Reklama

San Siro rządzi duch

redakcja

Autor:redakcja

31 stycznia 2018, 16:10 • 11 min czytania 13 komentarzy

W Sensible Soccer, które katowałem całymi dniami u kuzyna, szczytem było kupienie George’a Weaha do Widzewa. Liga Mistrzów, namiętnie oglądana na jedynym poza kasą udanym prezencie komunijnym, to konsekwentne utwierdzanie przekonania, że Milan wielkim klubem jest i basta. Jak na podwórku wyczyściłeś skazaną na stratę gola akcję, to zagrałeś jak Nesta. Jak na boisku ktoś dostawał opieprz, że stoi na sępa, zawsze miał asa w rękawie:

San Siro rządzi duch

– Ja jestem jak Inzaghi.

Dlaczego więc kolejny raz muszę pisać o Milanie ze względu na jego niepewną przyszłość? Dlaczego znowu dałem się oszukać, że już za minutkę, za chwilę, mecze Rossoneri w Champions League będą jak znak jakości?

Wybaczcie, ale muszę zacytować opasłe fragmenty własnego felietonu z 2016. Z perspektywy, felietonu frajersko naiwnego.

Wujku, co to ten Milan? – pyta cię znad Bravo Sportu wchodzący na stojąco pod stół kibic Manchesteru City. Nesta kojarzy mu się tylko z Nestea, Seedorf z lekarstwem na kaszel. I nie ma co się dziwić: czasy, gdy Milan wymieniało się jednym tchem z Barcą, Bayernem, Realem, wydają się odległe jak czasy świetności Just5 i Odry Wodzisław. Rossoneri wypadli z imprezy VIP-ów przez zsyp na śmieci. Wikłali się w stawki poniżej ich godności, a potem blefowali parą dziewiątek. Przegrywali wyścig o Ligę Europy z takimi potęgami jak Sassuolo i Torino, które dawniej robiłby imprezę jeśli od Milanu wyłapałyby tylko 0:3 w cymbał.

Reklama

Ale uwaga uwaga, nadeszła wiekopomna chwila. Wreszcie, po kilku latach – czyli w futbolu po małej epoce – – można napisać o Milanie z optymizmem. (Co za frajer  ze mnie – przyp. LM).

Wiem z doświadczenia, że to podniosła chwila, bo o Milanie pisywałem wielokrotnie. A to dlaczego problemy mają korzenie w słabnącej gospodarce Włoch, a to jak osunęło się finansowo całe miasto. Była baśń tysiąca i jednego beznadziejnego transferu Gallianiego, był Berlusconi wyrzucający kolejnego trenera, który w sumie robił przyzwoitą robotę. Tak w koło Macieju, od tragifarsy przez dramat po czarną komedię – aż do teraz.

Milan w ostatnich latach był klubem, który kierował się – z braku lepszego określenia – polityką imperialną. Sprowadzał najpotężniejsze nazwiska, na jakie było ich stać – prosta, przejrzysta strategia, która dała gablotę tak przepełnioną, że nie zdziwiłby mnie tam widok Pucharu Ekstraklasy i skierniewickiego ZPN.Ale ta strategia ma sens tylko wtedy, gdy jesteś mocarzem. Jak muskuły sflaczeją, to droga donikąd.

Milan długo był marzeniem każdego piłkarza. Szczytem, Himalajami, także finansowymi. Później było ich stać tylko na gwiazdy przyblakłe, jak choćby Ronaldinho, o którym zawsze marzył Silvio, który jest jedną z legend futbolu, ale w czasach przenosin do Włoch był już na znoszącej. Krok po kroku, okienko po okienku, od jednej złej decyzji do drugiej, na San Siro obniżano standardy. Nagle po napięciu wszystkich mięśni, można było tylko ściągnąć wyplutych gdzie indziej Torresów, Cercich i Balotellich. Graczy – w szerokim tego słowa rozumieniu – słynnych, ale będących po drugiej stronie rzeki albo utopionych po czubek nosa w różnorakich problemach.

Mówimy o klubie, który ostatnie sukcesy odnosił na plecach uznanych weteranów, a później zamienił się w dom spokojnej starości. Transfery trzydziestolatków z przeszłością, ale bez przyszłości, w zasadzie mogły być określane zakupem „al’a Milan”.

I wtedy wchodzi Montella, cały na czerwono-czarno. Hej, panowie szefowie, my to chyba mamy całkiem niezłą szkółkę, prawda? Paru od nas coś tam w futbolu osiągnęło, nie? Może ci, którzy teraz są tam najlepsi, nie będą przy Jose Sosie wyglądać jak Łukasik przy Schweinsteigerze?

Reklama

Może jest dość wcześnie by rzucać tak mocne słowa, ale wydaje się, że zatrudnienie Montelli to najlepszy ruch duetu Galliani – Berlusconi w ostatnich latach. Na do widzenia mogą zostawić jakiś kapitał, bowiem Montella zrobił coś więcej, niż tylko pozbierał Milan do kupy – jest na etapie dawania mu nowej tożsamości. Prędko Rossoneri nie będą mogli mierzyć się z gigantami jak równy z równym, ale mogą wrócić na salony w nowej roli, wcale nie wstydliwej: młoda, fajna drużyna, pełna talentów, za które każdy gotów jest rzucić na stół ciężką walizę forsy. To kierunek, w którym zmierzają.

Dlatego paradoksalnie to, co zagraża temu projektowi, to nagły zastrzyk wielkiej forsy. Podobno już zimą Milan dzięki nowym inwestorom ma mieć największą od lat kasę na transfery. Jak szefowie zarządzą, że ich wejście na San Siro ma się odbyć z pompą, to znowu mogą wpaść w pułapkę przepłacania przeciętniaków. Najlepsi nie przyjdą do Milanu, jeszcze nie teraz, więc trzeba będzie wybierać z drugiego szeregu, a potem na nich stawiać kosztem zdolnej młodzieży, która już potrafiła wybić zęby Juve po jakże wymownym golu nastolatka – wychowanka.”

No więc pojawił się wspomniany zastrzyk wielkiej forsy. Zastrzyk, który pod mikroskopem zaczyna przypominać pułapkę.

Transakcja przejęcia Milanu przez Chińczyków śmierdziała od samego początku. Oto pojawia się pan Li Yonghong, o którym w Chinach nikt nie słyszał. To, że nikt o nim nie słyszał, nie jest naturalnie argumentem rozstrzygającym o jego wiarygodności, ale już sam schemat transakcji bardziej przypominał targi o Wigry3 między Sebą a Adrianem, niż kupno wielkiego klubu. Przeanalizujemy fakty:

Wrzesień 2016 roku. Należący do Berlusconiego Finninvest podpisuje wstępną umowę z chińskim Sino-Europe Sports Investment Management Changxing Co., Ltd o sprzedaży Rossoneri. Koszt? Skromne 740 milionów. Pan Li przelewa sto milionów jako depozyt. Reszta kasy miała zostać dosłana do grudnia 2016.

Przychodzi grudzień, pieniędzy nie ma. I nic dziwnego: Sino-Europe Sports, zarejestrowane w prowincji Changxing na nazwisko Chen Huashan, według chińskiego rejestru miało budżet zakładowy właśnie na sto baniek.

Termin kolejnej spłaty wydłużono do marca. Kasa się pojawia, tym razem jednak – według rejestru Hong Kong Companies Registry – jest pożyczona od podmiotu-zagadki zarejestrowanego w raju podatkowym Wysp Dziewiczych, czyli tajemniczej Willy Shine International Holdings Limited. Spłacono ją – według informacji upublicznionych przez Milan – ze środków pana Li, ale też przez firmę zarejestrowaną na Wyspach Dziewiczych, Rossoneri Advanced Co., Ltd.

Screen Shot 01-30-18 at 04.58 PM

Pokręcona struktura właścicielska Milanu

I tak brakowało wciąż od cholery, żeby dobić targu. Li Yonghong reszty nie zebrał i musiał w ostatniej chwili pożyczyć pozostałe kilkaset milionów od funduszu hedgingowego Elliott Management, o którym Rzeczpospolita swego czasu pisała tak:

Jedni – jak prezydent Argentyny – mówią o inwestorach takich jak Elliott, że to fundusze sępy. Inni używają określenia stress fund. Obie nazwy dobrze oddają taktykę ich działania. Takie fundusze wynajdują firmy albo – czasami kraje – będące w kłopotach. Kupują mocno przecenione papiery wartościowe.

Czemu sięgamy tu do prezydenta Argentyny? Bo mający kilkadziesiąt miliardów budżetu fundusz Elliott to gracz takiego kalibru, że nie skupia się tylko na korporacjach. Kilkanaście lat wojował z… Argentyną, która wisiała mu kasę. Potrafił w ramach spłaty długu zająć statek należący do argentyńskiej marynarki. Podobne sprawy miał z Kongo i Peru.

Yonghong podpisał z Elliott pożyczkę na około 11%, ale co istotne, spłata całości musi zostać wykonana w przeciągu roku. Termin minie w październiku 2018. Jeśli Chińczyk nie zgromadzi forsy, Elliott przejmie Milan po znacząco zaniżonej wartości rynkowej.

Li Yonghong w pierwszych tygodniach po transakcji został gruntownie prześwietlony przez New York Times’a. Zaskakująco wiele w jego CV przypomina, jakby zgłaszał angaż do Ocean Eleven, a nie rządów europejską potęgą piłkarską.

MILAN WYGRA DZIŚ Z LAZIO W PUCHARZE WŁOCH? KURS 2.45 W TOTOLOTEK.PL

W 2004 rodzinna firma pana Li, Guangdong Green River Company, nakręciła spiralę inwestycyjną, nabierając pięciu tysięcy inwestorów i gromadząc pokaźny kapitał. W procesie skazano ojca i starszego brata dzisiejszego właściciela Milanu. Li był przesłuchiwany, ale nie został skazany. AC Milan w oświadczeniu napisał, że Li… nie był niczego świadom aż do momentu postępowania.

Gdyby był zawodowym skrzypkiem, może bym uwierzył, że o niczym nie wiedział, bo miał swój świat. Ale facet po dziś dzień robi w tej branży, samemu tkając dziwne finansowe sieci. I tutaj, gdy najbliższa rodzina, stawiała finansową piramidę, akurat zawsze był nieobecny? To się nie trzyma kupy.

Li twierdził, że jego majątek pochodzi między innymi z zarządzania kopalniami fosforu. Kopalnie, o których mówił, były – przynajmniej na papierze – zarejestrowane na Guangdong Lion Asset Management. Guangdong Lion, które przez ostatnie lata co i rusz zmieniało właściciela, a zwykle przechodziło z rąk do rąk… za darmo.

Pierwotnie należało do panów Li Shangbinga i Li Shangsonga, obu pochodzących z tego samego regionu co Li Yonghong. Sam Yonghong swoje udziału w Guangdong Lion sprzedał w 2015 Li Quanru, o którym nie wiadomo nic, a transakcja opiewała na zero dolarów. Trzy tygodnie później Li Quanru także za darmo sprzedał firmę Zhangowi Zhilingowi, o również także nie wiadomo nic.

W maju 2016, dzień zanim Li Shangbing oddał za darmo udziały Guangdong Lion, założył – a jakże – Sino-Europe Sports Asset Management Changxing Company. Dwa dni po nim powstała firma Sino-Europe Sports Investment Management Changxing Company, mająca lokal w tym samym budynku w mieście Huzhou. Guangdong Lion zarejestrowany jest w ekskluzywnym wieżowcu Guanzghou, ale gdy dziennikarze New York Timesa wysłali tam swojego człowieka, okazało się, że nikt nie prowadzi biura, wszystko jest zamknięte, a lokator został wyrzucony za niepłacenie czynszu. Telefon na stronie internetowej prowadził tylko do kobiety, która pomagała ludziom związanym Guangdong Lion w sprawach rejestracji spółki na terenie Chin.

Takich spraw przy panu Li jest więcej. W 2013 zapłacił blisko 100 tysięcy dolarów kary za nieprawidłowości przy sprzedaży udziałów w firmie zajmującej się nieruchomościami. Li tłumaczył, że był nieświadom wszystkich regulacji.  Choć mówimy o milionerze, który mógłby zatrudnić armię księgowych, a nie Januszu wyposażonym w program “Płatnik”. A jednak “nie wiedział”.

Li obiecał też, że po tym jak przejmie klub, w Milan wejdzie więcej inwestorów. Na razie nie pojawił się żaden.

LAZIO WYGRA DZIŚ 1:0 Z MILANEM W PUCHARZE WŁOCH? KURS 9.30

Li tłumaczył, że woli nie pojawiać się na świeczniku, bo przez to czuje się zagrożony, więc korzysta często z pośredników. Poza tym ustawa prezydenta Xi Jinpenga mająca sprawić, by duże pieniądze nie wyciekały z Chin, mogła zmusić do pewnych machinacji, z tej też przyczyny mogły nie wejść dodatkowe podmioty w Milan. To możliwe. Możliwe, że wszystko jest w najlepszym porządku. Ja na pewno nie znam się na świecie wielkiej finansjery i pewnie nigdy się nie poznam. Ale nie czułbym się w pełni komfortowo wiedząc, że wokół najważniejszego człowieka w klubie jest tyle znaków zapytania i niejednoznacznych historii.

Z drugiej strony, transakcja doszła do skutku w oparciu o opinie podmiotów znaczących wiele w świecie dużych pieniędzy:

Dobre referencje Yonghongowi Li wystawił renomowany amerykański bank inwestycyjny Lazard, który zajmuje się doradztwem przy operacjach zakupów na dużą skalę. Lazard dostarczył zarządowi Fininvest oświadczenie następującej treści: “Nie znaleźliśmy nic alarmującego w odniesieniu do pana Li Yonghonga. Posiada on odpowiednie środki finansowe, aby zrealizować operację zakupu klubu”. Oprócz deklaracji Lazarda, w dokumentacji figuruje także certyfikacja włoskiego banku Intesa oraz doradców z grupy Rotschild.

A tu Paolo Scaroni, członek rady dyrektorów AC Milan oraz kilku innych spółek, jak również wiceprezes banku inwestycyjnego Rotschild, w rozmowie telefonicznej dla TeleLombardii:

Refinansowanie? Nie śledzę tej sprawy. To leży w gestii Yonghonga Li, jeśli chodzi o jego zadłużenie, oraz w gestii Marco Fassone, jeśli chodzi o zadłużenie klubu. Nie śledzę tej sprawy z bliska. Teoretycznie refinansowanie jest możliwe, ale nie wiem w jaki jesteśmy punkcie. Termin spłaty Elliotta? Ja umowy między Elliottem a Yonghongiem Li nigdy nie widziałem. Dług trzeba spłacić do października. Nie brałem udziału w negocjacjach, które doprowadziły Yonghonga Li do przejęcia Milanu, ani w negocjacjach z Elliottem. Co Elliott może zrobić, jeśli dług nie zostanie spłacony? Możliwy scenariusz jest taki, ze Elliott sprzeda Milan, aby odzyskać pieniądze. Odbyło by się to na zasadzie aukcji. Klub zostałby sprzedany temu, kto zaoferowałby najwięcej. Elliott zatrzymałby swoją część, a reszta środków trafiłaby do pana Li”.

Tak czy inaczej zupełnie oficjalnie Milan zawarł umowę z firmą doradczą BGB Weston, która ma pomóc w znalezieniu środków refinansowania. W praktyce więc ma znaleźć bardziej wyrozumiałego pożyczkodawcę. Marzeniem jest taki, który pozwoli spłacić Elliotta, a sam rozpisze dług na kilka lat. Na razie mówi się o amerykańskim funduszu Highbridge, kontrolowanym przez holding finansowy JP Morgan.

 

Jak więc do tego wszystkiego ma się wyjątkowa aktywność Milanu na letnim mercato, do której, notabene, właśnie przypieprza się UEFA, grożąc wyrzuceniem z przyszłorocznych pucharów za pogwałcenie wszelkich zasad Financial Fair Play? Wiem, że te same kłopoty miał Inter czy Roma, i nikogo faktycznie europejska federacja jeszcze nie wyrzuciła, więc pewnie skończy się na grożeniu palcem. Ale dlaczego Bonucci i Biglia nie zostali w porę zgłoszeni do jednej z rund LE? Bo Milan nie przedstawił na czas gwarancji finansowych. Ostatecznie je znalazł, ale płatności będzie dokonywał w ratach. Czy ich bezproblemowa spłata była związana z planowaną grą w Champions League, na którą już nie ma szans?

Możliwe, skoro po wydaniu dwustu milionów latem, teraz Fassone udziela takich wypowiedzi:

Jeśli Milan nie osiągnie oczekiwanych przychodów, w tym również tych przewidzianych za udział w Lidze Mistrzów, będziemy musieli zrewidować naszą strategię dotyczące mercato. Ewentualny udział w Lidze Europy oznacza 30 mln mniej planowanych przychodów, a zatem 30 mln mniej do dyspozycji na transfery. Możemy więc także zdecydować o sprzedaży piłkarza, aby zwiększyć budżet na mercato”.

Przed chwilą ura bura ciocia Agata, transfery bijące klubowe rekordy, a teraz nagłe, zdecydowane zaciskanie pasa? Włoska Calcio e Finanza specjalnie przeanalizowała jakie były pierwsze sezony europejskich klubów, które nagle dostawały duży zastrzyk pieniędzy i szastały na rynku transferowym. Efekty zawsze widoczne były najszybciej w drugim, trzecim sezonie, zazwyczaj po kilku latach, by wspomnieć mozolną budowę potęgi Manchesteru City. A jednak w Milanie naprawdę wierzyli, że z miejsca wejdą do Ligi Mistrzów? Choć budowali zespół praktycznie od zera, choć miejsc w Champions League – póki reforma nie wejdzie w życie – jest mało?

Screen Shot 01-30-18 at 04.42 PM

Słynne chińskie przekleństwo mówi: obyś żył w ciekawych czasach. Milan funkcjonuje w ciekawych czasach już bardzo długo, na mój gust – o wiele za długo. Życzyłbym sobie nastania na San Siro czasów nudnych i przewidywalnych, czyli, w pierwszej kolejności, stabilnych.

Ale nie wiem czy Li Yonghong jest ich gwarancją, skoro nawet w kraju, gdzie prasa piłkarska jest doskonale opłacaną świętością, nikt nie jest w stanie ustalić na czym Yonghong się dorobił i czym się zajmuje.

Milanem rządzi duch.

Leszek Milewski

Podziękowania za pomoc Marcinowi DŁugoszowi i redakcji ACMilan.com.pl

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...