Dzisiaj naprawdę ciekawy wieczór, bo – poza losowaniem grup na Mistrzostwach Świata – nieźle zapowiadający się zestaw w lidze. Na uspokojenie tuż po rosyjskich emocjach wjedzie Jagiellonia-Pogoń, a na deser Lechia podejmie Śląsk Wrocław.
Jagiellonia i Pogoń… W ligowej tabeli dzielą ich lata świetlne (17 punktów!), dzielą ich też ambicje i plany na najbliższą przyszłość, a przede wszystkim to, jak prezentują się na boisku. Łączy ich natomiast jeden zasadniczy problem, a mianowicie – problem napastnika. W obu zespołach ta nominalna dziewiątka prezentuje się na tyle przeciętnie, że trenerzy często wolą przemeblować skład i zlecić grę na szpicy zawodnikowi z innej pozycji, niż grać tymi, którzy w pierwszej kolejności powinni odpowiadać za strzelanie goli. W Pogoni to problem stary jak świat, a w Jagiellonii swoista nowinka z tego sezonu, której naprawdę trudno było się spodziewać.
Dobrze zbudowany, silny, umiejący grać tyłem do bramki napastnik – w ten sposób swoje zapotrzebowanie na zawodnika do linii ataku formułuje większość ligowych trenerów. Z powodu beznadziejnej dyspozycji Zwolińskiego i Sheridana, w Szczecinie i Białymstoku wolą jednak ustawić na szpicy przekwalifikowanych zawodników o znacznie słabszych warunkach fizycznych. Zwoliński jest synonimem defensywnego napastnika od dawna. Jego ligowy bilans ostatnich dwóch lat to 59 meczów i… 4 gole. Innymi słowy, w szczecińskim ataku jest przydatny niczym pirania w kiblu.
Dużo większym zaskoczeniem jest dyspozycja Sheridana, który miał naprawdę efektowne wejście w ekstraklasę. Wiosna strzelił osiem goli, dołożył trzy asysty, a przy tym statystycznie dominował nad wszystkimi rywalami. Według raportu InStat był zdecydowanie najlepszym napastnikiem ligi zeszłego sezonu, legitymując się świetnym – jak na napastnika – bilansem wygranych pojedynków. W powietrzu wygrywał 48 procent starć, a ogółem w ataku 46. Oba te współczynniki zjechały mu w tym sezonie, chociaż dla kibiców Jagiellonii najważniejsza jest oczywiście klasyfikacja goli. A tych – w 16 meczach – Irlandczyk ustrzelił zaledwie trzy. Do tego po raz ostatni trafił w środku lata, przeszło 3,5 miesiąca temu. I w tym kontekście nic dziwnego, że Ireneusz Mamrot woli stawiać z przodu na Cernycha.
Po starciu bezzębnych przyjdzie czas na hit wieczoru. Lechia, która przegrała w ostatniej chwili z Cracovią, podejmie Śląsk, który wygrał w ostatniej chwili z Zagłębiem. I będzie to starcie pełne podtekstów. W Lechii zagrają doskonale pamiętający wrocławskie czasy bracia Paixao, z duchowym wsparciem Sebastiana Mili. W Śląsku natomiast zobaczymy Chrapka i Koseckiego, czyli ludzi, którzy swego czasu notowali naprawdę udany epizod w Gdańsku. Zetrą się ze sobą także dwa style gry, które – za Jerzym Engelem – w teorii można określić jako futbol na tak. Inna sprawa, że dorobek strzelecki obu klubów wciąż tego jeszcze nie potwierdza.
W najgorszym przypadku gra będzie się dziś toczyć o pole position w walce o górną ósemkę. Dobra wiadomość dla obu zespołów jest taka, że na ósmym miejscu plasuje się mocno cieniujące Zagłębie, które – jak zapewne wierzą we Wrocławiu i Gdańsku – dalej będzie tracić punkty. Podopieczni Jana Urbana przy korzystnym rezultacie mogą się zadomowić wśród najlepszych już dziś, ale też – nie oszukujmy się – szanse nie są na to zbyt duże. A to dlatego, że Śląsk to drużyna, która na wyjazdach gra największą żenadę spośród wszystkich – nie wygrała żadnego z ośmiu spotkań. Innymi słowy, wrocławianie poza Wrocławiem grają tak, jak do niedawna Lechia u siebie. No ale właśnie, do niedawna…
Ostatnie 3:0 z Wisłą Płock było bowiem jasnym sygnałem, że w Gdańsku starczy już tej gościnności. No i też małym przypomnieniem, że jeszcze w zeszłym sezonie, z domowym bilansem 15-2-2, Lechia była najbrutalniejszym gospodarzem w całej stawce. I lała wszystkich jak leci, w tym dzisiejszego rywala przewiozła trójką, nie pozostawiając najmniejszych złudzeń, kto był lepszy. Pytanie tylko, czy czasy dominacji na własnym terenie wróciły do Gdańska na dobre?
* * *
Dzisiejszy rozkład jazdy:
Jagiellonia – Pogoń 18:00
Lechia – Śląsk 20:30
Fot. FotoPyK