Po starciu Chorwatów z Grekami mogliśmy być prawie pewni, że Luka Modrić i koledzy zagrają na mistrzostwach świata. Mecz Irlandii Północnej ze Szwajcarią po kontrowersyjnym karnym zdecydowanie przybliżył tych drugich do zgarnięcia biletów do Rosji. Zawody Szwedów z Włochami przyniosły niespodziewaną wygraną gospodarzy i zasiały ziarno niepewności, czy aby Gianluigi Buffon nie będzie musiał się pożegnać z kadrą po przegranym barażu. Dzisiejsze spotkanie Danii z Irlandią nie dało natomiast cienia odpowiedzi na nurtujące nas pytanie – kto jeszcze będzie reprezentował w Rosji Europę.
W pierwszej połowie ostatnie z pierwszej tury spotkań barażowych stało na wysokim, a nawet bardzo wysokim poziomie. Przez sporą jej część piłka znajdowała się bowiem jakieś 10-15 metrów nad ziemią (jeśli nie wyżej). Duńczycy jeszcze częściej próbowali coś poklepać dołem, choć także nie raz i nie dwa posyłali tzw. świece. Kwintesencją gry Irlandczyków w pierwszych 45 minutach była natomiast ta akcja Jamesa McCleana:
James McClean with a Garryowen to himself #DENIRL #COYBIG pic.twitter.com/D4RGEDWAJv
— Mary Mc Intyre (@Mc1988) 11 listopada 2017
Laga i jakoś to będzie. Że nie była to strategia szczególnie słuszna, pokazała najlepsza sytuacja, do jakiej Irlandczykom udało się dojść. Jedna z niewielu bez grania na pałę. Kombinacja na lewym skrzydle, Cyrus Christie puszcza sobie piłkę za plecy Larsena i mija go jak juniora, by dać się zatrzymać dopiero Kasperowi Schmeichelowi.
Duńczyk w pierwszej odsłonie nie miał jednak nawet w połowie tak pełnych rąk roboty, jak broniący drugiej bramki Darren Randolph. Najpierw bohatersko uratował kolegów, gdy po przerzucie Kjaera piłkę pod strzał przygotował sobie przyjęciem Larsen. Sekundę później – gdy dobijać próbował Cornelius. A także wtedy, gdy z dystansu próbował Eriksen, posyłając potwornie nieprzyjemny strzał w kierunku celu. Golkiper Irlandczyków mógł tylko odbić futbolówkę przed siebie, gdzie nadbiegał już Pione Sisto. Tym razem jednak Irlandczykom pomógł nie golkiper Middlesbrough, a szczęście. Duńczyk posłał piłkę obok pustej bramki.
Druga połowa okazała się zaś być pokazem nieporadności z jednej i drugiej strony. Irlandczycy ograniczali się głównie do przeszkadzanko-wybijanki i prób stwarzania sobie sytuacji w zasadzie tylko ze stałych fragmentów. Niezależnie od tego, czy był to rzut rożny, czy wolny jeszcze ze swojej połowy – zawsze szła wrzutka w pole karne. Bardziej stereotypowego angielskiego futbolu niż oni zagrać się chyba nie dało.
Gospodarze zaś wymienili tak na oko z pięć razy więcej podań niż rywale, próbowali kombinacji, próbowali wrzutek, starali się jakkolwiek przedostać pod bramkę Irlandczyków. Problem w tym, że tak jak jeszcze w pierwszej odsłonie sporadycznie udawało się znaleźć lukę, dojść do czystej okazji strzałowej, tak w drugiej irlandzki mur stał już stabilnie, kompletnie niewzruszony kolejnymi natarciami. Nie było sposobu gdzieś wcisnąć otwierającego podania. Strzałów takich jak ten Poulsena z 70. minuty – z daleka, sygnalizowanych, bez wielkiej mocy – nie da się nazwać choćby obiecującymi. O słowie „groźne” nawet nie wspominając. Na jedyną próbę w drugiej odsłonie, która dałaby się w ten sposób określić, zdobył się strzelając głową Yussuf Poulsen. Jego uderzenie w ostatniej minucie nad poprzeczką przeniósł zdecydowany bohater meczu, Randolph.
Dlatego też na jakiekolwiek wiążące rozstrzygnięcia przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka dni. Bo też mimo że Duńczycy zaprezentowali znacznie wyższą kulturę gry, to nie sposób nie odnieść wrażenia, że Irlandczycy zagrali dokładnie jak chcieli i osiągnęli wynik taki, jaki w pełni ich zadowala. Oni wciąż czekają na jednego, morderczego gola w dwumeczu, przy okazji z każdą minutą z czystym kontem coraz bardziej frustrując rywali. Dlatego też dziś, po 90 minutach dwumeczu, nie jesteśmy ani o pół milimetra bliżej poznania kolejnego finalisty mundialu.
Dania – Irlandia 0:0