Gdyby Boca Juniors porównać do kobiety, jej związki z Carlosem Tevezem byłyby dobrym scenariuszem na operę mydlaną. Apacz i Xeneize rozchodzą się i schodzą w najlepsze. Kilka dni temu napastnik wrócił na Bombonerę po raz trzeci w swojej karierze. Kiedy odchodził w 2016 roku, klub wręcz odetchnął, bo żeby utrzymać napastnika stworzył komin płacowy, który zrujnował cały budżet. Część fanów miała mu to za złe, jednak znakomita większość rozumiała – tak po prostu trzeba było zrobić dla dobra wszystkich.
Transferowi Apacza do Shanghai Shenhua towarzyszyło sporo szumu medialnego, a także kibicowskiego. Po pierwsze zwracano uwagę na pensję Argentyńczyka, tak wysoką, że pewnie gdyby nie konta bankowe część fortuny zgniłaby mu w domu jak niegdyś Garrinchy. Donoszono, iż w Chinach Tevez kasował – proszę, usiądźcie najpierw – około 630 tys. funtów tygodniowo. A witano go tak:
📷 | The arrival of Carlos Tevez today was cause for some intense moments at Shanghai airport. These fans came prepared.#CSL 🇨🇳 pic.twitter.com/sAU4MAQ3K4
— FCInsider (@followFCInsider) 19 stycznia 2017
O tym, że Apacz chce wracać do domu wiadomo było od dawna. Zresztą, w jego przypadku to stała śpiewka. Szczególnie marudził za czasów gry w Manchesterze City, a bronił go wówczas Roque Santa Cruz. – On pragnie być wśród swoich, w Argentynie, gdzie mieszka jego rodzina. Kiedy czujesz, że ojczyzna cię wzywa, potrafisz rzucić wszystko byleby do niej wrócić – opisywał Paragwajczyk. Tęsknota Buenos Aires i bliskimi również tym razem stanowiła główny powód, dla którego nasz bohater zdecydował się na opuszczenie Szanghaju. Pół roku walczył, by uwolnić się z kontraktu. – To trudne, bo moja umowa jest dość skomplikowana. Chińczycy nie są głupi – mówił Tevez latem 2017 roku.
Głupi nie, ale wkurzeni i rozczarowani już na pewno. Zamiast superbohatera do Shenhua dołączył bowiem „very homesick boy”, jak prześmiewczo nazywali go kibice. Zawiódł na całej linii, bo strzelał mało (oczekiwania były większe niż 4 gole w 20 meczach) przez co zamiast do mistrzostwa poprowadził Shenhua do 11. (na 16) miejsca w lidze. W Szanghaju marzą, by strącić Guangzhou z tronu. Ekipa z Kantonu wygrywała chińskie rozgrywki przez 7 sezonów z rzędu, podczas gdy „Kwiat Szanghaju” ostatni raz tryumfował w 1995 roku.
Tevez w Chinach mocno się alienował. – Język jest skomplikowany, wiadomo. Jedzenie też mu nie smakowało. Gdy Carlitos tutaj przyjechał, na początku prawie nic nie jadł! Któregoś razu robiliśmy grilla, zaprosiliśmy go, ale żeby przyszedł musieliśmy nie przygotowywać żadnych lokalnych dań – mówili Fredy Guarin oraz Giovanni Moreno, klubowi koledzy Apacza, a także jego ówczesny trener, Gustavo Poyet.
– Byłem tam przez 7 miesięcy. Czułem się jak na wakacjach, więc słusznie mnie krytykowano. Nie grałem na odpowiednim poziomie. Na boisku często zadawałem sobie pytanie: „co ja tutaj robię?” – opowiadał napastnik. – Chińscy piłkarze nie są naturalnie utalentowani tak jak południowoamerykańscy czy europejscy. Nawet za 50 lat nie będą w stanie rywalizować na wysokim poziomie – oceniał. Jeśli Xi Jinping, sekretarz generalny Chińskiej Republiki Ludowej, przeczytał wypowiedź Teveza, pewnie szlag go trafił, wszak marzy mu się utworzenie z Państwa Środka futbolowej potęgi, a także organizacja mundialu.
– To była szansa, której nie mogłem przegapić – powiedział na prezentacji po tym jak trzeci raz w karierze dołączył do Boca Juniors. W 2016 roku także mówił o ofercie nie do odrzucenia ze strony Xeneize, a jeszcze rok wcześniej zadeklarował, że w tych barwach chciałby zakończyć karierę. Ile czasu wytrzyma na Bombonierce tym razem? Przeznaczona para zeszła się ponownie, planowo na 2 lata. Seriale mają jednak to do siebie, że często zawierają zwroty akcji.