziej komfortowo gra mi się w 4-2-3-1 jako skrzydłowy, ale na obecne ustawienie też nie narzekam.

W Serie A zdołałeś przynajmniej zadebiutować, na zakończenie sezonu 2013/14 zagrałeś pół godziny z Interem. Zostały jakieś wspomnienia, jego do czego wracać?

Byłem wkurzony, że nie zagrałem od początku, bo mieliśmy już pewne utrzymanie. Mimo że przez cały sezon siedziałem na ławce, mentalnie wciąż byłem maksymalnie nabuzowany. Ale fajnie, że Corini dał mi chociaż 30 minut. Może to za dużo powiedziane, że był to ukłon z jego strony, jednak chyba pokazał wtedy, że doceniał moje starania. Nie brakowało chłopaków, którzy też cały rok trenowali i czekali na szansę, a nawet wtedy jej nie dostali. Jeden mecz w Serie A w papierach już mam, ale nie chciałbym wracać do Polski z tak skromnym dorobkiem. Moje ambicje sięgają dalej.

Z niebytu wyszedłeś na wypożyczeniu w Cittadelli. Uratowano ci tam karierę?

Jeżeli chodzi o włoski rozdział – na pewno. Jeszcze raz pozostaje mi tylko podziękować temu klubowi, że zdecydował się na taki krok. Rozpaczliwie walczono o utrzymanie, a mimo to zaufano gościowi, który przez prawie półtora roku nie grał. Drużyna ostatecznie spadła, ale pokazałem się z niezłej strony, odżyłem. Zawsze jak widzę się z prezydentem i dyrektorem sportowym Cittadelli, jestem dla nich możliwie najmilszy, bo wiem, ile wtedy ryzykowali.

W tamtym czasie poważnie myślałeś nad powrotem do Polski.

Był bardzo duży ból głowy jeśli chodzi o Lechię Gdańsk. Zawsze jednak chciałem grać na Zachodzie, to był mój cel. Wiedziałem, że gdybym wtedy wrócił, będę miał już niewielkie szanse, żeby znów wyjechać do dobrej ligi. Wybrałem najbardziej wyboistą drogę, ale opłaciło się.

Po półroczu w Cittadelli trafiłeś do Brescii.

To był ja na razie mój najlepszy czas we Włoszech. Trener Roberto Boscaglia w pełni mi zaufał, miałem pewne miejsce w składzie. Jedyne dwa mecze ligowe ominąłem przez kartki. Dobrze wspominam ten okres, choć nie mogę być w pełni zadowolony. Zawaliliśmy finisz, w ostatnich jedenastu meczach wygraliśmy raz, a na koniec doznaliśmy pięciu z rzędu porażek. Ja też grałem słabiej, widać to było po liczbach. Wielka szkoda, po czasie jeszcze bardziej. W ciągu dwóch miesięcy zaprzepaściliśmy cały wcześniejszy dorobek i nawet nie weszliśmy do baraży o Serie A. Na półmetku mieliśmy świetną pozycję wyjściową, ale wiosną 2016 w dwudziestu meczach zdobyliśmy tylko 19 punktów.

Co się z wami stało?

Nadal trudno stwierdzić, co było tego przyczyną. Do dziś się zastanawiam. Najśmieszniejsze jest to, że podejście zespołu nigdy się nie zmieniło, nie pozwalaliśmy sobie na rozprężenie. Między jedną a drugą rundą było 10 dni wolnego, a umówiliśmy się z trenerem, że przyjedziemy cztery dni wcześniej, żeby wszystko odpaliło najlepiej, jak to możliwe. No i nie odpaliło… Wiosnę zaczęliśmy od trzech porażek. Nadal żałuję tamtej rundy w Brescii.

Skończyłeś wtedy sezon z sześcioma golami i ośmioma asystami. Gdybyś utrzymał tempo z jesieni, miałbyś mniej więcej bilans 10+10, a to mogłoby już być przepustką do innego klubu Serie A.

Możliwe, że tak by było. Już się tego nie dowiemy.

Ostatni sezon spędziłeś w Novarze. Tam już grałeś mniej, widać to też było po liczbach.

Byłem bardzo blisko przejścia do Benevento. Gdy jednak okazało się, że trener Boscaglia odchodzi z Brescii do Novary i znów mnie chce, doszliśmy z agentem do wniosku, że ten ruch będzie najlepszy – mimo że Benevento oferowało lepsze pieniądze. Do tego Novara zamierzała walczyć o awans.

Co do samej gry – trenowałem pierwszy tydzień, a resztę przygotowań straciłem przez problemy z przepukliną pachwinową. Musiałem ją operować, przerwa trwała półtora miesiąca. Do kadry meczowej wróciłem w 3. kolejce, ale siedziałem na ławce, rzadko pojawiałem się na boisku. Później zacząłem zbierać mecze, tyle że przeważnie wchodziłem jako zmiennik na 10-15 minut. To już nie było to samo. Boscaglia przestał stosować 4-2-3-1 i wprowadzał inne kombinacje, co dodatkowo zmniejszało moje szanse. Jesienią 2016 tylko dwa razy wystąpiłem od początku i zimą chciałem odejść. Pojawiło się konkretne zainteresowanie ze strony Carpi. Powiedziałem o tym trenerowi i dyrektorowi sportowemu. Namówili mnie jednak do zmiany decyzji, zapewniali, że będę grał więcej. I faktycznie, w pierwszych dwunastu wiosennych meczach dziewięć razy zagrałem praktycznie od deski do deski. Boscaglia znów wprowadził zmiany, byłem wahadłowym w ustawieniu z trójką obrońców. Ogólnie spisywałem się dobrze, ale powracał temat liczb. Brakowało mi goli i asyst, nie robiłem różnicy. Dałbym kilka konkretów, to pewnie grałbym do końca sezonu.

W tym sezonie możesz być zadowolony, bo ponownie grasz od początku co tydzień, ale…

…kolejny raz nie mogę być zadowolony ze statystyk. Na dziś mam po jednej bramce i asyście. To zdecydowanie za mało. Cały czas staram się pracować nad tym mentalnie. Muszę być bardziej konkretny w ofensywie, taka jest moja rola.

Pracujesz nad tym mentalnie, czyli masz sesje z psychologiem?

Dawniej przez pewien okres pracowałem z Kamilem Wódką. Później to zakończyliśmy i teraz staram się samemu coś poprawić.

Dlaczego zrezygnowałeś?

Przeszedłem do Chievo, a Kamil w tamtym czasie nie prowadził sesji przez Skype’a.

Tobie te sesje mało dawały?

Wręcz przeciwnie. Wiele zyskałem dzięki Kamilowi. Był czas, w którym było mi bardzo ciężko. Dzięki niemu uniknąłem jakiegoś większego załamania. To świetny fachowiec i nie mówię tego, żeby go promować. On już promocji nie potrzebuje, przemawia za nim lista nazwisk, z którymi współpracuje.

O jakim ciężkim czasie mówisz?

Kiedyś nie potrafiłem się odciąć od zewnętrznego szumu. Bardzo zwracałem uwagę na to, co piszą gazety, jakie są komentarze w internecie i tym podobne. Typowe problemy wielu sportowców, którzy na początku błysną, a potem przychodzą momenty kryzysowe i zaczynają się zastanawiać, co jest grane. Ja miałem taki kryzys w trzecim sezonie w Jagiellonii.

Był on najsłabszy w twoim wykonaniu. Miałeś świetne pierwsze pół roku, przez kolejne półtora solidność, a wtedy coś się zacięło.

Dokładnie. Po serii nieudanych meczów zdecydowałem się sięgnąć po pomoc Kamila i dobrze na tym wyszedłem. Może nie było tego widać po liczbach, ale zupełnie inaczej czułem się na boisku. Miałem czystą głowę, nie było już takiej spiny, że koniecznie muszę coś zrobić. Patrząc dziś na swoje wywiady z czasów Jagiellonii – gdy mówiłem, jak dużą czuję odpowiedzialność, jak bardzo chcę się pokazać itd. – widzę, że z tamtym gościem nie wszystko było okej.

Jeśli dobrze pamiętam, wtedy ograniczyłeś kontakty z dziennikarzami niemalże do zera. Wcześniej w miarę regularnie pojawiałeś się w mediach.

Niedługo potem wyjechałem do Włoch i o czym miałem gadać? Że nie gram i czekam na szansę? Zawsze wolałem skoncentrować się na robocie niż opowiadać różne rzeczy w wywiadach, żeby się pokazać. Nie potrzebuję tego. I tak zawsze wszystko jest weryfikowane na boisku. A często bywa tak, że dziennikarze próbują piłkarzy trochę wkręcić, byle powiedzieli coś głośnego i kontrowersyjnego. Nieraz wychodzą potem różne głupoty.

Z drugiej strony, w wielu wywiadach musisz gryźć się w język, żeby nie powiedzieć za dużo i to również wkurza. Chciałbyś powiedzieć prawdę, a nie zawsze możesz.

Fakt, trudno być szczerym i mówić prawdę w wielu tematach. Ale prawda często nikogo nie interesuje.

Nie zgodzę się. Regularnie dostajemy przypudrowaną wersję rzeczywistości, a prawda wygląda inaczej i odkrycie jej na pewno byłoby interesujące.

Patrzę na to trochę inaczej.

esultanza kupisz gol 4-0,Calcio Serie B Brescia vs Cagliari,Brescia 28 Novembre 2015 ph. Andrea Campanelli fotogramma/brescia

Od początku twojej seniorskiej kariery przewija się problem liczb, ofensywnych konkretów. Nawet teraz to słowo padło już kilka razy. Zawsze miałeś niedosyt co do statystyk?

Chyba tak. Wiem, że nieraz można było mówić, że liczby na papierze są przyzwoite, ale nigdy nie były bardzo dobre. A gole i asysty na mojej pozycji są najlepszym wykładnikiem jakości, główne na to się patrzy. Tym bardziej jestem niezadowolony z tego, co mam w trwającym sezonie. Dostałem duży kredyt zaufania od trenera i wiem, że powinienem go lepiej spłacać.

We Włoszech pracowałeś już z siedmioma trenerami. Mają jakieś cechy wspólne, typowe dla tamtej szkoły trenerskiej?

To, o czym mówiłem na początku: wyjątkowe przykładanie wagi do taktyki i szeroki repertuar systemów gry. W Polsce bardzo rzadko drużyna zmienia ustawienie kilka razy w meczu, tutaj to nic wyjątkowego. Każdy z tych trenerów ma też podobny sposób przygotowywania zespołu do spotkania – od poniedziałku do środy praca nad defensywą, a dopiero w czwartek i piątek nad fazą ataku.

Przed transferem do Włoch nigdy nie spotkałem się z czymś takim, żeby cały trening był nagrywany, a natychmiast po nim wszyscy piłkarze szli na jego analizę ze sztabem szkoleniowym. Od razu dowiadujemy się, co zostało źle zrobione. Takie podejście na początku mnie szokowało.

W Ekstraklasie Czesław Michniewicz nagrywał treningi dronem w Pogoni Szczecin i Termalice.

Wiem, ale od nikogo nie słyszałem, żeby od razu po zakończeniu zajęć robił analizę, gdy wszyscy są jeszcze nabuzowani i nie ochłonęli. A tutaj od razu słyszysz, że miałeś pobiec inaczej czy szybciej się przesunąć. Trzeba było się przyzwyczaić do takiego sposobu pracy.

Boscaglia, z którym pracowałeś w Brescii i Novarze, miał na ciebie największy wpływ?

On we Włoszech najbardziej mi zaufał, u niego grałem najwięcej. W dużej mierze dzięki niemu wyrobiłem sobie solidną markę w Serie B. Nie robił jednego niczego, co sprawiłoby, że otworzyły mi się oczy na rzeczy, o których wcześniej nie miałem pojęcia, o których nie mówił Michał Probierz w Jagiellonii. Obaj pracują podobnie, Probierz też pierwsze dni tygodnia wykorzystywał na rozpracowywanie rywala i poprawianie defensywy, a dopiero potem zajmował się atakiem.

To kto najbardziej zmienił twoje pojmowanie futbolu?

Trener, z którym… nie pracowałem, chociaż bardzo bym chciał. Jestem pod gigantycznym wrażeniem tego, jak gra Napoli Maurizio Sarriego. Wszystkie te automatyzmy, rozmach w ofensywie – totalny kosmos. Chętnie poszedłbym do Sarriego choćby na tygodniowy staż, żeby zobaczyć od kuchni, jak to robi.

Dla ciebie to chyba tym bardziej ekscytujące, że dostrzegasz szczegóły taktyczne, których raczej nie widzą kibice i dziennikarze.

Patrząc na Napoli jeszcze bardziej widzę, jak wcześniej byłem ograniczony w tych aspektach. Każde odejście od dwóch, trzech podstawowych ustawień traktowałem trochę jako ekstrawagancję. Z Franciszka Smudy strasznie się śmiano, że w reprezentacji gra jakąś „choinką” w drugiej linii, co to za pomysły i w ogóle. Sam myślałem:

– Kurna, czemu nie gra po ludzku skrzydłowymi, tylko tak kombinuje?

A kiedy przyszedłem do Włoch, okazało się, że to normalne granie, żadne dziwactwo.

Mam wrażenie, że już szykujesz się do roli trenera…

Od dawna chodzi mi po głowie założenie szkółki piłkarskiej, ale to nie takie proste sprawić, żeby było to coś z prawdziwego zdarzenia. Spotkałem na swojej drodze ludzi, którzy pokazali mi, że konsekwencją i ciężką pracą można daleko zajść. Chciałbym to przekazać dalej. Praca z seniorami? Na dziś tego nie widzę. A sama taktyka po prostu mnie interesuje, dlatego zwracam na nią uwagę.

Dostałeś we Włoszech dwie czerwone kartki. Obie w dość nietypowych okolicznościach.

Raz też wyleciałem za dwie żółte w samej końcówce, ale bezpośrednio czerwoną dostałem dwa razy. Pierwszą w przedostatnim meczu dla Brescii, gdy graliśmy z Bari. Miałem starcie bark w bark, byłem silniejszy, rywal się przewrócił. Odgwizdano faul, a ja powiedziałem pod nosem „no nie!”. Sędzia uznał, że powiedziałem „no, kurwa, nie!”. Nie wiem, co sobie wymyślił, ale nawet na powtórkach widać było, że tego nie powiedziałem. Miałem być zawieszony na dwa spotkania, skończyło się na jednym.

Drugą czerwoną dostałem niedawno, już w barwach Ceseny. Nasz bramkarz przejął piłkę i pojawiła się dla mnie możliwość na 40-metrowy rajd na skrzydle. Gdy zacząłem biec, przeciwnik mnie złapał. Próbowałem się uwolnić, wykonałem ruch ręką, a gość zrobił scenę. Sędzia dał się nabrać, a późniejsze materiały z powtórkami były kiepskiej jakości. Mogłem pauzować trzy mecze, zawiesili mnie na dwa.

Jacy są włoscy sędziowie?

W Serie B są zdecydowanie bardziej stanowczy niż w Serie A, chętnie rozdają kartki w obu kolorach.

A w porównaniu do naszych sędziów?

W Polsce chyba nie ma takiej niepisanej hierarchii, że doświadczony zawodnik z nazwiskiem może zdecydowanie więcej. We Włoszech jest to dość dobrze widoczne. Tacy piłkarze mogą bardziej krzyczeć i gestykulować, a i tak nie zostaną ukarani.

Zawsze byłeś postrzegany jako porządny i bezkonfliktowy człowiek. Spotykałem się nawet z opiniami, że bywasz aż za grzeczny jak na ten zawód.

I może jest w tym trochę prawdy… Staram się nie być konfliktowy, nie wdaję się w jakieś wojenki, nie chcę być tym najgłośniejszym.

Niektórzy rozpychają się łokciami i dobrze na tym wychodzą.

Pewnie tak, ale nie byłbym sobą, gdybym tak robił. Jeżeli jest problem, wolę go rozwiązać po cichu i sprawiedliwie. Tak jak ci mówiłem, prawda często nikogo nie interesuje. Wszystko zależy od punktu siedzenia. Niektórzy mają predyspozycje, żeby rozpychać się łokciami. Ja o swoje zawsze walczę i nie odpuszczam, ale nie wiąże się to z ustawianiem innych w szatni, bo na ten moment nie czuję się takim autorytetem. Może gdybym strzelał 20 goli na sezon, mógłbym sobie na takie rzeczy pozwolić.

Taka postawa to też dodatkowa presja, zwłaszcza w momentach kryzysowych.

Presja to często dodatkowy bodziec, nie jest aż takim problemem. Chodzi po prostu o to, żeby nie popaść w śmieszność.

To co, następnym razem rozmawiamy już w Serie A?

Tego możesz mi życzyć. Zaistnienie tam jest moim celem.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...