Sześć tygodni musiał czekać Real Madryt na zwycięstwo w Primera División. Gdyby nie wyjazd na Klubowe Mistrzostwa Świata różnica czasu zapewne byłaby mniejsza (przez to przesunięte zostało spotkanie z Leganes), lecz jak na Królewskich ten okres i tak był wyjątkowo długi. Punkty zabierała Realowi Barcelona, Celta oraz ostatnio Villarreal, a w Copa del Rey nawet Numancia potrafiła stworzyć stołecznej drużynie kłopoty. Z kim jednak Los Blancos mieliby się przełamać jak nie z Deportivo, dla którego szczytem marzeń będzie utrzymanie się w lidze?

Najlepsze możliwe przełamanie – Real zdemolował Deportivo

Nie oznacza to jednak, iż Zidane i jego ekipa mogli wyjść na murawę, by się poobijać, a i tak zgarnąć trzy punkty. Wręcz przeciwnie, podopieczni Cristobala Parralo napędzili gospodarzom strachu, kiedy w 23. minucie wykonywali… Aut. Andone wygrał pojedynek fizyczny z Carvajalem, Lucas Perez wbiegł w pole karne z lewej strony i niemal z linii końcowej dograł futbolówkę do Adriana Lopeza. Takiej patelni nie zmarnowałby chyba nawet Karim Benzema.

Francuza – na szczęście? – Zizou usadził na ławce, by mógł przypatrzeć się, jak Nacho potrafi wykończyć akcję. Oczywiście ironizujemy, lecz przy wyrównującym golu stoper Realu faktycznie zachował się niczym zawodowy snajper. Zgubił krycie, wbiegł w pole karne w drugie tempo i otrzymawszy piłkę od Marcelo wpakował ją do siatki z dużą łatwością. Real cisnął zresztą przez całą pierwszą połowę, by jak najszybciej wyjść na prowadzenie i dopiął swego w 42. minucie. Tym razem Marcelo rzucił w pole karne, podanie zgarnął Bale i schodząc z prawej strony na lewą nogę posłał do bramki Rubena przepiękny rogalik.

Im dłużej trwał mecz, tym więcej chaosu wkradało się w szeregi Deportivo. Z jednej strony nie ma się co dziwić, zwłaszcza że Cristobal musiał na szybko sklejać linię obrony. Z powodu kontuzji wypadli Sidnei oraz Raul Albentosa, do Pumas odszedł Alejandro Arribas. Pozycję stoperów zajęli zatem Fabian Schar i Aldo One, dla którego był to dopiero pierwszy mecz w Primera Division. Ewidentnie brakowało między nimi porozumienia, a i ich koledzy – szczególnie pomocnicy – nie pomagali im w asekuracji. Dowodem na to była akcja, po której gola na 4:1 strzelił Luka Modrić. Chorwat spokojnie nadbiegł przed pole karne i stamtąd technicznym strzałem pokonał Rubena. Wcześniej natomiast drugiego gola strzelił Gareth Bale po dośrodkowaniu Kroosa z rzutu rożnego. Niepilnowany Walijczyk miał wówczas tyle miejsca i czasu, że przed strzałem mógłby sobie jeszcze wypić popołudniową herbatkę, a i tak z łatwością zdążyłby pokonać bramkarza Depor.

Martinez dwoił się i troił na linii, ale sam niewiele mógł zrobić. Choć wcześniej regularnie popełniał wręcz żenujące błędy (jak choćby w spotkaniu z Valencią, gdy piłka wyleciała mu z rąk i wturlała się do bramki), to dzisiejszym występem powinien był zdobyć większe zaufanie Cristobala. Bronił jak natchniony, kiedy główką z bliska uderzał Casemiro oraz Ronaldo, ale w 78. minucie nie miał już nic do powiedzenia w pojedynku z Portugalczykiem. Defensywny pomocnik zapędził się na skrzydło, wrzucił piłkę na długi słupek, a stamtąd Cristiano strzelił na 5:1. Po Bernabeu rozniosło się gromkie „siiiiiiiiiii”, ale równie dobrze kibice Los Blancos mogliby wrzasnąć „nareszcie!”. Sześć minut później wbił gola na 6:1, lecz jednocześnie mocno ucierpiał przy strzale, bo Fabian Schar przejechał mu korkiem po twarzy. Wyglądał jakby był bokserem i właśnie nieźle oberwał, ale to on znokautował Depor. Leżącym dokopał ponownie Nacho, gdy w samej końcówce zdobył bramkę na 7:1.

Gdybyśmy mieli stworzyć ranking najbardziej niedocenianych zawodników we wszystkich topowych europejskich ligach, obrońca Realu śmiało mógłby stać się zwycięzcą takiego zestawienia. Tak, wiemy, to tylko żenujący Blanquiazules, ale akurat Fernandez jest jednym z tych, który w obecnym sezonie niemal zawsze trzyma wysoki, równy poziom. To truizm, banał, ale jako gracz tak wielofunkcyjny i jednocześnie tak przywiązany do białych barw jest dla Królewskich wręcz bezcenny.

A ekipa Cristobala? Cóż, dawno dawno temu mówiło się o tym klubie „SuperDepor”. Teraz do „super” musielibyśmy dodać również „słabe”. Na 10 ostatnich spotkań Galisyjczycy wygrali jedynie jedno. Czy tu trzeba cokolwiek dodawać? Nie obrazilibyśmy się, gdyby Blanquiazules spadli do Segunda División. Nie pokazują nic, za czym można byłoby tęsknić.

Real Madryt – Deportivo La Coruna 7:1 (2:1)
Nacho 32′ 88′ Bale 42′ 58′, Modrić 68′ Ronaldo 78′ 84′ – Adrian 23′

Media: Christophe Galtier zostanie w PSG do końca sezonu

redakcja

Przepiękne City, przepiękny Grealish. Liverpool skapitulował na Etihad

redakcja

Guilherme nie wróci do Legii. Znalazł klub w Brazylii

redakcja

Bramkarz Miedzi zrobił żart kolegom i… odsunął się od piłki [WIDEO]

redakcja

Kucharski: – Lewandowski od pewnego czasu pokazuje trochę lżejsze podejście do meczów w reprezentacji

redakcja

LIVE: Miedź zmierza do I ligi. Korona punktuje rywala

redakcja

Napastnicy a hiszpańska kadra. Wieczny casting, którego końca nie widać

Kamil Warzocha
11

Kessie. Od mema do bohatera

Kamil Warzocha
12

Kręcidło: Koniec ze świętymi krowami. Hiszpanie żegnają się ze złotym pokoleniem

Jakub Kręcidło
5

Europa dla Realu, ale Hiszpania już dla Barcelony?!

Jan Mazurek
64

Cudotwórca z Vallecas. Cieszmy się Iraolą, póki chce mu się pracować

Jakub Kręcidło
7

Kręcidło: Zrozumieć Barcę Xaviego. Dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze?

Jakub Kręcidło
13