Na drogach maleje liczba kolarzy-amatorów, w gazetach coraz częściej widać wywiady z Maciejem Kotem czy Kamilem Stochem, a w sieci łatwiej niż jeszcze kilka miesięcy temu napotkać filmiki z najlepszymi skokami Adama Małysza. To wszystko oznacza jedno: sportowa zima zbliża się wielkimi krokami. Pierwszy konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich odbędzie się już 18 listopada w Wiśle. Niestety, nie weźmie w nim udziału Gregor Schlierenzauer, który doznał właśnie kontuzji kolana. Znowu…
Austriaccy skoczkowie ostatnie szlify przed PŚ postanowili zdobywać w Ramsau. To właśnie tam na specjalnym rozbiegu trenowali nad zoptymalizowaniem swojej pozycji dojazdowej. W tej grupie był oczywiście Schlierenzauer. Uśmiechnięty, głodny jak najlepszych wyników, zupełnie nieprzypominający gościa, który jakiś czas temu zrobił sobie roczną przerwę od sportu Gregor pewnie nie mógł się doczekać inauguracji tego sezonu w Polsce. Niestety, już wiadomo, że będzie mógł wziąć w niej udział tylko jako widz. Powód? W trakcie treningu „Schlieri” upadł i naderwał więzadła poboczne w prawym kolanie. Nie jest to kontuzja, która zabierze mu szanse na udział w igrzyskach olimpijskich, ale też wiadomo, że po takim urazie nie mógł otrzepać kombinezonu ze śniegu i ruszyć z powrotem na skocznię.
Lekarze ocenili, że austriacką gwiazdę czeka mniej więcej pięć tygodni przerwy. Sam zawodnik, na szczęście, podobno nie załamał się tym urazem. Zamiast zwiesić głowę zastanawia się, jak optymalnie wykorzystać nadchodzące tygodnie na rehabilitację. Postawa godna Arka Milika, brawo.
Schlierenzauera z napastnikiem Napoli łączy zresztą coś jeszcze – to nie jest jego pierwszy groźny uraz w ostatnim czasie. Przypomnijmy, że w lutym na mamuciej skoczni w Oberstdorfie Gregor uszkodził to samo więzadło. Dramatu jednak nie było – opuścił pięć konkursów Pucharu Świata, po czym wrócił na MŚ w Lahti, gdzie wywalczył brązowy medal w turnieju drużynowym.
Najgorszej kontuzji Austriak doznał jednak poza skocznią, właśnie w czasach gdy zawiesił karierę. „Schlieri” nie potknął się jednak na schodach, nie był też ofiarą brutalnego faulu podczas amatorskiej gry w piłkę. Uraz przyplątał mu się, kiedy…miał na nogach narty. Tyle że nie te do skakania, bo cała sytuacja miała miejsce w marcu 2016 r. w Kanadzie, kiedy Gregor uprawiał tzw. freeride.
Schlierenzauera na skoczni zobaczymy zapewne około grudnia. Ciężko uwierzyć w to, żeby wówczas Gregor z miejsca dołączył do światowej czołówki. Mówi Kacper Merk, komentator skoków narciarskich w Eurosporcie:
– Czy wczorajsza kontuzja zahamuje Austriaka w tym sezonie? Ja bym zadał inne pytanie: czy przed urazem był w takiej formie, że mógł walczyć z najlepszymi? Z tego co słyszałem, to nie. Niedawno czytałem wywiad z Andreasem Goldbergerem, który powiedział, że w obecnym czasach jedno zwycięstwo Gregora znaczyłoby tyle co dziesięć kiedyś. Wszystko wskazuje na to, że „Schlieri” nie byłby już w stanie dominować tak, jak kiedyś. Zresztą, jak popatrzymy na historię skoków, to zobaczymy, że prawie nikt nie wracał do wysokiej formy po ciężkich urazach i jednoczesnym psychicznym wypaleniu…