Artur „Kornik” Sowiński to były mistrz federacji KSW w wadze piórkowej. Wadze piórkowej, czyli takiej w której, dzień przed walką zawodnicy katują się i odwadniają, by osiągnąć 66 kilogramów lub mniej. I taki lekki jak pióro Artur wyzywał do walki już wszystkich ciężkich, którzy do KSW nie dostali się z uwagi na umiejętności: Pudziana, Popka czy Hardkorowego Koksa.
Wyzywał wilk razy kilka, wyzwali i wilka, albowiem słowacki kulturysta Lubo Slovik wypuścił do internetu film, na którym rozbija arbuzy z podobiznami zawodników KSW, w tym Kornika właśnie, nie szczędząc przy tym niepochlebnych komentarzy. Od słów do czynów nie było daleko i w ekspresowym tempie obie strony ustaliły walkę na zasadach K-1. Walkę, która odbędzie się jutro.
Postanowiliśmy zatem poprosić o kilka słów komentarza nie tylko na temat walki z kulturystą, ale również jego wojowniczej przyszłości.
Artur, ja jestem przekonany, że ciebie wszyscy pytają o to, że gdzie upatrujesz swojej szansy z większym przeciwnikiem, ale ja mam trochę inne podejście do tematu. Twój oponent nie ma na koncie żadnej zawodowej walki, nie będzie Ci głupio iść i zbić amatora?
Wiesz co, dla obu z nas to będzie debiut w formule K-1. I tak jak w MMA uważam siebie za ogromnego faworyta, bo myślę, że moje doświadczenie spokojnie zniwelowałoby różnicę w kilogramach, która nas dzieli, to w K-1 tak pewny swoich umiejętności nie jestem. Ale… (śmiech) Liczę na dobrą zabawę.
No dobra, ale tak szczerze – myślisz, że on ci jest w stanie zagrozić w jakikolwiek sposób? Czy jest jakakolwiek szansa, że ma kondycję, ducha walki – to wszystko, co wyrabia się przez lata na sali? I jeszcze zasady K-1, więc nie ma możliwości, by np. przygniótł cię do ziemi ciałem i tam pracował łokciami na twojej głowie.
No właśnie na zasadach K-1 widzę jego szanse. Tutaj nie mogę mu zaskoczyć za plecy, jak na przykład Kleber Kornikowi w trzeciej rundzie*, tylko tutaj niestety muszę z nim cały czas wymieniać ciosy – a nie ukrywam, wyłapać po łbie od 120-kilowego chłopa, no to może się to skończyć dla mnie pierwszym nokautem w mojej karierze.
*w ostatniej swojej walce na KSW 41, Artur został poddany duszeniem zza pleców przez Klebera Koike-Erbsta, w konsekwencji tracąc szansę na odzyskanie pasa mistrzowskiego w kategorii 66kg
Ale nie boisz się?
(Artur wydaje pomruk, który oznacza „tak średnio”, po czym robi pauzę na zebranie myśli.)
Wiesz, nie ma strachu. Wiadomo, że jestem mniej pewny niż przy MMA, ale ja zawsze chciałem się bić z wielkimi chłopami, więc traktuję to – przynajmniej częściowo – jako spełnienie marzeń. Nie będę też ukrywał, nie jestem jakoś super przygotowany do tej walki, ze względu na to, że klepnęliśmy ją na trzy tygodnie przed galą. Trzytygodniowy okres przygotowawczy, to nie jest okres przygotowawczy, a należy jeszcze wziąć pod uwagę, że wkroczyłem do niego nie po treningach, a po roztrenowaniu po walce w KSW, potem były święta, sylwester…
No wiadomo, tydzień przepłynął bardziej na jedzeniu słodyczy i pizzy oraz równie słodkim nicnierobieniu. Inaczej sobie wyobrażałem to swoje starcie ja kontra olbrzym – na innych zasadach, po innym okresie przygotowawczym – ale cieszę się, że przynajmniej taka walka jest.
To jaka jest taktyka? Kopiesz mu nogę i obijasz korpus, aż opadnie z sił, czy coś innego?
Tak, nie ukrywam, że liczę na to iż chłop po prostu spuchnie szybko i nie będzie tytanem kondycji. Ale wiem, że jest na pewno bardzo sprawny, bo widziałem filmik na którym on robi salto w tył, a przyznam się, że takiego tricku to sam nie potrafię wykonać, mimo że nie mam 120 kilo do noszenia (śmiech). Raczej go nie znokautuję, chyba, że te ręce na tyle zacznie opuszczać, że dam radę sprawić, że jakaś mocniejsza kombinacja ciosów dojdzie mu do głowy. Ale takie zabawy to na mocno zmęczonym przeciwniku, a zanim on się zmęczy to muszę narzucić jakieś dobre tempo, wymusić pewną presję, żeby zdążył się zasapać w ciągu tych trzech rund.
A dlaczego zgodziłeś się na tę walkę w tym momencie? Przecież spokojnie mogłeś się z nim zmierzyć w dogodniejszym terminie?
Wiesz co? Szczerze mówiąc, to kuj żelazo póki gorące. Spodobał mi się pomysł, pomimo tego, że wszyscy z mojego najbliższego grona byli na nie, czy to sztab trenerski, czy rodzina, ale jak to mówi Różal: „Hej przygodo!”. Jestem zawodnikiem, a zawodnik się bije. Zawsze chciałem stoczyć taką walkę, a jesteśmy wstępnie umówieni na rewanż w MMA, niezależnie od wyniku. W ogóle ja zgadzając się na tę walkę myślałem o MMA, ale ponieważ walczymy w Irlandii, gdzie przepisy odnośnie tej dyscypliny są bardzo restrykcyjne, to nie zdążylibyśmy zrobić do gali wymaganych badań.
A jak się czujesz psychicznie po ostatniej porażce na KSW? I jakie dalsze plany odnośnie walk dla tej federacji?
Na tę chwilę to ja nawet jeszcze nie przeanalizowałem walki z Koike, więc temat KSW zostawiam już na po walce ze Slovikiem. Na marcową galę KSW się pewnie nie załapię, bo tam jest już pełna rozpiska, kolejna gala jest pewnie w maju, czyli jest jeszcze bardzo dużo czasu żeby myśleć, żeby planować. Jest tyle opcji, że jeszcze czas pokaże.
Jak zapatrujesz się na walkę z Romanem Szymańskim, bo nie ukrywam, że jest to dość naturalne zestawienie i jedna z trzech walk w polskim MMA, które zobaczyłbym najchętniej. Tylko wy się chyba lubicie, więc pytanie czy nie byłby to dla ciebie problem?
Tak, osobiście bardzo go lubię, co nie zmienia faktu, że ani z mojej strony, ani ze strony Romka nie powinno być problemu, by tę walkę stoczyć. Jak wspomniałem – jestem fajterem, a pracą fajtera jest się bić.
Wracając do dużych chłopów – mam jeszcze dwa nazwiska, chciałbym żebyś się odniósł do tych propozycji. Zważając na to, że bijesz się teraz w K-1, to jest w Polsce człowiek, który w MMA już walczył, a teraz dzierży tytuł Mistrza Europy K-1 federacji WKU. Czy wiesz o kim mowa?
Nie. Musisz mi mówić bez zagadek, bo jestem zmęczony po treningu.
Chodzi o Marcina Najmana.
(Śmiech)
Ale nie śmiej się, słuchaj – dla mnie osobiście walka z kimś, kto się nigdy nie bił to pójście na łatwiznę. Nigdy nie biłem się z człowiekiem 40 kg cięższym od siebie, ale wychodzę z założenia, że mimo twojego respektu, to ty tego Lubo po prostu okopiesz, a jak opadną mu ręce to go zbijesz. Nie widzę innego scenariusza, no przepraszam…
Dobra, a widziałeś wygraną walkę Boba Sappa – który jest kompletnie nikim – z Ernesto Hoostem, legendą, profesorem jeżeli chodzi K-1? A Bob Sapp jest po prostu futbolistą, dużym człowiekiem, który teraz jeździ, daje się obijać i poprawia ludziom rekordy. Ale sam ma w swoim rekordzie Hoosta i może się na tym wozić. Naprawdę nie lekceważmy tej przewagi w kilogramach, to raz, a dwa, że nie lekceważyłbym też jego umiejętności, bo widziałem filmik na którym robi tarcze i wygląda to całkiem przyzwoicie. Powiedziałbym, że lepiej niż panowie celebryci walczący na KSW. Więc stopowałbym cię z tym lekceważeniem Lubo, ale tak, tak: oczywiście, że powinienem to wygrać. O ile nie wyłapię jakiegoś cepa, który sprawi, że moja głowa wyląduje w drugim rzędzie. Nadal: faworytem jestem ja.
No to co myślisz o pomyśle walki z Marcinem Najmanem, bo myślę, że jest to rywal, który podobałby się i ludziom, i właścicielom KSW również. Marcin swoje jednak w życiu przewalczył – rekord ma w boksie dodatni, w K-1 również i możesz nie mieć dobrej opinii o jego umiejętnościach, ale nie można mu odmówić doświadczenia.
Powiem tak: widzę siebie w takim starciu jako faworyta, ale uważam, że odkąd Marcin Najman zniknął z polskiego MMA, to polskie MMA absolutnie nic nie traci i absolutnie nie chciałbym być osobą, która wprowadzi go tam z powrotem. Myślę, że środowisko miałoby mi za złe, że powrót Marcina Najmana jest spowodowany moją osobą (śmiech). Tam widzę, że całkiem dobrze mu idzie jako organizatorowi, jako zawodnikowi też, bo z tego co wiem, to organizuje sobie gale, potem wygrywa na nich walki, więc może niech przy tym zostanie.
Okej. A jeszcze z polskiego podwórka… Tyberiusz Kowalczyk. Wyzywałeś do walki Pudziana, ale z racji wieku Mariusza i tego, że idzie w stronę pasa to chyba już te drzwi są zamknięte. Co myślisz?
Nigdy nie rozważałem Tyberiusza jako przeciwnika. Więc może poczekajmy na mój wynik walki z Lubo, a potem będę wyzywać do walki wagę ciężką i będę po kolei odprawiał co większego chłopa (śmiech).
To czy możesz to obiecać swoim kibicom, że jeśli wygrasz walkę z Lubo to będziesz przynajmniej raz do roku walczyć z chłopem większym od siebie?
Jeśli wygram walkę ze Slovikiem, albo przynajmniej się w niej dobrze pokażę to obiecuję, że przynajmniej raz na pół roku będę chciał się bić z jakimś ogromnym facetem, bo do tych walk nie muszę pilnować wagi, więc – jeśli tylko nie miałbym dużych obrażeń – to takich walk mógłbym stoczyć nawet 4 w roku.
Marcin Najman w żaden sposób nie odniósł się do słów Artura Sowińskiego, jak również nie odpowiedział na pytanie, czy jeśli Kornik nie chce zaprosić go do MMA, to on sam zaprosi Kornika do ringu na walkę w formule K-1.
Ale coś mi się wydaje, że na tym wspólna historia obu panów się nie zakończy.
Rozmawiał Maciej Twarowski (którego możecie odnaleźć W TYM MIEJSCU)
Fot. fanpage Artura Sowińskiego