„Pierdolę, nie robię”. Koszulki z takim napisem robiły swego czasu furorę na gimnazjalnych korytarzach. Równie dobrze mogliby występować w nich piłkarze bośniackiego NK Bosna Visoko, którzy w końcówce meczu ligowego stwierdzili, że kończą robotę. Usiedli sobie bowiem na murawie w 88. minucie i dali jasno do zrozumienia, że w takim – ich zdaniem – cyrku to oni udziału brać nie będą.
A wszystko wyglądało dość niepozornie. NK Bosna Visoko przegrywała 0:1 z NK Zvijezdą Gradacac w meczu bośniackiej drugiej ligi, gdy nagle jeden z piłkarzy zwycięskiej drużyny padł na murawę i zaczął prosić o pomoc ze skurczem, co – zważywszy na okoliczności – pachniało perfidną symulką. Do piłkarza podbiegł jeden z kolegów z drużyny i niby próbował pomóc, ale wszystko przeciągało się jak impreza ze szwagrem po otwartej drugiej flaszce. Niby wypadało gościa zdjąć na bok, ale lekarze… nie kwapili się z udzieleniem pomocy. W ten sposób gospodarze ukradli trochę cennych minut.
Gościom taki stan rzeczy wydawał się jednak nie do zaakceptowania, więc zaczęły się protesty, na które sędzia przystawać nie zamierzał – wręcz ukarał najgłośniejszego krzykacza żółtą kartką. I to właśnie wtedy piłkarze stwierdzili, że w czymś takim grać nie zamierzają. Po prostu siedli sobie na murawie i kazali pocałować się gdzieś.
A ich rywale strzelali bramki.
Mocno kuriozalna sytuacja, znana dotąd jedynie z gier na konsoli, gdy jednemu z graczy wyczerpią się baterie w padzie. Jednocześnie chcemy zaproponować to rozwiązanie polskim piłkarzom, którzy mogliby stosować je w meczach – nazwijmy to – ciężkostrawnych. Naszym zdaniem obustronny protest piłkarzy wydatnie poprawiłby jakość niektórych widowisk.