Niedawno w ekstraklasie skończył się jeden serial z podpisywaniem umowy, mamy tu na myśli Kamila Jóźwiaka i Lecha Poznań, ale ostatni klaps nie padł jeszcze na innym planie, konkretnie w Warszawie. Wciąż nie wiadomo, czy Guilherme zostanie z Legią na dłużej, a może zwinie manatki już z końcem tego roku, bo wtedy też wygasają mu zobowiązania wobec Wojskowych. Pytanie: czy odejście Brazylijczyka byłoby dla Legii rzeczywiście tak dużym ciosem?
Często dużo mówiło się o tym, że Guilherme, choć potrafił być efektowny, nie dawał warszawianom zbyt dobrych liczb, a więc kulała u niego efektywność. Sprawdźmy. Dokładnie, jeśli chodzi o ligę, wyglądało to w ten sposób:
Sezon 14/15 – 18 meczów, 1141 minut, jeden gol, dwie asysty, zero kluczowych podań
Sezon 15/16 – 35 meczów, 2484 minut, pięć goli, siedem asyst, pięć kluczowych podań
Sezon 16/17 – 29 meczów, 2170 minut, pięć goli, siedem asyst, jedno kluczowe podanie
Sezon 17/18 – 11 meczów, 717 minut, jeden gol, zero asyst, jedno kluczowe podanie
Piłkarz jest więc dość regularny, kiedy przekracza 2000 minut, można liczyć, że weźmie udział w ponad 10 ligowych bramek dla swojej drużyny. W mistrzowskim sezonie 16/17 pomoc Brazylijczyka przynosiła warszawianom konkretne punkty. To on w Gdańsku dośrodkował do Kucharczyka, kiedy Legia przegrywała 0:1, to on zaliczył asystę przy bramce Radovicia na 1:0 z Wisłą Kraków, to Guilherme w debiucie ligowym Magiery – znów z Lechią – strzelił gdańszczanom dwa gole. Miał więc piłkarz spory udział w zdobywaniu mistrzostwa, nie dobijał na pustaka przy kilkubramkowej przewadze. Trudno jednak bez kontekstu sprawdzić, czy te jego liczby to wynik duży, a może mały. Porównajmy więc osiągi Brazylijczyka z innym piłkarzem grającym często na skrzydle, a więc Michałem Kucharczykiem. Polak ma takie liczby:
Sezon 14/15 – 27 meczów, 1706 minut, sześć goli, trzy asysty, jedno kluczowych podanie
Sezon 15/16 – 32 meczów, 2518 minut, sześć goli, siedem asyst, sześć kluczowych podań
Sezon 16/17 – 21 meczów, 1142 minut, sześć goli, jedna asysta, trzy kluczowe podania
Sezon 17/18 – 15 meczów, 970 minut, trzy gole, dwie asysty, zero kluczowych podania
Są to więc cyferki bardzo podobne, w najbardziej porównywalnym sezonie 15/16, pod względem minut i meczów, ciut lepszy był Kucharczyk, ale różnica nie jest znów na tyle duża, by wyciągać jednoznaczne wnioski. Pójdźmy więc dalej – co powiedzą nam mniej powierzchowne liczby, czyli te wynotowywane przez InStat. Tutaj z Guilherme jest już naprawdę dobrze – w sezonie 16/17 Brazylijczyk był najlepszym prawoskrzydłowym ligi, rok wcześniej zajął drugie miejsce. W tym (licząc za połówkę rundy zasadniczej) znów jest drugi, wyprzedza go tylko Makuszewski, a pamiętajmy, że Brazylijczyk stracił chwilę przez kontuzję.
Dobrze, ale to na razie tylko i aż liga – zgodnie z informacjami Przeglądu Sportowego, piłkarz ma na stole ofertę wartą pół miliona rocznie, toteż wypadałoby, gdyby do dobrej postawy w ekstraklasie dołożył coś ekstra w europejskich pucharach. Jak było z tym u Brazylijczyka do tej pory? Jego największym osiągnięciem jest zdecydowanie gol ze Sportingiem, ten decydujący o przejściu Legii do Ligi Europy. Poza tym trafieniem Brazylijczyk w fazach grupowych już nie strzelał, tylko w kwalifikacjach, gdzie ma cztery gole, ale wart wspomnienia jest tylko ten przeciwko Zorii Ługańsk, dający warszawianom prowadzenie 2:1 w bardzo trudnym meczu. Pamiętajmy jednak, że piłkarz nie dbał w Europie tylko o ofensywę – jesień sezonu 14/15, tę kapitalną w pucharach za kadencji Berga, Brazylijczyk spędził na lewej obronie, gdzie radził sobie całkiem przyzwoicie.
W ogóle to w tym momencie wszechstronność wypada zapisać na konto piłkarza – może grać na obu skrzydłach, w środku, no i na upartego obsadzi lewą obronę, choć dzisiaj się tam w Legii nie pali. Natomiast do kategorii wad wypada wpisać kruche zdrowie, bo Brazylijczyk ze względu na kontuzje opuścił 43 mecze Legii, co daje właściwie jeden cały sezon i jest wynikiem lekko niepokojącym.
Zbierając to wszystko do kupy: gdyby Guilherme odszedł, Legia straciłaby może nie główną, ale istotną postać, jeśli chodzi o ligę. Wnoszącą element nieprzewidywalności, niezły drybling, kreatywność, zaangażowanie – Guilherme to nie ten rodzaj Brazylijczyka, który na swojej połowie ma plażę, facet mocno zapieprza. Natomiast w kontekście Europy to ewentualne odejście na pewno nie byłoby tak zapamiętane, jak wyjazd Vadisa, kiedy warszawianie zgłupieli i nie wiedzieli jak rozgrywać swoje akcje bez Belga. Mieć Guilherme czy nie mieć – pewnie, że lepiej mieć. Ale mieć za wszelką cenę? Tu już mamy wątpliwości.
Fot. FotoPyk