– Brakowało nam zarówno serca do gry jak i determinacji. Wszystko to wyglądało, jakby poddali się przed końcowym gwizdkiem. Jeśli nadal tak to będzie wyglądało, możemy nie pojechać na mistrzostwa świata w Rosji – ostrzegała telewizja CBS w połowie listopada 2016 roku. Wówczas Amerykanie przegrali u siebie z Meksykiem, a także zostali rozgromieni przez Kostarykę. Prasa nie miała więc wątpliwości, że potrzeba zmiany na stanowisku szkoleniowca reprezentacji.
Apele poskutkowały i po pięciu latach pracy zwolniono Jürgena Klinsmanna, który obiecywał złote góry, a skończyło się na wygraniu pucharu CONCACAF w 2013 roku oraz dojściu do 1/8 finału na mistrzostwach świata w Brazylii. Trochę to jednak mało, jeśli weźmiemy pod uwagę ambicje amerykańskiej federacji.
https://twitter.com/cwiakala/status/917934859221372928
Oczywiście, Klinsmann przychodził jako strażak, bo gdyby wszystko się powiodło, to przejmowałby mistrzów świata, a nie drużynę, która w RPA – zaraz po wyjściu z fazy grupowej – odpadła z Ghaną. Sam zresztą miał tego świadomość, ale apelował również, że z nim u steru niebawem to wszystko się zmieni.
– Na początku mojej pracy, w pierwszych tygodniach, zamierzam skupić się na analizie większości piłkarzy. Musimy być obecnie realistami i uświadomić sobie, że nie należymy do topowych drużyn świata, a raczej jeszcze nie należymy – powiedział Klinsmann na pierwszej konferencji prasowej po objęciu stanowiska selekcjonera USA.
Zatrudnienie Klinsmanna w USA wydawało się strzałem w dziesiątkę, pozyskano przecież trenera, który zdobył brązowy medal na mistrzostwach świata w 2006 roku z reprezentacją Niemiec będącą wówczas w lekkim dołku. Za szkoleniowcem przemawiało również to, że od wielu lat – nawet gdy był selekcjonerem reprezentacji Niemiec – mieszkał na stałe w Kalifornii. Znał więc doskonale amerykański futbol, a także miał już spore doświadczenie. Pewnie dlatego też Klinsmannowi powierzono nadzór nad wszystkimi reprezentacjami Stanów Zjednoczonych, a wówczas 48-letniemu selekcjonerowi bardzo to odpowiadało, gdyż mógł całkowicie zmienić amerykański system szkolenia. Zaczęło się od krytyki szkółek piłkarskich, które były głównie prywatne, a co za tym idzie nie były dostępne dla ubogich dzieciaków. Następnie Klinsmann apelował do swoich piłkarzy, aby szukali szczęścia w Europie, bo MLS jego zdaniem było stracone. Oczywiście nie spodobało się to władzom ligi, lecz niemiecki trener miał to kompletnie w nosie i nadal kontynuował swoją politykę. Duży nacisk stawiał również na przygotowanie fizyczne, a taktykę – jak to miał w zwyczaju – odstawiał na boczny tor.
– Za czasów Klinsmanna wydaliśmy ogrom pieniędzy, a sukcesy były niewielkie. Przykładowo Klinsmann potrzebował nowoczesnych komputerów i sprzętu, aby pokazać piłkarzom plan taktyczny. Cóż, to był bardzo kosztowny błąd, a także moja wielka porażka – mówił po zwolnieniu Klinsmanna, Uli Hoeness.
– Eksperyment z Klinsmanem był dużym niepowodzeniem dla Bayernu. Pracowaliśmy nad naszą sprawnością, a taktyka schłodziła na boczny tor. Przed meczem rozmawialiśmy z innymi piłkarzami jak będziemy grać. Wszyscy piłkarze wiedzieli już po ośmiu tygodniach pracy z nim, że nie chcą dalej takiej współpracy – wtórował Hoenessowi Philipp Lahm.
Nic więc dziwnego, że prowadząc Amerykanów – prędzej czy później – musiało dojść do problemów w tym aspekcie. Pierwsze symptomy, że coś jest nie tak nadeszły już 2015 roku, w trakcie pucharu CONCACAF, na którym drużyna Klinsmanna zajęła rozczarowujące czwarte miejsce. Czara goryczy przelała się jednak po przegranym meczu z Meksykiem na początku eliminacji do mistrzostw świata w Rosji. Wówczas były trener Bayernu – ni z gruchy, ni z pietruchy – postanowił zmienić ustawienie z 4-4-2 na 3-5-2. Rzecz jasna wyszło tragicznie, ponieważ piłkarze kompletnie nie wiedzieli o co chodzi i mówi się, że w przerwie ubłagali trenera do przywrócenia starego systemu. Sam Klinsmann tuż po meczu tłumaczył, że chciał uwydatnić atuty Christiana Pulisicia. Szkoda tylko, że nie nie przygotował do tego całego zespołu.
Po tych wydarzeniach nie było już odwrotu, ponieważ niemal wszyscy (dziennikarze, kibice oraz piłkarze) chcieli natychmiastowego zwolnienia Klinsmanna. W projekt wierzył już tylko on sam. – Porażki idą na moje konto. Biorę za to pełną odpowiedzialność. Jednak to dla mnie sytuacja, z której mogę również wiele wyciągnąć. Jeszcze sześć miesięcy temu graliśmy w półfinale Copa America, a teraz przegrywamy w takim stylu dwa mecze z rzędu. To pokazuje, jak wszystko może zmienić się z dnia na dzień. Niestety taki jest futbol, ale niebawem wszystko może się odmienić – tłumaczył. Nieco innego zdania był Sunil Gulati, szef amerykańskiej federacji, który podziękował Niemcowi za pięć lat współpracy. Zaraz potem do ratowania drużyny zatrudnił doświadczonego Bruce’a Arenę, który prowadził już wcześniej Amerykanów w latach 1998-2006.
Nowy trener przychodził do drużyny w trudnej sytuacji, ale nie można powiedzieć, że była ona tragiczna. W końcu do końca eliminacji pozostawało jeszcze osiem kolejek, a biorąc pod uwagę, że w strefie CONCACAF nie grają tuzy światowego futbolu, to awans był wręcz powinnością w przypadku USA… Zaczęło się naprawdę dobrze, bo USA dowodzone przez Arenę najpierw rozgromiło Honduras w stosunku 6:0, a następnie zremisowało na wyjazdach z Meksykiem i Panamą. Dodatkowo dopisało sobie jeszcze trzy punkty za zwycięstwo z Trynidadem i Tobago. Tak więc mogło się wydawać, że pożar zażegnany i wszystko wraca na właściwe tory. Tym bardziej, że w międzyczasie USA odzyskało status najlepszej drużyny na kontynencie. Najprawdopodobniej to też Amerykanów zgubiło przed wrześniowymi i październikowym meczami eliminacyjnymi do mistrzostw świata w Rosji.
USA – Kostaryka 0:2
Honduras – USA 1:1
USA – Panama 4:0
Trynidad i Tobago – USA 2:1
Można powiedzieć, że wróciły demony z czasów Klinsmanna, ponieważ Kostaryka znowu dała lekcje futbolu Amerykanom. Tym razem jednak nie wszczęto alarmu, a raczej potraktowano to jako znak ostrzegawczy. Zaraz potem przyszedł remis z Hondurasem, który raczej nikogo nie uspokoił. No, ale już przekonują wygrana w październiku z Panamą przywróciła spokój, bo w końcu wystarczyło zdobyć już tylko jeden punkt w meczu z totalnym outsiderem grupy, czyli Trynidadem i Tobago. Skończyło się jednak upokarzającą porażką. Pozostałe reprezentacje zrobiły swoje (KLIK) i powiedziały tym samym Amerykanom – do swidania! Oczywiście trudno teraz wyrokować, co by było gdyby Klinsmann został do końca eliminacji. Nie ma to też najmniejszego sensu, ale jedno jest pewne – trzeba było się naprawdę postarać, aby w eliminacjach CONCACAF uzyskać jedynie 12 punktów.
Dla amerykańskiego soccera brak awansu na mundial, to dwa kroki w tył. Albo i więcej, bo w końcu reprezentacja to ich jedyne okno na świat, jeśli chodzi o ten sport. Choć zapewne niebawem wszyscy o tym zapomną, bo niedługo startuje NBA, a NHL ruszyło już tydzień temu. Nie da się jednak ukryć, że kompromitacja USA może być tragiczna w skutkach dla piłki nożnej w tym kraju. Przykładowo telewizja FOX, która wykupiła pełne prawa do mundialu za 200 milinów dolarów już nigdy może tego nie uczynić.