Od wielu lat tak działało to w świecie show-biznesu: wystarczyło pokazać się w serialu, na wybiegu, czy zaistnieć w jakikolwiek inny sposób, a już czekało zaproszenie do „Tańca z Gwiazdami”. Mamy wrażenie, że teraz funkcję tego programu przejmuje MMA, do którego ściągają zastępy celebrytów. Dziś dołączył do nich Krzysztof Zimnoch. W ringu nie osiągnął nic, ale to przecież nic nie szkodzi. Może w klatce się uda?
No dobra, z tym „nic” to może jednak przesada. Wygrał kiedyś na amatorskich mistrzostwach świata z Deontayem Wilderem. Dalej już tak dobrze nie było. Amerykanin jest dziś niepokonanym zawodowym mistrzem świata, a Zimnoch miałby problemy nawet z wywalczeniem mistrzostwa Polski. Brutalna prawda jest taka, że nie wykorzystał swojego talentu i doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
W ubiegłym Zimnoch roku sensacyjnie przegrał przez nokaut z przeciętnym Mikiem Mollo, dla którego boks to tylko dodatkowa robota, bo na co dzień pracuje fizycznie, serwisując zbiorniki wodne. Ok, porażka może się przytrafić każdemu, w tej wadze czasem decyduje jeden cios. Zimnoch więc się powoli odbudował, wygrał cztery walki, po czym… zaliczył kolejną bolesną wpadkę. Tym razem przytomności pozbawił go zbliżający się do emerytury Joey Abell (33 zwycięstwa, 9 porażek).
Teraz Zimnoch zwietrzył swoją szansę w MMA. Pomysł o tyle łatwy do realizacji, że jego promotor Tomasz Babiloński od pewnego czasu organizuje także gale mieszanych sztuk walki. W sumie musimy przyznać, że ścieżka rozwoju kariery Krzyśka jest jak najbardziej sensowna, bo w MMA nie przerywa się walki od razu, kiedy ktoś wyląduje na deskach.
Powrót Krzysztofa Zimnocha już wkrótce tym razem nie boks a mma 👊 pic.twitter.com/dnzMBtqKTT
— tomasz babilonski (@babilon_tomasz) December 7, 2017
Dla polskiego boksu nie oznacza to zupełnie nic. Ot, niespełniony talent, który już zdaje sobie sprawę, że w ringu nic dobrego go nie czeka, zmienia rękawice na mniejsze. Trochę przykro na to patrzeć, ale cóż, jego wybór. Z drugiej strony – fajnie, że bokserzy, którzy powinni w zasadzie kończyć karierę, mogą sobie jeszcze dorobić w oktagonie. Dla MMA to także tak naprawdę nieistotna wiadomość. Nikt nie liczy na to, że nazwisko Zimnocha przyciągnie na galę tłumy kibiców. No bo niby czemu, skoro nawet w boksie nie przyciągało?
No dobra, może tak źle nie będzie. Prawda jest taka, że jest jedna walka, która może rozpalić wyobraźnię kibiców. W boksie się nie udało, więc może wyjdzie w klatce? Mamy wrażenie, że to zresztą lepsze miejsce na “widowisko”, które mogliby zafundować widzom Szpilka i Zimnoch.