Reklama

Wierzę, że Bóg słucha

redakcja

Autor:redakcja

25 grudnia 2017, 12:09 • 16 min czytania 46 komentarzy

Nawet jak ukradli mu Hondę Civic, uznał, że to miało go czegoś nauczyć. Na ręce nosi różaniec i nie wstydzi się wiary. Młodszym kolegom pomagał w lekcjach, pracuje z trenerem mentalnym. W knajpie zamiast piwa zamawia herbatę zimową, a zamiast nocnych szaleństw marzy o rodzinie i stabilizacji. Przed meczem prosi Boga wyłącznie o zdrowie, bo reszta jest w jego nogach.

Wierzę, że Bóg słucha

Dwudziestoletni Adam Ryczkowski to przykład nowego pokolenia polskich piłkarzy, którzy mają wielką świadomość celu, a także tego, że sportowiec powinien być wzorem dla innych. Zapraszamy.

***

Wierzysz w talent?

Tak. Wierzę w to, że niektórzy mają go więcej, inni mniej. Ale wszystko i tak ostatecznie zależy od podejścia. Najważniejsza pozostaje ciężka praca, ona uruchamia talent.

Reklama

A czym twoim zdaniem jest talent?

Wrodzoną umiejętnością, którą dostaje się od Boga. Jestem wierzący i uważam, że Bóg daje talent, chcąc, by dany człowiek poszedł w tym a nie innym kierunku.

Uważasz, że Bóg ma na ciebie plan?

W jakiejś części. Na pewno jest bardzo ważny w moim życiu. Wierzę, że słucha. Wiadomo jakie potrafi być otoczenie. Niektórzy śmieją się z wiary, względnie można wyczuć u nich lekceważący stosunek. Odczułem to nie raz, choćby gdy ktoś patrzy na to, że noszę różaniec na ręce. A ja z nim czuję sie pewniej. Wierzę, że to mi pomaga. Dostałem go od mamy przed pójściem do Suwałk.

Byłeś w trudnej sytuacji, że akurat wtedy ci go dała?

Nie, po prostu chciała, żeby ktoś nade mną czuwał. Zna mnie i wie, że nie zboczę na złą drogę.

Reklama

Przed meczem zmawiasz modlitwę?

Jak wchodzę na boisko, żegnam się. Chwilę mówię do siebie. Proszę o zdrowie, bo reszta zależy ode mnie.

Czułeś kiedyś namacalnie obecność pana Boga?

Osobiście nie, ale mam bliskich znajomych, którzy mieli takie historie. Choćby jeśli chodzi o obecność kogoś po śmierci. Kuzynowi zmarł jego tata, który ukrył wcześniej w domu majątek, ale nikt nie wiedział gdzie, bo zmarł nagle. W nocy z jednej z szafek dobywały się dziwne odgłosy. Tak jakby ktoś domagał się, by ją gruntownie przeszukać. Znaleźli wszystko tam. Ktoś może nie wierzyć w takie opowieści, ale ja słyszałem ich dostatecznie wiele, w dodatku od zaufanych osób.

Byłeś ministrantem?

Byłem w dzieciństwie, gdy mieszkałem w Miedznie, gminnej miejscowości sto kilometrów od Warszawy. Normalna rzecz – przychodzisz, pomagasz księdzu przy mszy. Mama zachęciła żebym poszedł, brat chodził, tata kiedyś też, więc to niemal tradycja rodzinna. Przestałem dopiero, gdy wyjechałem do Warszawy, ale tu z kolei mieszkałem w bursie salezjańskiej, więc znowu, obok świeckich wychowawców byli też księża.

Spowiadasz się regularnie?

Tak, staram się.

Kiedy byłeś ostatnio?

Miesiąc temu. Teraz przed świętami też pójdę (rozmawialiśmy na początku grudnia – przyp. LM).

Czy piłkarz spowiada się z fauli?

Spowiedź to spowiedź, nic ci nie powiem. Ale kwestie meczowe zdarzają się.

Przenosiny z Miedzna do Warszawy nie były dla ciebie szokiem?

Miedzna to mój dom i zawsze będzie. Może dla kogoś to nieciekawa miejscowość, jedna z wielu, ale dla mnie to ładne i ważne miejsce. Mieliśmy 4-5 zawodników i pod okiem trenera Waldemara Salacha stworzyliśmy świetny zespół. My, chłopaki z gminy, ogrywaliśmy na przykład Jagiellonię – pamiętam Bartka Drągowskiego, jeszcze grał w polu i walił z połowy bramki. Graliśmy jak równy z równym z Legią czy Polonią, dostawaliśmy powołania do kadry Mazowsza. Później trafiłem do akademii Żmudy. Rok tata woził mnie do Warszawy, półtorej godziny w jedną stronę, nawet trzy razy w tygodniu. Miałem od zawsze w rodzicach wielkie wsparcie. W pewnym momencie jednak rozstaliśmy się ze względów, o których nie chcę mówić. Płakałem, byłem dzieckiem, nie rozumiałem dlaczego to się stało, miałem poczucie niesprawiedliwości. Ale wieczorem przyszła mama i powiedziała, że myślała o wszystkim i widzi, że chcę grać. Niech sobie wybiorę – Polonia czy Legia. Bo będę grał.

I wybrałeś Polonię.

Znałem tam więcej zawodników. Trener kojarzył mnie z kadry Mazowsza. Po trzech treningach mnie przyjęli.

Kibicem nie byłeś.

Lubiłem Liverpool i Fernando Torresa. Mieszkając w Miedznej ciężko było poczuć klimat kibicowski, zajarać się na przykład Legią.

Mama nie miała oporów? Szósta klasa podstawówki, a ty zostawiasz rodzinny dom.

Nie, wierzyła, że sobie poradzę i to właściwa droga dla mnie. Ciężki był pierwszy moment, gdy mnie zostawili w bursie i odjechali. Siedziałem sam w pokoju. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nawet trochę się bałem i zadzwoniłem do mamy. Powiedziała, żebym poszedł do wychowawców. Tak zrobiłem i jakoś to poszło. Problemem było to, że w bursie nie miałem rówieśników, tylko starsze chłopaki i to o kilka lat. Ale później dowiedzieli się kim jestem, doceniali co robię, graliśmy też mecze na salce praktycznie codziennie, co pomagało w integracji. Poza tym głównie słuchałem co mówią. Jestem typem obserwatora. Obserwuję, wyciągam wnioski, może nawet czasem za szybko kogoś ocenię. Ale nie pcham się na siłę w towarzystwo. Chcę otaczać się osobami, które maja na mnie pozytywny wpływ. Jak rozmowa z kimś nie sprawia mi radości, jak ktoś jest arogancki, nieuczciwy, kręci z ciebie bekę, to go unikam i tyle.

Ktoś cię kiedyś oszukał?

Tak, nie raz. Coś się pożyczyło, nie oddał. Choćby korki w bursie. Unikał tematu, nie odbierał telefonu.

Te korki wciąż są u niego?

Tak.

Może czeka aż zrobisz karierę i wtedy sprzeda z zyskiem na Allegro.

Być może. Niby drobiazg, ale nienawidzę tego.

Później w internacie pomagałeś młodszym chłopakom w lekcjach.

Gdy przyszły roczniki 99 i 00. Nie miałem najgorszych ocen, więc jak mogłem komuś pomóc, pomagałem. Nie chciałem być wobec młodszych taki, jak niektórzy są i byli, także wobec mnie. Zamknięci na pomoc, olewający, wiadomo jak potrafi być.

Jakie jest środowisko piłkarskie twoim zdaniem?

Wiadomo, że ciężkie i wszystko trzeba sobie wywalczyć, udowadniając swoją wartość.

Alergicznie reagujesz na szyderkę w szatni?

Nie, nie o to mi chodzi. Szyderka jest potrzebna, buduje atmosferę. Pamiętam w Suwałkach był chłopak, który miał podpisany kontrakt z Nike. Przyszła do niego paczka. Chłopaki otworzyli, wyjęli te buty, a wsadzili jakieś stare znoszone. Nie ma w tym niczego toksycznego. W I lidze widzę jak inna potrafi być atmosfera, gdy jest dużo polskich piłkarzy. Zarówno w Wigrach, jak i teraz w Chojniczance, wszyscy są blisko siebie. W Ekstraklasie wiadomo jak jest – więcej obcokrajowców. Pół na pół praktycznie. Bywa różnie, to wiem z opowieści, bo w Legii akurat wszyscy stranieri byli mili.

Ale to jednak inny klimat, niż gdy urzędowym w szatni jest angielski.

Ktoś coś mówi, nic nie rozumiesz. Nie wiesz co powiedział. Bywa dziwnie.

Gdy przechodziłeś z Polonii do Legii, nie miano do ciebie problemu?

Nie, Polonia właśnie spadała. Pamiętam tylko jeden zły wpis na Facebooku. Pewnie niektórzy chcieli, żebym poszedł do Anglii, może wpadłyby dla KSP jakieś pieniądze, a tak z Legii nie dostali nic.

Trzech Polaków, którzy mieli iść do Blackburn, ale z różnych przyczyn nie poszli: Citko, Lewandowski, Ryczkowski.

Pojechałem tam dwa razy, pierwszy raz z Bartkiem Drągowskim. Za pierwszym razem zagrałem sparing z Reading, strzeliłem bramkę. Za drugim razem graliśmy z Arsenalem, wygraliśmy 3:1. Baza fantastyczna, u nas seniorzy nie mają takiej, jak tam juniorzy. Mnóstwo fizjoterapeutów, wszystko dopięte na ostatni guzik. Nic tylko się rozwijać. Miałem piętnaście lat. Mieszkałbym z angielską rodziną i trenował w swoim roczniku.

Dlaczego tam nie trafiłeś?

Długo chciałem. Tata też chciał, żebym złapał byka za rogi. Mama… wiadomo, jak to mama. Myślę, że nie chciała powiedzieć co sama myśli, bo przede wszystkim chciała, żebym zdecydował sam. Dwa tygodnie przed wyjazdem podjąłem decyzję, że chcę zostać w Warszawie.

Co zdecydowało?

Nie byłem gotowy mentalnie. Nie byłem gotowy zostawić wszystkiego.

Żałujesz czasem?

Jest za wcześnie, żeby czegoś żałować.

W Legii błyskawicznie poszedłeś w górę.

Pół roku w juniorach. Pół roku w rezerwach. Potem pierwsza drużyna, debiut, gol w debiucie. Co tu kryć – nie spodziewałem się, że tak to szybko pójdzie. Potrzebny był jeden dodatkowy gracz na treningu seniorów, byłem już u trenera Magiery w “dwójce” i zadzwonił do mnie. Potem trener Berg zapraszał mnie coraz częściej i wypadałem nieźle.

Miałeś siedemnaście lat i wychodziłeś w pierwszym składzie Legii na mecze Ekstraklasy. Nie gniotła cię presja?

Nie, miałem dobry początek, ale grałem w kratkę. Raz lepiej, raz gorzej. Jakby nie patrzeć, dziewięć meczów w lidze, dwie bramki. Jedna dodatkowo w Superpucharze. Dużo jeździłem też na ławkę.

Na Ruchu skandowano twoje nazwisko.

Tak robią kibice Legii po strzelonej bramce. Ja tego nawet nie słyszałem.

Wyłączasz się podczas meczu?

Nie słyszę otoczenia. Skupiam się. Nie wiem co się dzieje na trybunach, nie interesuje mnie to. Teraz pracuję z trenerem mentalnym by jeszcze wyostrzyć koncentrację.

Boruc mówił, że podczas niektórych meczów funkcjonował jak maszyna. Zero emocji, myśli.

Na boisku zapomina się czasami o wszystkim, także o tym, co się działo poza boiskiem.

Ale pokutuje opinia, że życie prywatne, jeśli nie jest poukładane, może wpłynąć na boiskową dyspozycję.

Nie podczas meczu, ale możesz być przez to gorzej do niego przygotowany. Choćby nie możesz zasnąć bo się czymś martwisz. Gorzej jadasz, mniej przykładasz się do treningów. To odbije się na formie.

Jaka jest właściwa mentalność meczowa?

Dla mnie wynika ze skupienia. Dużo rzeczy sobie też wizualizuję, to teraz popularne narzędzie i widzę jak mi pomaga. Stawiam siebie w różnych sytuacjach boiskowych. Siłą jest szczegół: wyobrażam sobie w jakich koszulkach wystąpi rywal, w jakich my. Nie wszystkie stadiony pierwszej ligi znałem, więc czasem szukałem w necie zdjęć, by lepiej sobie wyobrazić siebie na nim. Jestem skrzydłowym, wyobrażam sobie więc jak schodzę z piłką do środka ze strzałem, jak drybluję. Na własnej skórze odczułem, że mózg oswaja się z taką sytuacją i choć robisz coś pierwszy raz, pojawia się pewien automatyzm, co przekłada się na większą pewność. Do tego w zanadrzu mam kilka innych ćwiczeń, choćby oddechowych, mających na celu uspokojenie organizmu. Boiskowa pewność siebie pojawia się zresztą sama, jeśli wiesz, że jesteś dobrze przygotowany, zadbałeś o dietę, regenerację. Robię też trening prewencyjny przeciw kontuzjom. W Chojniczance jest wszystko na wysokim poziomie jeśli chodzi o odżywki i jakość ćwiczeń, przyznam, że byłem nawet zaskoczony taką świadomością. Ale to się zmienia wszędzie w Polsce, nie tylko u piłkarzy.

Aplikujesz sobie dodatkowe treningi?

Zależy. Trenujemy ciężko, trener nie pozwala na więcej. Chce, żebyśmy odpoczęli.

A jakbyś chciał po treningu ćwiczyć rzuty wolne?

Nawet chciałem, ale trener powiedział, żebym odpoczął, bo zaraz mecz. Może rzeczywiście parę lat temu za dużo trenowałem, za bardzo chciałem i to odbiło się na moim zdrowiu, bo miałem problemy przeciążeniowe.

Z drugiej strony, na ile to twoje decyzje doprowadziły do tego, że się przeciążyłeś? Z jednej strony mamy przypadek Piotra Matysa, który przez bycie powoływanym na wszystkie drużyny w klubie i kadrze grał blisko 80 meczów rocznie, z drugiej Gracjana Horoszkiewicza, którego chorobliwa ambicja doprowadziła nawet do nocnych treningów.

Po roku w seniorach zaczęły pojawiać się problemy, pewnie za szybko przeszedłem z obciążeń juniorskich na seniorskie. Nie znałem odpowiednio swojego ciała, mogłem robić inne ćwiczenia, a robiłem za dużo niepotrzebnych. Teraz to wiem, znam sam siebie, rozumiem co potrzebuję sobie aplikować.

Nie uważasz, że w Legii powinni wiedzieć, że jesteś nastolatkiem i pilnować, żebyś nie przesadził?

Byłem ambitny. Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Nie myślałem o konsekwencjach. Potem przez rok każdego dnia wstawałem z bólem spojenia łonowego oraz okolic miednicy.

Nieustannie towarzyszył ci ból?

Tak. To psychicznie wykańczające. Były mecze, kiedy nie mogłem zagrać bez tabletek przeciwbólowych. Codziennie leżałem na stole, przechodziłem różne zabiegi, stosowałem zalecane ćwiczenia. Ale w końcu powiedziałem pas. Chciałem iść na operację.

Z inną świadomością wychodzi się na boisko, gdy wiesz, że jesteś zdrowy i w pełni sił, a z inną, gdy wiesz, że jedziesz tylko dzięki tabletkom.

Po meczu odpoczywałem, tydzień przerwy, znowu coś, znowu stół. Niszczyło mnie to, nastąpił zjazd formy. Po operacji czekała mnie długa rehabilitacja.

Miałeś chwile zwątpienia?

Nie. Nigdy.

Nawet Robert Lewandowski miał. Dawał sobie ostatnie pół roku, jakby nie wypaliło, rzuciłby futbol.

Dlatego zacząłem wtedy pracę z trenerem mentalnym.  W dobrym momencie przyszła też młodzieżowa Liga Mistrzów. Fajne mecze, wrócił rytm. Jeździliśmy bez kompleksów, oni byli może odrobinę lepsi, ale z drugiej strony mieliśmy dość sytuacji i inicjatywy, by coś w tych rozgrywkach ugrać. Po meczach czuliśmy wielki niedosyt. Ale to doświadczenie dało pewność, że skoro z dużymi markami gramy jak równy z równym, to stać nas na wiele. Było to wówczas dla mnie bardzo istotne.

Ale Wigry nie okazały się przełomem.

Za późno tam trafiłem, byli po ciężkim obozie przygotowawczym, na który się nie załapałem. Drużyna się wykrystalizowała, a ja nie byłem przygotowany tak, jak tego chcieli. chodziłem na końcówki. Wróciłem do Warszawy. Mogłem zostać w Legii i grać w rezerwach, czyli pozostać w strefie komfortu.

Ale do rozwoju potrzeba wyzwań i poszedłeś do Chojniczanki.

Jestem wypożyczony. Wiele osób o tym nie wie. Wchodzę w internet, sprawdzam zakładkę: wypożyczeni. Nigdy mnie nie ma. A mam kontrakt z Legią na rok. Wypożyczenie też jest na rok. Zobaczymy co się zdarzy. Czuję się świetnie, mam za sobą dobrą rundę.

Czego się spodziewałeś po wyjeździe do Chojnic?

Nie spodziewałem się, że może być tak dobrze.

Czyli miewasz kryzysy wiary w siebie.

Człowiek czasem za dużo pytań sobie stawia przed podjęciem decyzji. A co jak znowu w Chojnicach będę miał gorsze pół roku? Gdzie wyląduję? To są tego rodzaju myśli. Pomogła mi książka „Kto zabrał mój ser?”, ucząca fajnego podejścia do życia, oczywiście opierająca się na metaforze.

W klubie dali mi mocno odczuć, że bardzo mnie chcą i na mnie liczą. Dla wielu klubów byłem tykającą bombą, nie chcieli mnie, choćby w Suwałkach. A tutaj od razu wierzono, że Ryczkowski może pomóc. Piłkarz to czuje i ma potrójną motywację, żeby się odwdzięczyć.

Jaki twoim zdaniem jest poziom I ligi?

Dominuje siła fizyczna i determinacja. Paradoksalnie lepiej mi się grało w Pucharze Polski z Górnikiem, czyli z ówczesnym liderem Ekstraklasy. Było więcej miejsca, większa kultura gry.

Nie uważasz, że w dzisiejszych czasach piłkarz nie ma prywatności? Widziałem zdjęcie lechity jedzącego pizzę i wokół tego małą aferkę w środowisku. Poszło to w drugą stronę w porównaniu do szalonych lat dziewięćdziesiątych, gdy piłkarz mógł wszystko.

Trzeba uważać. Każdy piłkarz ma z tyłu głowy myśl: a co jeśli zrobię coś głupiego? Lepiej odpocząć w domu. To jest chore czasami, ludzie nie rozumieją, że piłkarz też człowiek. Potrzebuje chwili dla siebie. Możesz zjeść coś normalnego po meczu, pilnujesz diety, wiesz jak to na ciebie wpłynie. Niektórzy są zawistni. Chcą wyżyć się na piłkarzu. Problem o takie zdjęcie? Frustracja.

Boisz się iść na dyskotekę?

Czy się boję. (dłuższa przerwa). Tak, boję się. Zrobią mi zdjęcie. Ktoś zobaczy.

Nie czujesz, że tracisz coś ważnego? Drugi raz dwudziestu lat mieć nie będziesz.

Mam dwadzieścia lat ale nie potrzebuję zabawić się nie wiadomo jak. Chciałbym ustabilizować sobie życie. To jest dla mnie ważne.

Nie czujesz potrzeby zresetowania, odcięcia się od stresów?

Mogę to zrobić. Po sezonie. Od piłki też trzeba odpocząć, psychicznie chociażby.

Ale nawet na wakacjach się oglądasz.

Taki nawyk. Tak nowy świat nas kształtuje. Na każdym kroku ktoś może się czaić, coś uchwycić, postawić to w takim a nie innym świetle. Ale skoro postanowiłeś zostać sportowcem, powinieneś zdawać sobie sprawę, że masz być wzorem dla innych. Panuje era innej świadomości niż dawniej. Jestem zdania, że nasze nawyki nas kształtują. Dbanie więc o to jakie są twoje codzienne rutyny i przyzwyczajenia decydują gdzie dochodzimy.

Tylko co ty z tego będziesz miał, jak zajdziesz wysoko, a nawet nigdzie nie będziesz mógł wydać pieniędzy lub się zabawić?

Kiedyś słyszałem słowa trenera młodzieży, z którymi się zgadzam. Powiedział, że dla niego zabawa jest teraz, kiedy ma dzieci i swoją rodzinę. To najlepsza “impreza”, jaką może sobie wyobrazić.

Czyli nie marzysz o wyjeździe na Ibizę.

Byłem na Ibizie.

Jak było?

Fajnie.

Ile możesz opowiedzieć, a ile musiałbyś zataić?

Nic wielkiego się nie działo, żeby musiał zatajać. Byłem na koncercie Davida Guetty, spełniłem tym samym jakieś swoje marzenie. Mogę sobie odhaczyć. Trzeba mieć pozasportowe cele, bo życie jest zbyt krótkie.

I jakie są twoje?

Odwiedzić jak najwięcej miejsc. Tak postanowiłem ze swoją dziewczyną. Teraz będzie przerwa, chcemy pojechać do Paryża na trzy dni. Chciałbym też skończyć studia, które zacząłem.

Co studiujesz?

Wychowanie fizyczne.

Napiszesz licencjat o sobie jak Lewy?

Tyle potencjału pod pracę chyba nie mam. Ale też miałbym o czym pisać, mimo młodego wieku. Trochę straciłem. Trochę mnie to boli. Spadłem z miejsca, w którym byłem. Poczułem smak Ekstraklasy i wiem, że mogę tam wrócić. Ta świadomość cały czas siedzi mi z tyłu głowy.

Miałeś wejście tak wcześnie jak – nie przymierzając – Kownaś. Z tym, że on jest teraz w Sampdorii.

Różne czynniki o tym zdecydowały, najbardziej szkoda zdrowotnych. Ale nauczyłem się, że wstajesz i każdy nowy dzień to kolejne wyzwanie.

Jak bardzo zmieniła cię partnerka? Ten związek brzmi poważnie, skoro mówisz otwarcie o stabilizacji.

Jesteśmy od dwóch lat razem, na razie żyjemy na odległość, bo ona mieszka w Warszawie, więc bywa ciężko. Ale staramy się. Kiedy mogę, przyjeżdżam.

Ciężko utrzymać związek na odległość?

Tak. Bywały kryzysy. Ale udało się pokonać. Wierzę, że dzięki temu będziemy mocniejsi. Teraz jest stabilnie. Mamy dużo czasu dla siebie, przerwa w I lidze jest długa… nie wiem czy nie za długa. Ale jest, są świętą, potem Paryż. Na pewno najważniejsza jest szczerość, to fundament, żeby związek mógł przetrwać.

Okłamałeś kiedyś kogoś?

Tak. Nie chcę o tym mówić. Człowiek żałuje i nie chce do tego wracać. Trzeba zrobić przed samym sobą rachunek sumienia, mieć je czyste. Inaczej to wróci w dziwnych okolicznościach. Zmieniłeś się, już tak nie robisz? Okej. Ale zrobiłeś.

Trzeba to rozliczyć, inaczej nie ma co liczyć na spokój.

Rozliczyłem jak tylko mogłem. Już mnie to nie gnębi.

Czujesz się czasem samotny w Chojnicach?

Tak. Czasami może to dobić, ale teraz jestem w stanie sobie poradzić. Nie miałem kryzysu. Poradziłem sobie przychodząc z małej miejscowości do Warszawy, radzę sobie teraz. Może mnie rzucić na drugi koniec świata, poradziłbym sobie, jestem pewien.

Jakie są dla ciebie najważniejsze wartości w życiu poza szczerością?

Miłość. Uczucie. Odwaga od jakiegoś czasu. Trzeba być odważnym w działaniu i podejmowaniu ryzyka. Ryzyko jest wliczone w to, żeby coś osiągnąć. Czasem trzeba zrobić coś nieracjonalnego, w co inni nie wierzą, ale ty w to wierzysz.

Pierwszą większą kwotę wydałeś na co?

Na używaną Hondę Civic, którą ukradli mi po dwóch tygodniach.

Szybka lekcja.

Chodliwy towar się okazało, zniknęła spod bloku. Zadaje sobie wtedy człowiek pytania – dlaczego tak się stało? Dlaczego mi? Odpowiedziałem sobie: może po to, żebym doceniał co otrzymuję, bo nic nie jest dane na zawsze.

Po jakim czasie kupiłeś drugie auto?

Po dwóch miesiącach. Też Hondę. Ale inną.

Pewnie zainwestowałeś mocno w zabezpieczenia.

Nie. Szukałem mieszkania z garażem podziemnym.

Jak ważne są dla ciebie pieniądze?

Fajnie je mieć. Jak przyjechałem do Warszawy, płaciłem za wszystko w Polonii i rodzicom bywało ciężko. Sam nic nie mogłem sobie kupić. Było mizernie. Odkąd zacząłem zarabiać, wszystkie pieniądze cały czas przychodzą na konto mamy…

Do mamy? Teraz też?

Tak, do niej idą. Nie chcę ich mieć na swoim koncie. Jak potrzebuję na coś, mama robi przelew.

Trochę to wygląda, jakbyś bał się, że popłyniesz.

Może tak wygląda, ale nie o to chodzi. Jestem oszczędny. Rodzicom wiele zawdzięczam, chcę, żeby mogli wziąć sobie jeśli na coś potrzebują.

Co nie zmienia faktu, że mama jest twoim finansowym menadżerem.

Tak ale, jeśli w najbliższych miesiącach wszystko potoczy się tak, jak mam nadzieję, pewne decyzję zostaną podjęte. Postanowiłem, że wtedy…

Zamkniesz mamie konto.

Zamknę mamie konto.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
11
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Weszło

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
11
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

46 komentarzy

Loading...