Reklama

Broź zagra na Kurzawę? Dla Legii wcale nie brzmi to jak problem

redakcja

Autor:redakcja

17 listopada 2017, 18:03 • 3 min czytania 8 komentarzy

Przedziwnie układają się losy Łukasza Brozia w Legii, które – przy szerszym spojrzeniu – mogą być chyba nazwane pochwałą cierpliwości. Prawy obrońca rozgrywa w Warszawie już piąty sezon, przeżył kilku różnych szkoleniowców, ale tylko dwóch udało mu się naprawdę przekonać do siebie. I na jego szczęście jednym z nich jest obecnie prowadzący drużynę Romeo Jozak.

Broź zagra na Kurzawę? Dla Legii wcale nie brzmi to jak problem

Gdybyśmy mieli podzielić warszawski epizod Brozia pod względem współpracy z poszczególnymi trenerami, wyglądałoby to następująco:

– u Urbana ława (grał tylko przy urazach Bereszyńskiego),
– u Berga pierwszy skład,
– u Czerczesowa ława (grał Jędrzejczyk),
– u Hasiego grał 50-50 z Bereszyńskim,
– u Magiery ława (grał Bereszyński, potem Jędrzejczyk),
– u Jozaka pierwszy skład.

Zwłaszcza w czasach Norwega Broź potrafił być jednym z motorów napędowych całej drużyny, rozgrywać kapitalne mecze i dostawać powołania do pierwszej reprezentacji. Zwolnienie Berga okazało się dla ściągniętego z Widzewa prawego obrońcy tragiczne w skutkach, bo pracujący po nim względnie długo Czerczesow i Magiera zupełnie na niego nie stawiali, a Hasi nie potrafił się do końca określić i – zanim to zrobił – wyleciał z klubu.

To, że Broź w ogóle znajduje się dziś w Legii, i że w obliczu poważnej kontuzji Jędrzejczyka, która wyklucza go do końca roku, wciąż będzie pierwszym wyborem na prawej obronie, do niedawna byłoby zupełnie nie do pomyślenia. Po pierwsze dlatego, że to jedyny piłkarz z pierwszej drużyny, który przed rokiem nie dostał nawet sekundy w wymarzonej Lidze Mistrzów (a grali w niej Vako, Langil, Cierzniak czy Wieteska). A po drugie dlatego, że jego nazwisko praktycznie w każdym z ostatnich okienek było wymieniane w kontekście przewietrzenia klubowej szatni. Zimą musiał ostatecznie zostać, bo Jędrzejczyk nie był zgłoszony do Ligi Europy, natomiast latem już nikt go specjalnie nie wypychał z klubu, bo ten sam Jędrzejczyk dość mocno obniżył loty. Pierwszego składu dla Brozia nikt jednak w Warszawie nie mógł oczekiwać.

Reklama

Z jednej strony Łukasz został wynagrodzony za cierpliwość, z drugiej okazał się największym beneficjentem obniżki formy Jędrzejczyka. Jasne, Artur na początku rundy męczył się z urazem palca (który ostatecznie musiał zoperować), a kiedy wrócił do gry, oglądał Brozia z ławki, po czym momentalnie nabawił się problemów z łąkotką. Najbardziej wymowny w kontekście ostatniej dyspozycji Jędzy jest jednak fakt, że jego poważna kontuzja odbiła się stosunkowo małym echem. Od blamażu w Kopenhadze Artur przestał się bowiem pojawiać w pierwszym składzie reprezentacji w meczach o stawkę, a w Legii w ostatnim czasie zwyczajnie przegrywał rywalizację właśnie z Broziem.

Patrząc po obecnej kadrze mistrzów Polski, zatrzymanie w klubie Łukasza okazało się strzałem w dziesiątkę. Raz, że pomimo stosunkowo małej liczby szans w ostatnim czasie raczej nie zawodził, bo jako tako poradził sobie i z Ajaksem, i w super ważnym starciu w Kielcach w przedostatniej kolejce zeszłego sezonu, wreszcie nie odstawał też na początku obecnych rozgrywek. I dwa, że dziś to zwyczajnie pewny punkt drużyny. Gdyby nie było go w klubie, jakie alternatywy miałby Jozak przed meczem na szczycie z Górnikiem i pojedynkami z bijącym rekordy asyst Rafałem Kurzawą? Wystawiłby na prawej obronie wracającego do zdrowia i treningów z Chodakowską Hildeberto? A może kompletnie nieopierzonego Turzynieckiego?

Dzisiaj kibice Legii muszą się z Broziem przeprosić, bo ani nie mają innej możliwości, ani też sam zawodnik nie daje im obecnie zbyt wielu powodów do krytyki. Skutecznie zabezpiecza prawą flankę, coraz ambitniej poczyna sobie w ofensywie (wg raportu InStat to najlepiej dryblujący boczny obrońca w lidze), a przy tym bardzo pewnie wykonuje rzuty karne. I chyba oficjalnie można dziś ogłosić, że – wciąż przy 31 latach na liczniku – Łukasz wreszcie postanowił powrócić z piłkarskiej emerytury.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

8 komentarzy

Loading...