W piłce nożnej czas leci nieprawdopodobnie szybko, a ledwie kilka miesięcy wystarczy, by z zawodnika znanego jedynie rodzinie i najwierniejszym klubowym kibicom, stać się jednym z najgorętszych kąsków na futbolowym rynku. Dziś przyjrzymy się pięciu piłkarzom z młodzieżówki Czesława Michniewicza, do niedawna zupełnie nieznanych szerszej publiczności, którzy z miejsca zaczęli rozpychać się łokciami w ekstraklasie.
Kogo mamy na myśli? Loskę, Wieteskę, Żurkowskiego, Michalaka i Gumnego. Jeszcze wiosną wszyscy kopali na poziomie I ligi – dwóch w Zabrzu, jeden w Bielsku, jeden w Sosnowcu i jeden w Głogowie. Dziś natomiast trzech zasiada w fotelu lidera ekstraklasy, a dwóch kolejnych reprezentuje Lecha Poznań i Wisłę Płock. I grają dobrze, co widać także w statystykach. Zajrzeliśmy do raportu InStat, by – w najbardziej wymierny sposób – określić ich cechy wyróżniające, ale też obszary, które wymagają pilnej poprawy. No to po kolei:
Robert Gumny
Jedyny w tym towarzystwie, który dostał wcześniej jakąś szansę w ekstraklasie, ale raz, że nie na swojej pozycji, bo po lewej stronie defensywy, i dwa, że akurat w momencie, kiedy Lech zbierał baty niemal od każdego. Wypożyczenie do Podbeskidzia niesamowicie go jednak zbudowało – na tyle, że odparł napór zagranicznego zaciągu Kolejorza i wywalczył miejsce w pierwszej jedenastce. Jego największego atutu nie widać od razu w raportach InStat, bo jest nim wydolność. Gumny przez cały mecz praktycznie się nie zatrzymuje, a to jest pod jednym polem karnym, a to pod drugim. Kolejna sprawa również jest widoczna bez zaglądania w szczegółowe statystyki, bo nie ma w lidze defensora, który legitymowałby się lepszym wynikiem asyst (3). Mniej oczywistym atutem Gumnego jest odbiór – w pierwszej części sezonu zasadniczego młody lechita aż 40 razy pozbawił w ten sposób przeciwnika posiadania piłki. Gumny jest niezwykle konkretny, bo aż 71 procent prób odbiorów kończył sukcesem. Jest więc znacznie powyżej ligowej średniej na swojej pozycji (ta wynosi 62%), a także średniej liczby odebranych piłek w każdym meczu – dla Gumnego wynosi ona 3,0, dla całej reszty 2,4.
Natomiast obrońca Lecha zdecydowanie musi poprawić grę w powietrzu. Jasne, jego 177 centymetrów wzrostu jest mocno ograniczające, ale może tu nadrabiać lepszym ustawianiem się. Dość napisać, że grający na przeciwnym boku obrony Lecha Kostewycz – pomimo 3 centymetrów mniej – wygrywa 62 procent pojedynków w powietrzu, podczas gdy Gumny tylko 57. Robert musi podciągnąć się także pod względem kluczowych podań, czyli takich, po których jego partner ma szansę zdobycia gola. Obecnie kreuje ledwie 0,4 szansy na mecz, co jest wynikiem mocno przeciętnym nawet wśród obrońców.
Szymon Żurkowski
Dopiero w końcówce zeszłego sezonu – wprost na kapitalną serię Górnika dającą niespodziewany awans – wdarł się do pierwszej jedenastki zabrzan. A dziś nie jest żadną tajemnicą, że Szymonowi uważnie przygląda się Adam Nawałka. Środkowego pomocnika bronią także liczby, choć nie te najważniejsze. W punktacji kanadyjskiej ma dopiero jednego gola i dwie asysty, z czego 66 procent tego dorobku uzyskał w ostatnim meczu z Lechem. Podobnie jak w przypadku Gumnego, jest to zawodnik kapitalnie przygotowany fizycznie, książkowy wręcz przykład piłkarza box-to-box. Widać to m.in. po liczbie pojedynków, w które wchodzi – stoczył 250 starć na ziemi (przy skuteczności 53%), co jest drugim wynikiem w lidze. Ponadto jest czwarty w całej stawce pod względem liczby wykonanych zwodów, z których aż 75 procent było udanych. Świetnie też czuje się w wysokim pressingu, bo w każdym meczu średnio odzyskuje piłkę na połowie przeciwnika aż 4,6 raza. Jego wielką aktywność widać też w statystyce fauli – to zdecydowanie najczęściej faulowany zawodnik w lidze (44).
Co do poprawy? Przede wszystkim celność. Tylko 78 procent jego podań trafiło celu, co na jego pozycji nie jest rezultatem godnym pochwały. Podobnie ze strzałami, których mniej niż połowa (48%) szła w światło bramki. Więcej jednak Żurkowskiego czepiać się nie zamierzamy, bo dawno nie mieliśmy w lidze tak efektownego wejścia w wykonaniu młodzieżowca.
Mateusz Wieteska
Kolejny talent Górnika, który błyskawicznie odnalazł się na poziomie ekstraklasy. Przede wszystkim Wieteska to kapitalny przykład środkowego obrońcy z golem, bo już 4-krotnie trafił w tym sezonie do siatki, raz obił słupek, a kilka innych jego akcji pod bramką rywala też przyniosło sporo korzyści (np. w meczu z Legią to jego strzał dobił Suarez). Wieteska nie błyszczy jednak tylko w ofensywie, bo kapitalnie czyta grę – w pierwszej połowie sezonu zasadniczego aż 139 razy przejął piłkę, co jest drugim wynikiem w całej ekstraklasie. Średnio w każdym meczu przechwytuje aż 9 piłek, czym wnosi spory wkład w grę całego Górnika. A nad czym musi pracować? Przede wszystkim nad koncentracją, którą zdarza mu się zgubić. InStat naliczył mu aż 6 pomyłek bramkowych w sezonie, co – ex aequo z dziewięcioma innymi zawodnikami – jest trzecim najgorszym wynikiem w lidze.
Tomasz Loska
Trzeci z ekipy Marcina Brosza, co tylko pokazuje, ile ten szkoleniowiec wpuścił do ligi świeżej krwi. Tak jak Górnik jest liderem, tak jego bramkarz nie może czuć się w pełni zadowolony, bo tylko cztery inne zespoły straciły dotychczas więcej goli. I to widać także w raporcie InStat – Loska wyjął tylko 70 procent piłek lecących w światło bramki, co jest odrobinę poniżej ligowej średniej. Ale też popisał się kilkoma spektakularnymi interwencjami, których statystyka już nie uwzględnia. Ponadto Loska ustępuje tylko Michałowi Gliwie pod względem liczby obronionych strzałów, co przy okazji nie jest najlepszą laurką dla całej zabrzańskiej defensywy. W raporcie bramkarz Górnika zajmuje też drugą pozycję w lidze pod względem liczby długich podań, chociaż to akurat wynika bardziej z taktyki przyjętej przez Marcina Brosza. Ważniejszy jest tu procent celności, który wynosi 77 procent. Ponadto Loska bardzo pewnie czuje się na przedpolu, gdzie aż 93 procent jego wyjść okazało się skutecznych.
Konrad Michalak
Odkrycie najnowsze, bo spośród całej piątki najpóźniej zaczął regularnie występować w lidze. Michalak to przede wszystkim naturalna szybkość, którą ma na bardzo wysokim poziomie, a także oparty na tej szybkości zwód. W każdym meczu 3,4 zwodów skrzydłowego Wisły Płock okazuje się skutecznych, co jest wynikiem znacznie powyżej średniej, która dla prawych pomocników wynosi 2,3. Ponadto to piłkarz, który świetnie pasuje do gry wysokim pressingiem – w każdym meczu aż 3,4 raza odzyskuje piłkę na połowie przeciwnika (przy średniej dla prawoskrzydłowych na poziomie 2,7). W przypadku tego zawodnika, który zagrał dopiero 9 razy w lidze (z czego ani razu w pełnym wymiarze), i który reprezentuje zespół o niezbyt dużym potencjale ofensywnym (łącznie 18 goli), dwie zaliczone asysty nie są najgorszym wynikiem. Ale też ten wynik mógłby być znacznie lepszy, gdyby – i tu dochodzimy do głównego mankamentu – dośrodkowania Michalaka były lepsze. Często jest bowiem tak, że skrzydłowy płocczan wygrywa walkę o pozycję, po czym zagrywa niedokładnie. Potwierdza to także InStat, gdzie Michalak ma ledwie 39 procent skuteczności podań w pole karne (przy średniej na jego pozycji na poziomie 45%). Pamiętajmy jednak, że w przypadku akurat tego piłkarza próbka wciąż jest dosyć mała, a my nie odbieramy mu szans na rychłą poprawę tego elementu gry.
Fot. FotoPyK