Reklama

Lewą nogą mógłby wiązać krawaty. Urodziny Semira Stilicia

redakcja

Autor:redakcja

08 października 2017, 10:03 • 2 min czytania 0 komentarzy

Swoją lewą nogą potrafi zrobić wszystko. No właśnie – jeszcze potrafi, czy potrafił w zamierzchłej przeszłości? Był czas, gdy mieliśmy wrażenie, że lewą stopą poprowadziłby nawet klubowy autokar. Każda piłka na nos, idealnie skrojona pod danego kolegę z drużyny. W czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał o Vadisie Odjidjy-Ofoe, to właśnie Semir Stilić wydawał nam się gościem, dla którego warto włączać telewizor w weekendy. Od pewnego czasu Bośniak zdecydowanie obniżył loty, ale w jego urodziny wypada wspomnieć raczej te lepsze czasy.

Lewą nogą mógłby wiązać krawaty. Urodziny Semira Stilicia

A te miały miejsce przede wszystkim w pierwszych spotkaniach Semira w Ekstraklasie. Wejście w ligę miał naprawdę wyśnione – przychodził do Poznania jako 21-letni Jugol, który na razie w swojej kartotece miał jedynie bośniacki Żeljeznicar. Z całym szacunkiem dla bośniackiej myśli szkoleniowej – nie oczekiwaliśmy cudów. Ale już chwilę po przyjściu było widać, że trafiliśmy na mały diamencik. Dwa gole w pierwszych pięciu meczach to niby nie jest jakiś szalony wyczyn, ale jak grał wtedy Lech… 6:0 z Grasshoppers Zurych, 3:0 z Jagiellonią, 5:1 w dwumeczu z Chazarem Lenkoran. To był naprawdę mocny start, a „Kolejorz” jak przystało na lokomotywę nabierał tempa z każdym meczem.

Listopad. Lech grał w Wodzisławiu z Odrą, a w 22. minucie miał rzut wolny. Scenariusz jest nam już raczej dobrze znany. Bomba od Stilicia i zabity pająk w okienku bramki.

Jak przystało na ulubieńca trybun przy Bułgarskiej – Stilić lubił też postrzelać Legii. Ta sztuka Bośniakowi udała się dwa razy, dwukrotnie po rzutach wolnych, co tylko potwierdza, że mieliśmy do czynienia z doskonale wyszlifowanymi umiejętnościami a nie typowym „przyszło, naszło, zeszło, weszło”. Pierwsza sztuka zatrzepotała w siatce warszawiakom w 2010 roku.

Reklama

Cztery lata temu, stołeczny zespół przeżył powtórkę z bośniackiej rozrywki. Jednakże ten gol znacznie przewyższył swojego poprzednika. Odległość, parabola lotu piłki – tu wszystko było na najwyższym, stiliciowym poziomie.

Piłka po spotkaniu ze stopą Semira niesamowicie leciała w powietrzu. Natomiast i Bośniak, pomimo tego, że był świadomy swojego atutu, czasami potrafił wykorzystać i inne zalety rzutu wolnego. Mecz z Wisłą, stały fragment gry z około osiemnastu metrów, a Stilić „szczurem” pakuje futbolówkę do siatki bramki Pareiki.

Szczęśliwych 30. urodzin, maestro! Obyś w Wiśle Płock miał równie wiele okazji, co w Lechu czy w „Białej Gwieździe” do czarowania na boisku. Nie ma co ukrywać – liga, szczególnie dzisiaj, szalenie potrzebuje Stiliciów w formie. Jest ich już w Polsce naprawdę niewielu…

Reklama

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
0
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

0 komentarzy

Loading...