Reklama

Real wygrywa w bólach. Przełamanie CR7 i Benzemy

redakcja

Autor:redakcja

25 listopada 2017, 18:36 • 3 min czytania 11 komentarzy

Grudzień za pasem, a tymczasem w jednym meczu Ronaldo i Benzema podwoili swój dotychczasowy bilans ligowych bramek. Normalnie oznaczałoby to jakiś nierealny wynik rodem z FIFA 97 na kodach, w tym sezonie oznacza, że strzelili po bramce. Real wygrał, ale kibicom Królewskich daleko do radości. Maksymalnie wyduszą z siebie westchnienie ulgi.

Real wygrywa w bólach. Przełamanie CR7 i Benzemy

Z Malagą miało być łatwo, lekko i przyjemnie, czyli tak jak w Champions League. Mówimy przecież o zespole, który dopiero w 10 kolejce wygrał swój pierwszy mecz, a który w pierwszych dziewięciu zdobył jeden punkt. Mówimy o zespole ze strefy spadkowej, który w dodatku przyjeżdżał na Bernabeu bez strzelonej bramki na wyjeździe (!). Przecież z Realem nie może być tak źle, by i tu się męczyć, prawda?

A jednak, zespół Zidane’a tylko na początku wyglądał, jakby trzymał pewnie lejce od tego meczu. Konsekwencją przewagi był gol: ostra wrzutka Marcelo, główkowy pojedynek wygrywa Ronaldo, piłka odbija się od poprzeczki i Benzema ładuje piłkę z metra. Chciałby spudłować, a nie dałby rady. Chwilę później z powietrza uderzył Carvajal, w siedemnastej minucie płaskie uderzenie Kroosa wybronił świetnie grający Roberto Jimenez. Pachniało egzekucją, treningiem strzeleckim przed publicznością.

A potem co? Ostrzeżenie, czyli strzał w boczną siatkę. Minutę później totalne nieporozumienie w szykach obronnych Królewskich i Diego Rolan po wrzutce strzela na 1:1. Pierwsze wyjazdowe trafienie Malagi w sezonie 17/18 stało się faktem. Real odpowiedział wkrótce bramką Casemiro, który uderzył głową po wrzutce. 2: Na to odpowiedział rozochocony Diego Rolan, którego ewidentnie zmotywowała mocna konkurencja. W 38 minucie być może tylko egoizm Benzemy sprawił, że Ronaldo nie podniósł wyniku. W 44 minucie CR7 podjął kolejną próbę, ale został zatrzymany przez Jimeneza.

Real przeważał w drugiej połowie, ale jego ataki były pozbawione błysku. Owszem, doprowadzał do sytuacji strzeleckich, by wspomnień okazję Kroosa, ale to nie był polot godny zdobywcy Pucharu Europy. W tyłach widać było, że monolitem nie są, dlatego bramka Castro na 2:2 wcale nas nie zdziwiła – błąd Casilli wpisywał się w ogólny brak koncentracji bloku obronnego Królewskich.

Reklama

Real gonił za zwycięstwem, co prawda ospale, ale trzeba przyznać, że śmierdziało golem. Karny powinien być podyktowany nawet wcześniej, ale hiszpańscy sędziowie znowu pokazali klasę (tak samo w końcówce, gdy zobaczyli wyimaginowanego spalonego CR7, wtedy też musiał paść gol). Ronaldo z jedenastu metrów się pomylił, Jimenez wyczuł jego intencje, ale z dobitką nie dał rady. Trzeba przyznać, że choć zarówno Portugalczyk jak i Benzema przełamali się, to w mało efektowny sposób.

Trzy punkty to zawsze trzy punkty, trzeba je szanować, szczególnie patrząc na to w jakiej formie ostatnio są Królewscy. Ten mecz ciemnych chmur nie rozwiewa, Zidane wciąż kieruje zespołem mającym multum problemów, które uwydatniły się także dzisiaj w grze z outsiderem. Ale tak czy siak kibice Realu mogą oglądać jutrzejszy hit z myślą, że są szanse na skrócenie dystansu do lidera. Ich zespół zadanie wykonał – mniejsza o to jak.

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...