3 gole w 11 minut, niewykorzystany karny, trzy interwencje VAR-u, dwie wymuszone kontuzjami zmiany oraz trafienie samobójcze – nie, to nie jest opis wydarzeń z całej serii spotkań czwartej rundy Pucharu Anglii. Aż tyle wydarzyło się bowiem w ciągu zaledwie pierwszych 45 minut meczu Liverpoolu z West Bromwich Albion. Drużyna Grzegorza Krychowiaka schodziła na przerwę prowadząc 3:1 i choć później straciła jeszcze gola, to awansu z rąk już nie wypuściła.
Na takie początki jak w dzisiejszym meczu utarło się mówić, że sam Alfred Hitchcock by tego lepiej nie wymyślił. Przed meczem szanse West Bromu na awans oceniano mniej więcej tak, jak na triumf Leganes na Bernabeu, jednak historia ostatnich dni uczy, że nigdy nie można być niczego pewnym. Początek nie zwiastował jeszcze problemów Liverpoolu, gdyż w 5. minucie Roberto Firmino wyprowadził gospodarzy na prowadzenie ładnym lobem po błędzie Jonny’ego Evansa. The Reds jedynym prowadzeniem w tym meczu cieszyli się jednak zaledwie 71 sekund, gdyż chwilę później wyrównał Jay Rodriguez. W 11. minucie Anfield przecierało oczy ze zdumienia, gdyż za sprawą tego samego zawodnika West Brom wyszedł na prowadzenie, którego ostatecznie nie oddał już do końca. Przy tej akcji warto wspomnieć o udziale Grzegorza Krychowiaka, który zabawił się w środku pola z kapitanem Liverpoolu Emre Canem i dobrym podaniem napędził całą akcję.
Krychowiak semble de retour aux affaires depuis un mois on retrouve peu à peu le Krychowiak vaillant et joueur de Séville pic.twitter.com/aVScGZ8lu3
— Piłka & Nożna (@OwskiMateusz) January 27, 2018
Po mocnym starcie rollercoaster wcale nie zamierzał wyhamować. Do akcji wkroczył świetnie znany z polskich boisk system VAR, którego sędzia Craig Pawson używał w pierwszej połowie aż trzy razy. Najpierw przy pomocy powtórek wideo nie uznał bramki Craiga Dawsona, a później podyktował rzut karny dla Liverpoolu za faul Jake’a Livermore’a na Mohamedzie Salahu. Obie decyzje wydają się być słuszne, jednak gołym okiem widać było, że Anglicy nadal jeszcze uczą się VAR-u. Konsternacja znana z polskich boisk była podwojona, zawodnicy i kibice nie do końca wiedzieli, co się dzieje, a nawet sam sędzia Pawson nie wyglądał na pewnego swoich działań. Ostatecznie VAR utrzymywał Liverpool przy życiu, jednak Firmino marnując jedenastkę odtrącił pomocną dłoń systemu powtórek, który w pierwszej połowie został użyty jeszcze raz. Tuż przed przerwą znowu dobrym podaniem popisał się Krychowiak, który zagrał w pole karne do Dawsona. Ten wstrzelił piłkę w pole karne, która po dotknięciu przez Joela Matipa po raz kolejny zatrzepotała w siatce Liverpoolu. Tutaj nie do końca znamy powód, dla którego arbiter konsultował się z VAR-em, gdyż ani o spalonym, ani o zagraniu ręką nie mogło być mowy, jednak ostatecznie po dłuższej konsultacji The Baggies mogli cieszyć się ze zdobycia trzeciej bramki. Ostatni raz tyle goli wbił Liverpoolowi na Anfield Real Madryt w październiku 2014 roku.
Podbudowani powtórzeniem wyniku Królewskich podopieczni Alana Pardewa w drugiej połowie nie wyglądali na gości, którzy zamierzają się tylko bronić. Nadal groźnie kontratakowali, a zagubiona obrona Liverpoolu przyprawiała swych fanów o palpitacje serca. Fatalnie wyglądał zwłaszcza Trent Alexander-Arnold, a opaska kapitańska na ramieniu Emre Cana również budziła u kibiców uśmiech politowania. Po porażce ze Swansea do ekipy The Reds wróciły stare demony z gier przeciwko teoretycznie słabszym drużynom, a brak Philippe Coutinho znów był bardzo odczuwalny. Jurgen Klopp zareagował zmianami i wpuścił na boisko Jordana Hendersona, Jamesa Milnera i Danny’ego Ingsa. West Brom z minuty na minutę tracił siły i coraz rzadziej zapędzał się pod bramkę słabo dysponowanego Simona Mignoleta. Kiedy na kilkanaście minut przed końcem swoją 25 bramkę w sezonie wbił Mohamed Salah wydawało się, że remis jest już na wyciągnięcie ręki. Kibice na Anfield wstali ze swoich miejsc i z nową nadzieją dopingowali swoich ulubieńców, jednak ku ich rozczarowaniu większość z miliona wrzutek w pole karne padała łupem Bena Fostera.
Jurgen Klopp znów pożegnał się z Pucharem Anglii w czwartej rundzie, a fani Liverpoolu powoli powinni godzić się z myślą, że na trofeum będą musieli poczekać do następnego sezonu. Licznik bije coraz mocniej, gdyż The Reds ostatni raz po puchar sięgnęli w 2012 roku. West Brom pokazał to, z czego jest najbardziej znany, czyli świetną dyscyplinę w defensywie, a nas może cieszyć kolejny dobry mecz Grzegorza Krychowiaka. Do półfinałów na Wembley pozostały im zaledwie dwa kroki…
Liverpool – West Bromwich Albion 2-3 (1:3)
Roberto Firmino 5′, Mohamed Salah 78′ – Jay Rodriguez 7′ i 11′, Joel Matip 45+2′ (samobój)